Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
Wspomnienie NMP w sobotę [4 kl.]
Zawsze Wierni nr 6/2007 (97)

Jan Vennari

„Boski eksperyment” Karola Rahnera

Ks. Karol Rahner, modernistyczny jezuita, który «nadał kierunek II Soborowi Watykańskiemu», utrzymywał w tajemnicy swój trwający 22 lata romans z niemiecką pisarką Luizą Rinser.

Rewelacje te wypłynęły na światło dzienne w roku 1994, kiedy Rinser opublikowała swą autobiografię, obejmującą jej część korespondencji z Rahnerem, trwającej od roku 1962 do śmierci jezuity w 1984. Książkę zatytułowała Gratwanderung, co w wolnym tłumaczeniu oznacza ‘chodzenie po krawędzi’. Wydana w Niemczech, nie doczekała się jak do tej pory tłumaczenia na angielski.

Sami jezuici nigdy nie negowali istnienia związku pomiędzy Rinser i Rahnerem, odmawiali jednak Rinser zgody na opublikowanie listów, które otrzymała od Rahnera twierdząc, że są one własnością nie jej, a zakonu jezuitów.

Sprawa osobliwego romansu Rahnera spotkała się z niewielkim oddźwiękiem w krajach anglojęzycznych. Angielski „The Tablet” opublikował w roku 1995 krótki artykuł poświęcony książce Rinser. „The National Catholic Reporter” pisał na ten temat pod koniec roku 1997, tekst ten jednak nie był rezultatem własnego dochodzenia dziennikarskiego, a jedynie opracowaniem badań Pameli Kirk z Uniwersytetu św. Jana w Nowym Jorku, przedstawianej przez pismo jako specjalistka od Rahnera.

Pisma Luizy Rinser zainteresowały Pamelę Kirk, która opublikowała dwie rozprawy naukowe na jej temat (...). Pisze w jednej z nich: „Rinser (ur. 1911) zwróciła po raz pierwszy moją uwagę w roku 1995, kiedy opublikowała swe listy do Karola Rahnera, ujawniające namiętne uczucia jezuity do niej”.

O faktach tych nie wspomniano jednak podczas niedawnej konferencji na Uniwersytecie Laterańskim, będącej elementem obchodów stulecia urodzin Rahnera. Liczni uczestniczący w niej dostojnicy watykańscy wychwalali dziwaczne poglądy jezuity jako „całkowicie ortodoksyjne”.

„Moja Rybko, Ukochany”

W roku 1962, kiedy zmarła pięć lat temu Luiza Rinser poznała Rahnera, była już wdową i dwukrotną rozwódką. Po raz pierwszy napisała do jezuity, zwracając się do niego o poradę w kwestii teologicznej, którą się akurat zajmowała. Odwiedziła go w Innsbrucku na początku roku 1962, po czym „dyskusje teologiczne nabrały nagle charakteru bardziej osobistego”.

W okresie tym Rahner, wychwalany przez kard. Fringsa jako „najwybitniejszy teolog XX wieku”, wyrastał na głównego liberalnego teologa Vaticanum II, a równocześnie rozpoczął ożywioną korespondencję z Rinser, pisząc do niej niekiedy 3–4 listy dziennie. W sumie wysłał do niej ponad 2200 listów, z czego 758 w latach 1962–1965, podczas trwania II Soboru Watykańskiego, kierując zarazem Kościół ku „nowej wspaniałej przyszłości”.

Wedle Rinser była to miłość platoniczna. Rahner oświadczył jej, że chce pozostać „wierny” swym ślubom celibatu, co jednak nie przeszkodziło mu rzucać się przed nią na kolana z zapewnieniami o miłości. Rinser wspomina o tym incydencie w liście datowanym na 12 sierpnia 1962.

Moja Rybko, Ukochany! – pisze. – Nie potrafię wyrazić, jaka byłam wstrząśnięta, kiedy klęczałeś przede mną. Klęczałeś przed miłością, której doświadczasz, przed którą również ja klęczę w zdumieniu, we czci, z drżeniem i radością, której niemal nie mam odwagi pozwolić sobie odczuć.

Rinser i jezuicki kapłan używali w stosunku do siebie pieszczotliwych określeń. Rahner nazywał ją Wuschel, co jest niemieckim odpowiednikiem Woozle, postaci z Kubusia Puchatka A. A. Milne (było to przezwisko nadane Rinser przez jej dwóch synów). Ona z kolei nazywała Rahnera „swoją ukochaną Rybką”, co mogło być odwołaniem zarówno do starochrześcijańskiego symbolu, jak i znaku Zodiaku Rahnera.

