Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Marka, Ewangelisty [2 kl.]
Zawsze Wierni nr 2/2003 (51)

ks. Alain Lorans FSSPX

Katechizm na podobieństwo Soboru

Czy nowy Katechizm jest katolicki?

W czasie publikacji Katechizmu Kościoła Katolickiego, który miał zostać sprzedany w ponad 500 tysięcy egzemplarzy, byliśmy świadkami zmasowanej propagandy medialnej, zarówno ze strony dzienników i magazynów („La Croix”, „Le Figaro”, „Liberation”, „L’Express”), jak i telewizji. Wszędzie nowy katechizm był prezentowany jako reakcyjny i zrywający z duchem Soboru Watykańskiego II. W periodykach sprzyjających Tradycji komentarze były mu umiarkowanie przychylne: „Iota Unum” widziała w nim „dobrą nowinę”, „L’Action Francaise Hebdo” z pewną rezerwą mówiła o „podarunku bożonarodzeniowym przybyłym z Rzymu”, zaś ksiądz Sulmont nie wahał się powiedzieć, że „gdyby się miało ten katechizm trzydzieści lat temu, chrześcijaństwo mogłoby uniknąć klęski soborowej”.

W „Monde et Vie” Michał Reboul napisał, że nowy katechizm „jest jako całość katolicki, zaznaczając jednakże, iż około 30% jego treści nie jest rzeczywiście wierne Tradycji...”. Uściślijmy natychmiast, że katechizm powinien przypominać naukę katolicką w całości i niepodzielnie. Dlatego należy stwierdzić, że nawet gdyby zawierał tylko 1% błędu, nie byłby już katechizmem katolickim!

Ostatecznie specjalistyczna, skrajnie postępowa prasa poszła w tym samym kierunku. W przeglądzie ojców jezuitów „Etudes” o. Marlé zakwalifikował ten katechizm jako wsteczny i zrywający z prądem przygotowanym przez Vaticanum II. Twierdzenie to jest bezpodstawne, albowiem na wstępie umieszczona jest konstytucja apostolska Fidei depositum, w której papież Jan Paweł II powtarza to, co mówił już w 1985 roku: „Vaticanum II zawsze było i jest w sposób szczególny w tych latach mojego pontyfikatu, stałym punktem odniesienia wszystkich poczynań duszpasterskich, w świadomym wysiłku przekładania jego wskazań na język konkretnych i wiernych zastosowań na terenie każdego Kościoła lokalnego i całego Kościoła. Wciąż należy do tego źródła powracać”. Widzimy więc, że intencja autorów nowego katechizmu jest jasna. Jak przewidywał Jego Ekscelencja abp Marceli Lefebvre, po Mszy i Kodeksie Prawa Kanonicznego, zgodnych z Vaticanum II, doszło do opublikowania katechizmu w duchu tego Soboru.

Słuszną jest więc rzeczą mówić o „katechizmie Vaticanum II”. A jaki jest „duch” tego soboru? Przede wszystkim nie rzucać już klątw, nie potępiać, ale zwyczajnie, ze spokojem „proponować” prawdę katolicką... Zatem nie potępiać błędów epoki!

Weźmy najbardziej newralgiczne punkty Soboru: ekumenizm i wolność religijną, i zobaczmy, czy błędy w tych kwestiach zostały podjęte na nowo, czy też zostały w tym katechizmie pominięte. Jeżeli zostały podjęte na nowo, trzeba będzie wyciągnąć wniosek, że Katechizm Kościoła Katolickiego nie jest katolicki.

Ekumenizm

Zamiary reformatorów, którzy są autorami omawianego dzieła, znane są od trzydziestu lat. Ich celem jest przekształcenie Kościoła katolickiego (czyli powszechnego) w „Kościół światowy”, do którego mogliby należeć wszyscy ludzie bez względu na wyznawaną religię. A nie można stworzyć związku wszystkich narodów, wszystkich ludów, bez wspólnej podstawy, bez wspólnego mianownika. Zanim jednak spojrzy się na to, co może ludzkość jednoczyć, trzeba wziąć pod uwagę to, co może stanąć na przeszkodzie światowej federacji. A tym właśnie są katolickie dogmaty!

Dlatego trzeba zminimalizować ich znaczenie, aby nie stanowiły już przeszkody. Po ich usunięciu będzie można porozumieć się na płaszczyźnie minimum moralności, w oparciu o minimalistyczną etykę, której podstawą będzie godność osoby ludzkiej. Mając pokój między religiami, można będzie mieć pokój między narodami...

