Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X

Gdy zaś oni wieczerzali, wziął Jezus chleb, błogosławił, łamał i dawał uczniom swoim, i rzekł:
Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje
(Mt 26, 26)

Wielki Czwartek [1 kl.]
Zawsze Wierni nr 2/2014 (171)

ks. Konstantyn Najmowicz FSSPX

Grzech największym nieszczęściem człowieka

Zastanówmy się nad tym, co najbardziej spowalnia nas albo zatrzymuje w życiu – nad grzechem. Grzech śmiertelny jest niewątpliwie największym nieszczęściem człowieka, ponieważ powoduje śmierć duchową i zerwanie przyjaźni z Bogiem. To jest duchowe spustoszenie, totalna duchowa pustynia.

Kiedy człowiek popada w choćby jeden grzech śmiertelny, stan jego jest opłakany. Za jeden grzech śmiertelny można zatracić swoją duszę na wieki. Tutaj nie ma innego ratunku. Jeżeli ktoś obraża Pana Boga w sposób ciężki, musi ponieść konsekwencje. Jeżeli ktoś chce być rzeczywiście człowiekiem duchowym i pobożnym, to nie może tolerować grzechu śmiertelnego jako czegoś normalnego. Jeżeli ktoś żyje w grzechu śmiertelnym i nic sobie z tego nie robi, to trudno tę osobę nazwać katolikiem. Oczywiście, formalnie nim jest.

Kościół ma w swoim łonie również i tych, którzy obecnie żyją w grzechu śmiertelnym. Jednak tak naprawdę jest to zupełne zaprzeczenie tego zaszczytu i godności, którą zostali oni obdarzeni na chrzcie świętym. Niestety, są ludzie, którzy wolą wybrać życie w grzechu śmiertelnym niż postępować według woli Bożej. Wolą wybrać grzech śmiertelny ze wszystkimi jego konsekwencjami, niż ukrzyżować swoje upodobania i zachcianki ze względu na najwyższą wartość poznania naszego Pana Jezusa Chrystusa.

Dobrowolne uchybienia

Powiedzmy to jasno: dla grzechu śmiertelnego nie może być żadnej tolerancji. Święty Tomasz z Akwinu uczy, że gdyby komuś na nieszczęście zdarzyło się, że wieczorem popełniłby grzech śmiertelny, a nie byłoby możliwości pojednania się z Bogiem w sakramencie pokuty, wówczas należy jak najszybciej wzbudzić żal doskonały ze względu na miłość Bożą. Nie mamy pewności czy doczekamy jutra – dlatego nie wolno udawać się na spoczynek będąc w grzechu śmiertelnym. Gdy człowiek zgrzeszy ciężko, powinien od razu garnąć się do Bożego miłosierdzia, szukać odpuszczenia win w sakramencie pokuty, pragnąć jak najszybciej łaskę Bożą odzyskać.

Kiedy nieprzyjaciel duszy widzi, że nie może nas pokonać tą bronią, wmawia wówczas, że można robić wszystko, co nie jest grzechem śmiertelnym. Często jesteśmy zwodzeni w ten sposób. Kto daje się zwieść, ten dopuszcza się szkody na duszy, ponieważ zezwala na uchybienia dobrowolne, na grzechy powszednie. Są to te grzechy, których się dopuszczamy, mając jasne poznanie i całkowite przyzwolenie woli w materii lekkiej. Ale jeżeli człowiek wie o tym i planuje taki grzech i ma przyzwolenie woli, również to jest obrazą Pana Boga. Jeżeli pod wpływem impulsu, mimowolnie powiem jakieś gorzkie słowo, ale od razu żałuję, to odnoszę niewielką stratę na swojej duszy. Jednak jeżeli powiem gorzkie słowo po dokładnym zaplanowaniu, aby bliźniego zabolało i będą czekał na nadarzającą się okazję, wówczas jest to niewątpliwie uchybienie dobrowolne.

Uchybienia dobrowolne zdarzają się nam w ciągu dnia. Najczęściej mówimy sobie, że to nic wielkiego, to drobiazg. Podajmy przykład takiego uchybienia: opuszczanie modlitwy. Często tłumaczymy to zapomnieniem, brakiem czasu. I tej modlitwy nie ma rano, nie ma wieczorem. W końcu machamy ręką, mówiąc sobie, że nic wielkiego się nie stało i nie ma się czym przejmować – to nie pierwszy i chyba nie ostatni raz... Nie jest to grzech śmiertelny, ale jednak jest to zniewaga Bożego Majestatu. Jeżeli pozwalamy sobie na takie uchybienia, to nie zrobimy w życiu duchowym żadnego postępu.

