Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Wojciecha, biskupa i męczennika, głównego patrona Polski [1 kl.]
Zawsze Wierni nr 8/2005 (75)

Czy Benedykt XVI położy kres „nowej religii”?

wywiad z J.E. bp Ryszardem Williamsonem

Co Ekscelencja myśli o wyborze kard. Józefa Ratzingera na papieża?

Bp Ryszard Williamson: Byłem tym nieco zaskoczony, po pierwsze dlatego, że według opinii niektórych obserwatorów nie miał on większych szans. Poza tym – szczerze mówiąc – nie spodziewam się wielkich rzeczy po Rzymie w jego obecnej kondycji. Ludzie ci zaangażowali się zbytnio w „nową religię”, bardzo odległą i różną od jedynej prawdziwej religii. Rzym jest jednak Rzymem, mamy papieża i kardynałów i wierzę, że to oni stanowią oficjalną strukturę Kościoła. Obawiam się wszakże, że na obronę wiary trzeba będzie poczekać do jakiegoś doniosłego wydarzenia, które wstrząśnie Watykanem i skłoni prawdziwych kardynałów do opuszczenia Rzymu i ponownego rozpoczęcia gdzie indziej. Obawiam się, że Rzym jest zbyt głęboko opanowany przez wrogów Boga.

Czy mógłby Ekscelencja wyjaśnić, co rozumie przez „nową religię”? Czy myśli Ekscelencja, że papież Benedykt świadomie i dobrowolnie ją propaguje?

— „Nowa religia” zaczyna się od człowieka i na człowieku jest skoncentrowana. Wychodzi ona z założenia, że Bóg, idea Boga, jest zbyt obca współczesnym ludziom, a więc by do nich dotrzeć, trzeba zacząć od człowieka. To właśnie – za Karolem Rahnerem – określane jest jako „zwrot ku człowiekowi”. A ks. Ratzinger podczas II Soboru Watykańskiego związany był ściśle z Rahnerem, był jego bliskim uczniem. Tak więc już w młodości przesiąkł tą całkowicie nową teologią. Na przykład zamiast mówić, że Jezus Chrystus jest zrodzonym w wieczności Synem Bożym, który przybrał ludzką naturę, nowa religia głosi, że jest On człowiekiem, który był tak doskonały, że mógł być nazwany Synem Bożym.

Czy tak właśnie twierdził Karol Rahner?

— Tak, Karol Rahner i ks. Ratzinger. To całkowita rewolucja – i nie ma to w istocie nic wspólnego z wiarą katolicką. Katoliccy księża usiłują w ten sposób powiedzieć coś, co będzie akceptowalne i zrozumiałe dla współczesnego człowieka. Jest to próba zmiany – posłużę się porównaniem: podobnie jak opróżnia się butelki – wszystkich dogmatów z ich starej zawartości i napełnienia treścią całkowicie nową, która będzie akceptowalna dla współczesnego człowieka.

Ta nowa zawartość jest spójnym systemem, który zaczyna się od człowieka, koncentruje się na człowieku i kończy na człowieku. Konsekwentnie, nowa Msza odprawiana jest w codziennym języku człowieka, a nie po łacinie. Odprawiana jest przez księży zwróconych ku człowiekowi, a nie ku Bogu. To dwa konkretne przykłady „zwrócenia się ku człowiekowi”.

Na tym, w skrócie, polega „nowa religia”. Czy kard. Ratzinger jest świadomy tego wszystkiego? Myślę, że działa on w dobrej wierze. Mogę się oczywiście mylić. Sądzę, że on i jemu podobni szczerze wierzą, iż „stara wiara”, stara katolicka religia – jakkolwiek by ją pojmowali – przestała być zrozumiała dla ludzi naszych czasów. Nie jest ona w stanie dotrzeć do współczesnego człowieka, można to natomiast osiągnąć, modernizując ją lub napełniając jej dogmaty nową treścią. Myślę więc, że Jan Paweł II naprawdę uważał, a Benedykt XVI uważa, iż jest to religia katolicka. Myślę, że działali w dobrej wierze.

