Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Ambrożego, biskupa i wyznawcy [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 7/2007 (98)

Jan Vennari

Teoria pustego limbusa

Czy nauka o otchłani zostanie skazana na zapomnienie?

Od autora: 20 kwietnia 2007 r. źródła watykańskie podały informację o toczących się dyskusjach na temat nauki o otchłani (limbus), określając ją przy tej okazji jako «zbyt restrykcyjną wizję zbawienia». Napisany jeszcze w ubiegłym roku artykuł wyjaśnia, że postulowane przez modernistów zmiany stanowią odejście od tradycyjnej doktryny katolickiej.

30 listopada 2005 roku światowa prasa podała, że Watykan wydaje się przygotowywać do rezygnacji z nauczania o otchłani. Kwestią tą zajmuje się obecnie trzydziestoosobowa komisja teologiczna pod kierownictwem abpa Wilhelma Levady, nowo mianowanego prefekta Kongregacji Nauki Wiary.

Z dobrze poinformowanych źródeł dowiedzieliśmy się, że starożytna katolicka nauka o otchłani zostanie w istotny sposób zmieniona albo wręcz porzucona w całości. Oczywiście zmiana ta będzie fikcją, gdyż nikt, nawet posiadający najwyższą władzę w Kościele, nie ma mocy zmieniać czy też anulować obiektywnej prawdy wiary.

W konstytucji apostolskiej Auctorem fidei Pius VI potępił negowanie nauki o otchłani jako „błędne, lekkomyślne i gorszące dla katolickich szkół”.

Doniesienia prasy świeckiej i kościelnej odnośnie do nauki o otchłani i proponowanych zmian pełne są kłamstw, półprawd i przemilczeń (...). Cała sprawa dotyczy jednak problemu znacznie szerszego i jest jeszcze jednym dowodem na tryumf liberalnego katolicyzmu na samych szczytach hierarchii Kościoła (...).

„Więcej niż tylko teoria”

Tradycyjna katolicka nauka o otchłani jest czymś więcej, niż jedynie hipotezą teologiczną. Jest ona od czasów starożytnych częścią katolickiej doktryny, znajdującą mocne oparcie w orzeczeniach Magisterium.

Słynna konstytucja apostolska Piusa VI Auctorem fidei, piętnująca błędy synodu w Pistoi, potępiała negowanie istnienia otchłani jako postępowanie „błędne, lekkomyślne i gorszące dla katolickich szkół”.

Znany teolog ks. Józef Le Blanc w artykule opublikowanym w roku 1947 pod tytułem: Otchłań dzieci, teoria czy doktryna? wyodrębnił dwa zasadnicze punkty tej papieskiej konstytucji:

1° Istnieje limbus puerorum (otchłań dzieci), gdzie przebywają dusze dzieci zmarłych z grzechem pierworodnym; 2° doktryna o otchłani, jako powszechnie przyjęta przez wiernych i nauczana przez scholastyków, nie jest pelagiańską baśnią, ale elementem ortodoksyjnego nauczania.

Jest niezmiennym artykułem wiary boskiej i katolickiej, że dusze tych, którzy umierają obciążeni grzechem pierworodnym, pozbawione są wizji uszczęśliwiającej. II Sobór Lyoński (1274) oraz Sobór Florencki (1438–1445) nauczały nieomylnie:

Dusze tych, którzy umierają w grzechu pierworodnym albo w uczynkowym grzechu śmiertelnym, natychmiast po śmierci zstępują do piekła, gdzie jednak nierównym podlegają karom.

Nauka o otchłani wynika logicznie z tej właśnie nieomylnej prawdy. Nieochrzczone dzieci, niezależnie od tego, jak wielką sympatię byśmy do nich odczuwali, mają dusze splamione grzechem pierworodnym, będącym spadkiem po grzechu Adama. A ponieważ nic skażonego nie może dostąpić chwały nieba (Ap 21, 27), również dzieci, które umierają przed chrztem pozbawione łaski uświęcającej, nie mogą osiągnąć raju. Jednak dobry Bóg, będąc sprawiedliwy, karze dusze jedynie za grzechy popełnione przez nie osobiście. Ponieważ nieochrzczone dziecko nie popełniło żadnych grzechów uczynkowych, nie będzie ponosiło za nie żadnej kary. Jego dusza przebywać będzie w otchłani (którą teologowie określają jako zewnętrzny krąg piekła), wiecznym miejscu naturalnej szczęśliwości, w którym pozbawiona będzie jednak wizji uszczęśliwiającej.