Właśnie w tym duchu przedstawiciele wszystkich religii zebrali się w Brukseli we wrześniu 1992 roku. Spotkali się tam, aby wspólnie modlić się o pokój. O jaki pokój? Kogo o ten pokój prosili?

Rzecznik episkopatu belgijskiego wyjaśnił w piśmie „L’Europe, les religions, la paix” (czerwiec 1992) motywy spotkania ekumenicznego. W jego wypowiedzi uwydatniają się trzy zasadnicze elementy: mondializm, ekumenizm oraz pacyfizm.

Według niego ekumenizm warunkuje wszystko, ponieważ niweluje różnice i pozwala porozumieć się na wspólnej płaszczyźnie w kończącym się XX wieku: „żyjemy w społeczności wielokulturowej i wieloreligijnej”. Rzecznik nie mówi, że trzeba, aby Kościół katolicki starał się nawrócić muzułmanów, protestantów, prawosławnych. Zadowala się stwierdzeniem, że pilnie potrzebne jest ustanowienie rzeczywistości społecznej wielokulturowej, wieloreligijnej, wielorasowej. Nie należy nawracać, lecz sprzyjać „spokojnemu i owocnemu współżyciu, które by nie było konfliktowe, lecz przyjazne”. (Mówić tak, to znaczy wypowiadać bluźnierstwo, gdyż nasz Pan Jezus Chrystus nie może być stawiany na tym samym poziomie, co Wisznu i inni!) A co z misyjnym i apostolskim charakterem Kościoła katolickiego? Otóż według „wyznawców” ekumenizmu należy promować cywilizację „prawdziwie ludzką i szanującą różnorodność wyborów wobec tajemnicy losu ludzkiego”. Religie istnieją tylko w celu promowania wartości ludzkich, stąd wniosek: „nie będzie pokoju na świecie bez pokoju religijnego”.

Powyższy cytat pochodzi z książki Jana Künga (powszechnie znanego modernisty) zatytułowanej Zarys etyki planetarnej, która ukazała się w 1991 roku, a natchnieniem do jej napisania były zgromadzenia poświęcone pokojowi, jakie odbyły się w UNESCO w dniach 8, 9 i 10 lutego 1989 roku, w których Jan Küng uczestniczył osobiście. Chodziło o wypracowanie zasad mondializmu ekumenicznego i pacyfistycznego, wykorzystując do tego celu religie. Według niego potrzebne byłoby nauczanie praw człowieka i poszukiwanie wartości uznawanych powszechnie. (Mowa tu o wszystkim za wyjątkiem Boga! Ale czy to może dziwić w UNESCO?) Zbuduje się więc społeczeństwo wielokulturowe i wieloreligijne, wykorzystując w tym celu punkty wspólne wszystkich religii, bowiem „duch Boga działa we wszystkich religiach”. Istotne stanie się wówczas odrzucenie tradycyjnej prawdy katolickiej, w myśl której Kościół jest jedyną prawdziwą religią i dlatego „poza Kościołem nie ma zbawienia – extra Ecclesiam nulla salus”. Pamiętajmy, że jest to dogmat Wiary! Zbuduje się więc pokój bez tradycjonalistów, gdyż oni są zwolennikami tych [wiecznych] prawd... Jan Küng uważa zresztą, że dzięki Vaticanum II wzniesiono się ku tolerancji i uznano wartości innych religii. Taki jest więc „duch soboru”. Czyż jest on nieobecny w nowym katechizmie?

Definicja Kościoła

Najpierw zwróćmy uwagę na fakt, że w nowym katechizmie znajdują się liczne cytaty na temat ekumenizmu, zaczerpnięte z dokumentów Vaticanum II. W szczególności ten, który jest przyczyną wielu kontrowersji, ponieważ podaje dwuznaczną definicję Kościoła. W paragrafie 816 cytowany jest fragment z pierwszego rozdziału Lumen gentium (nr 8), który nie utożsamia jedynego Kościoła Chrystusowego z Kościołem katolickim:

To jest ten jedyny Kościół Chrystusowy... który Zbawiciel nasz po zmartwychwstaniu swoim powierzył do pasienia Piotrowi, zlecając jemu i pozostałym apostołom, aby go krzewili i nim kierowali... Kościół ten, ustanowiony i zorganizowany na tym świecie jako społeczność, urzeczywistnia się (subsistit in) w Kościele katolickim, rządzonym przez następcę Piotra oraz biskupów pozostających z nim we wspólnocie.