Tylko Bóg to wie. Moja opinia nie ma tu znaczenia. Znaczenie ma natomiast fakt, że obiektywnie rzecz biorąc, postawili oni katolicki świat na głowie. I właśnie to powoduje ten niewiarygodny kryzys w Kościele katolickim, ponieważ, jak rozumiał to dogłębnie abp Lefebvre, jest to przede wszystkim kryzys doktrynalny. Nie jest to przede wszystkim kryzys Mszy, liturgii, ale kryzys wiary.

Gdyby miał Ekscelencja wyjaśnić przeciętnym katolikom Novus Ordo tę kwestię napełniania dogmatów nową treścią, jak Ekscelencja by to uczynił? W jaki sposób Kościół postawiony został na głowie?

— Przytoczyłbym pewne twierdzenia kard. Józefa Ratzingera; myślę, że jest on uczciwym zwolennikiem całkowicie błędnej idei. Naprawdę wierzę, że jest on uczciwym człowiekiem. Jednak kwestia nie polega na tym, czy jest on uczciwy i szczery. Problem polega na tym, co on właściwie mówi. Czy broni wiary?

Jak mógłbym wyjaśnić to przeciętnemu konserwatywnemu katolikowi? Wyobraźmy sobie aptekę, do której nocą włamują się złodzieje i opróżniają każdą butelkę, a następnie napełniają ją bezwartościowym proszkiem i stawiają z powrotem na miejsce opatrzone dawnymi etykietkami. Jeśli otworzę butelkę, znajdę zawartość różną od opisanej na etykiecie. W ten właśnie sposób moderniści zachowują pozory, zmieniając zawartość. Oznacza to, że religia katolicka została całkowicie pozbawiona treści poprzez II Sobór Watykański i przez jego propagatorów, jakim był m.in. – przynajmniej dotychczas – papież Benedykt XVI. Jest obecnie skoncentrowana na człowieku.

To prawda. Co jednak z dobrymi konserwatywnymi katolikami, którzy mówią, że być może jest to prawda, ale przynajmniej Rzym zachował sztywne stanowisko w pewnych doktrynalnych i moralnych kwestiach, jak aborcja, antykoncepcja, homoseksualizm, kapłaństwo kobiet etc.

— Rzeczywiście, tak było w przypadku Jana Pawła II i prawdopodobnie w większym jeszcze stopniu jest tak w przypadku Benedykta XVI. Proszę mi jednak pozwolić na jeszcze jedno porównanie: oto mam drapacz chmur zbudowany na skałach – i powiedzmy, że usunę te skały, zastępując je plastikiem. Budynek nadal stoi, jednak na bardzo niepewnym fundamencie – na wyprodukowanym przecz człowieka plastiku zamiast na naturalnej skale. Jan Paweł II sprzeciwiał się aborcji w imię ludzkiej godności, godności osoby ludzkiej. Nie sprzeciwiał się jej, powołując się na prawo Boże (Bóg powiedział: „Nie zabijaj”). Jan Paweł II oparł swój sprzeciw na godności osoby ludzkiej, a jest to bardzo niebezpieczny fundament, ponieważ wówczas matka może powiedzieć: „Moja ludzka godność wymaga, bym usunęła ten mały, dodatkowy kawałek własnego ciała”. Tak więc ludzka godność jest bardzo wątpliwym fundamentem. Można się nią posłużyć zarówno za, jak i przeciw wielu tym kwestiom, których bronił Jan Paweł II.

Czy posługiwanie się argumentem „godności ludzkiej” zaczerpnięte jest z nauczania Karola Rahnera?

— Zdecydowanie. Wszystko odnosi się do człowieka. Jan Paweł II bardzo silnie koncentrował się na osobie ludzkiej. Wierzył w osobę ludzką, wierzył w człowieka. A proszę pamiętać, co pisał Jeremiasz: „Biada temu, kto pokłada ufność w człowieku”. Dokładnie z tym mamy do czynienia w przypadku Jana Pawła II. Myślę, że działał on w dobrej wierze. Myślę, że był dobrym człowiekiem, jednak mylił się dogłębnie. I uważam, że Benedykt XVI jest człowiekiem podobnego typu. Myślę, że jest on uczciwy i szczery, ale bardzo głęboko się myli.