Robi się coraz dziwniej

Cała historia staje się jeszcze bardziej dziwaczna, kiedy dowiadujemy się, że Rinser i Rahner byli jedynie dwoma elementami trójkąta, do którego należał też opat benedyktynów, określany w książce jako M.A. Wszyscy troje przebywali w Rzymie podczas Vaticanum II. Rahner był liberalnym teologiem nadającym kierunek soborowi; opat M.A. był uczestnikiem soboru posiadającym prawo głosu i ekspertem w sprawach dotyczących prawosławia; Rinser relacjonowała te wydarzenia jako korespondentka niemieckiej gazety „Die Welt am Sonntag”.

Z opublikowanych listów wyłania się obraz Rahnera jako człowieka niecierpliwego i zazdrosnego o faworyzowanie przez swą ukochaną opata. W liście z roku 1964, czyniąc aluzję do sytuacji, która wydaje się zbyt śmieszna, by mogła być prawdziwa, Rinser pisze o zazdrości Rahnera: „Mam M.A. i Ciebie. Nie powinieneś mówić, pisać czy myśleć, że musisz się kogoś obawiać. (...) Jesteś nieodłączną częścią mojego życia”.

Jak pisze Pamela Schaffer z „NCR”:

W miarę jak związek pogłębiał się, Rahner stawał się rozdrażniony i zasypywał Rinser wyrzutami, oczekując od niej większej lojalności, gdyż dawała mu do zrozumienia, że inny mężczyzna, opat benedyktynów i jej kierownik duchowy, zajął w jej sercu pierwsze miejsce. Wszystkie trzy strony tego żyjącego najwyraźniej w celibacie trójkąta — Rahner, Rinser i M.A. (...) — spotykały się podczas II Soboru Watykańskiego w drugim domu Rinser nieopodal Rzymu.

Z listów Rinser wynika, że Rahner poczuł się dotknięty, ponieważ to M.A. poświęcił jej dom nieopodal Rzymu i odprawił Mszę w jej kaplicy. Również jezuita odprawiał Msze w jej domu, był jednak zazdrosny, gdyż podczas soboru Rinser uczestniczyła w codziennych Mszach odprawianych przez opata. Aby bardziej zamanifestować swoją obecność w życiu Rinser, Rahner pojawiał się w jej domu nieoczekiwanie, niekiedy bardzo wcześnie rano. Na myśl przychodzi tu słowo „obsesja”: zachowanie takie niezbyt pasuje do jezuickiego wzorca, naszkicowanego przez św. Ignacego Loyolę. Rinser wspomina w swej autobiografii, że Rahner coraz częściej pisał o swojej beznadziejnej miłości.

Pamela Kirk, która wcale nie gani Rahnera za jego nieuporządkowane namiętności, pisze:

Częstotliwość odpowiedzi Rinser — (...) dwa lub trzy listy na tydzień, była najczęstszym powodem wyrzutów: Rahner zarzucał jej, że nie odpowiada na jego listy. Musiała go stale uspokajać: Tak, pamięta o jego listach. Usiłuje znaleźć czas, żeby na nie odpowiadać, niekiedy zajęta jest jednak domem, oczekuje gości, musi gotować lub iść na zakupy, wykonać masę czynności, których on nie musi robić, nie mówiąc już o pracy pisarskiej, zapewniającej jej utrzymanie. Powtarzające się oskarżenia, że go lekceważy, że to zdrada wobec ich wcześniejszej przyjaźni, sprawiają przytłaczające wrażenie. Rahner zarzucał Rinser, że nie traktuje poważnie jego pracy, nie czyta tego, co jej przysyła, nie dba o niego. Powinna się o niego troszczyć.

Pomimo wyrzutów Rahnera Rinser powtarza mu, że opat nieodmiennie zajmuje pierwszeństwo w jej sercu, pomimo że M.A. wydaje się oziębły i chłodny. Zapewnia chorego z miłości jezuitę, że po opacie i jej dwóch synach, pozostaje on najważniejszym mężczyzną w jej życiu. Rahnera to jednak nie satysfakcjonuje – chce wyłączności na uczucia Rinser.

Ta małostkowa zazdrość toczy umysł Rahnera w tym samym czasie, kiedy nadaje on kierunek pracom II Soboru Watykańskiego.

„Boski eksperyment”?

