Sam Harris w świecie iluzji
Czasem zdarza się, że człowiekowi trudno odróżnić świat realny od iluzji, czy to z powodu choroby, czy złudzenia, czy w efekcie odurzenia. Podstawą powrotu do równowagi jest zaufanie rzeczywistości, czyli bytowi. Sprawdzanie wyników poznania tym, co istnieje. Niektórzy jednak wolą swoje myśli o rzeczywistości niż samą rzeczywistość, co prowadzi do błędów. Największe problemy zaczynają się nie w momencie zbłądzenia, bo ten stan jest w pełni odwracalny i człowiek nauczył się go przezwyciężać. Stanem o wiele gorszym niż samo osunięcie się w błąd jest próba jego systemowego uzasadnienia.
Jak już wiemy, najbardziej znani przedstawiciele tzw. nowego ateizmu stworzyli zespół zwany „czterema jeźdźcami ateistycznej apokalipsy”. Dla większej skuteczności w walce z Bogiem owi jeźdźcy, niejako na kształt popularnych swego czasu boys bandów, podzielili się tematami, które podejmują. Hitchens zajmował się polityką i elokwentnym zwalczaniem wierzących w debatach. Niedawno zmarły Dennett poruszał tematy dotyczące ludzkiej świadomości, obracając się w kontekście ewolucyjnym. Dawkins propaguje ewolucję jako niepodważalny fakt. Ostatnim z tej czwórki jest Harris, który przyjął na siebie ciężar przekonania jak największej liczby ludzi, że nie mają wolnej woli oraz że opieranie moralności na Bogu to ślepy zaułek.
Samuel Benjamin Harris to urodzony w 1967 r. amerykański pisarz i bloger (prowadzi znany podcast „Making Sense”). Posiada doktorat z neurobiologii i pewne inklinacje do filozofii. (Co do mnie – nie nazywam go filozofem, gdyż nie sądzę, aby umiłowanie mądrości można było połączyć z uzasadnianiem apriorycznych założeń bez względu na absurdy, jakich by one nie zawierały). Prowadzi liczne debaty i wygłasza prelekcje. Podczas tych wystąpień podejmuje głównie tematy istnienia moralności bez uprzyczynawiania jej w Bogu, religii i jej szkodliwości społecznej oraz wolnej woli człowieka. Obok Hitchensa, Dennetta i Dawkinsa jest ikoną światowego pop-ateizmu i propagatorem świata bez Boga, choć nie bez pewnej formy duchowości, sięgającej do recept rodem z Dalekiego Wschodu. Jest autorem wielu bestsellerów, co zwykle przydarza się twórcom poruszającym tematy interesujące Harrisa oraz opracowującym je w podobny sposób. Główny temat tego artykułu – wolną wolę – Harris omówił w książce pt. Free will1.
U podstaw chyba wszystkich błędnych ideologii leży fałszywe rozumienie człowieka. Podobnie jest z ateizmem. Reklamuje się on jako droga do wyzwolenia człowieka ze strasznych więzów religii. W istocie jednak ateizm nie uwalnia człowieka od religii, ale od człowieczeństwa. Nie inaczej postępuje Sam Harris. Jego chłodny, spokojny i nudny styl wypowiedzi usypia, ale treść zdań, które wypowiada, wprawia zrazu w osłupienie, a po chwili, gdy już wiemy, że on nie żartuje – przeraża. Kto jednak ma na tyle odwagi, aby przetrwać kolejne strony książek lub biegnące minuty podcastów Harrisa, ten w nagrodę dowie się, jak przeprowadzić gruntowną likwidację człowieczeństwa na kilku różnych poziomach.
Jak „odczłowieczyć” człowieka?