A więc „nowa religia” zakorzeniła się bardzo głęboko. Co więc mogą zrobić katolicy?

— Czego potrzeba? Kiedy wybrany został Jan Paweł I, istniały różne oznaki, że zaczynał rozumieć sytuację, chociaż stosował się do wytycznych soboru, a nawet zmienił pod jego wpływem zdanie względem wolności religijnej. Akceptował sobór w kwestii wolności religijnej. Poszedł z prądem, który pociągnął też wielu biskupów. Był zwykłym, uczciwym kardynałem, który podążał z głównym nurtem. Potem, kiedy został papieżem, kiedy siadł na „krześle elektrycznym”, miało się wrażenie, jakby zaczynały się gromadzić nad nim chmury, tak jak obecnie nad kard. Ratzingerem. Teraz kard. Ratzinger musi przejść przez burzę ogniową. Są przesłanki, że Jan Paweł I zaczynał rozumieć, o co idzie gra. Chciał usunąć z Watykanu pewnych wysoko postawionych masonów. Musieli więc dobrać się mu do skóry, zanim on mógł dobrać się do nich. Jest bardzo prawdopodobne, że został zamordowany – istnieje po temu mnóstwo przesłanek. Oczywiście Watykan zatuszował to wszystko – jednak na zewnątrz przedostało się wystarczająco wiele faktów, by podejrzewać, że w istocie było to morderstwo. Jest to przykład człowieka, od którego również nie mogliśmy oczekiwać zbyt wiele. Ale kiedy został papieżem, kiedy usiadł na „krześle elektrycznym”, zaczął rozumieć i miał odwagę działać. I to wystarczyło, by poniósł męczeńską śmierć.

Jest bardzo prawdopodobne, że obecnie kard. Ratzinger znajduje się pod tą samą presją – stawka jest znacznie wyższa niż kiedy był człowiekiem nr 2, głową Kongregacji Nauki Wiary – i jest przedmiotem ataków, podobnie jak swego czasu Jan Paweł I. Pierwsze kilka tygodni ma decydujące znaczenie. Nieliczne wskazówki, jakie do tej pory mamy, pokazują, że [obecny papież] nie wyskoczy ze swej skóry i nie wyprze się wszystkich swych idei. Musimy mieć świadomość, że człowiekowi w wieku 78 lat trudno jest gwałtownie zmienić swój światopogląd. Przyswajał sobie te idee przez całe życie. Większość ludzi w tym wieku zachowuje nabyte poglądy.

Jeśli Benedykt XVI zachowa idee przejęte od Karola Rahnera i Vaticanum II, będzie kierował Kościołem mniej więcej tak samo jak Jan Paweł II i Paweł VI. Dlatego właśnie nie oczekuję wielkich rzeczy, chociaż mam nadzieję i modlę się za Benedykta XVI, modlę się, by miał odwagę Jana Pawła I, i – jeśli to konieczne – by umarł jako męczennik. Byłoby to wielkie zwycięstwo dla niego samego i dla Kościoła.

Co Ekscelencja myśli o fakcie zachowania kard. Sodano na stanowisku sekretarza stanu i braku większych zmian w hierarchii? Czy papież po prostu się nie spieszy?