Kościół nauczał tej prawdy przez stulecia. Np. konstytucja o aborcji z roku 1588, podpisana osobiście przez Sykstusa V, stwierdza, że ofiary aborcji, jako pozbawione chrztu, „wyłączone są od wizji uszczęśliwiającej”. Jest to właśnie jeden z powodów, dla których Sykstus V nazwał aborcję „ohydną zbrodnią”.

Pochodzący z lat 1960. artykuł Chrystus i Jego sakramenty mówi o otchłani w następujący sposób:

Pod pojęciem „łono Abrahama” (Łk 16, 24) czynione jest odniesienie do miejsca przebywania dusz sprawiedliwych, którzy zmarli przed przyjściem Chrystusa. Jednak jedynym opartym o Pismo św. argumentem za istnieniem otchłani nieochrzczonych dzieci oraz limbus patrum (otchłani patriarchów) jest wieczna sprawiedliwość Boga. Również tradycja Kościoła, wyrażona w pismach Ojców, papieży i wybitnych teologów stwierdza, że w przyszłym świecie znajduje się miejsce dla nieochrzczonych, gdzie ani nie oglądają Boga, ani nie cierpią kar za grzech.

Mimo że nigdy nie została ogłoszona żadna deklaracja nauczająca w sposób pozytywny o istnieniu otchłani, negowanie jej istnienia było karane, a sam fakt istnienia traktowany jest jako teologicznie pewny.

Konieczność chrztu

W całej tej dyskusji musimy pamiętać, że Bóg nie ma obowiązku nikogo obdarzać wizją uszczęśliwiającą. Żaden człowiek nie może twierdzić, że ma prawo do nieba, nie jest to więc niesprawiedliwością ze strony Boga. A wedle ekonomii zbawienia ustanowionej przez Boga i dopełnionej przez mękę i śmierć Chrystusa na krzyżu, nikt nie może wejść do nieba bez łaski uświęcającej, będącej uczestnictwem w boskiej naturze i czyniącej człowieka sprawiedliwego przybranym dzieckiem Bożym, dziedzicem nieba i świątynią Ducha Świętego.

Pan Jezus umarł na krzyżu, byśmy mogli tę łaskę otrzymać, przychodzi ona do nas poprzez siedem sakramentów i przez modlitwę. Jedynym środkiem, jaki ustanowił Chrystus Pan w celu oczyszczenia naszych dusz z grzechu pierworodnego i obdarzenia ich łaską uświęcającą, jest chrzest. Grzech śmiertelny, który zabija łaskę w duszy, może być zmazany przez dobrą spowiedź. Inne sakramenty, zwłaszcza Eucharystia, ustanowione są dla zachowania i pomnażania łaski w naszych duszach.

Każdy człowiek, wyjąwszy Pana Jezusa i Jego Najświętszą Matkę, poczęty został i narodził się obciążony grzechem pierworodnym. Tak więc przyjęcie chrztu konieczne jest dla każdego, kto pragnie osiągnąć zbawienie. Dlatego właśnie Kościół w sposób uroczysty nauczał smutnej prawdy, że dusze nieochrzczonych dzieci, to znaczy „tych, którzy umarli w grzechu pierworodnym”, nie mogą dostąpić oglądania Boga.

Przedsoborowe podręczniki z zakresu teologii moralnej były jednomyślne co do tego, że dzieci muszą być chrzczone tak szybko, jak to możliwe, gdyż gdyby zmarły bez chrztu, nie mogłyby osiągnąć nieba.

Ks. Dominik Prümmer w swym znakomitym podręczniku teologii moralnej naucza:

Dzieci katolickich rodziców powinny być chrzczone tak szybko, jak to tylko możliwe. Leon XIII ostro potępił zwyczaj odkładania chrztu dzieci (...). Teologowie nie są zgodni co do wymiaru zwłoki stanowiącej grzech ciężki (...). W pewnych regionach zostały w tej kwestii promulgowane zbawienne zalecenia.