[We francuskiej wersji katechizmu] powiedziane jest zatem, że Kościół Chrystusowy urzeczywistnia się w Kościele katolickim. Autorzy katechizmu dodają łacińskie słowo subsistit in, które tłumaczą jako ‘urzeczywistnia się’. Jednak słowem, które znajdujemy w nowym Kodeksie Prawa Kanonicznego, jest subsister (‘trwać’), a nie réaliser (‘urzeczywistniać’). Po łacinie mamy więc: Kościół Chrystusowy trwa w Kościele katolickim, a po francusku urzeczywistnia się.

W artykule, jaki ukazał się w „Le Courier de Rome” w listopadzie 1992 roku, znajduje się następujący cytat zaczerpnięty z wypowiedzi włoskiego jezuity, o. Nucci:

To dla celów ekumenicznych nie mówi się już, że Kościół Chrystusowy jest Kościołem katolickim, nie utożsamia się już Kościoła Chrystusowego z Kościołem katolickim. Z przyczyn ekumenicznych mówi się, że Kościół Chrystusowy istnieje, że jest on obecny w Kościele katolickim. To prowadzi do twierdzenia, że Kościół Chrystusowy trwa i jest też obecny, nawet jeśli w sposób mniej doskonały, w innych roszczących sobie do tego prawo „Kościołach chrześcijańskich”. To wszystko jest przeciwne prawdzie Boskiej i katolickiej wiary, która głosi, że żaden „kościół” poza Kościołem rzymsko-katolickim nie może być Kościołem w Jezusie Chrystusie, ani nawet jego cząstką. To ekumeniczne określenie Kościoła pozwala na włączenie do Kościoła Chrystusowego innych wyznań, innych «kościołów» niż Kościół katolicki.

Ten punkt widzenia uzupełniony jest paragrafem 819 katechizmu, w którym cytowany jest fragment soborowego dekretu o ekumenizmie Unitatis redintegratio (nr 3), a po nim fragment konstytucji Lumen gentium (nr 15). Oto, co można tam przeczytać: „Liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy” (LG, nr 8) istnieją poza widzialnymi granicami Kościoła katolickiego. Pierwiastki te zostały następnie wyszczególnione: „spisane słowo Boże, życie w łasce, wiara, nadzieja, miłość oraz inne wewnętrzne dary Ducha Świętego oraz widzialne elementy” (UR, nr 3; por. LG, nr 15). W świetle tej wypowiedzi okazuje się więc, że te „pierwiastki” są ważne poza widzialnymi granicami Kościoła katolickiego. To oznacza, że Duch Chrystusa (który winien tchnąć na Kościół Chrystusa) posługuje się tymi „Kościołami” (które współistnieją z Kościołem katolickim) i „wspólnotami kościelnymi” jako środkami zbawienia. To implikuje wniosek, że heretyckie „wyznania” luterańskie i kalwińskie zawierają w sobie elementy uświęcenia i prawdy, którymi Duch Chrystusa posługuje się, aby pozwolić kalwinistom i luteranom się zbawić. Tak więc dostępują oni zbawienia dzięki „pierwiastkom” zawartym w ich wyznaniach. Duch Chrystusa posługuje się tymi „Kościołami” i wspólnotami religijnymi jako środkami zbawienia, których moc pochodzi z pełni łaski i prawdy, jaką Chrystus powierzył Kościołowi katolickiemu.

Na powyższe twierdzenie stosownie odpowiada Jego Ekscelencja abp Marceli Lefebvre w swej książce oni Jego zdetronizowali, gdzie w następujących słowach komentuje tekst soborowy, cytowany w nowym katechizmie:

To jest herezja! Jedynym środkiem zbawienia jest Kościół katolicki. Duch Święty nie może się posługiwać wspólnotami protestanckimi, ponieważ są one odłączone od jedności prawdziwej wiary. On może jedynie działać bezpośrednio na dusze lub korzystać ze środków (np. chrztu), które same w sobie nie zawierają żadnego znaku odłączenia.

Powyższy wywód założyciel Bractwa Św. Piusa X podsumował bardzo trafnie: „Można się zbawić w protestantyzmie, lecz nie poprzez protestantyzm”.

Inne zagadnienie ekumeniczne odnosi się do żydów i muzułmanów (paragrafy 839, 840, 841). Zostało ono omówione przez ks. Simoulina.

Jaka wolność religijna?

