Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
śś. Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Krystyna, pustelników i pierwszych męczenników Polski [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 1/2008 (104)

Solideo Paolini

Moje spotkania z abp. Capovillą

Poniższe przemówienie zostało wygłoszone podczas konferencji «Fatima: jedyna droga do światowego pokoju», która odbyła się w Botucatu w Brazylii w dniach 20–24 sierpnia 2007 roku.

Jestem tu, by podzielić się radością, łaską udzieloną mi przez Opatrzność, a także by podziękować razem z wami wszystkimi dobremu Bogu. W ubiegłym roku spotkał mnie bowiem zaszczyt wzięcia udziału w dwóch ważnych wydarzeniach, o których informacje przedostały się już do wiadomości publicznej, a które mają wielkie znaczenie dla wszystkich, którzy kochają Matkę Bożą Fatimską.

Miałem wielką przyjemność spotkać się z msgr. Lorisem Franciszkiem Capovillą i wysłuchać jego świadectwa. Jest on – jak za chwilę zobaczymy – kluczowym świadkiem w kwestii objawień fatimskich w ogóle, a w kwestii trzeciej tajemnicy w szczególności.

Stałem się również pośrednim powodem kontrowersji pomiędzy włoskim publicystą Antonim Soccim a kard. Tarcysjuszem Bertone, watykańskim sekretarzem stanu, o której szeroko donosiła prasa włoska i międzynarodowa oraz inne media.

Zacznijmy od moich spotkań z abpem Capovillą.

Kim jest abp Capovilla?

Abp Loris Franciszek Capovilla jest jednym z najważniejszych świadków w sprawie trzeciej tajemnicy fatimskiej, był bowiem osobistym sekretarzem papieża Jana XXIII. Żyje do dziś, niemal 50 lat po objęciu tego stanowiska, i ma ponad 90 lat. Osobisty sekretarz Jana XXIII mieszka obecnie w Sotto il Monte, małym miasteczku w prowincji Bergamo w północnych Włoszech. Mieszka tam, ponieważ miasto to jest miejscem urodzenia jego znamienitego zwierzchnika, papieża Roncallego. Znajduje się tam również prowadzone przez zakonnice muzeum upamiętniające postać Jana XXIII.

Abp Capovilla jest jednym z bardzo niewielu ludzi, którzy osobiście przeczytali [oryginał] trzeciej tajemnicy fatimskiej. Jak sam przyznaje – od wielu lat, jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem w roku 2000 – zna treść trzeciej tajemnicy. Jak twierdzi, był obecny przy tym, gdy koperta zawierająca treść tajemnicy została otwarta latem 1959 roku w Castel Gandolfo. Twierdzi ponadto, że to on sam, na polecenie Jana XXIII, napisał na zewnętrznej kopercie następujące słowa: „Papież przeczytał zawartość tej koperty i rozmawiał o niej ze swymi najbliższymi współpracownikami”. Jak wspomina: „Na koniec Jan XXIII powiedział mi, abym włożył je [kartki z tajemnicą] z powrotem do koperty z dopiskiem: «Nie wydaję żadnego osądu»”. Nie wydał więc werdyktu odnośnie do treści, która mogła mieć pochodzenie nadprzyrodzone – lub nie.

Abp Capovilla jest zatem kluczowym świadkiem w kwestii tego aspektu wydarzeń fatimskich oraz treści trzeciej tajemnicy. Przez wiele lat, zarówno przed, jak i po roku 2000, włoskie media niezachwianie utrzymywały, że żyją tylko cztery osoby, które przeczytały treść trzeciej tajemnicy, czy też przynajmniej poznały ją w całości: Jan Paweł II, kard. Ratzinger, s. Łucja i abp Capovilla. Informacja ta nie jest jednak ścisła, ponieważ były również inne osoby, które ją przeczytały bądź poznały jej treść, jednak jedynie te cztery nazwiska znane były opinii publicznej. Abp Capovilla jest jedną z tych osób; poznał on treść trzeciej tajemnicy, gdyż osobiście ją przeczytał.

Obecnie dwoje z tych świadków – Jan Paweł II oraz s. Łucja – już nie żyje, a trzeci został wybrany na papieża, tak więc abp Capovilla jest jedną z dwóch żyjących osób, o których wiadomo powszechnie, że przeczytały całą treść trzeciej tajemnicy, przynajmniej od czasu, kiedy koperta ją zawierająca została otwarta w roku 1959. Jest więc oczywiste, że jego świadectwo ma pierwszorzędne znaczenie!

Oto, co arcybiskup powiedział mi podczas moich z nim spotkań – a odbyliśmy w sumie cztery rozmowy. Pierwsza miała miejsce na początku kwietnia 2003 r.; druga 5 lipca 2006 r.; trzecia w listopadzie 2006 r., na kilka dni przed ukazaniem się książki Socciego – w tym czasie arcybiskup wiedział już o niej, mimo że nie ukazała się jeszcze drukiem. Ostatnie spotkanie miało miejsce 21 czerwca 2007 r.

Podczas tego czwartego i ostatniego spotkania uświadomiłem sobie, że abp Capovilla był rozdrażniony z powodu wrzawy spowodowanej jego wypowiedziami. (...)

21 czerwca 2007 r. powiedział mi – i byłem przekonany, że przygotowuje pisemny raport, zawierający dokumenty, fotokopie, etc. – że „są pewne kwestie – jak powiedział – w stosunku do których muszę się ustosunkować”. Sprawiało to wrażenie, jakby Watykan poprosił go o udostępnienie pełnej treści tego, co mi zrelacjonował, jak gdyby zapytali go: „Co dokładnie i dlaczego mu powiedziałeś?”, czy coś w tym rodzaju.

Jeśli więc poproszono go, by się wytłumaczył, kluczowe znaczenie ma fakt, że nie wycofał się z tego, co powiedział mi rok wcześniej, ani nie wyparł się materiałów, jakie mi przysłał – czyli świadectw i dokumentów, które starannie spisałem i nagrałem. Uczyniłem to, bym mógł donieść szczegółowo – słowo w słowo – o wszystkim, co mi powiedział i przysłał. Abp Capovilla nie wycofał się zasadniczo z niczego, co wówczas mi powiedział. Mamy obecnie sierpień roku 2007, 10 miesięcy po publikacji książki Socciego, która spowodowała całe to zamieszanie: telewizja i prasa szeroko ją komentowały, organizowano debaty i talk show, donosiły też o niej poważne periodyki. Ten sam ustęp z książki Socciego, który mówi o moim głównym spotkaniu z abpem Capovillą, został opublikowany w oczekiwaniu na wydanie książki przez włoskie pismo „Libero” na pierwszej stronie w numerze z listopada 2006 r. Tak więc spotkania arcybiskupa ze mną stały się znaczącym wydarzeniem medialnym.