Nie ma na świecie absurdu, który nie zmieściłby się pod szerokim parasolem ateizmu. Myliłby się ten, kto by twierdził, że ateizm jest walką z Bogiem. Bogu nie da się zadać ciosu. Ateiści muszą wobec tego zmagać się z czymś namacalnym – z Bożym stworzeniem, a konkretnie z człowiekiem, jako ukoronowaniem twórczej pracy Absolutu. To człowiekowi szkodzą ateistyczne bajania o świecie bez Boga, wiecznej materii czy moralności, co do której ludzie umówili się w celu łatwiejszego przetrwania. To człowiek musiałby się zmienić, gdyby przyjął, że Boga nie ma. To człowiek utraciłby osnowę swojej tożsamości, przestając być sobą, a więc zostałby zniszczony. Dla nieprzyjaciół Boga może to stanowić jakiś zastępczy sposób zniszczenia Absolutu.
Jak zatem skutecznie „odczłowieczyć” człowieka ku jego zgubie? Żeby to się udało, trzeba najpierw wiedzieć, jakie cechy ma człowiek, a potem je zanegować. Zadanie to wydawałoby się karkołomne, ale jak wiemy, ateiści są bardzo elastyczni, więc żadna kontuzja im nie grozi. W swojej bestsellerowej książce Free will oraz w niezliczonych wykładach, rozmowach, debatach i podcastach Harris stara się udowodnić, że człowiek nie posiada wolnej woli, czyli jednej z dwóch najważniejszych cech odróżniających go od zwierząt. Czyniąc to, demontuje ludzką naturę, co w konsekwencji prowadzi do zanegowania i człowieka, i Boga, ponieważ tylko ludzki, a więc wolny i rozumny, człowiek może coś o Bogu stwierdzić. Drugą właściwość naszej natury – rozumność – Harris usuwa niejako przy okazji, nie mówiąc o tym wprost. Mianowicie człowiek nieposiadający wolnej woli nie ma po co poznawać. I tak nie jest w stanie nic zrobić z wynikami procesu poznawczego, bo nie może podjąć decyzji o wyborze poznanego dobra. Na koniec dnia – jak mawiają Anglicy – z człowieka zostaje tylko worek kości i mięśni, które nie wiedzą, co robią, bo nie mogą wiedzieć, dlaczego coś robią.
Harris twierdzi, że: „Wolna wola jest iluzją. Nie jesteśmy autorami naszych pragnień. Myśli i intencje wypływają z przyczyn, których nie jesteśmy świadomi, ani nie sprawujemy nad nimi świadomej kontroli. Tylko nam się wydaje, że mamy tę wolność”2. Ten krótki cytat z piątej strony książki Harrisa streszcza w sobie zawartość całości: człowiekowi tylko się wydaje, że ma wolną wolę. Nawet „iluzja wolnej woli sama jest iluzją”3. Takie stwierdzenie jednak niczego nie rozwiązuje, ale dopiero stawia nas przed licznymi problemami i pytaniami, a są to pytania o człowieka.
Każdy człowiek jest bytem jednym, posiadającym ciało i duszę. Dusza, począwszy od momentu poczęcia, kształtuje sobie ciało, które jest jej przyporządkowane dla możliwości kontaktu ze światem i wyrażenia jej specyficznych, duchowych cech, pośród których najważniejsze to wspomniane wyżej wyróżniki ludzkiej natury. Korzystając z tych cech, człowiek poznaje dobro i pragnie go dla spełnienia swoich celów osobowych. Owo pragnienie wytrąca człowieka z bierności i popycha do działania odpowiedniego dla osiągnięcia pożądanego dobra. Opisany proces jest udziałem każdej normalnej osoby ludzkiej i jest dla człowieka charakterystyczny4.
Każdy człowiek – zgodnie ze stopniem, w jakim jego dusza zdoła ukształtować sobie ciało (biorąc pod uwagę przeróżne uwarunkowania) – ma świadomość podejmowania decyzji. „Każdy bowiem z nas od wewnątrz decyduje się coś czynić lub nie czynić [czegoś] w stosunku do różnych «przedmiotów» naszego działania najszerzej pojętego”5. Aby jednak zachować możliwość autodeterminacji i wyłonienia aktu decyzji z wewnątrz siebie, a także aby uznać ten akt za akt swój, trzeba móc odróżnić siebie od reszty świata. Potrzebne jest jedno z najbardziej podstawowych przeżyć każdego człowieka, czyli doświadczenie bycia sobą. To „ja” jest tajemnicze i niewyjaśnialne, pozwalające na wyłonienie aktów moich i odpowiednie ustosunkowanie się do otaczającej mnie rzeczywistości. Żeby to wszystko miało miejsce, potrzebne jest poczucie tożsamości, ale i tego komfortu nie pozostawia nam Harris, twierdząc, że jaźń to także – jak i wolna wola – tylko iluzja6.