Zatem, zgodnie z nowym katechizmem, można zbawić się we wszystkich religiach. Ten ekumenizm jest możliwy tylko dzięki wolności religijnej. Wiadomo, że był to jeden ze stałych elementów batalii toczonej przez arcybiskupa Lefebvre. Wiele cytatów z książki oni Jego zdetronizowali z góry odpowiadało na twierdzenia nowego Katechizmu.

W paragrafie 2106 katechizm cytuje Sobór: „w sprawach religijnych nikt nie powinien być przymuszany do działania wbrew swojemu sumieniu, ani nie powinno się przeszkadzać mu w działaniu według jego sumienia – prywatnym i publicznym, indywidualnym lub w łączności z innymi (DH, nr 2)”. „Prawo to – głosi katechizm, parafrazując Sobór – opiera się na samej naturze osoby ludzkiej, której godność pozwala jej dobrowolnie przylgnąć do prawdy Bożej przekraczającej porządek doczesny. Dlatego też – i to jest tutaj ważne – prawo to przysługuje trwale również tym, którzy nie wypełniają obowiązku szukania prawdy i trwania przy niej”.

W paragrafie 1738 znajduje się ważne stwierdzenie: „Wolność wypełnia się w relacjach międzyludzkich. Każda osoba ludzka, stworzona na obraz Boży, ma prawo naturalne, by była uznana za istotę wolną i odpowiedzialną. Wszyscy są zobowiązani do szacunku wobec każdego”. Wszystko to oczywiście jest prawdą, ale stawia się tu pewien problem. Czytajmy dalej: „Prawo do korzystania z wolności jest nieodłącznym wymogiem godności osoby ludzkiej, zwłaszcza w dziedzinie moralności i religii” (por. DH, nr 2). Jego Ekscelencja abp Lefebvre mówił na ten temat: „Drugi Sobór Watykański oznajmia, «że prawo do wolności religijnej zasadza się na samej godności osoby ludzkiej» (DH, nr 2). Godność ta opiera się na fakcie, że człowiek, obdarzony inteligencją i wolną wolą, jest ze swej własnej natury przeznaczony by poznać Boga, co nie może się dokonać, jeżeli nie pozostawi się go wolnym. Argument jest następujący: człowiek jest wolny; więc musi pozostać wolnym, lub inaczej: człowiek jest obdarzony wolną wolą, zatem ma prawo do wolności działania”.

W rzeczywistości miesza się tu wolność psychologiczną i wolność moralną. A oto, co mówi dalej abp Lefebvre:

Widać w tym absurdalną zasadę całego liberalizmu, jak to nazywa kardynał Billot. Jest to sofizmat: wolna wola ulokowana jest w domenie istnienia: wolność moralna i wolność działania wywodzą się natomiast ze sfery działania. Inną rzeczą jest to, kim jest człowiek ze swej natury, a czym innym, kim staje się przez swoje czyny (dobre lub złe, w prawdzie lub w błędzie)!

Następujący dalej wywód Arcybiskupa jest doskonałym komentarzem do paragrafu 1738 nowego katechizmu (odwołującego się do soborowej Deklaracji o wolności religijnej), który to paragraf warto przynajmniej w części zacytować: „Każda osoba ludzka, stworzona na obraz Boży, ma prawo naturalne, by była uznana za istotę wolną i odpowiedzialną. (...) «Prawo do korzystania z wolności» jest nieodłącznym wymogiem godności osoby ludzkiej, zwłaszcza w dziedzinie moralności i religii” (por. DH, nr 2).

A oto komentarz arcybiskupa Lefebvre, wprowadzający konieczne rozróżnienia:

Podstawową ludzką godnością jest faktycznie ta, wywodząca się z inteligentnej natury, zdolna zatem do osobistego wyboru; ale ostateczna godność zasadza się na dążeniu „w działaniu” do dobra i prawdy. To właśnie ta ostateczna godność zasługuje na wolność moralną (zdolność działania) i na wolność działania (zdolność do nie bycia ograniczonym w działaniu). Ale w takim stopniu, w jakim człowiek dąży do grzechu lub przywiązuje się do zła, traci on swoją ostateczną godność lub jej nie osiąga; i nic więcej nie można na niej zbudować!