Mimo że upłynęło 10 miesięcy, abp Capovilla nie wycofał ani słowa z tego, co mi powiedział. Ten brak reakcji przez 10 miesięcy mówi sam za siebie. Jest całkowicie zrozumiałe, że może być zdenerwowany czy rozzłoszczony powstałą wrzawą, tym, że czuje się zmuszony do usprawiedliwiania się. Jest to oczywiste, nie osłabia jednak, a przeciwnie, wzmacnia – o czym się niebawem przekonamy – wartość pierwszego świadectwa tak kompetentnego świadka.

Podczas naszego ostatniego spotkania w czerwcu, zaledwie dwa miesiące temu, abp Capovilla przeczytał mi kilka zdań z listu, jaki napisał w odpowiedzi pewnemu francuskiemu publicyście, który prosił go o pewne wyjaśnienia w tej kwestii. To, co mi powiedział, jednoznacznie pokazuje, że pragnął, by oczy opinii publicznej przestały być w końcu skierowane na niego. Bez żadnej wątpliwości nigdy nie wycofał się z tego, co mówił mi uprzednio i o czym donosiłem. Napisał na przykład owemu francuskiemu autorowi: „Nie mówiłem o dwóch różnych wersjach tajemnicy”. To oczywiste, spróbujcie wyobrazić sobie s. Łucję piszącą jedną wersję mówiącą: „W Portugalii dogmat wiary będzie zawsze zachowany” – i inną, w której pisze: „W Portugalii dogmat wiary nie zawsze będzie zachowany”. Byłyby to dwie różne wersje tekstu! Ja jednak donosiłem o czymś zupełnie innym: nie o dwóch różnych wersjach, ale dwóch różnych tekstach, dwóch różnych częściach, jeśli można tak powiedzieć, jest to jednak coś całkowicie innego od nazwania ich „różnymi wersjami”. W istocie słowa arcybiskupa nie były zaprzeczeniem [moich słów], ale potwierdzeniem!

Abp Capovilla pisał dalej do owego publicysty: „Myślę, że orędzie fatimskie nie należy do jednego tylko pisarza czy jednego stowarzyszenia”. Wszyscy jesteśmy co do tego zgodni, dlatego właśnie mówimy: „Opublikujcie wszystko!”. Jeśli, jak za chwilę zobaczymy, Watykan uważa, że jakiś fragment nie jest autentyczny z nadprzyrodzonego punktu widzenia lub że nie pochodzi od Matki Bożej, ale powstał w wyniku omyłki s. Łucji, niech pomimo to pozwoli na jego upublicznienie, bez orzekania o jego autentyczności, bez wydania oficjalnego werdyktu. Zgadzamy się co do faktu, że wszyscy mamy prawo poznać całą prawdę – nie tylko pojedyncza osoba, prywatne stowarzyszenie czy jedynie naukowcy!

Tak więc zdania, jakie przeczytał mi arcybiskup z listu do owego francuskiego publicysty, nie negują wcale tego, co przekazałem Socciemu i co zostało przedstawione tak dokładnie w jego książce. Powtarzam: minęło 10 miesięcy, wszystkie wydarzenia i fakty były szeroko dyskutowane, tak więc milczenie to mówi samo za siebie. Fakt, że abp Capovilla nie zaprzeczył niczemu, co zostało na ten temat powiedziane, oraz to, że nie opublikował jeszcze oficjalnego dementi, sprawia, że milczenie to staje się bardzo wymowne.

Spotkanie z 5 lipca

Po tym wstępie chciałbym opowiedzieć o moim głównym spotkaniu z abpem Capovillą 5 lipca 2006 r. Lipiec jest miesiącem, w którym tajemnica została powierzona s. Łucji, miesiącem obfitującym w nadprzyrodzone wydarzenia! Tego dnia udałem się na spotkanie z abpem Capovillą do jego domu w Sotto il Monte, małym miasteczku, o którym mówiłem już wcześniej. Znałem arcybiskupa wcześniej, ponieważ był delegatem papieskim przy sanktuarium maryjnym w Loreto, które znajduje się niedaleko mojego domu. Mieszkam w Marche, we wschodnich Włoszech – tak więc zaczęliśmy rozmawiać o jego pobycie w Loreto. Wspomniałem o jego posłudze tam w latach 80., przyjął mnie więc bardzo uprzejmie i okazywał wielką chęć pomocy. Powiedziałem: „Ekscelencjo, powodem mojej wizyty jest fakt, że zajmuję się sprawą objawień fatimskich”. Kiwnął głową, co zrozumiałem jako: „Rozumiem”, kontynuowałem więc: „Ponieważ jest Ekscelencja pierwszorzędnym źródłem informacji, chciałbym zadać Ekscelencji kilka pytań”. Natychmiast odpowiedział: „Nie, również ze względu na to, aby uniknąć wszelkich niedokładności, ponieważ zostało to [treść trzeciej tajemnicy] oficjalnie opublikowane, ograniczę się do tego, co zostało już powiedziane”.

Doprowadza nas to do znanego dobrze problemu dotyczącego tzw. oficjalnej wersji tajemnicy. Jeśli ujawniono wszystko, absolutnie wszystko – a nie jedynie część, co wyjaśnię dalej – dlaczego kluczowy świadek daje mi do zrozumienia, że jest zobowiązany mówić tylko to, co zostało oficjalnie opublikowane? Gdybyśmy wiedzieli w tej kwestii wszystko, ponieważ zostało to już ujawnione publicznie, nie powinienem czuć się zobowiązany do zachowania milczenia na ten temat. Gdyby natomiast czuł się w jakiś sposób związany publiczną wersją, oznaczałoby to, że nie wszystko – w pełnym sensie tego słowa – zostało opublikowane. Przeanalizujmy raz jeszcze słowa abpa Capovilli: „Nie, również ze względu na to, aby uniknąć wszelkich niedokładności, ponieważ zostało to [treść trzeciej tajemnicy] oficjalnie opublikowane, ograniczę się do tego, co zostało już powiedziane”. Jakie niedokładności mogłyby mieć związek z tym, co zostało ujawnione publicznie? Być może, mówiąc „niedokładności” i posługując się dyplomatycznym językiem Kurii Rzymskiej, miał na myśli „rozbieżności” – mogłoby to wskazywać na różnicę pomiędzy jego świadectwem a oficjalną wersją. Byłoby to równoznaczne ze stwierdzeniem, że oficjalna wersja jest nieprawdziwa!

