Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X

Jezus więc, gdy przyjął ocet, rzekł: Wykonało się. I skłoniwszy głowę, oddał ducha (J 19, 30)

Wielki Piątek [1 kl.]
Zawsze Wierni nr 5/2015 (180)

ks. Łukasz Weber FSSPX

Drodzy Czytelnicy!

„Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1,27). Te słowa czytamy już na pierwszej stronie Pisma świętego, jeszcze zanim usłyszymy o grzechu pierworodnym pierwszych rodziców.

Małżeństwo jest częścią Bożego stworzenia

Podstawową kondycję każdego dzieła możemy zawsze znaleźć w jego początkach. A więc podstawową właściwością ludzkiej natury jest jej bipolarna, dwubiegunowa realizacja: jako mężczyzna i kobieta. „Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę?” – zarzuca Pan Jezus faryzeuszom (Mt 19,4). Kondycja ta została stworzona przez Pana Boga. Jest ona ukierunkowana na wzajemne uzupełnienie, którego owocem jest przekazanie życia. To z kolei stanowi dla ludzkości święty dar, ale również święty obowiązek, który człowiek, jako obraz dającego życie Stwórcy, musi spełniać. Obowiązek ten nie jest jedynie zewnętrznym przykazaniem, ale również wewnętrznym pragnieniem i instynktem, prowadzącym do obiektywnej i subiektywnej doskonałości ludzkiego bytu. Oznacza to, że zrodzenie potomstwa należy do integralnej części ludzkiej natury (obiektywnie) i jest ono również spełnieniem, które czyni człowieka szczęśliwym (subiektywnie).

Mężczyzna i kobieta jednoczą się w małżeństwie: „A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało...” (Mt 19,6). Poprzez zrodzenie potomstwa stają się ojcem i matką, tworząc wspólnotę życia w rodzinie. Ona to tworzy warunki, które umożliwiają doskonałą realizację stwórczego planu Pana Boga i ludzkiego w nim udziału. Małżeństwo jest ukierunkowane ku rodzinie, a rodzina jest owocem małżeństwa.

Harmonijne życie rodzinne jest niezwykle istotne, zarówno dla pojedynczych członków rodziny, jak i dla całego społeczeństwa ludzkiego. Jego znaczenie jest ogromne zarówno dla indywidualnego, jak i społecznego rozwoju. Rodzina stanowi źródło naturalnego szczęścia, wspiera ona jednak również w sposób znaczący nadprzyrodzone działanie Kościoła i sakramentów, które rozdają Bożą łaskę i wzmacniają jej działanie w duszach.

Grzech zranił ludzką naturę

Trzy wersety dalej w opisie stworzenia świata znajdujemy potwierdzenie porządku stworzenia: „A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre...” (Rdz 1,31) Stąd należy wnioskować, że świadome odrzucenie tego porządku stworzenia jest złem. Takie odrzucenie jest opozycją wobec Pana Boga, jest więc tym, co nazywamy grzechem ciężkim. Stosunek do religii współczesnych, niezgodnych z naturą ideologii jest bezpośredni i jednoznaczny: są one skierowane przeciw chrześcijańskiej wierze, są antykatolickie.

Adam i Ewa bezpośrednio po stworzeniu byli nadzy i niewinni. To jednak zmieniło się momentalnie za sprawą ich oporu wobec Boga. Zapłonęła nieuporządkowana pożądliwość, odczuli wstyd: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się” – powiedział Adam do Pana Boga (Rdz 3,10). Wstyd jest bezpośrednim skutkiem grzechu, a porzucenie wstydu prowadzi ku dalszemu grzechowi.

A więc ludzka natura została zraniona, pierwotny Boży porządek został zakłócony, a łaska utracona – nazywamy to grzechem pierworodnym. Konsekwencje tego zranienia są wielorakie, mogą się uzewnętrzniać różnie u poszczególnych jednostek. Są to zarówno wrodzone schorzenia, jak i słabości, które zależnie od otoczenia i wychowania, mogą zostać mniej lub bardziej zniwelowane, ale mogą się też rozwijać.