Na ten temat nowy katechizm nie waha się cytować Ojca Świętego Leona XIII (encyklika Libertas), ale w sposób tak niewyraźny, że jest bardzo trudno czytelnikowi odnaleźć ten cytat we wspomnianej encyklice. Może on być natomiast odnaleziony w encyklice Immortale Dei, gdzie papież czyni to rozróżnienie pomiędzy wolnością podstawową a wolnością końcową:

Jeżeli rozum przystaje na fałsz, jeżeli wola lgnie do złego, nie jest to udoskonaleniem obu tych władz, ale utratą przyrodzonej zacności i zwichnięciem. Tego więc, co się prawdzie i cnocie sprzeciwia, nie godzi się na jaw wydobywać i przed oczy ludziom stawiać, a tym mniej opieką prawa godzi się popierać.

Trzeba przypomnieć, że papież Leon XIII w encyklice Libertas cytuje świętego Tomasza i potwierdza, że wolność nie polega na możliwości wyboru zła – w takim przypadku mamy do czynienia ze „swawolą”. Papież Leon w jasny sposób wykazuje, że to nie jest wolność.

Paragraf 2107 katechizmu (cytując deklarację Dignitatis humanae, nr 6) twierdzi, że jeśli państwo uznaje jedną religię, winno ono również dać prawo do istnienia innym religiom:

Jeżeli zważywszy na szczególne sytuacje narodów zostaje przyznana jednej wspólnocie religijnej wyjątkowa pozycja cywilna w prawnym ustroju społeczeństwa, konieczne jest, aby jednocześnie było uznawane i respektowane prawo wszystkich obywateli i wspólnot religijnych do wolności w dziedzinie religijnej.

Abp Lefebvre w oni Jego zdetronizowali przeciwstawia się oczywiście tej koncepcji:

Czy można sobie wyobrazić większe zamieszanie? Wszyscy wyznawcy dowolnej religii, zarówno tej jedynej prawdziwej, jak i fałszywych, sprowadzeni absolutnie do tej samej podstawy równości, cieszyliby się tym samym naturalnym prawem, pod pretekstem, że jest to wyłącznie „prawo do nietykalności”!

Mydlenie oczu

Katechizm próbuje jednak określić granice wolności religijnej. W paragrafie 2109 wyjaśnia się nam, iż:

prawo do wolności religijnej nie może być w sobie ani nieograniczone, ani ograniczone tylko przez „porządek publiczny” pojmowany w sposób pozytywistyczny lub naturalistyczny. Przynależny mu „słuszny zakres” powinna dla każdej sytuacji społecznej określać roztropność polityczna zgodnie z wymaganiami dobra wspólnego, a władza cywilna powinna go zatwierdzać według «norm prawnych dostosowanych do obiektywnego porządku moralnego»” (DH, nr 2).

Na takie zwodnicze sformułowania abp Lefebvre odpowiedział już wcześniej w następujący sposób:

Wszystko to jest bardzo rozsądne, lecz nie daje odpowiedzi na istotne pytanie, mianowicie: czy państwo nie ma obowiązku, a co za tym idzie prawa, do ochrony religijnej jedności obywateli w ramach prawdziwej religii oraz do ochrony dusz katolickich przed skandalem i rozpowszechnianiem się błędu religijnego, a z tej też przyczyny, do ograniczania możliwości praktykowania fałszywych kultów, a nawet zakazywania ich, jeśli zaistnieje taka potrzeba? (...). Dlatego też należy powiedzieć, że „zakres” religijnej wolności, ustalony przez sobór, jest tylko mydleniem oczu, ukrywającym podstawową wadę, którą zawiera, a którą jest nie branie pod uwagę różnicy między prawdą a błędem! Wbrew wszelkiej sprawiedliwości, pragną oni nadać to samo prawo prawdziwej religii i religiom fałszywym, a następnie próbują sztucznie ograniczyć szkody z tego wynikające, poprzez bariery, które są jednak dalekie od spełniania wymogów doktryny katolickiej.

Można oczywiście znaleźć w tym katechizmie fragmenty, które nie spodobają się osobom pokroju biskupa Gaillota czy kardynała Daneelsa, organizatora spotkania ekumenicznego w Brukseli. Ten ostatni nie może jednak mieć prawdziwego odczucia, że został zawstydzony; przeciwnie, powinien nawet czuć się pokrzepiony, skoro stwierdzono w katechizmie, że we wszystkich religiach znajdują się pierwiastki zbawienia.

Co do przypomnień reguł moralnych, jakie możemy przeczytać w tym dziele, za każdym razem wywiedzione są one z ludzkiej świadomości (nawet dziennikarz „L’Express” robi uwagę na ten temat!).