„To mały grzech, nic się nie stało...”

Podajmy kolejny przykład: dobrowolnie dopuszczane rozproszenia. One są, oczywiście, czymś innym niż rozproszenia (uchybienia) niedobrowolne. Często kiedy się modlimy i chcemy być uważni na modlitwie, kiedy chcemy modlić się jak najlepiej, wówczas różnego rodzaju wspomnienia czy wyobrażenia cisną nam się do głowy i nie potrafimy nad tym zapanować. Co je odrzucimy, to one znowu powracają... Wówczas nie odnosimy żadnej szkody duchowej. Wręcz przeciwnie: modlitwa przez to jest jeszcze lepsza, ponieważ połączona z dużą walką i ofiarą. Inaczej ma się sprawa, kiedy modlimy się i od razu dobrowolnie zaczynamy myśleć nie o Panu Bogu, ale o swoich sprawach (co wydarzyło się w pracy, w szkole, w rodzinie itd.). Kiedy nic sobie nie robimy z tego, że nasze myśli krążą wokół nas samych, wówczas nie wznosimy umysłu do Boga. W konsekwencji ponosimy poważną szkodę na duszy, mimo że te uchybienia nie zrywają przyjaźni z Bogiem, nie są grzechem śmiertelnym.

Kiedy dobrowolnie zgadzamy się na uchybienia, kiedy na nie pozwalamy i nie sprzeciwiamy się im, wówczas nasze życie duchowe nie rozwija się, jest sparaliżowane. Istnieje wiele zagrożeń, z których sobie nie zdajemy sprawy. W obecnych czasach mało ludzi ma solidną, pełną wiedzę katechetyczną. Wielu katolików nie zdaje sobie sprawy z różnych obowiązków, które na nich ciążą z tej racji, że należą do Mistycznego Ciała Chrystusa, do Kościoła. Spotkałem kiedyś katolika, który nie wiedział, że istnieje obowiązek niedzielnej Mszy św. Chodził do kościoła wtedy, kiedy miał na to ochotę. Wielu katolików po prostu nie wie, że coś ma robić albo czegoś ma unikać.

Natomiast jeżeli dobrze wiemy, co mamy robić i czego unikać, a mimo to mówimy, że to nie jest grzech śmiertelny, więc nie ma co się przejmować, to wówczas mamy poważny problem. Jeśli mówimy, że coś jest małym uchybieniem i Pan Bóg nie będzie zważał na takie drobnostki, znaczy to, że skazujemy siebie na dryfowanie na morzu duchowej letniości. A z tego wynikają potem poważne konsekwencje. Postanowieniem naszym musi być unikanie za wszelką cenę każdego grzechu, każdego dobrowolnego uchybienia. Nawet drobny, powszedni grzech obraża Pana Boga, dlatego musimy tego unikać.

Dlaczego należy unikać grzechów

Jeżeli chodzi o grzech śmiertelny, to wiemy, że za jego popełnienie grozi nam wieczna kara. Ale jakie są pobudki, aby walczyć z grzechem powszednim? To, że jest on obrazą Pana Boga. Nie tracimy przez nią przyjaźni z Panem Bogiem, ale jednak jest to obraza. Święta Katarzyna z Genui mówiła, że chętniej rzuciłaby się w jezioro ogniste, niż popełniła grzech powszedni. Chętniej na wieki zostawałaby w takim jeziorze ognistym, niż miała zeń się wyzwolić za cenę grzechu powszedniego. Święty Alfons Rodriguez mówił: „Chętniej wycierpiałbym wszystkie męki piekła niż popełnił jeden jedyny grzech powszedni”. Błogosławiona Krescencja powtarzała: „Nie pojmuję wcale, jak można Boga rozmyślnie obrazić?”

Bóg nienawidzi grzechu. To jest druga pobudka. Nawet jeżeli jest to grzech powszedni, to sprzeciwia się on Bożej świętości. Dlatego ten, kto dopuścił się choćby jednego grzechu powszedniego, nie może wejść do królestwa niebieskiego. Jeżeli naszą duszę plami choć jeden grzech powszedni, dobrowolnie popełniony, wówczas nie możemy wejść do nieba – ta plama musi być wypalona przez skruchę i doskonały żal albo poprzez ogień czyśćcowy. Ponieważ Bóg nienawidzi grzechu, dlatego nie może kochać duszy bezgranicznie i udzielać jej swojej miłości, jeżeli widzi w niej choćby mały grzech, który dobrowolnie popełniła. A cóż dopiero, jeśli mamy tych grzechów tak dużo, że tworzą one ogromne morze, a nie jedynie małą plamę na naszej duszy?

