Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Fidelisa z Sigmaringen, męczennika [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 6/2000 (37)

Ernest Hello

Nawrócenie św. Pawła

Kościół katolicki w ogóle obchodzi zazwyczaj rocznicę śmierci swoich Świętych, uważając dzień ich śmierci jako dzień ich narodzin dla Kościoła. Obchodzi jednak Kościół dzień urodzin św. Jana Chrzciciela, gdyż ten narodził się już uświęcony. Rzadko wszakże święci Kościół jakąś chwilę z żywota Świętego, bo rzadko zdarza się chwila tak ważna, by zasługiwała na doroczny i uroczysty obchód. Kościół święci Nawrócenie św. Pawła. Wydarzenie to posiada bowiem kilka cech wybitnych.

Nawrócenie św. Pawła jest nagłe, zupełne, stanowcze, wspaniałe.

Jest ono nagłe, jak uderzenie pioruna, a nieśmiertelne, jak radość wybranych. Posiada cechy nagłości, pełni i trwałości zarazem. Dusza ludzka czuje gwałtowną potrzebę miłości i rzeczy nagłych. Pożądamy z całej duszy natychmiastowości, jeżeli wolno wyrażenia tego użyć.

Jeżeli człowiek stopniowo przez ciąg życia swojego dzień za dniem, godzina za godziną zdobędzie wszystkie zalety i cnoty, wszelkie pożądane przez się łaski duchowe i doczesne, człowiek ten nie osiągnął jeszcze tego, czego pragnął najgoręcej: nie poczuje prędkości. Bo największym pragnieniem człowieka, który się modli, jest ujrzeć rękę, która go obdarza, a nagłość właśnie rękę tę ukazuje najwyraźniej.

Człowiek prosi o łaskę, łaknie daru, ale niemniej łaknie poczucia, że jest obdarowanym i pragnie widzieć darzącą go dłoń. Powolność dłoń tę zakrywa – szybkość daru ją uwydatnia. I najgłówniejszym pragnieniem człowieka, który pożąda, jest nie tyle otrzymanie daru, ile otrzymanie z błyskawiczną szybkością. Św. Paweł w kulminacyjnym punkcie zajadłego szału uświęcony, zrzucony z konia, oślepiony światłem i zdumiony na życie całe, św. Paweł przeistoczony w innego człowieka, a przeistoczony w jednej chwili, zadowala jedno z naszych najgorętszych pożądań. Zmieniony w jednej chwili i zmieniony na zawsze! Oto jeszcze jedna pożądana przez nas cecha przemiany.

Pragniemy, aby przeistoczenie dokonało się nagle i pozostało nieśmiertelnym! Pragniemy jeszcze więcej: obok nagłości przyczyny, chcemy pełni skutku. Chcemy, by przeistoczenie się osoby było równie zupełne jak szybkie, równie trwałe jak nagłe.

I właśnie dla tego, że nawrócenie św. Pawła posiada wszystkie powyżej wymienione cechy, jesteśmy mu wdzięczni za sposób, w jaki Bóg tego nawrócenia dokonał. Jesteśmy mu wdzięczni, że nie potrzebujemy się wikłać w przypuszczeniach. Droga do Damaszku pozostała nam w pamięci nie tylko jako miejsce historyczne, ale stała się przysłowiową. I to jest właśnie charakterystyczne: odnaleźć drogę do Damaszku, znaczy to być ostrzeżonym, nawróconym, spiorunowanym. Jeśli fakt jaki do tego stopnia owładnął ludzkim umysłem, że stał się przysłowiowym, najlepszy to dowód, że odpowiadał jednemu z gorących pragnień ludzkości.

Około południowej bramy Damaszku leży dotąd jakieś dwanaście odłamów kolumn, zwalonych w jednym i tym samym kierunku. Miejscowość ta dość wyniosła robi wrażenie pagórka ruin. W tym miejscu właśnie św. Paweł został powalony. Do tego miejsca ściągają corocznie w d. 25 stycznia procesje chrześcijan. Stąd św. Paweł udał się do miasta. Bramą św. Pawła nazywają bramę Wschodnią; ulicę, którą szedł – ulicą Prostą. Stara Brama, jak mówi msgr Mislin, daje się jeszcze doskonale rozeznać; posiada jeszcze trzy arkady, spoczywające na potężnych słupach. Ponad nimi wznosiła się wieża.