W przypadku małżeństwa, konsekwencjami zranienia ludzkiej natury są: łamanie przyrzeczonej wierności (por. Mt 19,6), brak chęci lub możliwości zawarcia związku małżeńskiego (por. Mt 19,12), odczuwanie pociągu płciowego do osób tej samej płci, a nawet brak jednoznacznego poczucia przynależności do jednej z dwóch płci. Jednak to zepsucie, te braki nie tylko nie są dzisiaj uznawane za coś złego, ale wręcz zostają podniesione do rangi czegoś normalnego i pożądanego. W taki oto sposób zło nazywane jest dzisiaj dobrem.

A promotorzy tych chorych ideologii są dziś bardzo potężni. Już od lat panują nad polityką i opinią publiczną, zdołali nawet wpłynąć na prawodawstwo, napisane w głoszonym przez nich duchu. Dzięki temu mogą oni nie tylko publicznie znieważać tych, którzy dziś bronią zdrowej nauki, ale także stawiać ich przed sądami i zmuszać do opuszczenia piastowanych w życiu zawodowym stanowisk.

Droga do ozdrowienia: chrześcijański porządek

Pan Bóg nie opuszcza nas jednak wśród naszej nędzy. On wciąż nas kocha i zniża się ku nam w niepojęty sposób we Wcieleniu Drugiej Osoby Boskiej. Bóg daje swojego Syna, aby Ten stał się jednym z nas i aby ludzkość w ten sposób mogła zostać pojednana z Bogiem. On nie tylko cudownie nas stworzył, jak głosi modlitwa, którą kapłan odmawia w trakcie Mszy świętej, dolewając kroplę wody do wina, ale w jeszcze wspanialszy sposób przywrócił nam również naszą utraconą godność poprzez swoją mękę na krzyżu. Wprawdzie konsekwencje grzechu pierworodnego nie zostają w tym życiu unicestwione, ale dzięki źródłom łaski uzyskujemy specjalną pomoc do walki z naszymi nieuporządkowanymi pożądaniami i słabościami.

Małżeństwo mężczyzny i kobiety pozostaje normalną drogą do wykonania polecenia płodności, również po Odkupieniu, którego dokonał Chrystus. Małżeństwo stanowi nadal podstawową instytucję, służącą wychowaniu potomstwa i zachowaniu zdrowej struktury całego społeczeństwa. Ustanowiony przez Pana Jezusa sakrament małżeństwa podniósł i uświęcił ten stan, jest również niewyczerpanym źródłem łask, potrzebnych do dobrego wypełniania obowiązków tego stanu.

Ponadto Pan Bóg powołuje niektórych do innej płodności – w wyjątkowym stanie bezżenności ze względu na królestwo Boże: „Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane” (Mt 19,11). To powołanie podnosi człowieka ponad wyżej wspomnianą doskonałość i spełnienie: przykazanie płodności, które dalej obowiązuje ogół ludzkości, nie może zostać spełnione przez pojedyncze jednostki ze względu na skutki grzechu pierworodnego, a dla tych powołanych staje się ono, dzięki dobrowolnej ofierze i łasce Bożej, źródłem nadprzyrodzonej płodności.

Dlatego Kościół św. nazywa zarówno życie w małżeństwie, jak i dobrowolne bezżeństwo „ze względu na Królestwo Boże” (Mt 19,12) – czyli ze ślubami czystości, czy to w jakimś instytucie zakonnym, czy poza nim – osobnymi stanami. A życie w samotności bez tych ślubów, niezależnie od tego, czy zostało w jakiś sposób zawinione, czy nie, nie uchodzi za osobny stan.

Pius XI w swojej encyklice Casti connubii (z 31 grudnia 1930 r.) na nowo podkreślił godność chrześcijańskiego małżeństwa. Encyklika zaczyna się słowami: „Godność nieskalanego małżeństwa poznać można zwłaszcza po tym, że Chrystus Pan, Syn Ojca Przedwiecznego, przybrawszy ciało człowieka upadłego, postanowił małżeństwo – początek i podstawę społeczności domowej, a nawet ogólnoludzkiej – nie tylko objąć w szczególniejszy sposób swym miłosiernym planem zbawienia całej ludzkości, lecz, powoławszy je na nowo do nieskażonego stanu, w jakim znajdowało się z ustanowienia Bożego, wyniósł je do godności prawdziwego i wielkiego sakramentu Nowego Testamentu i oddał jego szafarstwo i pieczę nad nim całemu Kościołowi, Swej Oblubienicy.”

