Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Fidelisa z Sigmaringen, męczennika [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 4/2000 (35)

ks. Karol Stehlin FSSPX

Promyk nadziei: beatyfikacja dzieci fatimskich

Trzynastego maja Roku Jubileuszowego katolicy byli świadkami tak długo oczekiwanej beatyfikacji dzieci fatimskich, Franciszka i Hiacynty Marto. Stwierdzając, że dzieci fatimskie z całą pewnością cieszą się wieczną nagrodą w niebie, Ojciec Święty potwierdził równocześnie skuteczność tej szczególnej drogi, którą one konsekwentnie kroczyły podczas swego krótkiego życia. Co więcej, przez tę beatyfikację Kościół pokazuje wiernym ową drogę jako przykład do naśladowania, niezawodną receptę na uświęcenie duszy.

Fakt, że duchowe życie tych małych dzieci jest nam dane jako przykład do naśladowania, ma wielorakie znaczenie:

Po pierwsze znaczy to, że do osiągnięcia świętości wcale nie potrzeba czynów wielkich i bohaterskich wykonywanych przez wielkich świętych, że istnieje „dziecięca droga”, dostępna dla wszystkich.

Po drugie należy zwrócić uwagę na bardzo krótki okres czasu, w którym bł. Franciszek i Hiacynta wznieśli się od zwyczajnego, przeciętnego życia (ze swoimi wadami i grzechami) do tego heroizmu, za który zostali beatyfikowani. Siostra Łucja, która opisała dokładnie ich życie, wielokrotnie stwierdzała, że przed objawieniami Anioła Fatimskiego (1916 r.) i Matki Najświętszej (1917 r.) dzieci niczym nie różniły się od innych. Były

drażliwego charakteru. Przy najmniejszej kłótni, które często powstają między dziećmi w czasie zabaw, Hiacynta siadała w kącie zadąsana, tak jak to mówimy „udająca osiołka”. Aby wróciła do zabawy, nie wystarczały najczulsze pieszczoty, które w takich wypadkach dzieci doskonale potrafią okazywać...1.

Dopiero po pierwszych objawieniach Matki Bożej wszyscy zauważyli głębokie zmiany w ich zachowaniu i wzrost pobożności. Franciszek zmarł 4 kwietnia 1919 roku, nie kończąc 11 lat; Hiacynta 20 lutego 1920, 10 dni przed ukończeniem 10 roku życia. Jaka cudowna droga doprowadziła je w ciągu zaledwie dwóch lat do doskonałości chrześcijańskiej?

Po trzecie znaczy to, że droga ta, tak łatwa i krótka, polega na dokładnym wypełnieniu wymagań Matki Bożej objawionych w Fatimie. Innego nauczyciela świętości dzieci nie miały. Jedyna ich duchowość była duchowością Fatimy. Należy zatem wnioskować, że beatyfikacja dzieci Fatimskich jest również potwierdzeniem tej duchowości. One były pierwszymi, którzy wiernie żyli według tego, czego Matka Boża uczyła. Innymi słowy, Niepokalana nie tylko powiedziała, że Jej orędzia z Fatimy prowadzą do świętości, lecz pokazała to przez życie wizjonerów. Jej Słowa jak np. „Moje Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię poprowadzi do Boga” (13.06.1917 r.), „Módlcie się, módlcie się wiele, czyńcie ofiary za grzeszników, bo wiele dusz idzie na wieczne potępienie, bo nie mają nikogo, kto by się za nie ofiarował i modlił” (19.08.1917 r.), przybierały konkretny kształt w życiu błogosławionych, które stało się konkretnie praktykowaną duchowością FATIMY.

Po czwarte: jeśli krótkie życie błogosławionych jest integralną częścią orędzi Matki Bożej w Fatimie, jako pierwsze i doskonałe spełnienie Jej próśb, wówczas poszczególna duchowa droga każdego z nich jest i dla nas konkretnym wskazówką, w jakiej intencji i w jakim duchu mamy wypełnić wszystko to, czego Niepokalana od nas żąda.

Jaka jest zatem ta duchowość, która przekształciła i przemieniła dzieci w tak krótkim czasie? Jaka jest ta cudowna droga, która potrafiła niewykształcone małe dzieci doprowadzić do świętości? Jakie są te środki, które Kościół przedstawia nam przez beatyfikację właśnie tych dzieci jako drogowskaz do doskonałości?

