Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Józefa, Oblubieńca NMP, wyznawcy, Patrona Kościoła katolickiego [1 kl.]
Zawsze Wierni nr 3/2013 (166)

ks. Karol Stehlin FSSPX

Papież i papiestwo

Niedawno cały Kościół z zapartym tchem oczekiwał na wybór nowego papieża. Oczekiwania były tym większe, im bardziej niespodziewane wydarzenia je poprzedziły. Na niezwykłe okoliczności wyboru papieża Franciszka złożyła się przede wszystkim rezygnacja Benedykta XVI. Nowy papież w chwili wyboru był dla milionów katolików postacią raczej nieznaną. Jego wybór był dla wielu zaskoczeniem. Obserwatorzy od razu zwrócili uwagę na różnice pomiędzy osobowościami Benedykta XVI i Franciszka. W kilku sytuacjach nowy papież wyraźnie otoczenie zadziwił. Jest niewątpliwie postacią wywołującą emocje, postacią medialną.

Jeszcze na dobre nie zagospodarował się na Stolicy Piotrowej, a już przez niektórych został osądzony. Wielu ludzi nie potrafiło opanować skłonności do pośpiesznego oceniania, do zabierania głosu bez głębszego namysłu i należytej wiedzy. Na każdą wiadomość docierającą z Rzymu o papieżu Franciszku, pojawiały się od razu komentarze i krytyczne analizy. Nadeszła wiadomość o przemówieniu papieża: etatowi komentatorzy sklasyfikowali je jako przemówienie w duchu soborowym, ekumenicznym, wręcz synkretycznym. Zaczęła budziła się u niektórych niechęć i rozżalenie. Szybko padły przykre, nieprzyjazne słowa.

Na tym jednak nie koniec. Ludzie przesiąknięci duchem personalizmu często nie potrafią już rozróżnić osoby od urzędu, jaki ona piastuje. Stąd bierze się cały szereg niewłaściwych zachowań. Niechęć do osoby piastującej urząd prowadzi do osłabienia szacunku dla samego urzędu. Katolikom nie wolno negować urzędu papieskiego, ale przecież wiemy, że niektórzy praktykują swoją wiarę tak, jakby Stolica Apostolska po prostu nie istniała, albo jakby im nie była do niczego potrzebna. Najbardziej radykalnym przykładem takiego myślenia jest sedewakantyzm.

Wielu zapomina, że katolicyzm jest z natury swojej rzymski, papieski. I nie mam tu na myśli tylko katolicyzmu tzw. łacinników, czyli wiernych obrządku łacińskiego. Także katolicyzm wiernych obrządków wschodnich, w tym unitów (grekokatolików), jest rzymski. Rzymskość bowiem wyraża się przede wszystkim w stanie świadomości, w sposobie myślenia, reagowania. Nie trzeba koniecznie używać w liturgii języka łacińskiego, by myśleć po rzymsku, choć na pewno myślenie po rzymsku stałoby się niemożliwe, gdyby Kościół zachodni przestał odprawiać Mszę św., sprawować sakramenty i odmawiać brewiarz po łacinie. Jeśli rzeka wyschnie u źródła, to nie będzie jej też przy ujściu do morza.

Rzymskość to przede wszystkim umiłowanie Kościoła personifikowanego na ziemi przez papieża. Rzymskość to ultramontanizm, czyli — pisząc w skrócie — patrzenie na świat przez „rzymskie okulary” — z Rzymu, a dokładnie z bazyliki św. Piotra. Pięknym przykładem ultramontanina był Louis Veuillot, który swym oddaniem dla papieża zawstydzał niejednego liberalnego biskupa we Francji. Idąc za jego przykładem, odnajdujemy swe miejsce nie tylko po stronie christianitas (cywilizacja chrześcijańska), ale także po stronie romanitas (cywilizacja łacińska, rzymska), która tej pierwszej jest najpiękniejszym wcieleniem.