Porządek ludzkiego współżycia, uregulowany przez małżeństwo, obowiązuje wiecznie

Papież nie pozostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości: „Uznajmy najpierw podstawę, która powinna pozostać niewzruszona i nietykalna: małżeństwo nie zostało ani ustanowione, ani odrodzone przez ludzi, lecz przez Boga. Nie przez ludzi, lecz przez Boga, Stwórcę samego stworzenia, i tegoż stworzenia odnowiciela Chrystusa Pana zostało obwarowane prawami, wzmocnione i wyniesione. Prawa te nie mogą więc podlegać żadnym zapatrywaniom ludzkim, ani umowie wzajemnej małżonków. Taka jest nauka Pisma świętego (Rdz 1,27-28; 2,22-23; Mt 19,3-12; Ef 5,23-33), taka jest niewzruszona ustna Tradycja Kościoła, taka jest uroczysta definicja świętego Soboru Trydenckiego, który głosi i potwierdza słowami Pisma świętego, że nieprzerwany i nierozerwalny węzeł małżeński a także jego jedność i moc pochodzą od Boga, jego Twórcy.” „Sama istota małżeństwa nie podlega wolności człowieka, więc jeśli ktoś raz zawarł małżeństwo, związany jest jego boskimi prawami i jego istotnymi właściwościami.”

Nie tylko nauka odwiecznej Tradycji Kościoła i papieskiej encykliki, ale również obserwacja współczesnego społeczeństwa, pokazuje nam, jak konieczna jest obrona nierozerwalności małżeństwa. Jak wiele cierpień dotyka dzieci z „rozwiedzionych” małżeństw! A tak wiele z tych małżeństw rozpadło się, bo cywilny rozwód i ponowny związek jest dziś czymś bardzo łatwym.

Jak wielkim błogosławieństwem jest natomiast ustanowiona przez Pana Boga nierozerwalność małżeństwa: „Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19,6). „Każdy, kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo; i kto oddaloną przez męża bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo...” (Łk 16,18). Ta nierozerwalność daje tym dzieciom, które mają naprawdę katolickich rodziców, pewność (i samym rodzicom również), że ich rodzina okaże się trwała.

Casti connubii: „Nie mniejsze błogosławieństwo spływa na całe społeczeństwo. Z doświadczenia bowiem wiemy, że nierozerwalna trwałość małżeństw jest przebogatym źródłem życia uczciwego i czystości obyczajów. Jej zachowanie zapewnia państwu szczęście i pomyślność, takim bowiem jest państwo, jakie są rodziny i obywatele, z których się składa, jak ciało z członków. Dlatego bardzo dobrze dla dobra prywatnego małżonków, potomstwa oraz dla dobra publicznego ludzkości przysługują się ci, którzy odważnie bronią nierozerwalności węzła małżeńskiego.”

Już 85 lat temu papież skarżył się na postępujące odrzucenie prawdziwej nauki o małżeństwie, zarówno w teorii, jak i w praktyce, ostrzegając przed strasznymi tego konsekwencjami. Złe nasiona liberalizmu już wtedy przynosiły swoje zatrute owoce.

Fałszywa wolność liberalizmu prowadzi do anarchii

Dzisiaj dotarliśmy już do ogólnej seksualnej autonomii, to znaczy większość ludzi odrzuca prawo Boże nie tylko w praktyce, ale również w teorii. Nie uznają oni Bożego porządku i ustanawiają własne prawa według zasady: „dobre jest to, czego chcę ja”. Auto-nomos znaczy w języku greckim właśnie „własne prawo”.

Człowiek pozbawiony granic w swej seksualności traci zdolność tworzenia związku, traci panowanie nad własnym ciałem oraz zdolność wzięcia na siebie odpowiedzialności za innych. Staje się nierzetelny i egoistyczny. Nie prowadzi go już porządek stworzenia, tylko jego nieopanowane namiętności. Czy taki człowiek może być dobrym ojcem lub matką rodziny? Zniszczenie małżeństwa prowadzi nieuchronnie do zniszczenia rodziny. Dzieci nie rozwijają się odpowiednio, ponieważ brakuje im pełnej miłości uwagi i niezbędnego wychowania, które może im zapewnić jedynie nienaruszona rodzina.

Autonomia w jednym obszarze życia rozszerza się powoli na inne. Człowiek zaczyna odrzucać nie tylko Boże przykazania, ale również Boga jako dawcę przykazań. W ten sposób pragnie zostać absolutnie niezależny i dochodzi do absolutnej anarchii, czyli do negacji wszelkiej władzy.