Taki Harrisowy człowiek jest więc zupełnie pozbawiony nie tylko woli, ale i podmiotowości. Nie jest sobą, nie jest podmiotem, nie może sam siebie determinować do działania, nie wie też, dlaczego robi to, co robi. Jednocześnie jednak Sam Harris niejako transcenduje ten cały szereg iluzji i stwierdza stanowczo, świadomie, coś, co właśnie z niewiadomych przyczyn pojawiło mu się w głowie. Z kolei my, odbiorcy jego fantasmagorii, mamy poczekać, aż w głowach pojawi nam się zgoda na jego stanowisko, sprzeciw wobec niego albo jakaś alternatywna teoria. Nie, P.T. Czytelnicy, Harris nie przekroczył granic absurdu – on uczynił z niego zasadę swojego „filozofowania”.
Harrisa przepis na człowieka
Kim lub czym dla Harrisa jest człowiek? W kontekście działania jest tylko świadkiem tego, co mu się przydarza7. Nie posiada tożsamości – ludzkie „ja” jest złudzeniem. Taki wybrakowany człowiek – mängelwesen8 w rzeczy samej – nie może brać udziału w życiu moralnym. Nie może świadomie realizować się jako osoba – byt rozumny i wolny. Taki niby-człowiek nie może też poznawać, bowiem kto miałby poznawać i co miałby z tym zrobić, nie mając wolnej woli wyboru poznanego dobra? Ale też komu miałoby się to dobro jawić jako dobro, jeśli nie istnieję „ja”,podmiot? Świadomość Harris nazwie wytworem mózgu, przejawiającym się w odczuciu, że „jakoś to jest być sobą”9, a wolną wolę – iluzją. Bez wolnej woli nie jest także możliwa miłość, bo jest ona przecież pożądaniem poznanego dobra. Jak jednak jesteśmy w stanie stwierdzić cokolwiek, chociażby to, że nie ma wolnej woli, jeśli to, co myślimy, i to, co chcemy, po prostu pojawia się w naszej głowie? Na to pytanie już Harris nie odpowie, gdyż każdy chocholi taniec do melodii absurdu musi zakończyć się bolesnym spotkaniem z twardą rzeczywistością.
Brak wolnej woli wiąże się bezpośrednio z życiem moralnym, a w tym szczególnie z odpowiedzialnością za uczynione zło. Harris traktuje ten temat dosyć szeroko, ponieważ na jego kanwie może zbudować kilka innych argumentów mających potwierdzać jego teorie. Zwykł on był przytaczać przypadki kryminalistów, u których bądź to stwierdzono choroby mózgu, bądź pochodzili oni ze skrajnie zdegenerowanych środowisk. Przestępcy ci mieliby nie być moralnie odpowiedzialni za straszne czyny, których się dopuścili, ponieważ rzekomo nie mieli możliwości wyboru innego zachowania. Jednak wiemy przecież, że „dzięki (…) wolności mogę wybierać między przedmiotami „A” i „B”, a nawet w stosunku do tego samego przedmiotu „A” mogę go raz chcieć, a drugi raz zaprzestać jego chcenia”10. Jest to jedno z najbardziej podstawowych ludzkich doświadczeń i nie sposób w nie wątpić. Możemy dokonać refleksji nad naszymi czynami, nad naszym wyborem, zanim jeszcze coś uczynimy, i wszystko to transcendujemy, przechodzimy niejako na wskroś tego. Górowanie ludzkiego „ja” nad aktem decyzji i jego wpływ na ten akt jest szczególnie widoczny w przypadku, kiedy mylimy rodzaje dobra i ich niższy rodzaj (środek do celu) bierzemy za wyższy (dobro godziwe – cel). Możemy wtedy mimo naturalnych skłonności zatrzymać się i zanegować to, co wolna wola właśnie nakazała uczynić naszemu ciału w celu osiągnięcia tego pozornego dobra. Możemy, jak Sokrates, nie napić się wody11.