Im częściej oskarża się nas o nieuznawanie papieża, o niechęć i nieposłuszeństwo wobec niego, tym bardziej musimy dawać wyraz naszej rzymskości — romanitas, czyli naszego przywiązania do papiestwa. Uznajemy w Kościele papieża, tak jak dzieci w rodzinie uznają ojca, który oprócz wzlotów może mieć także upadki, obok zalet
— wady, obok sukcesów — porażki. Niezmiennie jednak pozostaje ojcem.

Funkcja papieska w Kościele i ojcowska w rodzinie mają wiele wspólnego. Obie są wzniosłe i obie mają swe umocowanie w samym Bogu. Papież jest naszym ojcem, a wszelkie ojcostwo na ziemi jest echem ojcostwa Ojca niebieskiego i uczestnictwem w jego przymiotach: opatrzności, sprawiedliwości, władzy królewskiej. Ojcostwo jest więc jednym z najbardziej wyrazistych obrazów i podobieństw do samego Boga. Wyraża początek, budowę, kierownictwo i obronę.

Choć przez grzech pierworodny te piękne obrazy Pana Boga są w ludzkich duszach narażone na skażenie, deformację, to jednak zawsze istnieją. Nawet jeśli są ojcowie, którzy sprzeniewierzają się wzniosłej funkcji ojcostwa, to jednak jeszcze więcej mamy budujących wzorów pięknie ucieleśniających ideał ojcostwa. Dzięki temu ludzie na ziemi mogą lepiej zrozumieć, co to znaczy, że Bóg jest Ojcem; a także to, co znaczy, że papież jest ojcem. Godność ojcowska pozostanie zawsze ta sama i każdy, kto na ziemi tą godnością został obdarzony, może wrócić do ideału ojcostwa, jaki znajdujemy w Bogu.

Ojcostwo podobne jest do pięknej muzyki. Muzyka sama w sobie jest wspaniała, ale jeśli odtwórca gra ją niedbale, dźwięki będą sfałszowane. Jednak przez ten fakt dzieło muzyczne nie staje się godne krytyki, a tym bardziej jego kompozytor. Zamiast krytykować muzykę i kompozytora, trzeba wskazać odtwórcy błędy i przedstawić środki pozwalające mu na wierną i wykonaną z należytą starannością grę.

Ileż pięknych słów wypowiedział abp Marcel Lefebvre o katolickim Rzymie! W deklaracji z 21 listopada 1974 roku czytamy: „Całym sercem i duszą należymy do Rzymu katolickiego, stróża wiary katolickiej oraz Tradycji niezbędnej do jej zachowania; do wiecznego Rzymu, nauczyciela mądrości i prawdy”. Książka pt. Aby Kościół trwał ma wymowny podtytuł: Arcybiskup Marcel Lefebvre w obronie Kościoła i papiestwa. To, co abp Lefebvre robił na soborze i po jego zakończeniu, było m.in. obroną Stolicy Apostolskiej i papiestwa. Szczególnie sprzeciw Arcybiskupa wobec kolegializmu był wyrazem miłości do papiestwa. To nas, katolików wiernych Tradycji, zobowiązuje.

Tak jak w rodzinie ojciec może czasem się zachwiać, tak też i w Rzymie może pojawić się tendencja neomodernistyczna i neoprotestancka. Stało się tak, niestety, w dobie ostatniego soboru. Co robić, jeśli ojciec sprzeniewierzy się swej wzniosłej funkcji, jeśli okaże się jej niewierny i wypaczy ją? Co mają zrobić dzieci, jeśli widzą, że ich ojciec wpadł w sidła złego towarzystwa i popełnił jakieś błędy? Walczą o niego, modlą się za niego, ofiarują się za niego. Robią wszystko, aby go uratować. Muszą jego błędom powiedzieć „nie”, ale cały czas jego osobie mówią „tak”. Jeśli nie dociera do niego bezpośrednio to, co mu mówią, to otaczają go tym bardziej troskliwie modlitwami i ofiarami, ufając Bogu, że pomoże ich ojcu wrócić na dobrą drogę.