Są nimi, oprócz zwyczajnych obowiązków katolickich (Msza św., sakramenty, sakramentalia, pacierze): Różaniec i Nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi.

Błogosławiony Franciszek

Franciszek urodził się w Aljustrel 11 czerwca 1908 r., miał więc podczas pierwszego objawienia Matki Bożej 8 lat i 8 miesięcy. Był spokojnej i pobłażliwej natury, jednak nie bojaźliwy albo leniwy. Bardzo ciekawym faktem jest to, że podczas objawień wszystko widział, jednak nie słyszał słów Matki Bożej ani Anioła. Dlatego po każdym objawieniu Łucja przekazywała mu to, co Matka Boża mówiła. Często pytał o znaczenie pewnych słów, których nie rozumiał. Kiedy podczas pierwszego objawienia Łucja zapytała Matkę Najświętszą, czy Franciszek też pójdzie do nieba, otrzymała następującą odpowiedź: „Tak, ale musi jeszcze odmówić wiele Różańców2.

Dlaczego Franciszek jedynie widział, a nie mógł słyszeć? Wybitny znawca Fatimy, ojciec Alonso, tłumaczy ten fakt porównując wizje dzieci fatimskich z doktryną wielkich mistyków i teologów o objawieniach. Najwyższy stopień wizji jest tzw. wizją czysto intelektualną, gdzie wizjoner pojmuje „wizją oczu wewnętrznych”, kiedy to Bóg wpaja wewnętrzny obraz Boskiej tajemnicy w duszę. Niższy stopień jest wizją bardziej zmysłową i obrazową. Według tej nauki Franciszek, który nigdy nie był w stanie „wyrazić dokładnie co widział”, został obdarzony najwyższą formą wizji, Łucja i Hiacynta zaś niższymi3.

Droga kontemplacji

Począwszy od pierwszego objawienia droga Franciszka na wyżyny świętości jest jasna i prosta: pocieszyć Pana Boga, który „jest tak smutny z powodu naszych grzechów”; sprawiać mu przyjemność, i tak zadośćuczynić za niezliczone przykrości, które są mu wyrządzane.

Cieszyłem się na widok anioła, ale jeszcze większą radość odczuwam na widok Naszej Pani. Ale najpiękniejszy był Pan Jezus w tym świetle, które Nasza Pani włożyła do serca. Kocham tak bardzo Boga. Ale On jest smutny z powodu tylu grzechów. My nie śmiemy grzechu popełnić4.

Najbardziej uderzył go „smutek Boga”. To małe dziecko w bardzo prosty sposób zrealizowało w swoim krótkim życiu najgłębsze tęsknoty wielkich mistyków, którzy pragnęli cierpieć z cierpiącym Chrystusem, pocieszać Go przez cichą adorację. Uczestniczyli w Jego agonii, podczas której powiedział: „Smutna jest Moja dusza aż do śmierci5. Cierpienie to odnosi św. Paweł do apostatów, „którzy po raz wtóry krzyżują w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na urągowisko6. Najświętsze Serce Jezusa objawiło się św. Małgorzacie Marii tymi słowami:

Patrz! Oto Serce, które tak wielce umiłowało ludzi i tak hojnie obsypywało ich wszelkimi darami, a które w zamian za swą miłość bezgraniczną, nie tylko nie doczekało się wdzięczności, lecz doznaje zapomnienia, wzgardy i obelgi...7.

Ten smutek Pana Jezusa i Matki Najświętszej najbardziej wzruszył małego Franciszka. On też najdoskonalej odpowiedział na słowa Anioła Fatimskiego:

Przyjmijcie Ciało i Krew Jezusa Chrystusa, okropnie znieważanego przez niewdzięcznych ludzi. Wynagrodźcie ich grzechy i pocieszajcie waszego Boga8.

Całe jego życie streszcza się w słowach wypowiedzianych po trzecim objawieniu Matki Bożej:

Myśmy płonęli w tym świetle, które jest Bogiem, i nie spaliliśmy się. Jakim jest Bóg, tego nie można by powiedzieć. Tego właśnie nikt nie zdoła wypowiedzieć. Ale jaka szkoda, że on jest tak smutny. Gdybym Go mógł pocieszyć!9.