Z całą pewnością tylko niewielka część współczesnych ludzi postępuje tą drogą aż tak konsekwentnie. Większość uważa się po prostu za otwartą i liberalną; próbuje odnaleźć się w społecznej i politycznej sytuacji, w jakiej przyszło jej żyć. Ale kierunek myślenia i, co za tym idzie, czyny takich osób, stały się takie, jakby Boga nie było.

Niestety to spostrzeżenie dotyczy nie tylko niekatolików. Również znaczna część tych, którzy nazywają się katolikami, wciela w swym życiu praktyczną herezję, to znaczy wybiera sobie z nauki wiary i moralności Kościoła to, co jej odpowiada, i tworzy swoje własne wizje prawdy i fałszu, dobra i zła, lub popada w praktyczną apostazję, czyli porzuca wszelką więź z Kościołem.

Jak reagują biskupi?

Stanowisko biskupów i kapłanów na całym świecie jest co najmniej niejasne oraz naznaczone kompromisami. Tylko nieliczni są naprawdę niezłomni i odważni. Do tego dochodzą ci, którzy chcą oddzielić działalność duszpasterską od doktryny, aby w ten sposób uwzględnić „dzisiejsze okoliczności” – jak to nazywają – i okazywać miłosierdzie. Najbardziej znanym przedstawicielem tej grupy jest emerytowany niemiecki kardynał Walter Kasper. Większość biskupów w Niemczech i Szwajcarii również podąża tą drogą, ale i inne episkopaty nie są wolne od tego sposobu myślenia.

Kardynał Kasper zdołał, ponoć za zgodą papieża Franciszka, znacząco wpłynąć na Synod o Rodzinie w październiku roku 2014. Pragnie on dopuścić do Komunii św. osoby, które po zawarciu sakramentu małżeństwa wzięły cywilny rozwód i żyją w usankcjonowanym przez cywilne prawo cudzołóstwie. Kardynał nazywa ludzi żyjących w ten sposób „ponownie zaślubionymi rozwiedzionymi”. Dąży on również do tego, aby praktykowany homoseksualizm mógł uzyskać kościelne błogosławieństwo -dochodzimy tutaj do bluźnierczej karykatury sakramentu małżeństwa.

Przeciwko tej ideologii wystąpił odważnie prefekt Kongregacji Kultu Bożego, kard. Robert Sarah z Gwinei. Niedawno powiedział on w wywiadzie dla gazety watykańskiej: „Kwestia rozwiedzionych, żyjących w cywilnym małżeństwie, jest obsesją niektórych zachodnich diecezji, które chcą pastoralnych rozwiązań, sprzecznych z nauką Jezusa.” Próbę oddzielenia praktyki duszpasterskiej od Urzędu Nauczycielskiego traktuje on jako niebezpieczną schizofrenię i pewien rodzaj herezji: „Uroczyście oświadczam, że afrykański Kościół zdecydowanie sprzeciwi się każdej rebelii przeciw nauce Pana Jezusa i Urzędu Nauczycielskiego.”

Jesteśmy zmuszeni zapytać ze smutkiem, czy ta niezwykle ostra krytyka papieskiej encykliki nie uderza w wielu dzisiejszych kapłanów, biskupów i kardynałów: „Nie wszyscy wszakże zwolennicy tych nowoczesnych zapatrywań posuwają się do ostatecznych krańców rozwydrzonej zmysłowości. Niektórzy stają niejako w pół drogi, sądząc, że choć w kilku punktach prawa Bożego i naturalnego należy poglądom współczesnym poczynić ustępstwa. Ale i oni są mniej lub więcej świadomymi wysłannikami owego wroga, który zawsze usiłuje nasiać kąkolu wśród pszenicy (por. Mt 13)”.

Jakie środki zaradcze poleca papież Pius XI?

„Najpierw należy przypomnieć sobie oczywistą prawdę, uznaną przez zdrową filozofię oraz przez świętą teologię: to co odchyliło się od przepisanego porządku, tylko wtedy dojdzie ponownie do pierwotnego i przyrodzonego stanu, kiedy wróci do boskiej normy, która (jak uczy Doktor Anielski) jest wzorem wszelkiej prawości (Sum. theol. I-II, q. 91, a. 1-2).”