W przypadku papieża i papiestwa mamy do czynienia nie z funkcją naturalną, przyrodzoną, ale nadprzyrodzoną. A skoro jest ona nadprzyrodzona, to nieskończenie wyższa, bardziej godna czci od tego, co przyrodzone. W Kościele katolickim wymagane jest, aby szanować ład, opierający się nie na doskonałości moralnej poszczególnych osób, jak to jest w porządku aniołów, ale na obiektywnym podziale władzy, której ognisko skupia się w urzędzie głowy Kościoła. „Ty zaś musisz wiedzieć, że jesteś nazwany najwyższym nie ze względu na pełnię doskonałości, lecz ze względu na porównanie z innymi mocarzami świata. A nie myśl, że porównuję zasługi, porównuję funkcje. Niech każdy człowiek widzi w Tobie sługę Chrystusa, i to najwyższego pośród sług, co jednak — jak powiedziałem — nie przesądza o czyjejkolwiek świętości” — nauczał św. Bernard z Clairvaux papieża Eugeniusza III.

Godność papieską musimy na nowo odkryć. Trzeba nam sobie na nowo uświadomić, że papież ma najwyższą władzę na ziemi — nie kolidują z tym przywary czy nawet wady poszczególnych papieży. Święci doskonale łączyli miłość do papieży ze świadomością, że nie są oni aniołami i czasami wiedli nawet gorszący tryb życia. Nigdy jednak nie głosili wśród ludu błędów w wierze. W porównaniu z monarchami świeckimi, a tym bardziej z urzędnikami republikańskimi czy innymi „reprezentantami ludu”, poczet papieży jawi się jako orszak niemal anielski.

Oto św. Katarzyna ze Sieny przejęta kłopotami, z jakimi borykał się papież Urban VI, pisała do niego: „Ach, Ojcze Święty, nie trać cierpliwości, słuchając mnie, gdyż mówię ci o tym wszystkim ze względu na chwałę Bożą i na Twoje zbawienie. Tak właśnie powinno zawsze czynić kochające i czułe dziecko, które nie może spokojnie patrzeć na coś, co przynosi szkodę i wstyd własnemu ojcu. Troskliwe dziecko stoi zawsze przy boku ojca i uważnie rozgląda się dokoła, wiedząc, że ojciec, który rządzi liczną rodziną, nie może widzieć wszystkiego. Gdyby zatem prawowici synowie nie dbali o jego honor i majątek, byłby on często oszukiwany. Tak, Ojcze Święty, taka jest prawda. Jesteś ojcem i władcą powszechnej religii chrześcijańskiej, a my wszyscy chronimy się pod skrzydłami Waszej Świątobliwości. Masz władzę nad wszystkim, ale nie możesz wszystkiego widzieć, toteż Twoi synowie, ze szczerym uczuciem i bez służalczego lęku, powinni zadbać i zatroszczyć się o to, co przynosi Bogu chwałę, a Tobie oraz owcom zgromadzonym pod Twoim berłem — honor i zbawienie”.

O wzniosłości papieskiej funkcji świadczą określenia: Vicarius Christi in terra, Suprema jurisdictio, Suprema potestas. W jednej osobie potrójna władza: kapłana, nauczyciela i króla, czyli władza uświęcania, nauczania i rządzenia. Jej symbolem jest tiara, której trzy korony wyrażają również władzę, jakiej nad niebem, ziemią i czyśćcem udzielił papieżowi sam Bóg. Dziś już papieże nie noszą tiary, usunęli ją nawet ze swych herbów. Pozostała jeszcze — na szczęście — w herbach Stolicy Apostolskiej i Państwa Watykańskiego. Herby te różnią się od siebie ułożeniem kluczy św. Piotra. To właśnie tymi kluczami — czyli władzą otrzymaną od Boga — każdy papież, tak jak niegdyś św. Piotr, może otwierać lub zamykać wiele bram w niebie, na ziemi i w czyśćcu.

Czcić papiestwo to czcić samego św. Piotra Apostoła, ponieważ Stolica Apostolska jest Stolicą Piotrową. Papież zaś jest ojcem wszystkich ojców na ziemi. Kolejni papieże są następcami właśnie św. Piotra. Dobrze znamy tego apostoła z kart Ewangelii. Znamy również jego słabości, pomimo których to właśnie jego Pan Jezus uczynił Swoim zastępcą na ziemi. Jeśli więc św. Piotr przeżywał chwile wahań i porażek, to nie dziwmy się, że podobne sytuacje mogły się zdarzyć w życiu jego następców na stolicy biskupiej w Rzymie.