Abp Capovilla powiedział dalej: „Również ze względu na to, aby uniknąć wszelkich niedokładności, ponieważ zostało to oficjalnie opublikowane, ograniczę się do tego, co zostało już powiedziane (...) nawet gdybym wiedział coś jeszcze” – i mówiąc te ostatnie słowa otwarcie się uśmiechnął. Czym jednak miałyby być te „inne rzeczy”? Czy jest coś jeszcze? Arcybiskup kontynuował: „Nawet gdybym wiedział coś jeszcze (...) muszę ograniczyć się do tego, co zostało powiedziane w oficjalnych dokumentach”. Logiczne znaczenie ostatniego zdania jest takie, że jest coś jeszcze poza tym, co zostało publicznie wyjawione, niezależnie od tego, czym to „coś jeszcze” mogłoby być.

Nie mógł więc mówić otwarcie o tym, ponieważ istniała wersja oficjalna; to jasne! Należy zwrócić uwagę na coś jeszcze: wolno nam prosić władze rzymskie, z szacunkiem, ale i naciskiem: „Jeśli wszystko zostało wyjawione, absolutnie wszystko, w takim razie z szacunkiem prosimy Ojca Świętego, by zwolnił z obowiązku zachowania tajemnicy wszystkich, którzy czytali trzecią tajemnicę lub poznali jej treść”.

Wiele zostało powiedziane, nie widziałem jednak nigdy deklaracji stwierdzającej, że ci, którzy czytali trzecią tajemnicę lub ją znają, zostali zwolnieni ze ślubu milczenia na jej temat. Jeśli wszystko zostało wyjawione, jak to głosi oficjalna wersja, po co utrzymywać ten niepotrzebny już ślub milczenia? Mam więc pokorną prośbę do uczestników tej konferencji: chcę, byśmy z całym szacunkiem poprosili Ojca Świętego Benedykta XVI, by publicznie, formalnie i jednoznacznie zwolnił z zachowania tajemnicy papieskiej wszystkich, którzy przeczytali lub dowiedzieli się czegoś o trzeciej tajemnicy fatimskiej. W ten sposób będą nas oni mogli ostatecznie przekonać, że absolutnie wszystko zostało ujawnione. Proszę Wasze Ekscelencje oraz Czcigodnych Ojców zgromadzonych na tym kongresie, by porozmawiali o tym z Ojcem Świętym, by przynajmniej inni mogli mówić o tych rzeczach w przyszłości otwarcie!

Wracając do abpa Capovilli – powiedział on dalej: „Proszę spisać pańskie pytania i przesłać mi je, a ja na nie odpowiem. Przeglądnę moje dokumenty, jeśli nadal je mam, ponieważ, jak pan wie, przekazałem wszystko do muzeum (...) i prześlę panu coś, może parę słów” – i kiedy to powiedział, uśmiechnął się, jak wtedy, gdy powiedział „nawet gdybym wiedział coś jeszcze”. Jego wyraz twarzy nie pozostawiał złudzeń, (...) patrząc na niego nie miało się wątpliwości, co miał na myśli, mówiąc: „Proszę do mnie napisać”.

Zanim opuściłem jego dom, abp Capovilla rozmawiał ze mną swobodnie na różne tematy, mówiąc o różnych drogach wyciągania wniosków. (...) Muszę przyznać, że nie wiązał otwarcie tych argumentów z trzecią tajemnicą, jednak fakt, że mówił o nich w tym kontekście, wydaje się aluzją w tym kierunku, pośrednią wskazówką, bym mógł więcej zrozumieć, a jednocześnie by on nie musiał się za bardzo odsłaniać.

Arcybiskup zaczął mówić o różnych rzeczach, które pozornie nie miały nic wspólnego z przedmiotem moich zainteresowań: mówił o ryzyku brania za rzeczy nadprzyrodzone czegoś, co mogło być czyjąś fantazją, o ryzyku popadnięcia w manię na jakimś punkcie. (...) Milczałem, ponieważ nie przyszedłem tam, by osądzać czy komentować to, co mówił, a jedynie by wysłuchać jego świadectwa. Jednak pomijając okoliczności, o jakich mówił, z owych luźno wypowiadanych zdań wyłaniała się jasna konkluzja na temat trzeciej tajemnicy.

Wynikało z tego, że prawdopodobnie arcybiskup uważał, iż s. Łucja nie otrzymała w rzeczywistości trzeciej tajemnicy czy też jej części od Matki Bożej, ale że mogła ją stworzyć sama, w dobrej wierze, w wyniku błędu lub pod wpływem marzeń; że niektóre części orędzia, niektóre części trzeciej tajemnicy mogły nie pochodzić w rzeczywistości od Matki Bożej, ale były jedynie fantazjami s. Łucji.

Wrażenie to wzmocnił jeszcze inny wątek, który poruszył arcybiskup, krytykując pochopność w egzorcyzmowaniu ludzi, którzy mogą być jedynie psychicznie chorzy i potrzebować pomocy psychiatry. (...) Tak więc zanim powiemy, że pewne wydarzenia mają nadprzyrodzone pochodzenie, powinniśmy najpierw rozważyć, czy nie mają one pochodzenia czysto naturalnego. Z kontekstu, w jakim wypowiedziane zostały te uwagi, zdawało się wynikać, że zamiast przyjmować, iż s. Łucja otrzymała orędzie fatimskie od Matki Bożej, powinniśmy raczej być zdania, że zostało ono stworzone przez nią w wyniku pomyłki, że mogła ona wierzyć, iż to naprawdę pochodzi od Matki Bożej, podczas gdy mogła to być jedynie projekcja jej własnych marzeń.

Takie właśnie wrażenie odniosłem po usłyszeniu tych uwag. Interpretację tę zdawały się potwierdzać słowa, które wypowiedział niegdyś jeden z najbliższych i zaufanych współpracowników Jana Pawła II: „Trudno zrozumieć, kiedy mówi s. Łucja, a kiedy Matka Boża”. Opinia ta została przytoczona w programie telewizyjnym Porta a Porta nadanym przez włoską stację Rai Uno 31 maja 2007 r. Tak więc, kontynuował abp Capovilla, potrzeba roztropności, aby zrozumieć, co zostało powiedziane przez Matkę Bożą, a co przez s. Łucję.

Podobne podejście można odnaleźć również w liście napisanym przez obecnego papieża do kard. Bertone, który posłużył temu ostatniemu jako wstęp do jego książki (Ostatnia wizjonerka z Fatimy). List ten jest w swej treści nadzwyczaj niejasny; musimy też pamiętać, że nawet Socci otrzymał od papieża list z gratulacjami z okazji wydania swej książki! Wydaje się to dziwne, nieprawdaż? Dwie zupełnie różne i sprzeczne w treści książki otrzymują list z wyrazami uznania od Ojca Świętego! A w liście do kard. Bertone, stanowiącym wstęp do jego książki, papież mówi o „autentycznych słowach trzeciej tajemnicy”!