Papież nie bierze więc pod uwagę jakiś duszpasterskich rozwiązań, które stoją w niezgodzie z doktryną, ale wymaga konsekwentnego dostosowania się do istoty małżeństwa. Ten punkt widzenia obowiązuje od wieków i na wieki obowiązywać będzie: „Wszak tyle wieków już temu orzekło prawo rzymskie: małżeństwo jest związkiem mężczyzny z niewiastą, jest wspólnością całego życia i uczestnictwem praw Bożych i ludzkich.”

Co więcej, papież potępia pogląd, jakoby prawa, przepisy i ustanowienia co do życia małżeńskiego mogły być wedle ludzkiej woli lub okoliczności dowolnie zmieniane, dodawane lub znoszone. Upomina on również biskupów i kapłanów, aby często głosili katolicką naukę o sakramencie małżeństwa.

Z tych właśnie powodów, jak również przy okazji drugiej części rzymskiego Synodu o Rodzinie, poświęcamy ten numer naszego dwumiesięcznika ZAWSZE WIERNI katolickiej nauce o sakramencie małżeństwa.

Jakie są centralne punkty katolickiej nauki o małżeństwie?

Są to cele małżeństwa, które tworzą pewną hierarchię, oraz trzy tzw. dobra chrześcijańskiego małżeństwa. W Kodeksie Prawa Kanonicznego, którego przygotowanie zlecił św. Pius X, a promulgował w 1917 roku papież Benedykt XV, czytamy: „Głównym celem małżeństwa jest zrodzenie i wychowanie dzieci” (kanon 1013 §1).

Dalej objaśnia nam papież Pius XI, powtarzając tradycyjną naukę Kościoła: „Małżeństwo bowiem i używanie go obejmuje jeszcze drugorzędne cele, jak wzajemną pomoc, wzajemną miłość i uśmierzanie pożądliwości. Do tych celów wolno małżonkom dążyć, jeśli tylko przestrzegają prawidłowości owego aktu i podporządkowują go celowi pierwszemu.”

Na początku musimy stwierdzić, że lekceważenie celów małżeństwa jest grzechem ciężkim; innymi słowy, używanie siły płciowej poza małżeństwem jest zabronione. Casti connubii potępia twierdzenie, które niestety stało się w oczach opinii publicznej bardzo popularne: „Ponieważ popęd płciowy jest w samej naturze złożony, dlatego nie może on być ograniczony, a jego prawa sięgają poza małżeństwo. Zatem może on działać i w małżeństwie, i poza nim, również z pominięciem jego celów, do tego niemal stopnia, że nierząd kobiet lekkich obyczajów może się cieszyć tymi samymi prawami, co czyste macierzyństwo prawnej małżonki.” Tym bardziej muszą uchodzić za grzechy ciężkie wszystkie niezgodne z naturą akty płciowe.

Niestety, jedną z konsekwencji Soboru Watykańskiego II jest porzucenie porządku celów małżeństwa; wszystkie one stawiane są na jednym poziomie. Dostojnicy kościelni nieraz wręcz tolerowali stawianie wzajemnej pomocy i miłości ponad zrodzeniem potomstwa. W ten sposób otworzono drzwi dla akceptacji antykoncepcji, która miłość małżeńską czyni pustą, a często atakuje i niszczy więzy małżeńskie. Między innymi dlatego obserwujemy teraz straszny obraz tak wielu zniszczonych rodzin.

Jakie są dobra chrześcijańskiego małżeństwa?

Już św. Augustyn (zm. 430) pisał: „To są dobra, dzięki którym małżeństwo jest dobre samo w sobie: potomstwo, wierność, sakrament.” (De bono coniugale, 24,32). Casti connubii cytuje również pełne światła wyjaśnienie tego Ojca Kościoła: „Wierność małżeńska oznacza, że poza węzłem małżeńskim nie ma być cudzołóstwa z żadną osobą trzecią; potomstwo – że z miłości ma być ono przyjęte, z dobrocią pielęgnowane, pobożnie wychowane; sakrament zaś – że związek małżeński nie ma być rozrywany i mąż rozwiedziony lub żona rozwiedziona nie mają zawierać nawet ze względu na potomstwo innego małżeństwa. To jest jakby prawidło małżeńskie, przez które przyrodzona płodność została uszlachetniona, a występek niepowściągliwości opanowany.” (Augustinus, De Genesi ad litteram IX 7, n.12, PL XXXIV 397).