— Pamiętam co powiedział abp Lefebvre, kiedy Karol Wojtyła został wybrany papieżem. Powiedział on, że nowy papież – jeśli tego chce – musi uporządkować sprawy i określić nowy kurs w ciągu pierwszych kilku miesięcy. Po tych kilku miesiącach – jeśli nic nie zmieni – wszystko pójdzie starym torem. Będzie miał związane ręce i nie zdoła wprowadzić zbyt wielu zmian. Ale Arcybiskup powiedział wówczas: „kilka miesięcy”. Mało prawdopodobne więc, by Benedykt XVI przeprowadził zmiany w hierarchii w kilka dni czy tygodni po wyborze. Pytanie brzmi: co zrobi w ciągu pierwszych kilku miesięcy? Jeśli nadal nie dokona żadnych zmian, będzie wiadomo, że wszystko pozostanie po staremu. Jeśli jednak dokona kilku nowych nominacji – zobaczymy, kim będą ci ludzie. Czyny mówią więcej niż słowa. Ludzie, których wybierze, pokażą, w którą stronę się skłania, ponieważ znajduje się on z jednej strony pod wpływem łaski Boga, a z drugiej – pod naciskiem ze strony szatana.

Tak więc jest jeszcze za wcześnie, by powiedzieć, czy wybór ten jest dobry czy zły dla tradycyjnych katolików? Powinniśmy póki co czuwać i modlić się?

— Myślę, że w tej chwili jest to najlepsza postawa, czuwać i modlić się. Mamy nadzieję – miłość pokłada nadzieję we wszystkim – mamy nadzieję, ponieważ jako papież musi on otrzymywać dużo więcej łask. To Kościół Boży. Wierzymy, że Benedykt jest papieżem. Tak więc, logicznie rzecz biorąc, albo Bóg opuścił swój Kościół, co jest niemożliwe, albo też daje Benedyktowi XVI wszystkie łaski, jakich potrzebuje do kierowania Kościołem dla dobra dusz. Mamy więc nadzieję, że przy pomocy tych dodatkowych łask, które otrzymuje od Boga, dostrzeże to, czego nie dostrzegał jako prefekt Kongregacji Nauki Wiary czy jako uczeń Karola Rahnera. Mamy nadzieję – nie jest to niemożliwe. Jednak roztropność nakazuje pamiętać, że Bóg zwykle nie narusza wolnej woli człowieka, nie krępuje jej. Tak więc jeśli nie naruszy on woli Benedykta XVI, prawdopodobne jest, że – biorąc pod uwagę, iż ma on 78 lat – pozostanie przy swych poglądach i nie będzie zmian. Na przykład w swym herbie papieskim nie umieścił tiary. Zamiast niej umieścił mitrę, zwykłą mitrę biskupią, co sugeruje, że akceptuje koncepcję, wedle której jest tylko jednym z wielu biskupów, nie zajmuje już wśród nich stanowiska nadrzędnego.

Po ludzku mówiąc, jest on dobrym człowiekiem. Ale jeśli posiadam luksusowy samochód, ze znakomitymi oponami, podwoziem i karoserią, a układ kierowniczy nie działa – na co przyda mi się reszta? Układem kierowniczym jest światopogląd. Jeśli on jest błędny, nie ma znaczenia, jak uczciwy jesteś i czy masz dobrą wolę. Po prostu rozbijesz się szybciej i poważniej. Może on mieć bardzo dobre intencje, jednak jeśli jego światopogląd jest całkowicie błędny, co może z tego wyniknąć?

A co Ekscelencja myśli o skrajnie negatywnej reakcji w Stanach Zjednoczonych na wybór kard. Ratzingera? Media opisywały go jako arcykonserwatywnego, twardogłowego, byłego członka Hitlerjugend etc.

— Zdegenerowanym mediom nie podoba się on, ponieważ jest „konserwatywnym liberałem”, a nie „liberalnym liberałem”. I to należy odnotować na jego korzyść. Jest uczciwym człowiekiem. Media nie mają pojęcia, co to znaczy być prawdziwym katolikiem. Gdyby rozumiały, domagałyby się jego męczeństwa, chciałyby jego głowy. Występują przeciw niemu, ponieważ jest on „konserwatywnym liberałem”. Gdyby był prawdziwym konserwatystą, protesty byłyby jeszcze głośniejsze.