Rahner napisał do Rinser 2203 listy, które miały charakter zarówno teologiczny, jak osobisty. Według Kirk, napisał do niej 110 listów w roku 1962, 123 w 1963, 276 w 1964, 249 w 1965, 222 w 1966, wysyłając jej również relacje ze swej podróży do USA. W roku 1967 wysłał do niej 252 listy, a w okresie 1968–1970 ponad 100. Korespondencja zaczęła słabnąć w roku 1971, kiedy wysłał jej 75 listów, a rok później już tylko 50 (od początku lat 70. komunikowali się częściej telefonicznie). Od tego czasu, aż do swej śmierci w roku 1984, Rahner wysyłał od 3 do 15 listów rocznie.

Sama Rinser tak pisze o swych stosunkach z Rahnerem:

Byliśmy oboje w pełni świadomi implikacji związku, który stopniowo się zacieśniał, duchowej pielgrzymki po górskiej przepaści (Gratwanderung, tak właśnie zatytułowała swą książkę — przyp. J.V.). Nie postrzegaliśmy tego jako kosztowania zakazanego owocu, ale jako Boski eksperyment, [poprzez który] będąc w pełni mężczyzną i kobietą, ciałem i krwią, mieliśmy jednak zamiar żyć życiem [jedynie] duchowym.

Z pewnością niewielu katolików nazwałoby otwarte wyznania miłości katolickiego księdza do kobiety „Boskim eksperymentem”. Wyobraźmy sobie żonę, która dowiaduje się, że jej mąż pisze listy miłosne do innej, nadaje jej zdrobniałe imię, klęka przed nią w miłosnym uniesieniu. Potem dowiaduje się o zazdrości męża, że owa kobieta woli od niego innego, również żonatego. Dochodzi do jej uszu, że mąż pokazuje się w domu tej kobiety we wczesnych godzinach rannych. Czy przymknęłaby oko na to dziwaczne zachowanie, traktując je jako „Boski eksperyment”? Nie sądzę. Uznałaby je za to, czym było w istocie: za (...) niewierność, i to niezależnie od tego, czy ów „eksperyment” miał charakter cielesny, czy też nie.

A przecież wylewne okazywanie przez kapłana uczucia kobiecie jest czymś znacznie gorszym, niż zalecanie się żonatego mężczyzny do cudzej żony, ponieważ kapłan poświęcony jest Bogu, którego ma kochać i służyć Mu „z całego swego serca, z całego swego umysłu, z całej swojej duszy i ze wszystkich sił”. We wspaniałym dziele zatytułowanym Kapłan, człowiek Boży, jego godność i obowiązki św. Józef Cafasso obszernie pisze o niebezpieczeństwach i zgorszeniu powodowanym przez kapłana pozostającego w zażyłych stosunkach z kobietami.

„Jakże liczne są – pisze święty –

ustępy Pisma św. i pism Doktorów Kościoła, napominające kapłanów, by wystrzegali się odwiedzania kobiet i przestawania w ich towarzystwie. Wszystkie one (...) rozpaczają nad nieuniknionym upadkiem kapłana, który sam siebie nie pilnuje. Nadaremnie podawać będzie pretekst dla utrzymywania tych stosunków: nienaganne prowadzenie, dobre maniery, dobre i uczciwe intencje, przykładne życie, brak cienia nawet niebezpieczeństwa. Nikt nie będzie słuchał takich wymówek.

„Bóg – pisze inny autor – wymagał zawsze wyższego stopnia czystości i wstrzemięźliwości od swych kapłanów, niż od innych osób, które nie są wybrane do Jego szczególnej służby”. Św. Józef Cafasso nieubłaganie piętnował wykroczenie, które popełnił „największy z teologów XX wieku”. Należy tu zauważyć, że ostre słowa świętego obejmują również „niecielesne” pragnienia, na jakie pozwalał sobie Rahner:

(...) by kapłan wyćwiczony w szkole Boskiego Mistrza, będący Jego odwzorowaniem, człowiek oddzielony od reszty [ludzi] (...), który nie powinien mieć nic wspólnego z tym światem, człowiek przeznaczony, by reprezentować Boga na ziemi, poniżał się do tego stopnia, tak pokrywał się błotem tego świata, by zajmować się kobietą, myśleć o kobiecie, odwiedzać ją często, okazywać wobec niej poufałość, okrywa się taką hańbą, taką sromotą, że szczerze mówiąc nie znajduję słów, by to wyrazić, a gdybym je znalazł, nie miałbym odwagi ich wypowiedzieć. Niech więc ci ludzie trzymają się od nas tak daleko, jak to tylko możliwe.