Jeśli połączymy to, co powiedział abp Capovilla, z tym, co stwierdził w tym samym tonie bliski współpracownik Jana Pawła II, oraz tym, co napisał Benedykt XVI w swym liście, musimy wyciągnąć wniosek, że istnieje część trzeciej tajemnicy, której nie uważają oni za autentyczną z nadprzyrodzonego punktu widzenia. To tak, jakby stwierdzili, że słowa te pochodzą od s. Łucji, a nie od Matki Bożej. Jeśli pamiętamy, jak bardzo obecny papież waży każde wypowiadane słowo, to jego stwierdzenie wydaje się również iść z tym kierunku. Być może nie opublikowano tego [części tajemnicy], ponieważ uważano, że słowa te nie są autentyczne! Być może mówiąc, że wszystko zostało ujawnione, mają w istocie na myśli: „Wszystko, co uważamy za autentyczną treść trzeciej tajemnicy, wszystko, co uważamy za powiedziane przez Matkę Bożą – opublikowaliśmy. Pominęliśmy natomiast to, co uważaliśmy za nieautentyczne, za niebędące objawieniem, a jedynie myślami s. Łucji. Uważaliśmy, że nie pochodzi to z nieba, nie ma pochodzenia nadprzyrodzonego – więc to pominęliśmy”.

Wyjaśniałoby to uparcie powtarzane zapewnienie Watykanu, że została ujawniona i opublikowana cała treść trzeciej tajemnicy. (...) Zobaczymy później, gdy będę opowiadał o moim ostatnim spotkaniu z abpem Capovillą, jak wyraźnie potwierdził on tę tezę, tę interpretację, posługując się dyplomatycznym stylem, tak typowym dla Kurii Rzymskiej.

Przed wyjściem zapytałem abpa Capovillę, czy ma on jakieś zastrzeżenia, czy może pragnie, bym potraktował wszystko, co mi powiedział, jako poufne i zastrzeżone, jako prywatną rozmowę mającą na celu udzielenie pomocy badaczowi objawień fatimskich, by nie było to publikowane czy też by nie podawać źródła. On jednak odpowiedział, że wszystko w porządku, że mogę to wykorzystać w sposób, w jaki chcę, co też zrobiłem i jestem pod tym względem całkowicie lojalny wobec niego.

„Nic nie wiem”

Kiedy powróciłem do domu, przesłałem abpowi Capovilli spisane pytania, jak to sam zasugerował, i 18 lipca otrzymałem od niego małą przesyłkę. W odpowiedzi na moje pytanie dotyczące istnienia nieopublikowanego tekstu trzeciej tajemnicy arcybiskup napisał odręcznie dwa znaczące słowa: „Nulla so – Nic nie wiem”!

Jest samo w sobie czymś dziwnym, że jedna z bardzo niewielu żyjących osób, które znają trzecią tajemnicę, w odpowiedzi na moje pytanie pisze, iż nie wie, czy pozostało coś nieopublikowanego, ponieważ jeśli tzw. czwarta tajemnica – użyte przez włoskie media ironiczne określenie nieopublikowanej części trzeciej tajemnicy – nie istnieje, to przede wszystkim on powinien o tym wiedzieć, ponieważ przeczytał ją latem 1959 r. Nie powinien więc pisać mi, że „nic o tym nie wie”! Powinien napisać coś w rodzaju: „Nie, to wszystko, nie ma nic więcej”. Odpowiedź, że nic o tym nie wie, brzmi sama w sobie dziwnie, jednak w rzeczywistości znaczenie tego jest całkiem jasne: wie bardzo dobrze; po prostu nie chce o tym mówić!

Ponadto wyrażenie „Nulla so” nie funkcjonuje w języku włoskim. Istnieje jedynie jako idiom i wyrażenie dialektyczne na Sycylii. Całe miasta i prowincje znajdują się tam pod kontrolą mafii. Jeśli ktoś rozmawia na ten temat z policją, zostaje zamordowany. Stąd ludzie boją się rozmawiać o mafiosach i kiedy policja pyta o ich kryjówki, odpowiadają mówiąc: „Nulla so – Nic nie wiem”, co w rzeczywistości oznacza: „Wiem, gdzie są, ale nie mogę powiedzieć, bo mnie zabiją”. Wyrażenie to oznacza więc: „Nie mogę powiedzieć”.

Nie zamierzam nikogo osobiście obrazić tym przykładem, ale jak powiedziałem – to sam abp Capovilla posłużył się tym wyrażeniem i, jak Socci skrupulatnie odnotował to w swojej książce, arcybiskup posłużył się tymi słowami, by w sposób jasny i ironiczny odwołać się do tzw. omertŕ – sycylijskiego prawa milczenia. Prawo to ma zastosowanie, kiedy jakiś fakt musi pozostać ukryty. Dlatego właśnie abp Capovilla posłużył się tym wyrażeniem w sposób ironiczny i żartobliwy, naprowadzając nas na prawdziwe znaczenie: nie mógł o tym mówić otwarcie!

Ponadto w odpowiedzi, którą nadesłał mi pocztą, znajdują się również inne interesujące szczegóły. Wszystkie materiały przesłane przez abpa Capovillę przekazałem Socciemu, który wykorzystał je w swojej książce. Między tymi dokumentami znajdował się zwłaszcza jeden, który zwrócił moją uwagę. Abp Capovilla przesłał mi swoje poufne notatki datowane na 17 maja 1967 r. – 40 lat temu, czyli bardzo blisko wydarzeń, o których rozmawiamy, kiedy nie był jeszcze w podeszłym wieku. Dokumenty te noszą jego pieczęć biskupią. Jest to bardzo szczegółowy i precyzyjny dokument, napisany jego własną ręką, obejmujący daty, wydarzenia i miejsca.

W notatkach tych potwierdza, że Paweł VI przeczytał tajemnicę po południu w czwartek 27 czerwca 1963 r. i że dokument ten był przechowywany w jego papieskich apartamentach, a dokładnie w szufladzie biurka zwanego barbarigo, stojącego w osobistej sypialni papieża. Jednak oficjalny dokument opublikowany przez Watykan w roku 2000, zatytułowany Orędzie fatimskie, stwierdza, że Paweł VI przeczytał trzecią tajemnicę razem z kard. Aniołem dell’Acquą 27 marca 1965 r. i odesłał kopertę z powrotem do archiwów Świętego Oficjum wraz z decyzją o tym, że nie zostanie ujawniona.

Co za rozbieżność! Abp Capovilla pisał, że Paweł VI przeczytał tajemnicę po południu 27 czerwca 1963 r., podczas gdy oficjalny dokument opublikowany przez Watykan stwierdza, że było to 27 marca 1965 r. Mamy więc dwie różne daty! Co więcej: mamy też dwa różne miejsca, w których miał być przechowywany dokument! Według broszury Orędzie fatimskie trzecia tajemnica była przechowywana w archiwach Świętego Oficjum, zabrana stamtąd i przekazana do przeczytania Pawłowi VI, a następnie powróciła do archiwum. W poufnych notatkach abpa Capovilli czytamy natomiast, że Paweł VI nie wziął tajemnicy z archiwów Świętego Oficjum, ale wyjął ją z biurka znajdującego się w jego własnych apartamentach, gdzie dokument ten spoczywał od samego początku. Istnieją więc znaczne rozbieżności odnośnie do dat i miejsc! Takie same rozbieżności istnieją co do czasu i miejsca przeczytania tekstu przez Jana Pawła II.