To wszystko jednak dla Harrisa nic nie znaczy. Z przekonania, że jesteśmy tylko świadkami tego, co nam się przytrafia, że myśli po prostu pojawiają się w naszej głowie bez naszej kontroli i wpływu oraz że jesteśmy całkowicie zdeterminowani stanem naszego zdrowia, otoczeniem i doświadczeniem, wyciąga wniosek, że nie istnieje odpowiedzialność za jakiekolwiek czyny. Skrajny determinizm Harrisa brnie w absurdy, które trudno przyjąć z drugiej ręki, więc pozwólcie, P.T. Czytelnicy, że przytoczę te nieprawdopodobne fragmenty jego książki wraz z angielskim oryginałem w przypisie:
wydaje się to jasne, że chęć odwetu, wypływająca z przekonania, że każda osoba jest wolnym autorem swoich myśli i czynów, opiera się na poznawczej i emocjonalnej iluzji – i utrwala moralną12.
Nie mogę utrzymywać, że jesteś odpowiedzialny za zachowania, których nie mogłeś kontrolować13.
Harris widzi jeszcze pewne dobro w karach stosowanych pragmatycznie, dla uniknięcia przestępstw w przyszłości, ale oddziela je od moralności. Kara ma być tylko środkiem zapobiegawczym wobec niebezpiecznego czynnika (przestępcy), ale nie ma oznaczać napiętnowania zakazanego czynu, gdyż został on dokonany niejako automatycznie przez zdeterminowanego osobnika ludzkiego. Zło dokonało się, człowiek był jego świadkiem, ale nie jest winny, bo nie miał możliwości wyboru innej drogi. Człowiek winny jest swoich czynów w takim samym stopniu, w jakim winna jest bakteria, która wywołuje chorobę14. Za behawiorystami Harris twierdzi, że każdy inny człowiek w danych okolicznościach zachowałby się tak samo, ponieważ w jego mózgu zaszłyby te same przemiany. Widać tu niezwykły rozmach Harrisa, który nie boi się wyciągać wniosków ze swoich twierdzeń. Usuwając wolną wolę, usuwa także i odpowiedzialność.
Tym prostym sposobem Harris zlikwidował człowieka. Co jednak pozostało? Człowiek według pomysłu Harrisa jawi się jako wytwór ewolucji, który wykonuje narzucone mu przez nie wiadomo co lub kogo akty, które nie są jego aktami. Akty te nie są wolne ani rozumne – one się po prostu pojawiają w umyśle i popychają ludzki worek kości do ich wykonania. Głowiąc się nad tymi absurdami, można zapytać, czy Harris nie próbuje tu przemycić nieco rozwiązań ze świata mitologii dalekowschodnich, które niektórzy nazywają filozofiami, a niektórzy religiami: buddyzmu i hinduizmu. W jego stwierdzeniach dałoby się odnaleźć jakieś pierwiastki panteizmu, zagubienia indywidualności, iluzoryczności przynajmniej części postrzegalnego świata i deprecjację znaczenia poznania bezpośredniego, zdroworozsądkowego, które zamieniłby na pseudonaukową gnozę. To wszystko jednak i tak może być jedynie iluzją wobec braku jaźni i świadomości, rozumianej li tylko jako procesy zachodzące w mózgu i powodujące odczucie, że „jakoś to jest być sobą”.