Jednak Karol Rahner złamał tyle zasad katolickiej teologii, spowodował tak wielkie zniszczenia w katolickim świecie, że nikogo nie powinno dziwić, że również jego życie osobiste było „spacerem po krawędzi”.

„Moja własna” religia

Rahnera i Rinser z pewnością łączyło jedno: oboje byli osobami „religijnymi”, które dochodziły do Boga na swój własny sposób.

Urodzona w roku 1911 w Niemczech Rinser dorastała jako bawarska katoliczka. W latach 30. poślubiła dyrygenta Horsta-Gunthera Schnella. Małżeństwo było nieprzychylnie nastawione do nazizmu, co jest niewątpliwie godne pochwały. Rinser miała ze Schnellem dwóch synów, on sam jednak jesienią 1942 r. został zmobilizowany. Zginął przed Bożym Narodzeniem tego samego roku. Również Rinser znalazła się w opałach z powodu swej antywojennej powieści Szklany pierścień. W roku 1944 została aresztowana.

W więzieniu powstały jej zapiski, notowane na wszelkich skrawkach papieru, jakie mogła znaleźć, łącznie z marginesami gazet i papierze toaletowym. Skazana na śmierć za zdradę, została uratowana przez aliantów w roku 1945. Rok później opublikowane zostały jej dzienniki więzienne.

W roku 1943, jeszcze przed aresztowaniem, Rinser poślubiła pisarza Klausa – homoseksualistę i komunistę. Zrobiła to, żeby uratować go przed nazistami, którzy rozstrzelaliby go z obu powyższych powodów, gdyż traktowane były one w Trzeciej Rzeszy jako przestępstwa. Małżeństwo to „złagodziło podejrzenia o homoseksualizm i pozwoliło mu zarejestrować się w Bawarii, gdzie był mniej znany”. Najwyraźniej jednak małżonkowie szybko się rozstali, gdyż ostatecznie w roku 1954 Rinser poślubiła kompozytora Karola Orffa. Pięć lat później również ten związek zakończył się rozwodem.

Około roku 1962 związana była z opatem M.A. i Rahnerem, z którym korespondencję z utrzymywała aż do jego śmierci 30 marca 1984 roku (Kirk pisze, że na krótko przed śmiercią jezuity godzinami rozmawiali przez telefon). Jej kontakty z M.A. trwały do roku 1994. Zmarła 17 marca 2002.

Rinser była w Bawarii pisarką znaną, opublikowała ponad 30 powieści, cztery pamiętniki oraz autobiografię. Niektóre z tych pozycji znalazły się w jej rodzinnym kraju na liście bestsellerów, a wiele przetłumaczono na inne języki. Była również znana ze swych lewicowych sympatii, zarówno politycznych, jak religijnych.

Instytut Niemiecko-Amerykański wychwalał ją jako „feministkę, ekologa i przeciwnika broni atomowej”. Chociaż twierdziła, że jest „głęboko zakorzeniona sercem w katolicyzmie”, wielokrotnie przyznawała, że „żyła mieszaniną chrześcijaństwa i religii Wschodu, poszukując powszechnej harmonii”. Będąc wielbicielką Teilharda de Chardin, „stworzyła sobie swój własny pogląd na świat, będący oryginalną mieszaniną buddyzmu i chrześcijaństwa”.

Donosząc o jej śmierci, „The London Times” pisał:

Pozostała praktykującą rzymską katoliczką do końca swych dni, walcząc równocześnie przeciwko celibatowi, władzy kapłańskiej i o prawo do aborcji. Pomimo tego, zaliczała do swych osobistych przyjaciół kard. Józefa Ratzingera. (...) W roku 1984, mając 73 lata, kandydowała z ramienia partii Zielonych w wyborach prezydenckich (...) i prowadziła na Zachodzie kampanię poparcia dla północnokoreańskiego dyktatora Kim Il Sunga.

Rahner – radykał

Sam Karol Rahner miał równie „nieszablonowe” poglądy. Pozostając „głęboko przywiązany” do swej własnej wersji katolicyzmu, na każdym kroku podkopywał odwieczne nauczanie Kościoła. W odróżnieniu od wielkiego ks. Faheya, którego mottem było: „świat musi dostosować się do Chrystusa, a nie On do świata”, Rahner usiłował uwspółcześnić naukę Zbawiciela.