W liście o kard. Ratzingerze z roku 1999 pisał Ekscelencja o jego książce Milestones (tytuł polskiego wydania: Moje życie – red. Zawsze wierni) i jego filozofii koncentrującej się na poszukiwaniu, a nie na końcowym rezultacie poszukiwań: zgodnie z nią w kwestiach teologicznych sens leży w samym poszukiwaniu, a nie w odnajdywaniu odpowiedzi. Czy mógłby Ekscelencja wyjaśnić, w słowach zrozumiałych dla świeckich, na czym według Ekscelencji polega teologia kard. Ratzingera?

— Współczesny człowiek nie wierzy w stałą, niezmienną prawdę, przede wszystkim dlatego, że nie wierzy w Boga. A kiedy ktoś dochodzi do wiary w niezmiennego Boga – w to, że cały wszechświat jest ukształtowany, utrzymywany w istnieniu przez całkowicie, niezmiennie absolutną i totalną Prawdę – wówczas wszystkie inne zmiany stają się, że tak powiem, małym piwem. Ale jeśli uważa się, że nie istnieje prawda, że nic nie zostało ukształtowane ostatecznie, wówczas nie da się zrozumieć prawdziwej religii, religii katolickiej. Jak zauważyłem w moim liście, w swej książce ks. Ratzinger mówił, że „chciał nie tylko uprawiać teologię w węższym znaczeniu tego słowa, ale też wsłuchiwać się w głos współczesnego człowieka”. Czy jest do pomyślenia, by depozyt wiary nie dostarczał odpowiedzi na pytania współczesnego człowieka? Ks. Ratziger pisał dalej, że wybrał studia na wydziale teologicznym uniwersytetu w Monachium, „by poznać lepiej intelektualne dylematy naszych czasów”. Zdecydował się na studia pod kierownictwem prof. Maiera, którego „liberalna, historyczna metoda” interpretacji Pisma św. „otworzyła [przed nami] nowy wymiar tekstów, który nie był już dostrzegany, z uwagi na zakładaną z góry interpretację dogmatyczną”. Czy jednak relatywizacja historii może dać młodemu teologowi więcej niż twierdzenia dogmatyczne? Jego umysł pozbawiony jest w ten sposób punktu oparcia.

Jego światopogląd nie jest światopoglądem katolickim, ale światopoglądem tych – po ludzku mówiąc: wybitnych – niemieckich myślicieli, o których on sam mówił, że być może ich „niemiecka arogancja (...) przyczyniła się nieco do naszego przekonania, że lepiej wiemy co jest lepsze od ludzi «stąd» (tj. z Rzymu)”.

W swym liście z 1999 roku poświęcił Ekscelencja specjalne miejsce poglądom kard. Ratzingera w kwestii objawienia. Czy mógłby Ekscelencja to wyjaśnić?

— Prawda jest niezmienna. Cała prawda, kompletna prawda, jest poznawalna. Absurdem jest twierdzenie, że Bóg objawia się nam, nie pozwalając jednocześnie, byśmy mogli Go znaleźć. Kwestionując poznawalność Boga, jesteśmy w stanie co najwyżej na Jego temat rozmawiać, możemy prowadzić dialog, możemy mieć otwarty umysł, ale nie możemy wyrokować, co jest prawdziwe, a co nie. Jednak istnieją pewne absolutne prawdy, które możemy poznać, a przyjmując taką postawę, zamykamy się właśnie na nie. Jeśli pozostawiamy nasz umysł „otwartym”, wszystkie idee – prawdziwe i fałszywe – dryfują w nim swobodnie i nic nie jest nigdy rozstrzygnięte. Nic nie ma nigdy wartości absolutnej, totalnej. Prawda jest zawsze w trakcie odkrywania, ale nigdy nie zostaje odkryta.

Czy poszukiwanie jest lepsze od znalezienia? Na tym polega współczesna mentalność. Współczesnym teologom obce jest pojęcie niezmiennego Boga. Moderniści wierzą w otwarty umysł, ponieważ nie wierzą w poznawalność prawdy. Uważają, że religia pochodząca od Boga nie może być czymś gotowym i skończonym – takim jak katolicyzm zawsze się wydawał – ale musi uwzględniać wkład współczesnego człowieka. Innymi słowy: niegdyś Bóg powiedział ludziom, co należy do religii katolickiej, ale ta religia umarła. Obecnie człowiek mówi Bogu, co należy do religii katolickiej – i religia znów ożyła.