Nie zapominajmy, że 9-letnie dziecko mówi swoim prostym i teologicznie nie wykształconym językiem. A jakże głęboko wyrażone jest tu uwielbienie Nieskończonego Majestatu Bożego, a zarazem pragnienie, aby w pełni odpowiadać na tak wielką tajemnicę. Bł. Elżbieta od Trójcy Świętej kilka lat wcześniej formułuje to samo w swej znanej modlitwie do Trójcy Świętej:

(...) Uspokój moją duszę. Uczyń w niej swoje niebo, swoje mieszkanie umiłowane i miejsce swego spoczynku. Abym tam nigdy nie zostawiła Cię samego, lecz abym tam cała była, cała żyjąca wiarą, cała adorująca, cała poddana wyłącznie Twojemu twórczemu działaniu. O mój Chryste umiłowany, ukrzyżowany z miłości, (...) chciałabym okryć Cię chwałą, ukochać aż do śmierci...10.

Jak pocieszyć Pana Boga?

Błogosławiony Franciszek odpowiada: przez akty miłości, przez modlitwę, szczególnie przez Różaniec Święty, a także przez cierpienia i ofiary. Jeśli ludzie zapominają o Bogu, my chcemy żyć w Jego obecności. Jeśli oni obrażają Go, my chcemy podobać się Jemu, sprawiać Mu przyjemność. Droga, pokazana nam przez dziecko, odpowiada naturalnej wielkoduszności młodzieży, którą wzrusza nędza i cierpienie. Wielkoduszność ta wybuchła w następstwie objawień fatimskich, kiedy to miliony dzieci zaangażowało się w Krucjatę Eucharystyczną, aby „przez modlitwy i ofiary pocieszyć Chrystusa w Przenajświętszym Sakramencie”.

Po objawieniach dni życia Franciszka upływały na modlitwie i na wypełnianiu zwykłych obowiązków.

Często odnajdywaliśmy go za jakimś murem albo krzakami, gdzie się ukrywał. Tam modlił się na kolanach albo rozmyślał, bo mawiał: „Pan Jezus jest taki smutny z powodu tylu grzechów”. Gdy go pytałam: „Franciszku, mnie ani Hiacynty nie wołasz, aby się z tobą modlić”. Odpowiadał: „Wolę modlić się sam, aby rozmyślać i pocieszać Pana Jezusa, który jest taki smutny”11.

Pociąg do kontemplacji i modlitwy był u niego tak mocny, że uciekał od ludzi na tyle, na ile mógł. Ich ciekawość była dla niego wielką udręką. Często udawał się do kościoła, aby przez dłuższy czas adorować Najświętszy Sakrament. Gdy zachorował, mówił: „Najbardziej mnie martwi, że nie mogę już tak długo przestawać z Panem Jezusem ukrytym12.

Duch ofiary był w nim tak wielki, że wyrzekał się również gier i innych dziecięcych zabaw. Wszystkim znane było jego litościwe serce. Nie znosił, jeśli chłopcy męczyli zwierzęta. Wobec potrzebujących zawsze okazywał gotowość do pomocy:

Była tam pewna staruszka, nazywaliśmy ją ciotka Maria Careira, którą synowie zwykle wysyłali paść kozy i owce. Bydełko to było oswojone i czasem rozbiegało się na wszystkie strony. Kiedy spotkaliśmy ją, Franciszek biegł jej pierwszy z pomocą. Pomagał jej trzodę znowu sprowadzić na pastwisko, zganiając rozproszone zwierzęta. Biedna staruszka dziękowała mu tysiąckrotnie i nazywała go swoim aniołem stróżem13.