Wpływy Rahnera były ogromne. Spełniał oczekiwania współczesnego świata, duchowieństwa tęskniącego za doktrynalnymi kompromisami zawieranymi pod pretekstem „lepszego zrozumienia”.

Był jednym z liderów „nowej teologii”, wedle której religia musi zmieniać się stosownie do wymogu czasów. Już w roku 1950 ks. Dawid Greestock ostrzegał przed tą ideą i ujawniał podstępne metody stosowane przez ów ruch.

Głównym twierdzeniem zwolenników tego nowego ruchu jest, że teologia, aby pozostać żywą, musi dostosować się do czasów. Są oni jednak ostrożni i powtarzają wszystkie fundamentalne twierdzenia tradycyjnej teologii, jak gdyby nie było ich intencją ich atakowanie. Dotyczy to zwłaszcza autorów takich jak de Lubac, Danielou, Rahner (...), z których wszyscy znajdują się niewątpliwie w samym centrum tego ruchu.

Rahner oraz inni progresywni teologowie, jak Congar, de Lubac i Chenu, nie bez powodu podejrzewani byli przez Święte Oficjum za pontyfikatu Piusa XII o herezje. Zabroniono im nawet zajmować publicznie stanowiska w różnych kwestiach. Papież Jan XXIII, „co do którego progresiści wierzyli, że im sprzyja”, zaprosił jednak tych teologicznych hippisów, by stali się ekspertami podczas prac II Soboru Watykańskiego, „rehabilitując” ich niejako, mimo że nigdy nie odwołali swych heterodoksyjnych poglądów. Progresiści uzyskali kontrolę nad soborem, a wpływ Karola Rahnera był przemożny. O. R. Wiltgen w książce Ren wpływa do Tybru pisał:

Ponieważ stanowisko biskupów niemieckojęzycznych było regularnie przyjmowane przez sojusz europejski, a stanowisko sojuszu było generalnie przyjmowane przez sobór, poglądy jednego tylko teologa mogły zostać przyjęte przez cały sobór, jeśli tylko zostałyby przyjęte przez biskupów niemieckojęzycznych. I rzeczywiście, był taki teolog: jezuita Karol Rahner.

Bp Alojzy J. Wycisło (entuzjasta rewolucji Vaticanum II) pisał o teologach takich jak Rahner, którzy przez całe lata trzymali się w cieniu. Ludzie ci „pojawili się jako periti (eksperci teologiczni biskupów na soborze), a ich opublikowane po soborze książki oraz komentarze stały się bardzo znane”. Wycisło wychwalał też Rahnera jako jedno ze „świateł przewodnich” posoborowej teologii.

Jan Chrzciciel Metz, student i przyjaciel Rahnera, pisał, że w chwili śmierci „był on z pewnością najbardziej wpływowym i najważniejszym katolickim myślicielem naszych czasów”. Jak napisał o swojej formacji seminaryjnej w latach 70. pewien kapłan z południowo-zachodniej części USA: „Rahner opanował wszystko; zajął miejsce św. Tomasza z Akwinu”. W innym miejscu Metz pisze: „Karol Rahner odnowił oblicze naszej teologii. Nic nie jest już takie, jak przedtem”.

„Gorączka rahnerowska” była zaprawdę zadziwiającym zjawiskiem. Na podobieństwo epidemii opanowała Kościół na całym świecie.

Rahner: ojciec rewolucji

Karol Rahner „wynalazł nową kategorię «anonimowego chrześcijaństwa», twierdząc, że obejmuje ono buddystów, innych niechrześcijan, a nawet ateistów, którzy postępują zgodnie z sumieniem, są uczciwi i humanitarni”. Jak pisał sam Rahner: „W jakiś sposób jest u nich obecny podstawowy rodzaj wiary w Boga, czy zdają sobie z tego sprawę, czy nie”. „Są oni częścią «chrześcijaństwa, które nie nazywa się chrześcijaństwem», (...) «poganami», którzy otrzymali łaskę, nie są jednak tego świadomi”.

Właśnie ta heterodoksyjna idea, ignorująca trzykrotnie zdefiniowany dogmat, wedle którego poza Kościołem nie ma zbawienia, doprowadziła do panreligijnego ekumenizmu Vaticanum II. To jej dzieckiem jest tzw. duch Asyżu. Modernista o. Jakub Dupuis, wyciągający fałszywy wniosek, że wyznawcy wszystkich religii są w równym stopniu członkami „Królestwa Bożego”, opiera się właśnie na naukach Karola Rahnera. Słownik współczesnej teologii zachodniej podaje:

Soborowe otwarcie na inne tradycje religijne może być wiązane z rahnerowskim pojęciem odnowy Kościoła, uniwersalizmu zbawczego i jego wsparciem dla ruchu ekumenicznego.