Ruina człowieka w poglądach Harrisa jest zupełna. Wraz z brakiem jaźni, wolnej woli, moralności idzie również niemożliwość wychowania, kształcenia, twórczości. Harrisowy człowiek nie jest już twórcą kultury. Jest to przecież dziedzina ludzkiej, rozumnej wytwórczości, którą motywuje dążenie do piękna, harmonii, utraconego, a pożądanego stanu optymalnego. Nigdy do końca niezaspokojone dążenie do Najwyższego Dobra popycha człowieka do doskonalenia się. Wszystko to, wraz z ćwiczeniem się, szczególnie w czterech cnotach kardynalnych15, nie jest możliwe, jeśli myśli nie są nasze, decyzje nie są podejmowane przez nas, a nasza jaźń to tylko efekt przepływu impulsów w komórkach nerwowych.
Harris stara się jakoś wyjaśnić absurdy, w które wprowadza swoich słuchaczy i czytelników, za pomocą eksperymentu myślowego. Ten prozaiczny przykład pasuje, bez mała, do każdego z nas. Harris opowiada historię typowego poranka, kiedy to wstajemy ze snu i robimy sobie kawę. W pewnym jednak momencie przychodzi nam do głowy, że oto dzisiaj napijemy się herbaty, a nie kawy, jak robiliśmy to przez ostatnie miesiące. Skąd nagle ten pomysł z herbatą? Czy sami go wyprodukowaliśmy? Nie – powiada Harris – to po prostu pojawiło się w naszym umyśle. Czy wiemy dlaczego? Żadną miarą. A dlaczego nie pomyśleliśmy o soku jabłkowym? A nawet gdybyśmy to my sami wolną wolą zadecydowali o wypiciu herbaty, to skąd akurat w nas wybór herbaty? Co nas do tego skłoniło? Harris nie wie16. Wie też, że my nie wiemy. Tymi wywodami chce nasz amerykański bohater pokazać, że nie wiedząc, skąd pochodzą myśli, zupełnie nie znając ich genezy, przebiegu i skutków i nie panując nad nimi, nie jesteśmy w stanie zinterpretować ich jako własnych.
Zapytajmy tu, czy jest istota, która byłaby w stanie to zrobić. Tak. Taką kontrolę, samowiedzę i niezależność od jakichkolwiek zewnętrznych determinacji posiada tylko Bóg. Jednak normalni ludzie, stwierdzając istnienie swojego „ja”, posiadania wolnej woli czy władz poznawczych, nie uzurpują sobie cech Boskich. „Jesteśmy zatem w naszym działaniu wolni na miarę człowieka”17 – jak pisze o. Krąpiec. I takiej wolności zażywamy. Istotnie, nie do końca wiemy, co determinuje nas do wyboru tej czy innej opcji. Tych determinantów jest niezliczona ilość i ani ich nie jesteśmy w stanie zarejestrować, ani nie jest to nam potrzebne. Żeby stwierdzić własne istnienie, nie musimy przenikać myślą do początku Wszechświata, aby znać wszystkie wydarzenia, rzutujące na naszą obecność tu i teraz, a nie tam i wtedy.
Tego Harris nie akceptuje. Byłby zadowolony, mając świadomość wykraczającą poza ludzką naturę. Chciałby być niczym Bóg. I tu także widać nieco reminiscencji z dalekowschodnich mitologii, które go fascynują i w których poszukuje on „duchowości bez religii”. Nie ma przypadków, a i nowe błędy zdarzają się rzadko. Zwykle to, co pachnie nowością dzisiaj, było już dawniej eksploatowanym absurdem, który dożył swych dni we wcześniejszej epoce i przebywszy czas jakiś na śmietnisku ludzkiej kultury, znaleziony przez amatora idealizmu, powraca do życia w czasach sobie bardziej sprzyjających. Może jednak, tak jak Szekspirowski Poloniusz, Harris widzi jakiś sens w tym szaleństwie?18 W końcu, zgodnie z jego myślą, będąc oskarżonym o wygadywanie głupstw, zawsze może powiedzieć, że to nie on, ale że to jedynie pojawiło się jakoś w jego głowie.