Choroba i święta śmierć

Podczas objawienia 13 czerwca Łucja prosiła Matkę Bożą: „Chciałabym prosić, żeby nas Pani zabrała do nieba” – „Tak, Hiacyntę i Franciszka zabiorę niedługo...14. Wiedząc o tym, Franciszek miał tylko jedno pragnienie dotyczące przyszłości: „Chcę umrzeć i iść do nieba”. Myśl ta wypełniała go niewymowną radością: „Wkrótce Jezus przyjdzie aby mnie zabrać ze sobą do nieba. Wtedy tam na zawsze będę Go widzieć i pocieszać! Jakie to szczęście!15. Mniej więcej rok po ostatnim objawieniu Franciszek i Hiacynta zarazili się tzw. grypą hiszpańską, która wówczas często kończyła się śmiercią. Pod koniec roku Franciszek był tak chory, że nawet ruszać się już nie mógł. Jednak jak zeznała Łucja,

w czasie choroby Franciszek był zawsze pogodny i zadowolony. Czasami go pytałam: „Cierpisz bardzo, Franciszku?” „Bardzo, ale nic nie szkodzi. Cierpię, żeby pocieszać Naszego Pana. Już niedługo pójdę do nieba”16.

Wkrótce przed śmiercią poprosił Łucję i Hiacyntę, żeby przypomniały sobie wszystkie grzechy, które on kiedyś popełnił.

Być może, że z powodu tych grzechów Pan Jezus jest tak smutny, ale gdybym nie umarł, nie popełniłbym już żadnego grzechu. Teraz bardzo za nie żałuję (...) Posłuchaj: I ty proś Pana Jezusa, aby mi przebaczył moje grzechy.

Po udzieleniu mu Wiatyku 3 kwietnia 1919 r. powiedział:

Dzisiaj jestem szczęśliwszy od ciebie dlatego, że mam w moim sercu Jezusa ukrytego. Idę do nieba, ale tam będę bardzo prosił Pana Jezusa i Naszą Panią, żeby was także zabrali niedługo do siebie17.

Była już noc, gdy się z nim pożegnałam. „Franciszku, do widzenia. Jeżeli odejdziesz do nieba tej nocy, pamiętaj, nie zapomnij o mnie. Czy słyszysz?” „Nie zapomnę o tobie, nie. Bądź spokojna”. I ująwszy moją prawą rękę ściskał ją przez dłuższą chwilę mocno, patrząc na mnie ze łzami w oczach18.

Wieczorem 4 kwietnia zawołał swoją matkę i powiedział: „Mamo, patrz! Jakie piękne światło, tam, blisko drzwi”. Około godziny 1000 wieczorem jego twarz rozjaśniła się uśmiechem anielskim i bez znaku cierpienia, bez agonii i bez słowa skargi skonał. Jego ojciec opowiadał później: „Umarł uśmiechając się19.

U niego dosłownie urzeczywistniały się słowa św. Ludwika Marii Grignon de Montfort:

Żyjąc w poddaństwie i w zależności od Maryi, w krótkim czasie postąpimy dalej, aniżeli przez całe lata żyjąc w samowoli i opierając się na własnych siłach20.

Udzielając swoim świadkom tej nadzwyczajnej łaski świętości tak wcześnie, Matka Boża Fatimska pokazała, że jest Ona rzeczywiście Pośredniczką wszystkich łask, Królową i Bramą nieba.

Błogosławiona Hiacynta

Hiacynta, która urodziła się 10 marca 1910 r., miała zupełnie inny charakter od swego brata Franciszka: była bardzo żywa, tkliwa, wrażliwa, „szczera jak złoto”.

Lubiliśmy bardzo tańczyć i wystarczyło nam, abyśmy usłyszeli innych pastuszków grających na jakimkolwiek instrumencie, zaraz puszczaliśmy się w pląsy. Hiacynta, aczkolwiek była bardzo malutka, miała do tego specjalne zdolności. (...) Hiacynta również bardzo lubiła brać białe baranki na kolana, siadać z nimi, ściskać je i całować, a wieczorem przynosić je na rękach do domu, aby się nie męczyły21.

Podczas objawień Matki Bożej, które zmieniły całej jej życie, miała 7 lat.