Zaprawdę, Rahner był teologiem, którego „poglądy przyjęte zostały przez cały sobór”, i to z katastrofalnymi następstwami. Niszczycielski żywioł, który od czasu Vaticanum II uderza w dogmaty, obala zasady moralne, niszczy czcigodne katolickie zwyczaje, pustoszy katolicki świat (...) mógłby słusznie nosić nazwę „Huragan Karol”.

Karol Rahner jako teolog:

Ten ostatni punkt rozwinięty został w książce Rahnera Jedność Kościołów. Aktualne możliwości, napisanej wspólnie z protestantem H. Friesem. Sugeruje w niej, że katolicy i protestanci zgadzają się ze sobą w wystarczającej ilości zasadniczych pojęć, by zjednoczyć się w jeden „Kościół”, pod warunkiem, że wszystkie mające połączyć się wspólnoty zaakceptują Credo wyznawane do IV wieku.

Innymi słowy, protestanci, którzy odrzucają uroczyste nauczanie Soboru Trydenckiego, nieomylność papieską i wszystkie katolickie dogmaty promulgowane od IV wieku, powinni zjednoczyć się z katolikami w super-Kościół, w którym ich pastorzy będą głosić swoje nauki. Książka ta kładzie również fundament pod inicjatywę interkomunii. Papież byłby nadal głową owego nowego tworu, ale jedynie jako „znak jedności”, a nie autonomiczny, sprawujący rządy z Bożego nadania władca. Ogłaszałby ex cathedra jedynie te dogmaty, co do których osiągnięty zostałby consensus „kościołów wchodzących w skład Kościoła”.

„Katolicki od stóp do głów”?

Nie powstrzymało to jednak dygnitarzy watykańskich od świętowania w Rzymie stulecia urodzin Karola Rahnera w dniach 4–5 marca 2004 (...).

W wysokiej rangi konferencji zorganizowanej na Uniwersytecie Laterańskim uczestniczyli m.in. kard. Krescencjusz Sepe, prefekt Kongregacji Ewangelizacji Narodów, abp Angelo Amato, sekretarz Kongregacji Nauki Wiary, bp Rino Fisichella, rektor uniwersytetu, jezuita ks. Jan Michał McDermott z Josephinum w Ohio oraz jego konfrater ks. Ludwik Ladaria z Uniwersytetu Gregoriańskiego.

Konkluzja zjazdu brzmiała, że Rahner był w pełni ortodoksyjnym katolikiem. Jak tryumfalnie donosił Jan Allen z „National Catholic Reporter”:

Ci wszyscy, którzy obawiali się wpływu prawicowych ekstremistów na katolicką biurokrację, mogą odetchnąć z ulgą, główni prelegenci przybyli na Uniwersytet Laterański raczej chwalić Rahnera, niż go krytykować.

Według abpa Amato z Kongregacji Nauki Wiary: „Pomimo pewnych dwuznacznych sformułowań Rahner był ortodoksyjnym katolickim teologiem”. Ks. McDermott powiedział natomiast, że kontrowersyjny jezuita był „błędnie interpretowany”, „był jednak katolicki od stóp do głów”.

Z pewnością śp. kard. Józef Siri z Genui nie zgodziłby się z tą opinią. W swej wydanej w roku 1981 książce zatytułowanej Getsemani. Refleksje nas współczesnym ruchem teologicznym kardynał rozprawia się z mitem trzech „świętych krów” epoki posoborowej: Henrykiem de Lubac, Jakubem Maritainem i Karolem Rahnerem. Główny ciężar krytyki koncentruje się na Rahnerze.

Siri wskazuje np., że wedle Rahnera heretycka protestancka zasada sola scriptura ma taką samą wagę i jest tak samo prawdziwa jak ortodoksyjne katolickie nauczanie o dwóch źródłach objawienia: Piśmie św. i Tradycji. Rahner pisał:

Z uwagi na doświadczenie wiary i teologię naszych braci reformowanych, jest naszym obowiązkiem traktować jak najpoważniej protestancką zasadę sola scriptura, ponieważ implikuje ona autentyczne doświadczenie religijne i stanowi moim zdaniem równie autentyczną tradycję teologiczną, powracającą do źródeł katolicyzmu.