Natomiast w podręczniku z zakresu teologii moralnej autorstwa ks. Tomasza Slatera czytamy:

Katoliccy rodzice mają obowiązek dopilnowania, by ich dzieci zostały ochrzczone, i to tak szybko, jak to możliwe. Wedle uznanych teologów byłoby ciężkim grzechem, gdyby chrzest dziecka odkładany był bez uzasadnionego powodu ponad miesiąc.

Podobnie czytamy w Teologii moralnej Jone-Adelmana:

Dzieci katolickich rodziców powinny być chrzczone tak szybko, jak to tylko możliwe (CIC 1917, kan. 770). Odkładanie chrztu bez powodu jest grzechem. Wielu autorów utrzymuje, że odkładanie bez żadnego powodu ponad miesiąc, albo z powodem ponad dwa miesiące, jest grzechem śmiertelnym.

„Błędne, lekkomyślne i gorszące dla katolickich szkół”

Nie stanowi to jednak najwyraźniej jakiegokolwiek problemu dla dzisiejszych hierarchów, zwolenników aggiornamento. Ludzie ci, z których większość składała Bogu uroczystą przysięgę antymodernistyczną, ślubując: „szczerze przyjmuję naukę wiary przekazaną nam od Apostołów przez prawowiernych Ojców, w tym samym zawsze rozumieniu i pojęciu”, wielokrotnie (w porządku obiektywnym) łamało tę przysięgę, interpretując doktrynę katolicką w sposób odmienny od tego, czego Kościół zawsze nauczał. „Nowa teologia”, będąca filarem współczesnego ekumenizmu, jest tego doskonałym przykładem. (...) Łatwo zrozumieć, dlaczego św. Pius X wskazywał pychę jako główną przyczynę modernizmu. „Dzięki Bogu, że nie jestem taki jak ludzie, którzy byli przede mną” – nadymają się dzisiejsi progresiści.

Należy do nich również teolog, który w wywiadzie z roku 2002 podał doskonałe uzasadnienie dla katolickiej wiary w otchłań, równocześnie ją odrzucając. Mówiąc o katolikach wcześniejszych epok (tj. od starożytności po rok 1962), powiedział:

Wierzyli oni, że chrzest obdarza nas, dzięki łasce uświęcającej, zdolnością oglądania Boga. Z pewnością stan grzechu pierworodnego, od którego uwolnieni jesteśmy przez chrzest, polega na braku łaski uświęcającej. Dzieci, które umierają w tym stanie, nie są obciążone żadnym grzechem uczynkowym, nie mogą więc iść do piekła, jednak z drugiej strony, brak im łaski uświęcającej, a więc zdolności oglądania Boga, którą ona obdarza. Będą one cieszyć się stanem naturalnej szczęśliwości. Stan ten ludzie nazywają limbus.

Niemniej jednak teolog ów odrzuca owo nauczanie, argumentując, że: „wydaje mi się [ono] raczej nieoświecone”. Człowiekiem, który poczynił tę lekceważącą uwagę, był kard. Józef Ratzinger, obecny papież Benedykt XVI.

Osiemnaście lat wcześniej, w roku 1984, ukazał się wywiad kard. Ratzingera z Wiktorem Messorim, w którym kardynał twierdził, że limbus „nigdy nie był zdefiniowaną prawdą wiary”. „Osobiście najchętniej bym o nim zapomniał – powiedział kard. Ratzinger. – Była to zawsze jedynie hipoteza teologiczna”.

W normalnych czasach to stwierdzenie kard. Ratzingera zostałoby potępione jako co najmniej „stanowisko lekkomyślne i nieroztropne”. Jak już pokazaliśmy, katolicka doktryna o otchłani jest czymś zdecydowanie więcej niż jedynie hipotezą. Nie tylko została „przekazana nam przez ojców”, ale i „negowanie jego istnienia zostało potępione, fakt jego istnienia traktowany jest jako teologicznie pewny”. Być może nie jest artykułem wiary, z pewnością jednak doktryna ta nauczana była zawsze, wszędzie i przez wszystkich. Doktryna o otchłani powinna być postrzegana jako autentyczne nauczanie katolickiego Magisterium.