Pragnę zwrócić waszą uwagę na znamienny fakt: wszystkie cytaty z dokumentów Soboru dokonane zostały expressis verbis (to znaczy, że można je czytać dosłownie w tekście katechizmu). Natomiast cytaty, które można by zakwalifikować jako tradycyjne, nie mogą zostać zlokalizowane w tak łatwy sposób. Napomyka się o nich w formie przypisu, który odsyła nas na dół strony i to często w sposób bardzo niedokładny. Wskutek tego niewielu czytelników będzie miało wytrwałość niezbędną do zlokalizowania cytatu w dokumencie źródłowym. Z drugiej strony, jeśli spojrzycie na indeks cytatów nowego katechizmu, wówczas zauważycie, że dokumenty Jana Pawła II i Vaticanum II są cytowane wielokroć. W zamian nie zdziwcie się, jeżeli nie znajdziecie w ogóle nawet imienia św. Piusa X, ani jego encykliki Pascendi, demaskującej błędy modernizmu... Nie ma ani jednego miejsca, w którym cytowane byłyby wydane przez tego papieża antymodernistyczne dokumenty, będące kluczem do zrozumienia aktualnej kondycji Kościoła! Teraz zobaczymy więc, w jaki sposób modernizm pojawia się na kartach nowego katechizmu.

Trzeba najpierw przyjrzeć się temu, co sądzi o nowym katechizmie prawdziwy modernista, o. Marlé. Oto co mówi nam na ten temat:

Ten katechizm wywodzi moralność uczciwego człowieka na sposób Juliusza Ferry’ego. Otóż wiara jest zupełnie czymś innym. Ma charakter mistyczny, teologalny. Ona angażuje egzystencję nie mówiąc uprzednio o dobru i złu. Wiara zatem angażuje egzystencję i nie wypowiada się na temat dobra i zła. Ona nie stawia się prawdopodobnie poza dobrem i złem (jak to uczynił Nietzsche w książce pt. Poza dobrem i złem), ale z drugiej strony dobra i zła, nic nie mówiąc uprzednio o dobru i złu.

Dalej autor skarży się na to, że „rzymski autorytet ogranicza się do episkopatu, tak jakby Kościół nie mógł się niczego nauczyć od Ludu Bożego”. Jest to demokratyczna, a w konsekwencji modernistyczna koncepcja Kościoła, którą święty Pius X zresztą sygnalizuje. Według modernistów Kościół „powinien obrać demokratyczny ustrój” (Pascendi, nr 27) i powinien „słuchać głosu Ludu Bożego”. Ojciec Marlé, „stuprocentowy” modernista, kontynuuje:

Świadomość religijna, jednostkowa, subiektywna jest więc źródłem, z którego pochodzi autorytet, tak jak i Kościół. Jeśli tak jest w istocie, to Kościół zależy od samoświadomości każdego wiernego. Nie doceniając tej zależności albo o niej zapominając, Kościół obraca się w tyranię. Żyjemy w epoce, w której w porządku świeckim poczucie wolności rozwija się w pełni. Zbiorowa świadomość zrodziła demokrację. W człowieku nie ma dwoistej świadomości, jak i nie ma dwoistego życia. Jeżeli więc Kościół nie chce rozbudzić i rozpalić w ludzkich sumieniach walki wewnętrznej, winien przystosować się do opinii demokratycznej. Jeśli nie chce być odrzucony przez masy, powinien obrać strukturę demokratyczną.

Wydaje się jednak, że zdaniem o. Marlégo Kościół nie zrozumiał jeszcze, że powinien „słuchać głosu Ludu Bożego”.

Kontynuujemy naszą lekturę: „teksty biblijne w tym katechizmie są pomijane milczeniem w związku z zagrożeniem ze strony stworzonego już aparatu, srogiej struktury – to jest niepokojące”. Kardynał Ratzinger i inni jako aparatczycy, Kongregacja Doktryny Wiary jako politbiuro... „Ale wiara – mówi o. Marlé – nie żywi się nieomylnością papieską. Tekst katechizmu jest ozdobiony cytatami z dokumentów Vaticanum II, aby stworzyć wrażenie, że zachowuje jego ducha. W środku nie ma nic z Soboru. W rzeczywistości, Sobór był rozmową w toku”; nie był niczym zakrzepłym, ustalonym, skamieniałym, jak przedstawia się to w tym katechizmowym bloku, „ponieważ dogmat jest prawdą, którą każdy odkrywa poprzez własną historię”. Jego koncepcja wiary sytuuje się więc na poziomie przeżycia egzystencjalnego. „Niestety – mówi w dalszym ciągu o. Marlé – dla tego katechizmu wszystko to jest martwą literą, wielka szkoda”. Takie są racje, dla których o. Marlé i inni moderniści uważają ten katechizm za reakcyjny.