Przytaczając te słowa i inne wypowiedzi Rahnera w tym samym duchu, kard. Siri dochodzi do wniosku, że podważał on w istocie katolickie nauczanie o Tradycji. Jak ubolewa:

Utrzymywać (jak to czyni Rahner – przyp. red.) (...) z jednej strony, że „Pismo jest praktycznie jedynym materialnym źródłem wiary”, a z drugiej, że „nie należy wykluczać Tradycji”, oznacza de facto negowanie Tradycji jako jednego ze źródeł objawienia.

Kardynał wyjaśnia dalej, że Rahner miesza porządek naturalny i nadprzyrodzony, usiłuje „zdemitologizować” katolicką prawdę, wprowadza heterodoksyjne pojęcie „anonimowego chrześcijanina” i w istocie neguje grzech pierworodny.

Negacja grzechu pierworodnego przejawia się w pismach Rahnera w rozmaitych kontekstach, nigdzie jednak nie jest wyrażona otwarcie. W związku z tym kard. Siri zwraca uwagę na stosunek Rahnera do dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny.

Wątpliwości doktrynalne

Kard. Siri wyjaśnia, że w roku 1953 Rahner cytował definicję Piusa IX i wydawał się akceptować fakt jej nieomylności. Przyznawał więc, że Matka Boża zastała zachowana od grzechu pierworodnego, który zaciąga każdy człowiek przychodzący na świat.

Akceptacja przez niego tego dogmatu – pisze kard. Siri – otoczona jest mnóstwem rozważań dotyczących wspólnego przeznaczenia ludzi, rozważań zawierających wiele podejrzanych i niekiedy kontrowersyjnych niuansów, osłabiających doktrynalną pewność. W każdym bądź razie Rahner wydaje się uznawać w tych tekstach doktrynę o grzechu pierworodnym i zachowaniu od niego Najświętszej Maryi Panny.

Jednak około roku 1970 w swych Rozważaniach teologicznych o Maryi Rahner napisał:

Dogmat [o Niepokalanym Poczęciu] nie oznacza w żaden sposób, że narodzinom towarzyszy jakaś skaza i że Maryja musiała posiadać przywilej, aby tej skazy uniknąć. Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny polega więc po prostu na posiadaniu przez Nią od początku Jej istnienia życia łaski Bożej. Od początku swego istnienia Maryja otoczona była odkupieńczą i uświęcającą miłością Boga. Taka jest, w całej swej prostocie, doktryna, którą Pius IX uroczyście zdefiniował jako prawdę wiary katolickiej w roku 1854.

Jednak w bulli Ineffabilis Deus czytamy wyraźnie, że Najświętsza Maryja Panna zachowana została od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego:

(...) ogłaszamy, orzekamy i określamy, że (...) Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia — mocą szczególnej łaski i przywileju wszechmocnego Boga, mocą przewidywanych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego — została zachowana nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego.

Kard. Siri pokazuje błąd w nauczaniu Rahnera: „Jeśli człowiek przy narodzeniu nie zaciąga zmazy grzechu, o jakiej więc zmazie mówi bulla Piusa IX? Jak można twierdzić, jak to czyni Rahner, że Maryja nie miała być od czego zachowana i że nie otrzymała żadnego szczególnego przywileju?”.

Krótko mówiąc, Rahner neguje w ten sposób pośrednio istnienie grzechu pierworodnego. Podważa również nieomylność orzeczeń papieskich, gdyż jego słowa stanowią całkowite zaprzeczenie uroczystej definicji Piusa IX.

Niewątpliwie wiara tysięcy studentów katolickich uczelni została zniszczona lub osłabiona przez lekturę dzieł Rahnera podczas zajęć z teologii. (...)

Rahner podważał również naukę o wiecznym dziewictwie Matki Bożej. Jego uczeń Herbert Vorgimler wspomina: „W roku 1960 Rahner napisał artykuł, w którym kwestionował katolicką naukę o virginatis in partu, wedle której Maryja pozostała dziewicą po narodzeniu Chrystusa Pana aż do śmierci”. Artykuł ten, pisze Vorgimler, spowodował poważne zamieszanie w kręgach rzymskich.

Według Vorgimlera, Rahner

próbował interpretować tę naukę (...) w typowy dla siebie sposób. Poszukiwał „jądra” tezy (...). Intencją wszystkich starożytnych pisarzy, którzy mówili o dziewictwie Maryi, nie było według niego z pewnością określanie jego aspektów biologicznych czy anatomicznych. (...) W aspekcie religijnym i teologicznym dziewicą jest osoba całkowicie zorientowana na pełnienie woli Boga, będąca „do jego absolutnej dyspozycji”. Oczywiście, w tym głębszym sensie, również osoby pozostające w małżeństwie mogą być dziewicami.