Średniowieczny wynalazek?

Różne agencje informacyjne sugerowały, że otchłań jest wynalazkiem średniowiecznych scholastyków, jednak nie jest to prawda. O otchłani nauczał już żyjący w IV wieku Ojciec i Doktor Kościoła św. Grzegorz z Nazjanzu:

Jak wierzę (...) ci wspomniani na końcu [dzieci umierające bez chrztu] nie zostaną ani przyjęci do chwały nieba, ani potępieni, by cierpieć kary, albowiem chociaż nie opieczętowani [przez chrzest], nie są grzeszni. (...) Gdyż z faktu, że nie zasługuje się na karę, nie wynika, że jest się godnym nagrody (Orat. XL, 23).

Również św. Augustyn nauczał o otchłani i to w sposób bardziej jeszcze rygorystyczny. Twierdził, że nieochrzczone dzieci cierpią pewne kary zmysłowe. Pogląd ten utrzymywał się przez wieki, ostatecznie jednak przeważyło zdanie św. Tomasza z Akwinu, który argumentował za św. Grzegorzem z Nazjanzu, że „dusze w otchłani nie cierpią bólu i cieszą się w pewną naturalną szczęśliwością”, jednak pozbawione są oglądania Boga.

Nauczanie św. Tomasza dotyczące otchłani było do niedawna jeszcze powszechnie przyjmowane. Opcja, że nieochrzczone dzieci idą prosto do nieba, nie była nigdy na poważnie brana pod uwagę przez Ojców, świętych i Doktorów Kościoła. Kontrowersje nie dotyczyły nigdy – jak zauważa ks. Brian Harrison – faktu, czy nieochrzczone dzieci idą do otchłani, czy do nieba, ale czy cierpią w otchłani kary cielesne. (...)

Obecnie jednak doradca Papieskiej Rady ds. Kultury Jan Haldane, wykładowca filozofii na St. Andrew’s University, powiedział wedle „The Scotsman”, że otchłań była „rodzajem osobliwości średniowiecznej”. „Głębia” jego wypowiedzi jest wprost porażająca:

Koncepcja otchłani przywołuje obraz Boga będącego kimś w rodzaju rządowego biurokraty, mówiącego [wszystkim] ludziom, nie tylko dzieciom: Przepraszam, ale nie macie paszportu opieczętowanego chrztem, będziecie musieli tu poczekać.

Można się zastanawiać, czy człowiek ten celowo wygłasza bluźnierstwa, czy po prostu powtarza banały. Profesor Haldane posuwa się do sugerowania, że Bóg w jakiś sposób obejdzie kwestię grzechu pierworodnego „ze względu na nadzwyczajne okoliczności”. Jest to jednak czysty sentymentalizm, sprzeczny ze zdefiniowaną doktryną Kościoła dotyczącą losu nieochrzczonych.

Ta sentymentalna koncepcja nie jest zresztą niczym nowym. Słowa Haldane’a są echem wypracowanej przez pewnego modernistę w latach 1940. tzw. teorii oświecenia. Wedle tej niepopartej niczym hipotezy Bóg udzieli nieochrzczonym dzieciom specjalnego oświecenia, by doprowadzić je w jakiś sposób do stanu łaski. Ks. Le Blanc, który zwalczał tę spekulację, opierając się na stałym nauczaniu Kościoła, zauważył:

Teoria oświecenia usuwa pewne poważne trudności związane z nauką o otchłani, niestety sama rodzi więcej jeszcze problemów, przekreślając większość dorobku teologii.

Składniki liberalnego katolicyzmu

Jednak celem reform soborowych jest właśnie przekreślenie większości dorobku teologii. Nowa Msza, jak ostrzegał kard. Ottaviani, „stanowi uderzające odejście od katolickiej teologii Mszy sformułowanej na XX sesji Soboru Trydenckiego”. Nowy ekumenizm wprost sprzeciwia się zdefiniowanej prawdzie katolickiej „poza Kościołem nie ma zbawienia”. Kard. Suenens entuzjazmował się, że Vaticanum II wyznaczyło koniec opoki trydenckiej i ery I Soboru Watykańskiego. A kard. Ratzinger wyrażał radość z faktu, że Vaticanum II jest w wielu kwestiach „anty-Syllabusem”, tzn. przyjmuje za swoje wiele z błędów potępionych w pamiętnym zbiorze Piusa IX.