W wywiadzie udzielonym włoskiemu pismu „Famiglia Cristiana” kard. Bertone powiedział niedawno, że teoria o tym, jakoby tekst tajemnicy był przechowywany w apartamentach papieża, jest czystym wymysłem, kłamstwem. Jeśli to jednak wszystko fantazje, wówczas abp Capovilla musiałby mi skłamać! Musiałby sfałszować swój dokument sprzed 40 lat! Wrócimy do tego później, chciałbym tu jedynie stwierdzić wyraźnie, że abp Capovilla wspominał już o tym, teraz jednak zostało to potwierdzone szczegółowymi i oryginalnymi dokumentami.

Natychmiast zadzwoniłem do niego, dziękując mu za szybką odpowiedź na moje pytania. Powiedziałem mu o tej niewiarygodnej rozbieżności. Odpowiedział: „A jednak powiedziałem prawdę, jestem przecież nadal świadom, co mówię”. Powiedziałem: „Oczywiście, Ekscelencjo, jak jednak Ekscelencja wytłumaczy występujące tu rozbieżności?”. Wówczas zaczął mówić o czymś innym, jednak zapytałem go ponownie: „Dobrze, Ekscelencjo, mówimy jednak o oficjalnym dokumencie Watykanu, bazującym oczywiście na dokumentach archiwalnych!”. Arcybiskup odpowiedział: „Ależ to wytłumaczalne” – jakby chciał powiedzieć, że obaj, zarówno on, jak i kard. Bertone, mówią prawdę. Taki był sens jego odpowiedzi!

Następnie kontynuował: „Być może pakiet kard. Bertone nie był tym samym, co pakiet Capovilli!” – czyli że koperta i tekst, o których mówi kard. Bertone, nie są tym samym, o którym sam mówił! Natychmiast przerwałem mu i zapytałem: „A więc obie daty są prawdziwe, ponieważ trzecia tajemnica istnieje w dwóch tekstach?”. Przez chwilę milczał, przez krótką i bardzo wymowną chwilę; było widać, że zastanawia się nad tym, więc jego odpowiedź była dobrze przemyślana, a nie pochopna. Po tej chwili milczenia arcybiskup odpowiedział: „Per l’appunto”, co po włosku znaczy: „Dokładnie tak”, „Jest tak, jak pan mówi”!

Po tym szokującym stwierdzeniu usiłowałem oczywiście wydobyć od niego więcej informacji, jednak abp Capovilla przerwał mi i powiedział: „Proszę, dajmy temu spokój, mamy Ewangelię, myślmy o Ewangelii”. Była to oczywiście dyplomatyczna odpowiedź, mająca znaczyć: „Dość, nie mogę powiedzieć nic więcej”. Oddaje to dobrze jego sposób myślenia, który jest dość powszechny w Watykanie, wedle którego trzecia tajemnica jest jedynie objawieniem prywatnym, czymś dla fanatyków, czymś, co nie nakłada na nikogo obowiązku, czymś, w co można wierzyć lub nie, co można ignorować, jeśli ma się na to ochotę. Myślą tak, ponieważ według nich nie wiemy nawet, co pochodzi od Matki Bożej, a co od s. Łucji, ponieważ nie jest to sprawa ważna etc.

Jednak ta jego odpowiedź uświadomiła mi, że usiłuje on wybrnąć z trudnej sytuacji, a równocześnie nie uważa być może orędzia za autentyczne i nadprzyrodzonego pochodzenia. Jest to prawdopodobne, biorąc pod uwagę słowa abpa Capovilli o wypracowaniu swoistej „linii partii” na temat Fatimy.

„Mówiłem wówczas swobodnie”

21 czerwca ubiegłego [2006] roku wróciłem, by odwiedzić ponownie abpa Capovillę. Podczas tego spotkania potwierdził – nawet jeśli wcale tego nie zamierzał – to, co mi wcześniej powiedział. Rozdrażniony, powiedział mi, że „wówczas mówił swobodnie”, było to jednak właśnie to potwierdzenie, którego potrzebowałem! Gdy ktoś mówi otwarcie, bez ograniczeń, wówczas mówi całą prawdę. Ta uwaga abpa Capovilli dotyczyła prawdopodobnie bardziej Watykanu niż mnie! Tak czy inaczej, poprzez kilka wypowiedzianych zdań dał mi nadzwyczaj ważne potwierdzenie odnośnie do naszej tezy o trzeciej tajemnicy! Robił aluzje do istnienia jakiegoś załącznika do czterech stron opublikowanych w roku 2000, czegoś, co – jak dał mi do zrozumienia – zawiera myśli s. Łucji! Nie chodzi o to, że s. Łucja spisała to [świadomie] jako swe własne przemyślenia, ale abp Capovilla powiedział, że zostało to z pewnością starannie zbadane przez władze Kościoła i władze te musiały uznać wspomniane „coś jeszcze” za własne refleksje s. Łucji, które mogła ona uważać – przynajmniej początkowo – za pochodzące od Matki Bożej! Abp Capovilla powiedział mi to wyraźnie!

Mówi się nam, że nasze stanowisko i teorie są nie do przyjęcia – ponieważ twierdzimy, iż czołowi biskupi i kardynałowie watykańscy okłamali nas – i że wysuwanie takich oskarżeń jest niedopuszczalne. Wiele osób usiłowało zakończyć dyskusję z nami, wysuwając ten właśnie argument. To jednak irracjonalny sposób rozumowania! Jest to w zasadzie oportunizm, ucieczka przed problemami; jeśli jednak jesteśmy katolikami, czego powinniśmy oczekiwać? Spokojnego życia? Już słuchając Ewangelii w każdą niedzielę, powinniśmy wiedzieć, że nasza religia nie jest łatwa!

Oprócz tego, mówiąc o powściągliwości czy kazuistyce ze strony Watykanu, nie twierdzimy, że ludzie ci kłamią. Jeśli więc ktoś mówi, że oficjalne stanowisko jest prawdziwe, gdyż w przeciwnym razie watykańska hierarchia okłamywałaby nas i że jest to nie do przyjęcia, wówczas możemy odpowiedzieć, że jeśli oficjalne stanowisko jest prawdziwe, wówczas to abp Capovilla kłamał – były osobisty sekretarz Jana XXIII jest kłamcą! Czy również to byłoby nie do przyjęcia? Ponadto musiałby on sfałszować swój dokument. Musiałby sfałszować poufne notatki sprzed czterdziestu lat! To bardzo poważne oskarżenie! W czasie, gdy dokumenty te były pisane, abp Capovilla nie był wcale stary (jednak nawet s. Łucja nie była młoda podczas spotkań z kard. Bertone, więc argument ten powinien działać w obie strony). Nie możemy więc powiedzieć, że popełnił błąd ze względu na swój wiek, ponieważ napisał te dokumenty ponad 40 lat temu!