Refleksje na zakończenie
Po lekturze czy wysłuchaniu wynurzeń Sama Harrisa można zadać sobie pytanie o celowość poznawania czy komentowania poglądów tego człowieka. Wątpliwości znikają szybko, kiedy spojrzy się na liczbę wyświetleń jego podcastu, liczbę sprzedanych książek i listę nazwisk jego rozmówców, która aż roi się od znanych na całym świecie naukowców i celebrytów. Wymieńmy tylko kilka postaci: Daniel Dennett, Jordan Peterson, Robert Sapolsky, Yuval Harari, William Lane Craig, Chris O’Connor. Z nimi także spotkamy się jeszcze na łamach „Zawsze Wierni”.
Polemika z Harrisem nie jest podejmowana ze względu na ważniejsze tematy i ciekawy, intrygujący czy wręcz celny sposób ich ujęcia, ponieważ czegoś takiego u niego nie znajdziemy. Nie ma sensu polemika z człowiekiem, który podważa naturę ludzką, w tym rozumność, wolność woli i samą jaźń, jednocześnie używając wszystkich tych elementów, aby móc tego dokonać. Nie da się przejść do porządku dziennego nad zanegowaniem możliwości poznania (bo czymże miałoby być poznanie, jeśli myśli po prostu pojawiają się w naszej głowie?) i rozprawiać nad problemem istnienia bądź nieistnienia wolnej woli, poza przypadkami chęci stworzenia scenariusza dla skeczu kabaretowego. Polemika z Samem Harrisem ma na celu wystawienie jego rażących błędów na światło dzienne i odarcie go z zaszczytnych tytułów, którymi raczy się wobec mało rozumiejącej, ale licznej gawiedzi.
Oto miara upadku kultury, która po tylu wiekach uprawiania filozofii, po św. Tomaszu, o. Krąpcu i Gilsonie musi borykać się z wielką sławą człowieka, który twierdzi, że ludzkie myśli po prostu pojawiają się w głowie bez naszego udziału i wpływu, i że równocześnie on to przemyślał (a nie pojawiło mu się w głowie?!) i on twierdzi (wbrew iluzoryczności własnego „ja”!), że jest to trafna interpretacja ludzkich przypadków. Parafrazując Aleksandra Bocheńskiego, powiem: nie jest problemem to, że ktoś ten absurd wyartykułował, ale popularność, którą uzyskał w szerokich kręgach społecznych.
Ojciec profesor Krąpiec w następujący sposób rozprawia się z determinizmem, który stosuje Harris:
nie można się zgodzić z tezami skrajnego determinizmu w jakimkolwiek wydaniu (teologicznym, psychologicznym, materialistycznym czy przyrodniczym), że wolność woli jest tylko nieświadomością konieczności. Przede wszystkim dlatego, że wolność tę przeżywamy świadomie i akt świadomości nie jest nieświadomością siebie; ponadto fakt świadomości ma nie tylko pełne wytłumaczenie, ale coś więcej – ma wytłumaczenie rzędu koniecznościowego, którego konsekwentne odrzucenie zmusza do afirmacji jedynie absurdu. Ponadto nie wystarczy zanegować wolność woli i później ową negację tłumaczyć niesprawdzalnymi hipotezami, ale trzeba dla odrzucenia faktu wolności zanegować – opierając się na pozytywnych argumentach – sam fakt świadomości wolności i ewentualnie wyjaśnić poczucie wolności jako schorzenie lub jako wtórny mechanizm wykształcony na automatyzmach. Tego jednak rodzaju tłumaczenia od razu okazują się absurdalne i nie do przyjęcia19.
Ateista Harris, negując wolną wolę, zniewala człowieka do bycia nieludzkim. W ten sposób spełnia on swoje bezbożne posłannictwo niejako z drugiej strony: nie atakując bezpośrednio Boga, usuwa możliwość dyskusji o Nim przez pozbawienie człowieka cech istotnie ludzkich. Człowiek Harrisa nie jest w stanie wierzyć w Boga, bo tylko człowiek ludzki, czyli rozumny i wolny, może dokonać swojego własnego aktu wiary. Demoniczne pragnienie pozbycia się człowieka nabiera w dorobku ludzi pokroju Harrisa zupełnie nowych wymiarów: już nie trzeba zabijać czy zachęcać do negowania istnienia Boga, ale wystarczy wmówić ludziom, że nie są takimi, jakimi im się zdaje, że są.