Wizja piekła i wstręt do grzechu

Jej czułe serce przejęło się zwłaszcza wizją piekła:

Wizja piekła przerażała ją do tego stopnia, że wszystkie kary i umartwienia wydawały się jej zbyt małe, aby uzyskać u Boga łaskę wybawienia niektórych dusz. (...) Jak to się stało, że Hiacynta tak mała, mogła zrozumieć ducha umartwienia i pokuty i z takim zapałem mu się oddać? Wydaje mi się, że była to najpierw szczególna łaska, której Bóg za pośrednictwem Niepokalanego Serca Maryi chciał udzielić, a potem widok piekła i nieszczęścia dusz, które się tam dostają. (...) Hiacynta często siadała na ziemi lub na jakimś kamieniu i zadumana zaczynała mówić: „Piekło, piekło, jak mi żal tych dusz, które idą do piekła, i tych ludzi, którzy tam żywcem płoną jak drzewo w ogniu”. Drżąc klękała z rękami złożonymi, aby powtarzać modlitwę, której Pani nasza nas nauczyła: „O mój Jezu... ” Hiacynta pozostawała długo na kolanach powtarzając tę samą modlitwę. Od czasu do czasu wołała mnie albo brata, tak jakby się budziła ze snu: „Franciszku, Łucjo, czy wy nie chcecie się ze mną modlić? Musimy się dużo modlić, żeby dusze przed piekłem ratować. Idzie ich tam tyle, tyle”. Innym razem pytała: „Dlaczego nasza Pani nie pokazuje piekła grzesznikom. Gdyby je wiedzieli, nie grzeszyliby, aby się tam nie dostać...”22.

Gorliwość misyjna

Jeśli Franciszek starał się być pocieszycielem Najświętszych Serc Jezusa i Maryi, Hiacynta chciała być rozdawczynią ich łask. Przepełniała ją troska o zbawienie dusz i gorliwość misyjna.

Jeżeli czasami słyszała przekleństwa, zakrywała twarz dłońmi i mówiła: „O mój Boże, ci ludzie nie wiedzą, że dostaną się do piekła za używanie takich słów. Przebacz im, mój Jezu, i nawróć ich. Oni na pewno nie wiedzą, że to obraza Boska. Mój Jezu, jak mi ich żal. Proszę Cię za nich”23.

Dlatego też szczególnie umiłowała modlitwę Anioła Fatimskiego, którą powtarzała codziennie wielokrotnie: „Proszę Cię, abyś wybaczył tym, którzy nie wierzą, którzy nie uwielbiają, którzy Ci nie ufają, którzy Cię nie kochają”. Odmawiała niezliczone akty strzeliste prosząc Niepokalane Serce Maryi o nawrócenie i zbawienie biednych grzeszników.

Apostolat ofiary

Hiacynta tak wzięła sobie do serca ofiary za nawrócenie grzeszników, że nie opuszczała żadnej okazji, jaka się nadarzyła. Były dzieci dwóch rodzin mieszkających w Moita, które chodziły po prośbie. Spotkaliśmy je kiedyś idąc na pastwisko z naszą trzodą. Hiacynta spostrzegłszy je powiedziała: „Dajmy tym biedakom nasz posiłek za nawrócenie grzeszników”. I pobiegła im go zanieść. (...) Hiacynta była niestrudzona w wynajdywaniu ofiar24:

obok znoszenia długotrwałego głodu i pragnienia z miłości do dusz, rezygnacja z tańców była dla niej może największą ofiarą.

Gorliwość ta była całkowicie nadprzyrodzona: chciała cierpieć za grzeszników, zadośćuczynić za ich grzechy, wyjednać im przebaczenie i łaskę nawrócenia. Często odmawiała sobie posiłku „w intencji grzeszników, którzy za dużo jedzą”; „za grzeszników, którzy nie chodzą nawet w niedzielę” chodziła na Mszę świętą nawet w tygodniu, mimo swej choroby. Ta miłość bliźniego, której źródłem była zażyłość z Niepokalanym Sercem Maryi, stała się jakby jej drugą naturą. We wrażliwym i wielkodusznym sercu tego 8-letniego dziecka łaska Boża działała w nadzwyczajny sposób.

Życie pod sztandarem Niepokalanego Serca Maryi

Najbardziej charakterystycznym rysem duchowości Hiacynty było jej tkliwe nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. Właśnie troska o zbawienie grzeszników pozwoliła jej zrozumieć, że nabożeństwo do Serca Matki Bożej jest najskuteczniejszym środkiem, przez który może wyjednać ratunek dla wielu dusz. Jej ulubiony akt strzelisty brzmiał: „O słodkie Serce Maryi, bądź moim zbawieniem”. Kiedy 13 sierpnia dzieci zostały aresztowane, Hiacynta bardzo cierpiała z powodu nieobecności rodziców. Wtedy Franciszek pocieszał ją mówiąc: „Nie płacz. Ofiarujemy to Jezusowi za grzeszników”. Dziewczynka dodała: „Również za Ojca Świętego i jako zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciw Niepokalanemu Sercu Maryi”. Po objawieniu się Niepokalanego Serca Maryi 13 czerwca,

mówiła (...) nieraz: „Ta Pani powiedziała, że jej Niepokalane Serce będzie twoją ucieczką i drogą, która cię zaprowadzi do Boga. Kochasz ją bardzo? Ja kocham Jej Serce bardzo. Ono jest tak dobre!”25.