Jeśli oficjalna wersja jest prawdziwa, wówczas musiałby on skłamać. Gdyby oficjalna wersja była prawdziwa, nawet s. Łucja byłaby kłamczynią, ponieważ, jak mówi nam w swej książce kard. Bertone na stronie 92, powiedziała mu ona, że „data 1960 była moją decyzją, Matka Boża nigdy nie powiedziała mi nic na ten temat”. Na nieszczęście dla niego wielu innych autorów, jak np. o. Alonso, mówi nam, że s. Łucja twierdziła coś przeciwnego! Czy więc wszyscy ci duchowni również są kłamcami? Czy są niewiarygodni?

Co więcej, sam kard. Bertone w programie telewizyjnym Porta a Porta 31 maja 2007 r. pokazał w telewizji koperty zawierające trzecią tajemnicę i na drugiej z nich znajdowało się zdanie napisane przez s. Łucję, odczytane przez samego kardynała, w którym data roku 1960 przypisana była „wyraźnemu poleceniu Matki Bożej”! Pokazywał to w telewizji! Jeśli jednak s. Łucja, jak to twierdzi kard. Bertone na str. 92 swej książki, powiedziała, że data ta była jej własną decyzją, że Matka Boża nie powiedziała jej nic na ten temat, to dlaczego napisała na kopercie, że data „1960” jest „wyraźnym nakazem Matki Bożej”? Byłoby to jawne i bezczelne kłamstwo! Jeśli wersja Watykanu jest prawdziwa, abp Capovilla jest kłamcą i fałszerzem, również wielu kapłanów, jak np. o. Alonso i o. Bianchi, opowiadało kłamstwa odnośnie do tego, co mówiła s. Łucja. Ponadto sama s. Łucja napisałaby nieprawdę nawet na kopercie zawierającej trzecią tajemnicę! Tak więc, wedle oficjalnej wersji, nawet ona była kłamczynią!

Czyż nie byłoby to nadzwyczaj poważnym oskarżeniem? Całe rozumowanie w stylu: „Nie mogę przyjąć, że oni skłamali, ponieważ byłoby to zbyt poważne [oskarżenie]” – do niczego nie prowadzi. Jeśli jednak nasze rozumowanie jest spójne, ma to znacznie poważniejsze konsekwencje.

Kazuistyka

Osobiście wolę przyjąć, że nikt nas nie okłamał, posłużono się natomiast kazuistyką: „Opublikowaliśmy wszystko, co jest w trzeciej tajemnicy, wszystko, co zawiera się w tym przesłaniu z nieba, ponieważ to, czego nie opublikowaliśmy, uważaliśmy za nieautentyczne, nieposiadające znamion nadprzyrodzoności, pominęliśmy to więc jako wytwór s. Łucji! Ponadto myśli te zostały zapisane pod koniec drugiej tajemnicy”.

I rzeczywiście, podczas konferencji prasowej z 26 czerwca 2000 r. ktoś zapytał msgr Bertone, czy zdanie urywające się na „etc.” o zachowaniu ortodoksji w Portugalii odnosi się do drugiej czy trzeciej Tajemnicy. Kard. Bertone odpowiedział w następujący sposób: „Cóż, trudno powiedzieć; myślę, że odnoszą się do drugiej”.

Jeśli więc uważają oni zdania, od których – jak wiemy – rozpoczyna się trzecia część tajemnicy, za fragment drugiej, musieli potraktować również inne nie opublikowane słowa jako odnoszące się do drugiej części. A więc trzecia tajemnica została – według nich – opublikowana w całości, ponieważ to, czego nie opublikowali, nie jest trzecią tajemnicą, pochodzącą z nieba, ale jedynie przemyśleniami s. Łucji na temat drugiej tajemnicy! Powinniśmy więc ich zapytać: „Mówicie, że opublikowaliście trzecią tajemnicę w całości. A co z drugą tajemnicą? Czy ją również opublikowaliście całą? Razem ze wszelkimi dodatkami i przemyśleniami s. Łucji? Czy są jakieś «refleksje» s. Łucji na temat drugiej czy też trzeciej części tajemnicy, które nie zostały opublikowane?”. W ten właśnie sposób, bez popełnienia formalnego kłamstwa, mogą oni powiedzieć: „To wszystko”. (...) Nie jest to więc kłamstwo i fakt ten tłumaczyłby ich podenerwowanie.

A oto inny przykład nieścisłości: kard. Bertone w wywiadzie dla Radia Watykańskiego powiedział, że zdanie: „W Portugalii dogmat wiary będzie zawsze zachowany” kończy się trzema kropkami. (...) Nie! To nieprawda, nie kończy się to w ten sposób, ale słowami „et caetera”, co dosłownie oznacza „i tak dalej”. O jakich innych rzeczach mowa? To tylko jedna z wielu nieścisłości, jakie znajdujemy w różnych stwierdzeniach kard. Bertone.

Napisałem krótką rozprawę o najważniejszych sprzecznościach, jakie można znaleźć w książce kardynała. Rozprawa ta, która wkrótce zostanie opublikowana, pokazuje, jak wiele niedokładności, rozbieżności i sprzeczności się w niej znalazło. Sprzeczności te są prawdopodobnie wynikiem pewnej nerwowości, spowodowanej pragnieniem, by nie powiedzieć zbyt dużo. Kardynał popełnia jednak wiele pomyłek w swych pismach oraz wywiadach dla radia i telewizji...

Przychylam się do zdania, że są to jedynie uniki i że nie skłamał on rozmyślnie – i chciałbym zakończyć ten wątek spostrzeżeniem, które może wydawać się absurdalne, a jednak takim nie jest. Pomyślmy: ludzie ci mają pewne wątpliwości co do tego, czy s. Łucja była w stanie zrozumieć to, co Matka Boża jej powiedziała. Najprawdopodobniej myślą, że zrozumiała coś opacznie. Abp Capovilla otwarcie dał mi to do zrozumienia, kiedy widziałem się z nim po raz ostatni.