Św. Paweł na drodze do Damaszku znajdował się w najgorszym, jakie może być usposobieniu do nawrócenia się. Dyszał groźbą i zemstą, spragniony był krwi chrześcijan. Splamiła go świeżo krew św. Szczepana. Św. Szczepan, niewinny młodzieniec, zdawało się, nie mógł w nikim wzbudzić nienawiści. Św. Szczepan był towarzyszem jego dzieciństwa, jego krewnym. Św. Szczepan został ukamienowany w jego oczach, za jego zgodą, przy jego pomocy. Paweł strzegł odzienia katów. Kto wie nawet, czy zawiść, najwstrętniejsza z uczuć ludzkich, nie uzbroiła ręki Pawła. Kto wie, czy zazdrość, że nie mógł dorównać Szczepanowi w dyspucie, nie była pobudką jego nienawiści. Paweł był faryzeuszem; a do czegóż nie są zdolni faryzeusze?

Paweł należał do sekty, przeciwko której specjalnie i najwyraźniej zwrócił się gniew i oburzenie Chrystusa. Kaci św. Szczepana składając odzienie u stóp Pawła, zaznaczali w ten sposób publicznie, iż od niego, jako od przedstawiciela rady, otrzymali pozwolenie ukamienowania męczennika; na niego zrzucili urzędową odpowiedzialność za egzekucję. Św. Hieronim przytacza według tradycji, że w tym właśnie miejscu Kain zabił Abla. Pierwszy człowiek zamordowany został przez człowieka w tym samym miejscu, w którym pierwszy męczennik chrześcijanin padł z ręki Żydów. Nadaje to męczeństwu św. Szczepana szczególną cechę, a cień Kaina omracza jeszcze postać Pawła.

Obok nienawiści Paweł czuł pychę, i to jaką pychę! Pychę faryzeusza! Pychę, która tak bardzo, tak wyraźnie opiera się wprost łasce; pychę, którą nazwać by można osobistym wrogiem światłości. Św. Paweł zaledwie obeznany z Pismem, wstąpił dobrowolnie w szeregi faryzeuszów. Pycha przepoiła od dzieciństwa całą jego istotę. Obok nienawiści i pychy, bluźnierstwo ciążyło na jego duszy. Był bluźniercą i do bluźnierstwa podżegał innych. Był prześladowcą prawdy. Popędliwy szał podniecał w nim jeszcze te skłonności – szał dziki, nieubłagany. Nie ten szał, który się uspakaja po wybuchu, ale szał krwiożerczy, który pokosztowawszy krwi – tej krwi znów łaknie. Była to nieubłagana wściekłość pyszałka, człowieka o dzikich popędach, rozwiniętych na tle kultury, podniecanych do nieubłaganego fanatyzmu przez tchnienie ludzkich namiętności.

I oto taki człowiek został wybrany.

Czy dziwić nas to powinno? Bynajmniej. Bóg wyrzuca z ust swoich ludzi letnich; nie był nim Paweł święty. W gwałtownej jego płomiennej naturze leżał skarb dla tego, kto by nią owładnąć zdołał. Po przez dziką, wstrętną rzeczywistość oko Boże dojrzało uśpione, ale mogące się obudzić zadatki wielkich Cnót. Bóg widząc winy Pawła, widział i to, do czego Paweł był zdolny. Potężne natury posiadają wielkie zasoby: o ile się zmieniają, zmieniają się całkowicie. Łaska zaszczepiona w ich sercu ogarnia wszystkie ich siły, a działanie nadprzyrodzone przystosowuje się do charakteru, na który działa. Piorun, który uderzył w Pawła, odpowiada jego piorunowej naturze. Nie piorunowe oddziałała łaska Boża na św. Augustyna, bo też św. Augustyn nie był św. Pawłem. Inaczej działa łaska na silnych – inaczej na słabych. Piorun nie powiedział Pawłowi: „weź i czytaj”. Piorun powalił go o ziemię i oślepił go. Wszystko, co oddziaływało na św. Pawła, działo się nagle. Świętego Augustyna oświeca księga; trzech Królów gwiazda, św. Pawła – piorun. Słońce zachodziło, gdy sen głęboki i ponura trwoga ogarnęły Abrahama. Bóg przemówił doń w nocy. Św. Paweł usłyszał głos Boży w biały dzień, w samo południe i wobec świadków. Człowiek ten czynny i żyjący życiem publicznym, pochwycony jest podczas działania, podróży i w otoczeniu przyjaciół. On, człowiek silny, mocny, został siłą uświęcony. Nie ma tu długich rozmów i wahań. Głos z nieba odzywa się surowo i krótko:

– „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?

– „Ktoś jest, Panie?” – pyta Paweł olśniony chwałą zjawiska, gdyż Jezus Chrystus ukazał mu się w całym majestacie.

– „Jam jest Jezus Nazareński, którego Ty prześladujesz”.

– „Panie, co chcesz, żebym uczynił?” – pyta. Znać człowieka czynu! Zdumiony, przerażony, powalony, olśniony, spiorunowany nie traci chwili. Nie tylko nie traci chwili, ale jej nie traci na rozmyślanie, na zastanowienie się, choćby na wewnętrzną rozwagę. Św. Jan byłby również nie tracił ani chwili, ale może byłby użył choćby sekundy na zastanowienie się Św. Paweł jest do tego stopnia człowiekiem czynu, że czuje pęd niepowstrzymany do działania na zewnątrz. I to decyduje się zaraz, natychmiast, hic et nunc. Nie będzie już prześladował Jezusa z Nazaretu. Więc co będzie robić? Problemat ten przedstawia mu się niezwłocznie. Nie zatrzymuje się nawet w olśnieniu; idzie prosto do czynu. Ponieważ nie będzie prześladował, musi robić co innego i niezwłocznie, chce wiedzieć w tej chwili, co ma robić. Jest na razie ślepy – nie usiłuje nawet otworzyć oczu – a już pyta, jakie jest jego nowe powołanie. Towarzysze, którzy z nim byli, widzieli światłość – nie widząc Chrystusa. Sam jeden tylko Paweł ujrzał Chrystusa; on jeden usłyszał głos, który się odezwał w języku syro-chaldejskim. Towarzysze jego byli żydzi helleńscy. Kiedy Paweł powstał, był ślepy, musiano go wziąć pod rękę i prowadzić. Jakie to przybycie do Damaszku było niepodobnym do tego, jakie sobie zamierzał! Ślepota jego trwała trzy dni; przepędził je na głębokiej modlitwie.

Ananiasz tymczasem otrzymał rozkaz, by poszedł i przywrócił Pawłowi wzrok. Jak to! Pawłowi temu, co tyle złego czynił świętym Twoim?! Pawłowi – temu, który okuł w kajdany wszystkich, którzy wzywają imienia Twego?

– „Idź, albowiem On jest dla mnie naczyniem wybranym; on poniesie Imię moje między narody, króle i syny Izraelskie”.

Naczynie wybrane! Pan wyrzekł to słowo.

Paweł widzi na sobie skutki przeznaczenia, czuje, choć nie słyszał jeszcze strasznej tajemnicy, którą pozna później, gdy uniesiony do trzeciego nieba, posłyszy wyrazy, których człowiekowi powtórzyć nie wolno. Wtedy to zawoła: „O, głębino!” Ale jesteśmy jeszcze w Damaszku; i oto przychodzi Ananiasz na ulicę Prostą. Puka do bramy domu Judy, u którego mieszkał Szaweł.

Szawle, bracie – rzekł wchodząc – Pan Jezus, który ci się ukazał na drodze, przysyła mię, by ci wzrok przywrócić i Duchem Świętym ożywić”. I włożył nań ręce i opadły łuski z oczu jego, a wstawszy ochrzczon jest.

Opowieść jest prosta. Rzecz jest zbyt wielka, by potrzebowała ozdoby słów.

Udział Boga i człowieka—spotykają się tutaj zarówno jak przy wskrzeszeniu Łazarza.