Musimy stawiać opór ideologicznej indoktrynacji!

Od dziesięcioleci przedstawia się tradycyjną rodzinę z ojcem, matką i dziećmi jako zacofaną i niemodną, a rozbite rodziny i wolne związki jako coś normalnego. W ilu filmach i w ilu szkolnych podręcznikach przedstawia się dzisiaj uporządkowaną rodzinę jako wzór? Niestety, aby być poprawnym politycznie, trzeba twierdzić, że istnieje wiele różnych i równie wartościowych form wspólnego życia.

Wprowadza się ludzi w błąd i w grzech, poddaje ich nieustającemu „praniu mózgu”, dodatkowo utrudnia się normalne życie rodzinne na poziomie ekonomicznym i socjalnym. I w taki sposób ci ludzie żyją z wykruszającą się wiarą – o ile jeszcze całkiem jej nie utracili – i „rozwodnionymi” wymaganiami moralnymi, bez celu i bez perspektyw. Tak, mogą oni powiedzieć: uwolniliśmy się z dawnych więzów, wywalczyliśmy sobie prawo do decydowania o sobie (jak straszną kpiną są te słowa, gdy mamy przed oczami aborcję!) i żyjemy tak, jak nam się podoba...

A jednak tak wielu jest nieszczęśliwych, liczba samobójstw stale rośnie. Ludzie wywalczyli sobie wiele tzw. praw, ale utracili Boga i stoją przed niebezpieczeństwem utraty nieba na rzecz piekła. Pan Jezus mówi nam: „Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?” (Mt 16,26; Mk 8,36).

Jak nagląca jest więc konieczność, abyśmy chronili nas samych i nasze dzieci przed tą zabójczą ideologią! Upominajmy się wzajemnie z miłością i bez zgorzkniałej natarczywości, aby żyć według praw Bożych i zasad Kościoła. Starajmy się przede wszystkim dawać dobry przykład. Niech żadna praca nie będzie nam za ciężka, żaden trud zbyt wielki, gdy chodzi o prowadzenie naszej młodzieży po prostej, dobrej drodze. Nie wystawiajmy dzieci na te złe wpływy, „które uczą raczej «sztuki» bezpiecznego grzeszenia niż cnoty czystego życia”, jak to mówi Pius XI w swojej encyklice.

O rodzinie i wychowaniu czytamy jeszcze w Casti connubii: „Lecz wszystko to, Wielebni Bracia, zależy w wielkiej części od należytego, tak dalszego, jak bliższego przygotowania się małżonków do małżeństwa. Zaprzeczyć bowiem nie można, że mocny fundament małżeństwa szczęśliwego i zagłada nieszczęśliwego tworzy się i wznosi w duszach młodzieńców i panien już w wieku dziecięcym i młodzieńczym. Jeśli bowiem przed małżeństwem we wszystkim szukali siebie i swoich przyjemności, jeśli dawali upust swym namiętnościom, wówczas istnieje obawa, że w małżeństwie będą tacy, jakimi byli przed małżeństwem; że w końcu to żąć będą, co siali (por. Gal 6,9), mianowicie wewnątrz domu smutek, żal, wzajemną pogardę, swary, zazdrość, niechęć do wspólnego życia, i że, co najgorsze, odnajdą siebie samych ze swymi nieokiełzanymi namiętnościami.”

Większość młodych ludzi pragnie, również dzisiaj, zdrowej rodziny

Badania potwierdzają, że założenie zdrowej i harmonijnej rodziny zajmuje pierwsze miejsce wśród pragnień młodych ludzi. Ludzka natura, którą stworzył Pan Bóg, jest wprawdzie zraniona, ale niezniszczona i niezmieniona. Dlatego możemy mieć uzasadnioną nadzieję, że natura pokona w końcu wszystkie nienaturalne dążenia.

Ponadto, wiara uczy nas, że królestwo Boże na tym świecie musi wprawdzie wiele wycierpieć, ale nigdy nie upadnie. Obiecał nam to Pan Jezus, wspomagając nas wszystkimi ustanowionymi przez siebie środkami łaski. Nasze działanie jest jednak konieczne do naszego i naszych bliźnich zbawienia!

Na koniec pragnę podziękować tym licznym rodzicom, którzy dają przykład bogobojnego i uświęconego życia w małżeństwie i w rodzinie!