Kiedy usłyszała o Komunii wynagradzającej w pierwsze soboty, powiedziała do Łucji:

Tak mi żal, że nie mogę przyjmować Komunii św. na zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi. (...) Lubię tak bardzo Serce Maryi! Jest to przecież Serce naszej Matki Niebieskiej. Czy ty też lubisz powtarzać: „Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem? Ja to tak chętnie czynię. Tak bardzo lubię”. Często zrywała kwiaty polne i śpiewała sobie na melodię, którą spontanicznie sama wymyślała: „Słodkie Serce Maryi, bądź moim ratunkiem. Niepokalane Serce Maryi, nawróć grzeszników, wybaw dusze z piekła”26.

Krótko przed pójściem do szpitala mówiła: „Już niedługo pójdę do nieba, ty tu zostaniesz, aby ludziom powiedzieć, że Bóg chce zaprowadzić na świecie nabożeństwo do Niepokalanego Serca Maryi. Kiedy nadejdzie czas, aby o tym mówić, nie kryj się. Mów wszystkim ludziom, że Bóg nam daje łaski za pośrednictwem Niepokalanego Serca Maryi, że ludzie muszą je uprosić przez to Serce, że Serce Jezusa chce, aby obok Niego wielbiono Niepokalane Serce Maryi. Niech proszą o pokój Niepokalane Serce Maryi, bo Bóg temu Sercu powierzył pokój na świecie. Gdybym mogła włożyć w serca wszystkich ludzi ogień, który płonie w głębi serca mego i który sprawia, że kocham tak bardzo Serce Jezusa i Serce Maryi!”27.

Hiacynta ofiarą zadośćuczynienia

Przez 18 ostatnich miesięcy życia Hiacynta była poważnie chora. Grypa hiszpańska przeszła wkrótce w ropne zapalenie płuc, które stało się u delikatnej dziewczynki powodem wielkich męczarni. „Jednak wytrzymała je z rezygnacją, nawet radością, która zaskakiwała28.

Podczas choroby

Matka Boska nas odwiedziła i powiedziała, że przyjdzie wkrótce zabrać Franciszka do nieba. A mnie zapytała, czy chciałabym jeszcze więcej grzeszników nawrócić. Odpowiedziałam Jej, że tak. Wtedy powiedziała mi, że dostanę się do szpitala i będę tam bardzo cierpieć. Będę cierpiała za nawrócenie grzeszników jako zadośćuczynienie za zniewagi wyrządzone Niepokalanemu Sercu Maryi i z miłości do Pana Jezusa. Zapytałam, czy ty pójdziesz ze mną. Odpowiedziała mi, że nie. To jest dla mnie najcięższe. Powiedziała mi, że zawiezie mnie tam moja matka i że zostanę tam sama29.

W grudniu 1919 r. Matka Boża objawiła się jej po raz drugi, aby ją przygotować do przyjęcia najwyższej ofiary:

Powiedziała mi, że pojadę do Lizbony do innego szpitala, już nie zobaczę ani ciebie, ani swoich rodziców. Dużo jeszcze będę cierpiała i umrę samotnie, ale nie mam się bać. Ona przyjdzie po mnie, aby mnie zabrać do nieba. I płacząc ściskała mnie i mówiła: „Nigdy więcej już cię nie zobaczę. Słuchaj, módl się za mnie, bo umrę samotnie”. Aż do wyjazdu do Lizbony cierpiała straszliwie. Przytulała się do mnie i mówiła płacząc: „Nigdy cię już nie zobaczę. Ani mojej matki, ani mego rodzeństwa, ani mego ojca, nigdy już nikogo nie zobaczę. A potem umrę samiutka”. „Nie myśl o tym”, powiedziałam jej któregoś dnia. „Pozwól mi myśleć, bo im więcej myślę, tym więcej cierpię, a ja chcę cierpieć z miłości do Pana Jezusa i za grzeszników. Już się nie przejmuję boleściami. Matka Boska przyjdzie po mnie, żeby mnie stąd zabrać do nieba”. Czasem całowała krzyż i ściskając go mówiła: „O mój Jezu, ja Cię tak kocham i chcę cierpieć z miłości ku Tobie”. Ileż razy mówiła: „O Jezu, teraz możesz nawrócić wielu grzeszników, bo ta ofiara jest bardzo wielka”30.