Odejmijcie kamień”, rzekł Chrystus, wskrzeszając zmarłego, a w chwilę później „rozwińcie go”, gdyż miał ręce i nogi owinięte chustami.

To, czego tylko On jeden dokonać może, dokonywa sam; co leży w obrębie ludzkich czynów, ludziom czynić pozwala.

Jezus Chrystus powaliwszy Pawła, mógł mu powiedzieć sam, to co mu miał do powiedzenia, ale posyła mu Ananiasza. Ananiasz też odpowie na pierwsze pytanie Pawła: „Panie, co chcesz, abym czynił?”.

Chrystus sam oślepił Pawła, ale za pośrednictwem Ananiasza wzrok mu przywraca.

W porównaniu z pierwszym działaniem, drugie, jakkolwiek cudowne, wydaje się rzeczą ludzką.

Odzyskanie wzroku po trzech dniach ślepoty musiało się Pawłowi wydać rzeczą zupełnie ludzką.

Dar ciemności, którą nawiedził Pawła Chrystus, zostawił sobie; działał bez pośrednika.

Ale dla daru światła posługuje się Ananiaszem.

Ulice Damaszku długo rozbrzmiewają jego imieniem. W styczniu 1874 r. ulica Prosta nazywa się jeszcze ulicą Prostą, jak w dni św. Pawła. Na miejsca domu Ananiasza znajduje się kaplica, ale w domu Judy istnieje meczet. I od dnia tego wszystko się skończyło; św. Paweł raz nawrócony, nie oglądał się wstecz. Nawrócenie jego było gruntowne w całym słowa tego znaczeniu. Owładnęło ono całą jego Istotą. Jego serce faryzeusza, przeistoczyło się zupełnie. Wszystkie jego myśli, wszystkie uczucia, wszelkie czyny wewnętrzne zarówno jak i zewnętrzne zostały z gruntu wyrwane i przesadzone na grunt świeży. Człowiek-prześladowca rzucił wyzwanie wszystkim prześladowcom. Oświadczył, że nic go nie oderwie od Chrystusa, i dotrzymał słowa. Wszystkie burze tego świata rozszalały się w około niego. Nawrócenie jego było jakby hasłem rozpętania się ludzi i rzeczy.

Zaledwie z rąk Ananiasza odzyskał wzrok, widzi, że przyjaciele jego zamienili się na wrogów, że czyhają na jego wolność i życie. Obsaczają bramy miejskie, aby przez nie nie uszedł. Wierni spuszczają go z murów w koszu, aby go ocalić.

Poczym udaje się do Arabii i po modlitwie tak głębokiej jak ciemności, które go przez trzy dni otaczały, po skupieniu się godnym jego posłannictwa, rzuca się w odmęt walki pokojowej, w której znalazł zwycięstwo i śmierć. Świat faryzeuszy, świat rzymski, piekło i natura sprzęgły się w spisku, by się stały prawdą słowa wyrzeczone przez Pana do Ananiasza: „a Ja mu pokażę, jak wiele potrzeba mu cierpieć dla imienia Mego”.

Na dziesięć lat przed śmiercią Paweł był już pięć razy biczowany przez Żydów. Mimo tytułu obywatela rzymskiego, trzy razy poddano go pladze rózg. W Lystrze lud, który go przyszedł wielbić, nagle go kamienuje i odchodzi sądząc, że zostawia trupa. Podczas podróży po świecie trzykrotnie rozbija się wiozący go statek; uczepiony deski pozostaje dzień cały i noc pośród oceanu. Fale igrały z nim dowolnie przez 24 godziny.

Był okuty w kajdany; siedmiokrotnie więziony. Wśród tych wszystkich cierpień fizycznych i duchowych, troska i staranie o wszystkie Kościoły na jego spoczywała głowie. Pisał, nauczał, krzepił, pocieszał, zachęcał i zapał budził wśród Rzymian, Koryntian, Efezjan, Galatów, Hebrajczyków. Człowiek ten naprawdę mógł rzec o sobie: „potykaniem dobrym się potykałem”. A skoro głowa jego spadła pod mieczem Nerona, musiała to być chwila uroczysta na ziemi i w Niebie. Ω

Za: Ernest Hello, Oblicza Świętych, Warszawa 1910.