Pewien prałat rzymski, który rozmawiał z innymi kardynałami, zaznajomionymi z trzecią częścią tajemnicy w latach 60. i 70., powiedział mi prywatnie, odnosząc się do nieopublikowanego tekstu, że być może s. Łucja tak naprawdę nie zrozumiała, co Matka Boża do niej mówiła. Być może stało się tak z powodu języka, ponieważ portugalski jest językiem ubogim. W ten sposób prałat ten dał mi do zrozumienia, że nieopublikowany tekst zawiera wiele bardzo poważnych rzeczy, dlatego dostojnicy ci wątpili, czy rzeczywiście pochodzi to od Matki Bożej. Jeśli tak jest w istocie, proponuję następującą teorię: „A co w przypadku, jeśli kard. Bertone nie zrozumiał tak naprawdę tego, co mówiła mu s. Łucja?”. W swej książce pisze on, że w czasie spotkań z wizjonerką jego znajomość portugalskiego i hiszpańskiego nie była zadowalająca. Pisał, że s. Łucja była bardzo stara, że mieli tłumacza, jak jednak pisze, nie zapisywał treści tych rozmów, poczynił jedynie pewne notatki, a następnie po powrocie do domu po prostu zebrał je razem.

Sposób, w jaki odbywały się te rozmowy, uprawnia nas do wysuwania przypuszczeń, że być może kardynał nie zrozumiał, co s. Łucja mu powiedziała, że być może błędnie ją zrozumiał czy nawet usłyszał to, co chciał usłyszeć – zgodnie ze swoimi oczekiwaniami, a następnie zasugerował się tym w swej książce! Istnieje tyle możliwości błędnego zrozumienia!

Nie oskarżam go o to, że czynił to w złej wierze, (...) jednak w jego książce i wypowiedziach jest tak wiele niedokładności, które zostały wyjaśnione bardziej szczegółowo w mojej rozprawie na ten temat... Jeśli więc zarówno on, jak i inni mieli wątpliwości odnośnie do zdolności s. Łucji zrozumienia słów Matki Bożej, jeśli myślą, że coś opacznie zrozumiała, zapisując Jej słowa, to dlaczego ja nie mogę wątpić w relację kard. Bertone ze spotkań z s. Łucją? Dlaczego nie mogę powiedzieć, że mógł ją źle zrozumieć czy błędnie zrelacjonować to, co ona powiedziała?

Mogłoby to się wydawać absurdem, ale tak nie jest! O wiele większym absurdem byłoby powiedzieć, że s. Łucja nie zrozumiała tego, co powiedziała jej Matka Boża, niż dopatrywać się czysto ludzkiej pomyłki u kard. Bertone. Matka Boża wie bowiem bardzo dobrze, co zrobić, żeby wyrażać się zrozumiale: czy myślicie, że biorąc pod uwagę tak ważne orędzie, potwierdzone przez publiczny cud słońca, nie znalazłaby Ona sposobu na to, by być zrozumianą przez wizjonerkę? Ona, która jest Najmożniejszą Wspomożycielką? To dopiero byłby absurd! S. Łucja powiedziała nawet, że posiadała asystencję Matki Bożej, kiedy spisywała słowo w słowo trzecią tajemnicę. Znacznie łatwiej podejrzewać, że duchowny, który udał się do klasztoru z pewnymi oczekiwaniami i rozmawiał z podeszłą w latach wizjonerką, popełnił zwykłą ludzką omyłkę, niż domniemywać, że istniały nieporozumienia pomiędzy s. Łucją a Matką Bożą odnośnie do orędzia o takiej wadze i doniosłości! Ja wolę przyjąć to pierwsze przypuszczenie, a w kwestii dalszych informacji odsyłam do mojej rozprawy, która wkrótce zostanie opublikowana.

Jak powiedział Ojciec Święty w Ratyzbonie we wrześniu 2006 r., objawienia fatimskie nie sprzeciwiają się zdrowemu rozumowi, a właściwe użycie rozumu nie jest nigdy przeciwne wierze!

Socci kontra Bertone

Powiedzmy teraz parę słów na temat kontrowersji pomiędzy Antonim Soccim a kard. Bertone.

Książka kardynała była, jak już powiedzieliśmy, pomyślana jako odpowiedź na krytykę w stosunku do oficjalnej wersji trzeciej tajemnicy, a zwłaszcza argumenty wysuwane w książce Socciego Czwarta tajemnica fatimska. Kardynał potraktował swą książkę niemal jako osobistą walkę z Soccim. Problem polega na tym, że Socci jest myślicielem i pisarzem pozostającym poza jakimikolwiek racjonalnymi podejrzeniami. Być może to właśnie jest powodem, dla którego jest on tak atakowany. Broni on jednak swojego stanowiska i w dwóch artykułach opublikowanych we włoskim piśmie „Libero”, dla którego zwykle pisze, 12 maja i 2 czerwca 2007 r., odpowiedział kardynałowi, zadając konkretne pytania i przytaczając powszechnie znane fakty.

Jak powiedziałem, Socci jest intelektualistą pozostającym poza wszelkim podejrzeniem. Nikt nie może twierdzić, że napisał swą książkę, ponieważ był zwolennikiem jakichś teorii odnośnie do Fatimy. W rzeczywistości zaledwie dwa lata temu, po śmierci s. Łucji, pisał on coś wręcz przeciwnego. W artykule, który ukazał się w „Il Giornale” w dzień po jej śmierci, napisał, że sprawy przedstawiały się dokładnie tak, jak to zaprezentował Watykan, a wszyscy krytycznie usposobieni do tego badacze są nieobiektywni i nie mają żadnych argumentów.

Napisałem wówczas w pewnym periodyku artykuł pomyślany jako odpowiedź niektórym publicystom, pomiędzy nimi i Socciemu. Wywarł on na nim wrażenie, więc zadzwonił do mnie – nie znałem go jeszcze wówczas osobiście. Następnie przeczytał moją książkę i bardzo go ta kwestia zaciekawiła, jak to sam przyznaje we wstępie do swojej Czwartej tajemnicy... Skoro przeanalizował moje zastrzeżenia, uświadomił sobie, że w wersji oficjalnej znajduje się wiele sprzeczności. Dlatego zaczął badać kwestie związane z Fatimą, czego ostateczną konkluzję można znaleźć w następującym zdaniu z jego książki: „Jest pewne, że istnieje nieopublikowana część trzeciej tajemnicy, o której «nie powinno się wspominać»”. We wstępie do książki napisał zaś: „Przedstawiam wnioski, do jakich doszedłem, wnioski pozostające w sprzeczności z moimi pierwotnymi przeświadczeniami”.