Nawet grzechy powszednie kryją w sobie niewdzięczność wobec Boga. Można powiedzieć za świętymi, że Bóg nas hojnie obdarzył dobrodziejstwami swojej miłości. A mimo to my Go obrażamy, choć upomina nas nawet własne sumienie. Wyobraźmy sobie, że jakieś dziecko obraża swoich rodziców. Robi to notorycznie, nawet codziennie. Czyż nie sprawia to rodzicom ogromnego bólu? Oni włożyli wiele miłości w jego wychowanie, opiekują się nim i utrzymują go, a w zamian otrzymują tylko przykrości. Czyż nie jest to bolesne doświadczenie? I cóż z tego, że dziecko nie robi jakichś poważnych wykroczeń? Przecież ono nie okazuje rodzicom należnego szacunku. Czy dziecko ma prawo tak postępować wobec rodziców? Widzimy więc, na czym polega niewdzięczność. Tak właśnie jest z nami. Od Pana Boga dostaliśmy o wiele więcej niż od naszych rodziców, po tysiąckroć więcej. Dostaliśmy tak wiele łask, a wszystkie bez naszej zasługi. Chociaż jesteśmy członkami Mistycznego Ciała Chrystusa, to wcale nam to nie przeszkadza, żeby nie obrażać Tego, który obdarza nas dobrodziejstwami i błogosławieństwem.

Śmierć Chrystusa zapłatą za grzech

Oczywiście, obawiamy się obrazy największej, tego że zostaniemy wrzuceni w ciemność wieczną, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów. Ale jednak na dobrowolne uchybienia często się zgadzamy. Najświętsza Pani jest dla nas najlepszym wzorem we wszystkim. W najmniejszym poruszeniu swojej woli starała się przypodobać Panu Bogu. Najmniejszy grzech nie dostał się do Jej Serca. Święty Jan od Krzyża wyraźnie mówi, że żadna forma jakiegokolwiek stworzenia nie przedostała się do Jej duszy, gdyż to była świątynia tylko i wyłącznie dla Pana Boga. Nie znalazł się tam żaden „boczny ołtarz” ku czci jakiegokolwiek stworzenia.

Kolejną pobudką, aby unikać grzechu powszedniego jest pamięć o tym, że Pan nasz Jezus Chrystus nawet za najmniejszy grzech musiał zapłacić największą cenę. Musimy sobie uświadomić, że nikt z ludzi, ani nawet wszyscy ludzie razem wzięci, nie są w stanie – nawet poprzez największe cierpienia, dzieła pokuty i umartwienia – zadośćuczynić Bogu nawet za jeden grzech powszedni. Jedynie nieskończony Syn Boży może wynagrodzić tę nieskończoną winę wyrządzoną Boskiemu Majestatowi. Ceną za grzechy była śmierć Syna Bożego na krzyżu. Także za grzechy powszednie. Czy możemy więc pozostawać obojętni na nasze grzechy?

Święta Katarzyna ze Sieny miała pewnego rodzaju wizję, w której zobaczyła Jezusa Chrystusa dźwigającego krzyż. Cały był zalany krwią, głowa cierniem ukoronowana, Jego szata była przesiąknięta krwią, chwiał się pod ciężarem krzyża. Gdy w pewnym momencie mocniej zachwiał się, Katarzyna zawołała: „Ale dlaczego takie cierpienie?”. I usłyszała odpowiedź: „Katarzyno, tak musiałem cierpieć za ciebie. Oto jest zadośćuczynienie za Twoje grzechy”. A o św. Katarzynie spowiednicy zaświadczają, że nigdy nie popełniła żadnego grzechu śmiertelnego. Takie więc było zadośćuczynienie Chrystusa za nasze grzechy powszednie, za dobrowolne zaniedbania i uchybienia.

Co grzech czyni w naszej duszy

Musimy również zdawać sobie sprawę ze skutków grzechu. Często nie przemawiają do nas argumenty wynikające z doskonałej miłości do Pana Boga. Wówczas pomyślmy o skutkach, jakie grzech powszedni sprawia w duszy człowieka: pozbawia ją wielu łask, które nam Bóg przeznaczył. Jeżeli dusza nie ma szacunku wobec Pana Boga, nie otrzyma specjalnych łask. Oczywiście, łaski uświęcającej przez grzech powszedni nie traci. Pan Bóg chce jej udzielać nieskończonych łask, jednak powstrzymuje się, kiedy jest przez nią obrażany. Wyobraźmy sobie, że chcemy przyjacielowi dać prezent. Jednak w czasie spotkania przyjaciel ciężko obraził nas, wówczas już nie chcemy obdarzyć go prezentem.