W artykule z 15 maja 1969 „Informations Catholiques Internationales” donosiły, że Paweł VI wybrał do Międzynarodowej Komisji Teologicznej 30 teologów, w tym Józefa Ratzingera, który był „uprzednio podejrzewany przez Św. Oficjum” i że „dokonał on wspaniałego dzieła razem z Karolem Rahnerem”. Czy „uprzednio podejrzany” znaczy, że ks. Ratzinger nauczał czegoś nieortodoksyjnego?

— To bardzo prawdopodobne, ponieważ praca doktorska ks. Ratzingera dotyczyła św. Bonawentury, a jego argumentacja była błędna i zwodnicza. Prowadziła do podkopania wiary w absolutną prawdę – to zwykły modernizm. Powracamy w ten sposób do idei, że religia powinna być dostosowana do mentalności współczesnego człowieka. I właśnie tego Św. Oficjum nie mogło zaakceptować. W tym czasie, we wczesnych latach 1950., nie było nic dziwnego w fakcie, że Św. Oficjum podejrzliwie przyglądało się poczynaniom ks. Ratzingera i wielkiej liczbie innych teologów. Kiedy Św. Oficjum kierowane było jeszcze przez kard. Ottavianiego i Piusa XII, robiło to, co do niego należało. Teologowie znali wiarę, wyznawali ją i ostro przeciwstawiali się „teologom”, którzy chcieli ją zmienić. Jeśli czyta się tezy kard. Ratzingera odnośnie do św. Bonawentury, końcowa konkluzja brzmi, że treść objawienia powinna być zmieniona: powinniśmy wejść w nocy do apteki i zmienić zawartość wszystkich butelek, by zadowolić jutrzejszych klientów. To szaleństwo, chyba że ma się do czynienia z szalonymi klientami, którym będzie się to podobało. I prawdą jest, że wielu katolikom podoba się „nowa religia”, ponieważ jest o wiele łatwiejsza niż „stara”.

Tak, i „starej religii” przeważnie już się nie naucza, poza być może nielicznymi przypadkami tradycyjnych rodziców i tradycyjnych księży. Czy nie uważa Ekscelencja, że dziś wielu duchownych przyczynia się do tej ignorancji w sprawach wiary i postawy ślepego posłuszeństwa, nawet pomimo aktualnych skandali w Kościele?

— Tak. I jest to błąd. To nie jest postawa katolicka. To przesadzone posłuszeństwo. Rzecz w tym, kogo lub co reprezentuje człowiek, któremu jest się posłusznym. Jeśli popiera posoborową religię, nie jest zwolennikiem prawdy. Jeśli nie jest zwolennikiem prawdy, nie można być mu posłusznym, ponieważ nie jest już więcej sługą Chrystusa. Można mu być posłusznym w tych rzeczach, w których jest sługą Chrystusa, takich jak zakaz antykoncepcji czy aborcji – wówczas można być posłusznym. Ale kiedy popiera nowinki Vaticanum II, nie można być posłusznym. Byłoby się wówczas nieposłusznym Bogu.

Ta idea przesadzonego posłuszeństwa jest fałszywą drogą, ale jest bardzo rozpowszechniona. Trzeba przylgnąć do wiary i być posłusznym Bogu. Jeśli jest się posłusznym przywódcy, który porzucił Chrystusa – świadomie lub nieświadomie – będzie nas od Boga odwodził. Załóżmy, że Jan Paweł II miał dobre intencje, że był szczery, jeśli jednak się my­lił, odwodził od Boga, a nie prowadził do Niego. Nie mogę być posłuszny komuś, kto będzie odwodził mnie od Boga. Powodem, dla którego jestem mu posłuszny, jest fakt, że prowadzi mnie do Boga. Tak długo jednak, jak odwodzi mnie od Boga, muszę być posłuszny Bogu, a nie człowiekowi. To po prostu zdrowy rozsądek.