Wszystko to każe nam postrzegać II Sobór Watykański jako tryumf liberalnego katolicyzmu. Wybitny teolog Józef Clifford Fenton napisał w roku 1958 ważny artykuł na ten temat, zatytułowany Składniki liberalnego katolicyzmu, w którym wyjaśniał, że liberalny katolicyzm sprzeczny jest z katolicką prawdą. Wymieniał trzy jego główne składniki: indyferentyzm religijny, minimalizm oraz wiarę, że przynajmniej część dogmatów Kościoła może się z czasem zmienić (innymi słowy – modernizm).

Program i reformy zainicjowane przez Vaticanum II zdradzają wyraźne symptomy liberalnego katolicyzmu.

Indyferentyzm religijny leży u podstaw obecnego panreligijnego ekumenizmu – jest to oczywiste dla każdego, kto rozmyślnie nie zamyka oczu na tę prawdę. Podobnie jest z koncepcją zmian w nauczaniu Kościoła, ponieważ jeśli pozbawimy Vaticanum II aspektu zmiany, nie pozostanie praktycznie nic oprócz słabego i dwuznacznego echa nauki Kościoła. Już zaraz po soborze, pod koniec lat 1960., znane było powiedzenie, że w Kościele w Holandii zmienia się wszystko oprócz chleba i wina.

Koncepcja minimalizmu wymaga trochę więcej wyjaśnień. Jest to fałszywe przekonanie, że katolicy są zobowiązani do akceptowania jedynie tych elementów doktryny, które zostały uroczyście i bezpośrednio zadekretowane przez sobory powszechne lub Stolicę Apostolską. Wedle niej nic z tego, co nie zostało uroczyście zdefiniowane, nie wymaga akceptacji ze strony wiernych. Błąd ten był ostro krytykowany przez msgr Fentona.

Również ks. Józef Le Blanc zwalczał pogląd minimalistyczny, podkreślając rolę Magisterium zwyczajnego, „poprzez które objawienie zachowywane jest od błędów i przekazywane w integralny sposób wiernym”. Jak wyjaśniał:

chociaż nie ma dogmatycznej definicji w danej sprawie, może być ona w istocie artykułem wiary, a więc nie istnieje pełna wolność dyskutowania na jej temat.

Przejawem minimalizmu jest m.in. próba zdyskredytowania nauki o otchłani. Ponieważ nie jest to zdefiniowany dogmat, stwarza się wrażenie, że możemy „zapomnieć o nim” i pozwolić komisji teologicznej, złożonej z liberalnych katolików, opracować „bardziej oświecone” nauczanie o losie nieochrzczonych.

„Czy wolno nam mieć nadzieję na zbawienie nieochrzczonych”?

Być może prawdziwym powodem, dla którego doktryna o otchłani ma być redefiniowana, są wymogi ekumenizmu. Od czasu soboru postępowa hierarchia nie usiłuje już nawracać żydów, muzułmanów czy pogan, z których żaden nie jest ochrzczony. Otchłań jest jedynym pozostałym elementem katolickiego nauczania, bezpośrednio odnoszącym się do losu dusz w oparciu o przyjęcie lub nieprzyjęcie chrztu. Nie pasuje to do nowej ekumenicznej teologii, która traktuje chrzest jako najbardziej przydatną dla zbawienia opcję, ale bynajmniej nie opcję jedyną. Tak więc otchłań musi zniknąć.

A jeśli wolno nam będzie „mieć nadzieję”, że wszyscy ludzie będą zbawieni, jak twierdzi popularny modernistyczny teolog Jan Urs von Balthasar, logicznie rzecz biorąc również zmarłe bez chrztu dzieci osiągną niebo i wizję uszczęśliwiającą.

Co do nadziei, że wszyscy będą zbawieni, von Balthasar argumentuje jak minimalista. Ponieważ Kościół nigdy nie określił wyraźnie, że czyjaś dusza trafiła do piekła, twierdzi on, że katolicy mogą „mieć nadzieję”, iż wszyscy ludzie osiągną życie wieczne.