Podobnie dzieje się, kiedy znieważamy Pana Boga. On chce obsypać swoje dzieci niezmierzonymi łaskami. On nie wie, co to jest skąpstwo. Jednak jeśli dusza jest niewdzięczna, wówczas sama zamyka sobie dopływ nowych łask. Grzechy powszednie przeszkadzają nam w modlitwie. To one powodują, że nie potrafimy odprawić dobrze rozmyślania, modlić się w skupieniu. Czujemy się zupełnie zimni nawet w chwili przyjęcia Komunii św. Jeżeli jakiegoś człowieka wielokrotnie obrazilibyśmy, wówczas trudno byłoby nam z kimś takim spokojnie rozmawiać, nawet jeśli ta osoba wybaczyłaby nam. Podobnie jest z nami, kiedy interesujemy się wszystkim, tylko nie relacją z naszym Zbawicielem. Ważniejsza jest nasza wygoda, przyjemność, odpoczynek – dlatego tak trudno przychodzi nam wytrwale i cierpliwie modlić się, wznosić duszę do Boga.

Grzech powszedni stoi na przeszkodzie szczególnej przyjaźni z Panem Bogiem, tej szczególnej zażyłości, temu zjednoczeniu z Bogiem, które nazywamy upodobnieniem do Niego, zjednoczeniem woli. Święty Augustyn powiedział, że grzechy powszednie są jakby trądem, który wyłącza naszą duszę z czystego uścisku Niebieskiego Oblubieńca. I tu jest sedno życia duchowego. Wiemy dobrze, jak bardzo staramy się unikać obrazy naszych przyjaciół. I bardzo często nigdy dobrowolnie ich nie obrażamy. Natomiast wobec Pana Boga mamy odwagę powiedzieć, że nasze małe, powszednie grzechy to nic wielkiego, to żadna obraza Jego Majestatu...

Codziennie musimy toczyć walkę

Grzechy powszednie pozbawiają nas błogosławieństwa w pracy. Osoby święte, zjednoczone i zaprzyjaźnione z Bogiem, otrzymują szczególne błogosławieństwo w pracy, podczas wykonywania obowiązków stanu. Przypomnijmy tu choćby tylko św. Izydora, któremu Bóg posyłał aniołów, żeby orali pole, kiedy on trwał na modlitwie. Każdy człowiek wkłada w pracę trud, jednak bardziej obfituje praca osoby świętej, niż tego, kto świadomie grzeszy. Obojętność na grzechy powszednie pozbawia błogosławieństwa. Prowadzi to do oziębłości, a później bardzo często do grzechu śmiertelnego.

Grzech powszedni wtrąca duszę w ogień czyśćcowy. Jeżeli na ziemi nie odpokutujemy za wszystkie nasze grzechy poprzez gorliwość, umartwienie, ofiary, jałmużnę, post i skruchę, to naszą duszę czeka oczyszczenie w ogniu czyśćcowym. Im więcej mamy grzechów, tym dłużej będziemy tam trwali. Święci zapewniają nas, że ogień czyśćcowy jest bardzo surową karą. Tym różni się od piekła, że dusze wiedzą, że ich kara kiedyś się skończy. Dlatego lepiej unikać na ziemi wszystkiego, co w konsekwencji skazuje duszę na dotkliwe kary czyśćcowe.

Najświętsza Maryja Panna depcze głowę węża, triumfuje nad wrogiem naszego zbawienia, broni swego Niepokalanego Serca przed atakami złego ducha. To samo powinniśmy czynić i my, jeżeli chcemy przyłączyć się do Niej, być Jej dziećmi. Musimy walczyć razem z Nią pod sztandarem Chrystusa Króla. Nie mamy innego wyjścia. Nie możemy wygodnie rozsiąść się w fotelu i obserwować, co dzieje się na świecie. Musimy przede wszystkim interesować się tym, co dzieje się w naszej duszy. Musimy uczyć się duchowej czujności. Musimy codziennie toczyć walkę z naszą grzeszną naturą. Trzeba sobie to wszystko mocno wziąć do serca  i z pomocą Bożą realizować swoje powołanie do świętości.