Przypisy
- ↑‘wolna wola’ (ang.); książka nie została dotąd przetłumaczona na język polski, wszystkie cytaty są tłumaczeniem własnym autora artykułu – przyp. red.
- ↑Tłumaczenie własne fragmentu z S. Harris, Free will, s. 5, które w oryginale brzmi: „Free will is an illusion. Our wills are simply not of our own making. Thoughts and intentions emerge from background causes of which we are unaware and over which we exert no conscious control. We do not have the freedom we think we have”.
- ↑Tamże, s. 64: „The illusion of free will is itself an illusion”.
- ↑Por. M.A. Krąpiec OP, Ja – człowiek, KUL, Lublin 1991, s. 262, „Dzieła” t. 9; oraz: „Akt decyzji jest tym miejscem, w którym w sposób najbardziej dobitny wiąże się duch z materią, momenty osobowe i momenty natury (więc czegoś, co jest zdeterminowane)”, a także s. 271.
- ↑Tamże, s. 261.
- ↑Jaźń jako iluzja; m.in. nagrania: The Self is an Illusion | Big Think tinyurl.com/SHarris-1 oraz The Self is an Illusion tinyurl.com/SHarris-2 [dostęp: 26.07.2024].
- ↑S. Harris, Free will, s. 44: „And it is perfectly obvious that I, as the conscious witness of my experience, am not the deep cause of it”.
- ↑Człowieka nazywał mängelwesen Arnold Gehlen, niemiecki filozof i socjolog, wskazując na jego niedostosowanie do warunków naturalnych, które napotyka.
- ↑S. Harris i in., Nadając sens. Rozmowy o świadomości, moralności i przyszłości, Filia, Poznań 2023, s. 16. Harris podąża tu za amerykańskim filozofem Thomasem Nagelem.
- ↑M.A. Krąpiec OP, Ja – człowiek…, s. 286.
- ↑Nawiązanie do anegdoty o starożytnym filozofie Sokratesie, który ćwicząc się w samokontroli, wybrawszy wiadro wody ze studni, wylewał je na ziemię, a pił dopiero z kolejnego, które powoli czerpał.
- ↑S. Harris, Free will, s. 58: „it seems clear that a desire for retribution, arising from the idea that each person is the free author of his thoughts and action, rests on a cognitive and emotional illusion – and perpetuates a moral one”.
- ↑Tamże, s. 59: „I cannot hold you responsible for behaviours that you could not possibly control”.
- ↑Tamże, s. 59.
- ↑Od łac. cardo, cardinis – ‘zawias’.
- ↑Por. S. Harris, Free will, s. 7: „I generally start each day with a cup of coffee or tea – sometimes two. This morning, it was coffee (two). Why not tea? I am in no position to know. I wanted coffee more than I wanted tea today, and I was free to have what I wanted. Did I consciously choose coffee over tea? No. The choice was made for me by events in my brain that I, as the conscious witness of my thoughts and action, could not inspect of influence. Could I have „changed my mind” and switched to tea before the coffee drinker in me could get his bearings? Yes, but this impulse would also have been the product of unconscious causes. Why didn’t it arise this morning? Why might it arise in the future? I cannot know. The intention to do one thing and not another does not originate in consciousness – rather, it appears in consciousness, as does any thought or impulse that might oppose it”.
- ↑M.A. Krąpiec OP, Ja – człowiek…, s. 295.
- ↑Por. W. Szekspir, Hamlet, przeł. J. Paszkowski, Greg, Kraków 2018, s. 179 – akt 2, scena 2: „Chociaż to wariacja, nie jest jednakże bez metody”.
- ↑M.A. Krąpiec OP, Ja – człowiek…, s. 292–293.