Kryzys w Kościele jest zawsze kryzysem papiestwa. Takich kryzysów podczas dwóch tysięcy lat historii Kościoła było kilka, choć ten najgroźniejszy dotknął Kościół w dobie  ostatniego soboru i w okresie posoborowym. Czy z tego powodu może osłabnąć nasza miłość do samego Kościoła i Stolicy Apostolskiej? Pomimo strasznej agonii Kościoła, jego cierpień  i wielu krwawych ran, nie przestaniemy go kochać. Co więcej, powinniśmy go kochać jeszcze bardziej niż dotychczas.

Znam rodziny, których członkowie płaczą, ponieważ ojciec stracił wiarę, załamał się, został alkoholikiem, popełnił fatalny błąd i wciągał całą rodzinę w bardzo trudną sytuację. Jakie może być pouczenie każdego kapłana dla takiej rodziny? Będzie to wezwanie do modlitwy za takiego ojca, o jego nawrócenie i opamiętanie. Kapłan wskaże z historii Kościoła przykłady cudownych nawróceń w wyniku modlitw i ofiar dzieci, żony, krewnych. Przede wszystkim będzie napominał, by rodzina za nic w świecie nie pogardzała swoim ojcem, lecz jeszcze bardziej modliła się za niego.

Jeśli ojciec jest chory, ciężko chory, to czy kiedykolwiek słyszano, aby dobra rodzina opuściła go z tego powodu, że ciężko zachorował? A nawet jeśli on sam stał się przyczyną swej choroby, to przecież chorego nie wolno opuszczać, należy się nim zaopiekować. Z drugiej strony dobro rodziny wymaga realizmu. Nie wolno widzieć, a nie wyciągać wniosków. Szacunek i miłość do chorego ojca nie polega na tym, by negować istnienie jego choroby i twierdzić, że wszystko jest w porządku.

Nietrudno sytuację wielu rodzin przez analogię odnieść do obecnego kryzysu w Kościele i papiestwie. Ciężka trucizna od niemal 50 lat zatruwa doktrynę, liturgię, kapłaństwo i wiernych Kościoła. Wszyscy tą neomodernistyczną, neoprotestancką, progresywną i liberalną trucizną jesteśmy dotknięci, od najmniejszego w Kościele do najwyższego — do Ojca Świętego w Rzymie. Jednak to nasz Kościół, to nasz ojciec. Nie mamy innego Kościoła i innego ojca na świecie! Im bardziej więc widzimy, że Ojciec Święty milczy wobec kryzysu w Kościele, albo nawet ten kryzys poprzez swoje postępowanie pogłębia, tym bardziej trzeba nam wszystko czynić, co w naszej możności, aby ratować rodzinę, jaką jest Kościół. Rodziny uratować się bez ojca nie da. Jakie są nasze możliwości? Czy jesteśmy soborem powszechnym? Czy jesteśmy może samą Opatrznością Bożą? Nie, ale Bóg naszym pragnieniom dopomożenia Ojcu Świętemu może dodać skuteczności.

Tak więc na drogowskazie naszego katolickiego życia widnieją hasła: kochać papiestwo, bronić papiestwa, oddać — jeśli będzie trzeba — życie za Kościół, a więc przede wszystkim za papiestwo. Odrodzenie może nastąpić tylko na zasadzie reformy głowy. Jeśli jednak już nie wiemy, czym ta głowa w ogóle jest, to jak mamy ją wesprzeć? Jeśli mamy niechęć to samej instytucji papiestwa, to jakże możemy być jego obrońcami? Jak wtedy przyczynić się do jego uzdrowienia? Jak przyczynić ma się syn do uzdrowienia swego ojca, jeśli ma niechęć do niego i wyrzuca go ze swego serca? Nawet jeżeli jako wierni katolickiej Tradycji jesteśmy czasami piętnowani przez hierarchów, to tym bardziej powinniśmy do Kościoła i do Ojca Świętego przylgnąć duchowo, składać w jego intencji ofiary. Środkiem, dzięki któremu możemy najpełniej realizować tę powinność, pozostaje modlitwa i pokuta.