21 stycznia 1920 r. Hiacynta wyjechała do Lizbony, gdzie zamieszkała w sierocińcu Matki Bożej Cudownej, dzięki czemu mogła codziennie uczestniczyć we Mszy świętej i przyjmować Komunię św. Jednak jej stan stawał się coraz poważniejszy i 2 lutego przeniesiona została do szpitala. Trzy dni później matka, która towarzyszyła jej do tej pory, musiała wrócić do domu. Hiacynta została sama w wielkim szpitalu, którego nie miała już opuścić. 10 lutego przeszła operację. Z powodu słabości dziewczynki znieczulenie było tylko częściowe, tak, że zabieg był dla niej prawdziwą męczarnią. 17 lutego Matka Boża objawiła się jej ponownie: „Powiedziała mi, że niebawem przybędzie mnie zabrać, i że odtąd już nie będę cierpieć”. Rzeczywiście, od tego dnia nie odczuwała już żadnego cierpienia. W raporcie lekarza szpitala, dr. Lisboa, czytamy:

Wieczorem 20 lutego, około 6 godziny, mała powiedziała, że źle się czuje i prosiła o ostatnie sakramenty. Wezwano proboszcza parafii p.w. Świętych Aniołów, ks. Pereira do Reis, który wyspowiadał ją ok. 8 godz. wieczorem. Powiedziano mi, że mała nalegała również na przyjęcie Wiatyku. Jednakże ksiądz Pereira dos Reis uważając, że jej stan nie jest krytyczny, odmówił, obiecał jednak przynieść Pana Jezusa następnego dnia. Jednakże mała w dalszym ciągu nalegała na przyjęcie Komunii świętej, mówiąc że wkrótce umrze. Rzeczywiście ok. 10:30 wieczorem spokojnie umarła31.

Życie dzieci fatimskich – wzór chrześcijańskiej duchowości

Krótkie życie bł. Franciszka i Hiacynty przedstawia nam w bardzo prosty, dziecięcy sposób kompletną wizję katolickiej duchowości: życie kontemplacyjne i aktywne, duch adoracji i gorliwość misyjna, największa chwała Boga i zbawienie dusz. Jest to odbicie najgłębszych zamysłów Najświętszego Serca Pana Jezusa oraz wewnętrznego życia Niepokalanego Serca Maryi. Najświętsze Serce Jezusa bije dla chwały Ojca, a „zamysły Jego Serca są poprzez pokolenia; aby od śmierci zachować ich dusze i w czasie głodu ich karmić32. Niepokalane Serce Maryi także bije tym podwójnym ruchem: wcieliła się w Nie cała miłość Ducha Świętego do odwiecznego Ojca i do Syna33, w nim także Pan Bóg złożył wszystkie łaski potrzebne dla zbawienia dusz.

Bł. Franciszek jest wzorem dla dusz wewnętrznych, kontemplacyjnych. W nim urzeczywistnia się pierwotny i istotny aspekt nabożeństwa do Niepokalanego Serca: pocieszyć obrażonego Boga, zadośćuczynić za bluźnierstwa popełnione przeciw Sercu Jego Matki. Wszelka duchowość, całe życie modlitewne bierze swój początek z tej woli adoracji i zadośćuczynienia, z chęci sprawiania przyjemności i radości Bogu: św. Teresa od Dzieciątka Jezus chce być zabawką w rękach Jezusa, aby Go pocieszyć i więcej Go kochać; św. Jan od Krzyża uczy, że „miłość nie polega na odczuwaniu wielkich rzeczy, lecz na wielkim ogołoceniu i cierpieniu dla Umiłowanego34. „Jedna tylko myśl człowieka ma większą wartość niż świat cały, dlatego Bóg tylko jest jej godzien35.