Taktyka modernistyczna

Na temat modernizmu papież św. Pius X mówił, że nie jest to jakaś jedna szczególna herezja, ale w istocie jest to „synteza wszelkich herezji” (Pascendi, nr 53). Modernizm dysponuje bardzo szczególną taktyką. To jedyna herezja, która nie prowadzi do schizmy. Luter jest heretykiem, dokonuje schizmy i odchodzi, odcina się od Kościoła. Modernizm nie dokonuje schizmy. Przeciwnie, pozostaje w Kościele, by przeobrazić go od wewnątrz. Istnieje pewne powiedzenie, autorstwa ojca Congara, szczególnie wymowne w tym kontekście. W seminarium francuskim w Rzymie, w trakcie prac soborowych, zwykł on mówić swoim seminarzystom: „Teilhard to Lamennais, któremu się powiodło”. Istotnie: Lamennais opuścił Kościół, podczas gdy Teilhard w nim pozostał.

W chwili obecnej mamy do czynienia z „rewolucją w tiarze i kapie”, która dokonuje się w subtelny sposób, poprzez umieszczanie obok siebie w jednym tekście zdań ortodoksyjnych i nieortodoksyjnych. W nowym katechizmie zobaczymy przykład zastosowania tej praktyki. Wielka przebiegłość modernistów polega na użyciu pewnych dobrych rzeczy do złych celów.

Na przykład dla usprawiedliwienia wolności religijnej moderniści przywołują „wolność aktu wiary” (DH, nr 10). W istocie według doktryny katolickiej

wiara jest zgodą, dobrowolnym poddaniem inteligencji człowieka, pod wpływem wolnej woli, pobudzanej łaską, autorytetowi Boga, który się objawia. Z jednej strony, akt wiary musi być dobrowolny, to znaczy, musi unikać jakichkolwiek zewnętrznych nakazów, które miałyby za cel, lub bezpośredni efekt, wymuszenie go wbrew woli zainteresowanego. Z drugiej strony, akt wiary jest poddaniem się Boskiej władzy, i żadna inna siła czy osoba trzecia nie mają prawa zakłócać korzystnego wpływu Najwyższej Prawdy, która ma niezbywalne pierwszeństwo do oświecenia inteligencji wierzącego. Wynika z tego, że wierzący ma prawo do religijnej wolności.

Zapominając o obiektywnym charakterze aktu wiary, nie rozważając wolności w odniesieniu do Prawdy, liberałowie i w ślad za nimi moderniści czynią z wiary wyraz subiektywnego przekonania jednostki, wieńczący jej osobiste poszukiwanie odpowiedzi na wielkie pytania, jakie stawia jej wszechświat. Fakt zewnętrznego Objawienia Bożego oraz jego wykładnia podawana przez Kościół dają pole dla twórczej inwencji jednostki (odnajdziecie tu wplecioną modernistyczną immanencję życiową), to znaczy – mówiąc innymi słowy – człowiek powinien przynajmniej starać się wyjść naprzeciw objawieniu. Jeśli tak jest, to wiara Boska zostaje sprowadzona do poziomu niechrześcijańskich przekonań religijnych. Święty Pius X bardzo dobrze to zrozumiał:

należy zauważyć, że teoria o doświadczeniu religijnym, połączona z teorią symbolizmu, prowadzi do uznania wszelkiej religii, nawet pogańskiej za prawdziwą. (...) I tu moderniści nie przeczą: jedni skrycie, inni otwarcie wyznają, że wszelkie religie są prawdziwe (Pascendi, nr 16).

W ten sposób Boska wiara, która opiera się na wewnętrznym, całkowicie subiektywnym i naturalnym objawieniu, jest przez nich degradowana do poziomu dowolnego przekonania religijnego. Niechrześcijanie mniemają bowiem, że posiadają wiarę Boską, podczas gdy mają jedynie ludzkie przeświadczenie. Motywem, który powoduje, że poganie skłaniają się ku wierze religijnej nie jest objawiający autorytet Boga, lecz wolny osąd umysłu. Oto podstawowa niekonsekwencja liberałów, którzy starają się zachować nietykalność oraz wyłączenie spod wszelkiego przymusu tego aktu, które to przywileje przynależą tylko aktowi wiary Boskiej. W przypadku modernistów nie mamy więc do czynienia z integralną wiarą katolicką, lecz o wiele bardziej z uczuciem religijnym typu subiektywnego, które opiera się na fundamencie „immanencji życiowej”.