Święta Katarzyna ze Sieny na wieści o narastającym kryzysie Kościoła i papiestwa wołała: „Oj, biada mi, biada, nieszczęsna moja dusza, przyczyna wszelkiego zła!”. W grzechach widziała przyczynę nieszczęść trapiących Kościół. Taka postawa uświadamia nam, gdzie mamy szukać pobudki do apostolatu. Oczyszczanie naszych dusz, naszych intencji, trwanie w stanie łaski uświęcającej, mogą realnie przyczynić się do wzmocnienia całego Kościoła i pomóc papieżowi w pełnieniu jego obowiązków.

Ojcu Świętemu będzie tym łatwiej walczyć ze złem, im bliżej świętości będziemy my sami. Walka z pewnością nie będzie mu oszczędzona, dlatego ważne jest, aby w tej bitwie nie był samotny. Dlatego wzywam Was do modlitwy za Ojca Świętego!

Arcybiskup Lefebvre mówił kiedyś: „Jesteśmy jak najdalsi od wahań, czy powinniśmy się modlić w intencji papieża. Przeciwnie, podwoimy raczej nasze modlitwy i błagania, by Duch Święty zechciał dać mu światło i moc potrzebne w dziele umacniania i obrony wiary”. Im trudniej dzieje się w Rzymie, tym więcej musimy modlić się osobiście oraz wspólnotowo w naszych kaplicach i kościołach.

Powtórzę, że władza papieska jest władzą nadprzyrodzoną, a w świecie nadprzyrodzonym wszystko od modlitwy zaczyna się i jest od niej zależne. Dlatego pilnujmy swoich myśli, nie zatrzymujmy się jedynie na zewnętrznych obrazach czy słowach. Jeśli z powodu obiektywnych przyczyn — a są nimi czyny najwyższej władzy przeciw niezmiennej katolickiej nauce, jak np. ekumenizm czy kolegializm — jesteśmy zmuszeni przeciwstawić się papieżowi, to taka postawa niech nas zawsze napawa bólem. A ponadto zachowujmy wobec władz duchownych szacunek należny ich wysokiemu urzędowi.

Sam Pan Jezus nauczał, że jeśli musimy odmówić posłuszeństwa zwierzchnikom, to jednak musimy ich szanować z powodu nadanej im przez Pana Boga godności (por. Mt 23, 2—3). Dlatego za przykładem św. Augustyna i św. Maksymiliana, stosujmy zasadę: miejmy nienawiść do błędu, ale kochajmy tego, który błądzi.

W odniesieniu do bliźnich powinniśmy się starać zawsze zachowywać ducha prawdziwie chrześcijańskiego, a on charakteryzuje się realizmem i obiektywizmem. Te dwie cechy znajdują swój wyraz w respektowaniu polecenia Pana Jezusa: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” (Łk 6, 37). Nie osądzajmy więc ludzkich intencji, bowiem zna je tylko sam Bóg. My natomiast możemy jedynie odnieść się do zewnętrznych czynów, zgodnie z Jezusowymi słowami: „Po owocach ich poznacie” (Mt 7, 16).

Czyny ludzkie muszą być więc rozważane i oceniane, także czyny ojca. Zgubnym poleceniom trzeba odmówić posłuszeństwa, ale zawsze należy to zrobić tak, by każdy jasno widział, że naszą intencją nie jest lekceważenie ojca, a jedynie obowiązek wyższego posłuszeństwa wobec samego Boga oraz naprawienie nadużyć władzy, jakie Jego ziemski Wikariusz popełnił. Jest to postawa głębokiej życzliwości, choć wyrażonej w postawie sprzeciwu.