Podobnie jak w innych swoich pismach, Rahner igra tu z ogniem. Sobór Laterański w roku 649 nauczał jasno:

Jeżeli ktoś nie wyznaje według nauki świętych ojców, że święta zawsze Dziewica i niepokalana Maryja jest prawdziwie i właściwie Bożą Rodzicielką, ponieważ samego Boga-Słowo zrodzonego z Ojca przed wszystkimi wiekami, a w ostatnich czasach w sposób szczególny i prawdziwy bez nasienia z Ducha Świętego poczęła, bez naruszenia dziewictwa porodziła i pozostała także dziewicą po narodzeniu — niech będzie wyklęty.

Nawiasem mówiąc, redefiniowanie przez Rahnera terminu „dziewictwo” w celu podważenia katolickiego dogmatu przypomina „redefiniowanie” przez kard. Ratzingera Niepokalanego Serca w dokumencie wydanym przy okazji „ogłoszenia” trzeciej tajemnicy fatimskiej. kard. Ratzinger definiuje w nim „niepokalane serce” (pisane z małej litery) jako każde serce, które odpowiada Bogu „tak”. To deprecjonowanie nabożeństwa maryjnego nie umknęło uwadze gazety „Los Angeles Times”, która napisała, że Ratzinger „subtelnie podważył nabożeństwo fatimskie”. Wydaje się, że Ratzinger wiele nauczył się od Karola Rahnera, ponieważ obaj ściśle ze sobą współpracowali podczas II Soboru Watykańskiego. Technika jest prosta: nie należy negować doktryny otwarcie, trzeba używać istniejącej terminologii, równocześnie ją redefiniując. Nic dziwnego, że „ortodoksja” Rahnera wysławiana jest w posoborowym Rzymie.

Podważanie przez Rahnera doktryny maryjnej pokazuje, że oddał on swe serce niewłaściwej osobie. Zamiast poświęcić życie Niepokalanej i Świętej Matce Kościołowi, podzielił swe serce między swą własną interpretację katolicyzmu a Luizę Rinser, kobietę, za którą tęsknił, kierowany zakazaną miłością i małostkową zazdrością.

Balansowanie na krawędzi

Publikacja książki Rinser spotkała się początkowo w Niemczech z pewnym rozgłosem, była zarówno wyśmiewana, jak chwalona. Pewien pisarz krytykował „być może nieświadomą intelektualno-duchową próżność” Rinser. Inny określił ją jako „polującą na kapłanów lwicę”. Z drugiej strony Paweł Konrad Kunz z „Frankfurter Allgemeine Zeitung” wychwalał książkę i fakt jej publikacji jako „najbardziej poruszające (...) wydarzenie w niemieckim katolicyzmie w II połowie XX wieku”. Inny krytyk określał ją jako „szczere, ale nie ekshibicjonistyczne świadectwo związku, którego żadna za stron nie powinna się wstydzić”.

Normalnym katolikom z pewnością trudno byłoby zgodzić się z tą tezą. Trudno nazwać naturalnym zachowanie katolickiego księdza, i to jezuity, wychwalanego jako „największy teolog XX wieku”, gdy podskakuje jak zakochany do nieprzytomności szczeniak dookoła dwukrotnej rozwódki, domagającego się od niej okazywania uczucia i bombardującego ją ponad dwoma tysiącami listów. Fakt, że jezuici odmówili zgody na opublikowanie listów Rahnera do Rinser, pogłębia jedynie wrażenie, że należy podejrzewać coś mało chwalebnego.

Nic dziwnego, że obsesja Rahnera na punkcie Rinser znalazła nikły oddźwięk w światowych mediach, zwłaszcza anglojęzycznych. Nie jest też tajemnicą, dlaczego zakon Rahnera nalega stanowczo, by jego listy miłosne do Rinser nigdy nie ujrzały światła dziennego. Ostatnią rzeczą, jakiej chcieliby dzisiejsi jezuici, jest odkrycie prawdziwego oblicza ich sztandarowego rewolucjonisty: dziwaka ogarniętego młodzieńczym zauroczeniem wobec proaborcyjnej feministki; dziwoląga, będącego ostatnią osobą nadającą się wzorzec do naśladowania. (...) Ω

Za „Catholic Family News” tłumaczył Tomasz Maszczyk.