Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Wojciecha, biskupa i męczennika, głównego patrona Polski [1 kl.]
Zawsze Wierni nr 3/2003 (52)

Piotr Szczudłowski

Skarb kapłaństwa

Recenzja książki Wilhelma Huenermanna Szaniec Boży. Heroizm w cieniu gilotyny

Oto, drodzy czytelnicy, dwa obrazy z 1791 roku. Zmobilizujmy swoją wyobraźnię, by je sobie wyraziście uświadomić. Pierwszy to obraz pozbawionej pasterza bp Beaupoila diecezji Poitiers we Francji. Został on z własnej diecezji wygnany przez rewolucyjne władze, bowiem nie chciał złożyć przysięgi na wierność tzw. cywilnej konstytucji duchowieństwa. Był to jeden z godzących w Kościół rewolucyjnych dokumentów. Bp Beaupoil jako nie zaprzysiężony musiał diecezję opuścić. Jedną z konsekwencji jego wygnania była niemożliwość uzyskania w Poitiers święceń kapłańskich, któż bowiem może ich udzielić? Tylko biskup.

Drugi obraz dotyczy Paryża, a konkretnie gmachu irlandzkiego seminarium duchownego. Przed rewolucją było w stolicy Francji takie seminarium duchowne, w którym przygotowywali się do kapłaństwa młodzi ludzie pragnący, służyć z narażeniem życia, Bogu i Kościołowi na sprotestantyzowanych Wyspach Brytyjskich, gdzie religia katolicka była długi czas wyjęta spod prawa i żadne seminaria nie mogły funkcjonować. Po wybuchu rewolucji część tego seminarium została przejęta przez jakobinów, którzy w sprofanowanej kaplicy seminaryjnej urządzili sobie miejsce spotkań. Swój klub, bo tak nazywali swoją nową siedzibę, „ustroili” czerwonymi chorągwiami i niebiesko-biało-czerwonymi wstęgami. Ich „urzędowanie” nierzadko kończyło się pijaństwem i licznymi aktami nienawiści wobec tego, co najdroższe każdemu katolikowi.

W tym samym gmachu seminarium, niejako przez ścianę z „klubem jakobinów” sąsiadowało mieszkanie dozorcy, a nad „klubem” była usytuowana biblioteka seminaryjna. Wierny Kościołowi dozorca ukrywał u siebie nie zaprzysiężonego bp de Bonalda z diecezji Clermont. Rok 1791 był czasem otwartych prześladowań nie zaprzysiężonego, a więc wiernego Kościołowi, duchowieństwa. Zostało ono przez rewolucjonistów wyjęte spod prawa, podobnie jak w niektórych okresach katolicy przez protestancką monarchię na Wyspach Brytyjskich.

Pewnego dnia w „klubie jakobinów” odbywało się spotkanie, a za ścianą w mieszkaniu dozorcy przed biskupem de Bonaldem stanął młodziutki diakon z diecezji Poitiers Piotr Coudrin. Trzymał w garści list polecający z prośbą o udzielenie święceń. W tamtych czasach wielu pragnących kapłaństwa młodych Francuzów, nie mając dostępu

do wygnanych własnych ordynariuszy, przybywało do Paryża, by tam w konspiracyjnych warunkach przyjąć sakrament kapłaństwa. Biskup naturalnie się zgodził. Do uszu ukrytych w bibliotece seminaryjnej biskupa i diakona dochodziły śmiechy i słowa, zapowiadającej wszystkim nie zaprzysiężonym księżom wieszanie na lataniach, jakobińskiej pieśni.

– Czy słyszysz? – zapytał biskup, wskazując na dół, skąd w ciszę biblioteki wdzierał się ohydny dźwięk pieśni rewolucyjnej: „Ça ira, ça ira, ça ira! Les pretres a la laterne!”. Tam na dole śpiewa chór na dzień twoich święceń kapłańskich – rzekł biskup, wpatrując się badawczo w młodego diakona. – Będziesz odrzucony przez ludzi, prześladowany, wygnany, znienawidzony. Będą ci złorzeczyć, gdy będziesz chciał błogosławić, będą cię bić, gdy będziesz chciał uzdrawiać. Będą cię odpychać, gdy będziesz niósł zbawienie duszom. Będziesz człowiekiem bez ojczyzny, odartym ze czci, bez wytchnienia, skazanym na śmierć, zaszczutym jak dzikie zwierzę, śledzonym i tropionym jak złoczyńca. Będziesz żył w ogołoceniu, w głodzie, nędzy i zimnie, bez dachu nad głową i żadnej pomocy. Może czeka cię więzienie, a może i szafot. Czy słyszysz, Piotrze Coudrin? – I znów zahuczała straszliwa pieśń, jak wzburzone fale nienawiści: „Na latarnię klechów wraz”. – A teraz pytam cię, Piotrze Coudrin, czy chcesz zostać kapłanem?

Zechciejcie, drodzy czytelnicy, zaglądnąć do książki belgijskiego pisarza Wilhelma Huenermanna, by sami zobaczyć jak dalej potoczyły się losy diakona Coudrina. Może się przeląkł i uległ słabości? Może stanął na wysokości zadania? Niezależnie od tego jakiej odpowiedzi udzielił wówczas biskupowi, nie ulega żadnej wątpliwości, iż skarb kapłaństwa trzeba zawsze okupić wieloma wyrzeczeniami. Tylko to, co marnej wartości przychodzi łatwo i nie wymaga ofiar. Było tak w czasach rewolucji we Francji i jest tak w naszych czasach, które tak boleśnie rani potępiony przez św. Piusa X modernizm wespół z również potępionym przez świętego papie-ża liberalizmem. Zmieniają się okoliczności a kapłaństwo pozostaje niezmiennie skarbem. Książka o szańcach uparcie wznoszonych na chwałę Bożą bez względu na to, iż pada na nie cień rewolucyjnej gilotyny, w pełni to potwierdza. Jeśli miałbym dziś czegokolwiek życzyć młodym ludziom – gimnazjalistom, licealistom, studentom – to właśnie lektury tej książki. Oby zaczerpnięty z niej i przytoczony powyżej epizod wystarczył za zachętę. Ω

Książka Szaniec Boży. Heroizm w cieniu gilotyny jest do nabycia w księgarni internetowej Te Deum.