Nie każdy, kto władcy mówi „nie”, jest rewolucjonistą. Gdy papież Paweł VI pozbywał się swej zewnętrznej oznaki nadprzyrodzonej godności — tiary — wielu katolików, boleśnie wstrząśniętych tym czynem, w duszy sprzeciwiło się temu. Czasami zdarza się, że sam król przyłącza się do rewolucji, a jego poddani bronią porzuconej korony, by mu ją oddać z powrotem, gdy on się opamięta. Życzliwość wobec błądzącego ojca zawsze jest wartością, zawsze przynosi słodkie owoce, choć czasami trzeba na nie poczekać. Surowe potępianie wszystkiego rzadko zmienia sytuację na lepsze.

Jeśli będziemy musieli odmówić posłuszeństwa — a przecież może się zdarzyć, że broniąc wiary, będziemy musieli to uczynić — dokonajmy tego aktu z wielkim bólem w sercu, z rozdartą duszą, z ogromnym smutkiem. Serca będą się karmiły w takiej sytuacji nadprzyrodzoną miłością do ojca, który oddala się od istoty swego ojcowskiego powołania. Jeśli będziemy musieli nawet publicznie postawiać mu opór, to serce nam będzie łkało z tego powodu, bo przecież to jest nasz ojciec.

W takiej sytuacji był św. Paweł, gdy musiał św. Piotrowi powiedzieć „nie”. W Liście do Galatów czytamy: „Gdy zaś Kefas przyszedł do Antiochii, wręcz mu się sprzeciwiłem, gdyż był wart nagany” (Ga 2, 11). Tak, w tamtej chwili Kefas „był wart nagany”, ale jednocześnie zawsze był wart miłości. Święty Paweł okazał mu i jedno, i drugie, upominając go z miłością należną wobec ojca.

Taka postawa jest zadaniem niezmiernie trudnym, bardzo przeciwnym naszej ułomnej naturze, ale przecież mamy ku pomocy Niepokalaną. Zatem do Niej zwracajmy się z błaganiem o siły. Ona w Fatimie dała nam wzór miłości do papieża i papiestwa. Hiacynta, której Maryja ukazała wizję papieża, z przejęciem opowiadała Franciszkowi i Łucji to, co ujrzała: „Zobaczyłam Ojca Świętego w bardzo dużym domu. Klęczał przy stoliku, miał twarz ukrytą w dłoniach i płakał. Na zewnątrz było dużo ludzi, którzy rzucali nań kamieniami, inni wykrzykiwali i wymawiali brzydkie słowa. Biedny Ojciec Święty, musimy się bardzo za niego modlić”.

Kiedyś abp Lefebvre, mając na uwadze katolicką Tradycję, prosił papieża Jana Pawła II, a my dziś prosimy papieża Franciszka: „Ojcze Święty, przez chwałę Jezusa Chrystusa, przez dobro Kościoła i zbawienie dusz, prosimy Cię żarliwie, byś jako następca św. Piotra, jako pasterz Kościoła powszechnego rzekł biskupom całego świata tylko jedno słowo, tylko jedno zdanie: «Nie przeszkadzajcie im», «Aprobujemy swobodę wykonywania tego, co wielusetletnia Tradycja czyniła dla zbawienia dusz»”.

Nie możemy zapominać, że bez względu na błędy swego widzialnego i tymczasowego zastępcy, to Chrystus Pan rządzi Kościołem. I to On ma moc i siłę, aby zwyciężyć wroga dusz. Dlatego zwracajmy się do Niego i Jego Niepokalanej Matki, trwając w modlitwie i pokucie w intencji Ojca Świętego. I parafrazując słowa św. Ambrożego, skierowane do św. Moniki, gdy ta płakała nad losem niewierzącego jeszcze wówczas Augustyna, wciąż sobie powtarzajmy: „Ojciec tylu łez nie może nie wrócić do apostolskiej Tradycji katolickiej”.

Niech szczególnie w obecnych czasach tak głębokiego kryzysu papiestwa towarzyszy nam modlitwa wyjęta z Litanii do wszystkich świętych: „Wszechmogący, wieczny Boże, zmiłuj się nad sługą Swoim, najwyższy Pasterzem naszym Franciszkiem i prowadź go wedle Swej łaskawości po drodze zbawienia wiecznego, aby za łaską Twoją pragnął tego, co się Tobie podoba, i z całą mocą wypełniał”.