Na obraz Boży

Moderniści posługują się semantyką, aby dokonać zmiany sposobu myślenia. Wskutek tego odkrywamy w nowym katechizmie poślizgnięcia, które nie pozostają bez winy. Przykładem niech będzie tytuł paragrafu 1701, art. 1, który otwiera rozdział: Godność osoby ludzkiej. Najpierw w niewielkim wstępie do tego rozdziału czytamy: „Godność osoby ludzkiej ma podstawę w stworzeniu jej na obraz i podobieństwo Boże”. Stwierdzenie to jest ze wszech miar słuszne. Ojcowie Kościoła wielokrotnie twierdzili, że człowiek posiada rozum i wolną wolę. Te cechy wskazywały im, że jesteśmy stworzeni na obraz Boży. Uwaga! „na obraz Boży”, a nie – że jesteśmy po prostu „obrazem Boga”. Otóż wspomniany art. 1 nosi tytuł: Człowiek obrazem Boga. Bossuet mówi o tym w Medytacjach na temat Ewangelii w formie parafrazy:

Oddajcież tedy Bogu – co jest Boskiego, a cesarzowi – co jest cesarskiego. Kiedy nasza dusza pojawi się przed Bogiem, zapyta On nas, czyj to jest wizerunek, czyj jest ten obraz, który jest w naszej duszy. I jeśli nasza dusza została oszpecona grzechem, nie zobaczy On już obrazu, który jest Jego własnym obrazem i powie On: więc oddajcie diabłu – co należy do niego, a Bogu – co jest Boskiego. Nie rozpozna On już naszej duszy, On nie rozpozna się już w nas.

Zatem Bossuet komentuje to określenie, mówiąc, iż jesteśmy stworzeni „na obraz Boży”, lecz nie jesteśmy „obrazem Boga”, gdyż obrazem Boga jest druga Osoba Trójcy Przenajświętszej – Słowo Wcielone, czyli Chrystus Pan. Jeszcze wyraźniej wielki kaznodzieja ukazuje tę różnicę, kiedy mówi, że obowiązkiem duszy, która jest tylko „na obraz Boga”, jest naśladować ten obraz. Stąd też pochodzi tytuł znanego dzieła ascetycznego: O naśladowaniu Chrystusa (De imitatione Christi).

Zawsze powracać do Soboru Trydenckiego!

W podsumowaniu naszych rozważań o nowym katechizmie, musimy skonstatować, iż nie zgadzając się z nim w takich punktach jak definicja Wiary Kościoła, nie możemy tym samym oprzeć się na nim, jak na katechizmie, który nie zawierałby absolutnie żadnego błędu; jak na katechizmie, który nie byłby przesiąknięty całym zgubnym wpływem Soboru. Wręcz przeciwnie! Nie bądźmy prostoduszni, ani naiwni! Nie czytajmy tekstów bezkrytycznie! Nie ma potrzeby uwypuklać, że zawierają one najbardziej kontrowersyjne punkty soborowego nauczania. Objaśnienia katechizmu w tych kwestiach są tylko wiernym odbiciem wzorców zaczerpniętych z Vaticanum II. Toteż nie zastanawiajmy się nad lekturą, może ponowną, książki arcybiskupa Lefebvre’a oni Jego zdetronizowali. Te wszystkie punkty zostały tam omówione: liberalizm, ekumenizm, wolność religijna...

Przede wszystkim jednak nie poddawajmy się zniechęceniu! Kiedy opracowano nową, sprotestantyzowaną mszę, musieliśmy głębiej poznać Mszę tradycyjną. Wielu z nas ponownie odkryło jej znaczenie i mogło wyjaśnić swoim dzieciom dlaczego mamy obowiązek być wierni Mszy św. Wszechczasów. To samo dotyczy katechizmu. Weźmy znów do ręki i ponownie przeczytajmy Katechizm świętego Piusa X i Katechizm Soboru Trydenckiego. Wzmocnijmy naszą wiarę w oparciu o świadectwo męczenników, gdyż pierwszymi antyekumenicznymi chrześcijanami byli męczennicy. Prośmy ich o siłę i odwagę świadczenia, że jest tylko „jeden Bóg i jedna Wiara”. Ω