A w przypadku Jana Pawła II sytuacja była skomplikowana. W pewnych sprawach prowadził on słuszną drogą, a w innych nie.

— Rzeczywiście, i obecnie – w czasach po II Soborze Watykańskim – muszę sądzić papieża w pewnych kwestiach. Muszę słuchać, co mówi, i porównywać z tym, czego Kościół zawsze nauczał, a potem mogę być lub nie być posłusznym.

Wracając jeszcze do Jana Pawła I, powiedział Ekscelencja, że zmienił on pogląd odnośnie do wolności religijnej. Czy mógłby Ekscelencja to wyjaśnić?

— Przed Vaticanum II sądził on, że wolność religijna, we współczesnym jej pojmowaniu – jako wolność wyznawania jakiejkolwiek religii – jest ideą błędną. Tak jednak właśnie dziś się naucza: ponieważ obdarzeni jesteśmy wolnością, mamy prawo wybrać, jaką religię chcemy wyznawać. Ale to nieprawda. Posiadamy zdolność wyboru dobra i zła, ale mamy prawo moralne wybrać jedynie dobro. Nie mamy prawa wyboru zła. Tak mówi zdrowy rozsądek.

Jednak w pewnym momencie pojawiła się idea wolności religijnej, głosząca, że mamy prawo wybierać to, co jest złe. Podczas soboru przyszły papież Jan Paweł I zmienił stanowisko w kwestii wolności religijnej i przyjął doktrynę Vaticanum II. Potem został papieżem, zdał sobie sprawę, że jest otoczony przez nikczemników, i zamierzał ich usunąć. I wiele wskazuje na to, że został zamordowany, ponieważ zaczął wykonywać ruchy we właściwym kierunku.

A czy mógłby Ekscelencja powiedzieć, jak wyglądają obecnie stosunki pomiędzy Watykanem a Bractwem Św. Piusa X?

— Czy mógłbym powiedzieć, że to meksykański impas?1 To raczej impas, w którym każdy pozostaje na swoim stanowisku. Dostojnicy watykańscy mogą nie rozumieć, dlaczego Bractwo zajmuje takie stanowisko, jednak przyjmują to do wiadomości. Nie ma postępu. Władzom rzymskim to się nie podoba, nie rozumieją tego. Rozumieją jednak, że takie jest nasze stanowisko i że nie ulegnie ono zmianie. Z naszej strony robimy co możemy, by utrzymywać kontakt z Watykanem, demonstrować, że chcemy mieć kontakt z Rzymem i że mamy coś bardzo ważnego do przekazania. Kontakty nie zostały zerwane, ale jak na razie nie okazały się zbyt owocne.

Czy Bractwo nadal podtrzymuje warunek, by wszyscy księża mieli prawo odprawiania Mszy trydenckiej?

— To aktualne pole walki. Nie na tym polega cała wojna. Gdyby nie było tej kwestii, pojawiłaby się inna. Ale w tej chwili Bractwo o to prosi, a Rzym właśnie tego odmawia. Być może chciałby na to zezwolić, jednak nie może, gdyż biskupi z Francji czy inni modernistyczni biskupi mogliby się zbuntować, gdyby Msza została uwolniona. Może się tak zdarzyć, ponieważ niektórzy młodsi biskupi patrzą na starą Mszę i starą religię z coraz większą sympatią. To wymaga czasu. Bóg działa powoli. Prawda potrzebuje czasu, by mogła przeniknąć – są jednak oznaki, że to się dokonuje. Tak więc z czasem Rzym ostatecznie powróci do prawdy. Ω

Wywiad z J.E. bp. Ryszardem Williamsonem przeprowadził Michał Chapman z dwutygodnika „The Remnant”

Przypisy

  1. Sytuacja, w której dwóch przeciwników stoi naprzeciw siebie z bronią gotową do strzału (przyp. red. Zawsze wierni).