Tak właśnie brzmi główna teza jego niesławnej książki Czy możemy mieć nadzieję, że wszyscy będą zbawieni? W oparciu o przyjętą metodę argumentacji stwierdzić można, że von Balthasar jest typowym przykładem liberalnego katolika. Wykazuje klasyczne cechy minimalisty, bawiąc się w intelektualistyczne gierki, rozgraniczając, co Kościół zdefiniował uroczyście, a czego nie zdefiniował. W dyskretny sposób propaguje też indyferentyzm religijny. Skoro wszyscy ludzie będą zbawieni, nie ma znaczenia, jaką religię człowiek wyznaje. Teorie von Balthasara obejmują również trzeci aspekt liberalnego katolicyzmu: wierzy on, że przynajmniej część dogmatów Kościoła może być z czasem zmieniona. Mrzonki te kwestionują jednoznaczne i zarazem budzące lęk słowa Zbawiciela: „Starajcie się wejść przez wąską bramę; gdyż wielu będzie próbowało wejść, ale nie będzie mogło” (Łk 13, 24).

Agenci aggiornamento

Nic dziwnego, że Jan Paweł II i kard. Ratzinger, obaj zagorzali zwolennicy von Balthasara, nawoływali do ponownego przemyślenia katolickiej koncepcji otchłani. Jak donosił „Globe and Mail” z 30 listopada 2005,

w październiku ubiegłego roku, na siedem miesięcy przed swą śmiercią, Jan Paweł II poprosił (trzydziestoosobową) komisję o wypracowanie „bardziej spójnej i przemyślanej” koncepcji dotyczącej losu niewinnych dzieci. Komisją tą kierował kard. Józef Ratzinger, wybrany w kwietniu papieżem. Obecnie komisją kieruje jego następca na stanowisku prefekta Kongregacji Nauki Wiary, abp. Wilhelm Levada, Amerykanin z San Francisco.

Abp. Levada, jak to ukazywaliśmy na łamach „Catholic Family News”, zaliczał się do najbardziej ekumenicznych amerykańskich prałatów. Był pierwszym amerykańskim biskupem, który odwiedził synagogę (...). Jako człowiek całkowicie przesiąknięty ideami Vaticanum II, organizował i uczestniczył w licznych międzyreligijnych spotkaniach „w duchu Asyżu”, w Oregonie i San Francisco (goszcząc je również we własnej katedrze) z żydami, buddystami, muzułmanami, Indianami, protestantami, prawosławnymi i hinduistami. Czy możemy mieć nadzieję, że za jego kadencji nauka o otchłani się ostoi? Marne szanse. (...)

Niezależnie od tego, jaki będzie ostateczny rezultat, wierni katolicy trwać będą mocno przy tradycyjnej doktrynie dotyczącej otchłani i nie przyłożą ręki do propagowania niczego, co byłoby „błędne, lekkomyślne i gorszące dla katolickich szkół”. Nie pójdziemy prowadzącą ku katastrofie drogą wytyczoną przez liberalny katolicyzm. Odnośnie do otchłani i losu nieochrzczonych trzymać się będziemy praktycznej rady św. Roberta Bellarmina:

Nasz żal co do ich wiecznego stanu nic dla nich nie znaczy; z drugiej jednak strony, siła naszej determinacji, by nawrócić ich i ochrzcić, przynosi im wielką korzyść. Ponadto my sami tracimy wiele, jeśli z powodu bezowocnego sentymentalizmu wobec dorosłych czy też dzieci bronimy uparcie czegokolwiek sprzecznego z Pismem św. czy nauką Kościoła. W tej kwestii [otchłani i jej mieszkańców] nie powinniśmy kierować się względami ludzkimi, które tak wielu doprowadziły do chwiejności; powinniśmy raczej badać nauczanie soborów Kościoła, Pisma św. i Ojców, a następnie trzymać się ich opinii. Ω

Tekst za: „Catholic Family News”. Tłumaczył Tomasz Maszczyk. Tytuł pochodzi od redakcji Zawsze wierni.