Bł. Hiacynta jest wzorem dusz aktywnych: prowadzić ludzi do Chrystusa przez Niepokalaną. Uczy nas ducha misji: nie tylko modlić się za grzeszników i ofiarować się za nich, ale także głosić im prawdę o strasznych skutkach grzechu i o rzeczach ostatecznych, oraz podawać im skuteczne środki zaradcze, łatwe do stosowania (jak np. akty strzeliste).

Żywot błogosławionych Franciszka i Hiacynty jest odpowiedzią, a zarazem wyrzutem sumienia dla naszej materialistycznej epoki. Każda chwila ich pobytu na ziemi woła nas, abyśmy się nawrócili do tego, co jest jedynie ważne – unum necessarium:

Najwyższą mądrością jest – wzgardziwszy sprawami tego świata – dążyć do królestwa niebieskiego. Natomiast marnością jest szukać złudnych bogactw i pokładać w nich nadzieję. Marnością jest ubiegać się o dostojeństwa i wynosić się ponad stan. Marnością jest kierować się żądzami ciała i pożądać tego, za co potem ciężką trzeba ponieść karę. Marnością jest pragnąć długiego życia, a nie starać się o życie dobre. Marnością jest zważać tylko na życie doczesne, bez przewidywania tego, co nastąpi po nim. Marnością jest miłować to, co szybko przemija, a nie zdążać tam, gdzie wieczne wesele36. Ω

Przypisy

  1. Siostra Łucja mówi o Fatimie, wydanie III 1989, Vice-Postulacăo, Fatima, s. 18-19.
  2. Tamże, s. 143.
  3. Joaquin M. Alonso, Doctrina i espiritualidad del mensaje de Fatima, Mostoles (Madrid) 1990, s. 119-121.
  4. S. Łucja mówi o Fatimie..., s. 116.
  5. Mk 14, 34.
  6. Hebr 6, 6.
  7. Cytat w encyklice Miserentissimus Redemptor Piusa XI.
  8. S. Łucja mówi o Fatimie..., s. 140.
  9. Tamże, s. 119.
  10. O. Philippon, La doctrine spirituelle de soeur Elisabeth de la Trinite, Desclee de Brouwer 1985, s. 341.
  11. S. Łucja mówi o Fatimie..., s. 126.
  12. Tamże, s. 127.
  13. Tamże, s. 128-129.
  14. Tamże, s. 147.
  15. O. Joăo de Marchi, Era uma Senhora mais brilhante que o sol, Fatima, IX wydanie, s. 242.
  16. S. Łucja mówi o Fatimie..., s. 132.
  17. Tamże, s. 133.
  18. Tamże, s. 135.
  19. O. Joăo de Marchi, Era uma Senhora mais brilhante que o sol, Fatima, IX wydanie, s. 258.
  20. Traktat o doskonałym nabożeństwie do NMP, Toruń 1996, s. 163.
  21. S. Łucja mówi o Fatimie, s. 24-25.
  22. Tamże, s. 98.
  23. Tamże, s. 99.
  24. Tamże, s. 28.
  25. Tamże, s. 100.
  26. Tamże, s. 100-101.
  27. Tamże, s. 104.
  28. O. Joăo de Marchi, Era uma Senhora mais brilhante que o sol, Fatima, IX wydanie, s. 262.
  29. S. Łucja mówi o Fatimie, s. 39.
  30. Tamże, s. 41.
  31. Cytat w o. Joăo de Marchi, Era uma Senhora mais brilhante que o sol, Fatima, IX wydanie, s. 286.
  32. Introit Mszy św. ku czci Najświętszego Serca Pana Jezusa.
  33. Zob. Św. Maksymilian Maria Kolbe, jego duchowy testament z 17 lutego 1941 r., [w:] o. Władysław Kluz, Człowiek XX wieku, tom 2, Niepokalanów 1992, s. 202.
  34. Św. Jan od Krzyża, Dzieła, Kraków 1995 s. 111.
  35. Tamże, s. 104.
  36. O naśladowaniu Chrystusa, ks. I, rozdział 1, 3-4.