Socci rzeczywiście był przekonany, że oficjalna wersja była zgodna z prawdą. Będąc jednak człowiekiem uczciwym, a zarazem odważnym, i widząc wszystkie te sprzeczności, nie zamknął oczu na fakty. Nie powiedział: „Nie, to byłoby zbyt poważne [oskarżenie], nie chcę pisać przeciwko nim; nie chcę czytać; nie chcę wiedzieć”. Nie, jako człowiek intelektualnie uczciwy i kochający prawdę przestudiował starannie tę sprawę, uświadomił sobie, że poza tym wszystkim jest coś jeszcze i wyciągnął wniosek całkowicie sprzeczny z wcześniejszym. Być może to właśnie z tego powodu Watykan jest tak bardzo zdenerwowany jego świadectwem. Ponieważ Socci jest bardzo znanym publicystą, wybitnym włoskim dziennikarzem, często prowadzącym programy telewizyjne, nie mogą oni powiedzieć, że to, co obecnie twierdzi, twierdzi dlatego, że jest fanatykiem Fatimy, czy też z powodu swoich uprzedzeń w tej kwestii: nie mogą tak powiedzieć dlatego, że zaledwie dwa lata temu wygłaszał on opinie dokładnie przeciwne.

Gdy ktoś pisze coś w rodzaju: „Sprawa wygląda tak, jak twierdzi Watykan, jak to przedstawiono w wersji oficjalnej. Ktokolwiek temu zaprzecza, jest szalony”, a następnie zaprzeczając swemu pierwotnemu zdaniu, stwierdza: „Jest pewne, że istnieje nieopublikowana część trzeciej tajemnicy, która nie została ogłoszona”, to taka osoba nie może być oskarżana o uprzedzenie w tej kwestii! Jest więc świadkiem o pierwszorzędnym znaczeniu. Jeśli ktoś, kto wyznawał pewne przekonanie, tak nagle je zmienia, musi to oznaczać, że znalazł bardzo poważne argumenty, fakty i dowody. Być może właśnie to jest powodem, dla którego jego uczciwe świadectwo tak denerwuje niektórych ludzi. Jakie to smutne, że zostało to odebrane przez kardynała sekretarza stanu jako atak na jego osobę. Czyż nie mamy prawa i obowiązku poszukiwania prawdy? Czy nie wolno nam mówić?

Sprawa Socciego przypomina sprawę o. Alonsa. Podobnie jak Socci, o. Alonso początkowo w dobrej wierze całkowicie zgadzał się z wersją oficjalną. Jednak właśnie dlatego, że był człowiekiem dobrej woli, że był intelektualnie uczciwy, poprzez kontakt z wizjonerką zaczął przesuwać się na pozycję bliską naszej i napisał wiele prac w tym duchu. A jednak nawet dziś, gdy mówi się, że wszystko zostało opublikowane, nadal nie ma zgody na publikację jego prac. Dlaczego? Jeśli zostało powiedziane wszystko w pełnym sensie tego słowa, jeśli nie ma już nic do dodania – dlaczego nie opublikować prac o. Alonsa, wszystkich jego prac? Droga, którą podjął Socci, wydaje mi się podobna do drogi o. Alonsa i fakt ten mówi sam za siebie.

Módlmy się!

Przepraszając za długość mojego wystąpienia, muszę zaznaczyć, że jest w tej kwestii znacznie więcej do powiedzenia. Jeszcze raz zapraszam osoby obecne na konferencji do przeczytania mojej rozprawy. Pragnę zakończyć moją mowę następującym wezwaniem: Módlmy się, Czcigodni Ojcowie i Najdrożsi Przyjaciele, módlmy się szczególnie za różne osoby. Z pewnością za Antoniego Socciego, który napisał tak wspaniałą książkę. Módlmy się do Matki Bożej, aby wyprosiła mu łaskę wytrwałości i odwagi, by mógł kontynuować swoją pracę, pomimo nacisków, złośliwości i przeszkód, na jakie może napotkać na swej drodze. Módlmy się, by nadal postępował na dobrej drodze, by Matka Najświętsza błogosławiła jego pracę na rzecz Jej sprawy.

Módlmy się też za abpa Capovillę. Również on oddał przysługę prawdzie. Módlmy się za niego, ponieważ jest już w bardzo podeszłym wieku. Módlmy się za wszystkich, którzy czytali trzecią tajemnicę lub wiedzą coś na jej temat. Zachowują oni milczenie, niekiedy z powodów duchowych, ponieważ myślą, że są związani ślubem milczenia (jednak dlaczego, skoro wszystko zostało ujawnione?...). Niekiedy zachowują milczenie z powodów czysto ludzkich i oportunistycznych, ponieważ nie chcą mieć kłopotów, boją się przeciwstawić Watykanowi... i myślą w ten sposób, pomimo tego, że ich religia jest religią męczenników! Módlmy się za tych, którzy zachowują milczenie z pobudek duchowych, a więc szlachetnych, jak też za tych, którzy czynią to ze strachu przed kłopotami i prześladowaniami. Módlmy się, by Duch Święty pobudził ich do mówienia, by dzięki naszym modlitwom do Matki Bożej Jej Niepokalane Serce mogło w nich zatryumfować i by mogli ostatecznie przemówić; módlmy się za nich, by naśladowali przykład Machabeuszy.

Proszę również pokornie o modlitwę za mnie, za moje wysiłki i pracę, nie powinniśmy też zapominać o modlitwie za ks. Mikołaja Grunera, przywódcę i chorążego pobożnej i walecznej Krucjaty Fatimskiej!

Módlmy się wreszcie za Ojca Świętego Benedykta XVI. Orędzie fatimskie wzywa nas do modlitwy, do gorącej modlitwy za Ojca Świętego, a obecny papież powiedział przynajmniej raz, że sprawa Fatimy jest jednym z największych wyrzutów sumienia w jego życiu. (...) Módlmy się do Niepokalanego Serca Maryi, by otrzymał od Niej siłę i odwagę do zerwania zasłony milczenia. Usiłuje on znaleźć jakieś rozwiązanie. Podpisał na przykład dokument uwalniający Mszę Wszechczasów w bardzo znaczącym dniu: w pierwszą sobotę lipca, miesiąca, w którym 90 lat temu przekazano wizjonerom trzecią część tajemnicy, i w 55. rocznicę częściowego poświęcenia Rosji przez Piusa XII.

Papież usiłuje więc uczynić coś dla Fatimy, być może jest w jakiś sposób skrępowany nieznanymi nam okoliczności. Módlmy się do Ducha Świętego, aby (per Mariam ad Iesum) udzielił on Ojcu Świętemu wszelkiej siły i odwagi koniecznej do wydobycia się z trudnej sytuacji, w jakiej być może się znalazł. Módlmy się, by mógł użyć wkrótce cudownego narzędzia, jakie dało mu niebo, do naprawienia obecnej sytuacji w Kościele. Nie jest to łatwe zadanie dla kogoś – jak on – otoczonego wrogami. Za wstawiennictwem Matki Bożej módlmy się, by Ojciec Święty Benedykt XVI stał się zwiastunem tryumfu Niepokalanego Serca Maryi. Ω

Za „Catholic Family News” tłumaczył Tomasz Maszczyk.