Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Łucji, dziewicy i męczennicy [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 6/2011 (145)

Krzysztof A. Ferrara

Gnostyckie brednie

„Pełna jedność” i inne kosmiczne związki

Jedną z zalet bycia felietonistą „The Remnant” jest wielka terapeutyczna wartość tych łamów, na których można dać upust katolickiej frustracji powodowanej ogólnym zamętem panującym w ramach tego, co Włosi nazywają il dopoconcilio – okresem po II Soborze Watykańskim. Kto wie, jak wielu poważnych konsekwencji zdrowotnych uniknąłem dzięki rozładowaniu na tych stronach ciążącej mi złości na idiotyzmy dopoconcilio? Nadszedł czas, aby ponownie dać jej upust.

Gdy idzie o idiotyzmy, producent RealCatholicTV.com1 wydał właśnie w sprawie Bractwa Świętego Piusa X „oficjalne stanowisko” tej treści: „Bractwo nie jest w pełnej jedności z Kościołem, który je zaprasza do ponownego odkrycia tej ścieżki [do jedności]”.

No tak, ta tajemnicza „ścieżka” ku wciąż wymykającemu się duchowemu celowi, jakim jest „pełna jedność”. Wydaje się to oznaczać neokatolicką analogię do ośmiu ścieżek buddyzmu, które – jeśli tylko Bractwo zdoła je „ponownie odkryć” – doprowadzą wszystkich jego zwolenników na wyższy poziom oświecenia, osiągalny tylko poprzez radosne zdanie się na niewysłowione nauki II Soboru Watykańskiego: soboru takiego samego, a jednak różnego od wszystkich innych soborów; nowatorskiego, a mimo to tradycyjnego; nowego, a jednak starego; pasterskiego, a mimo to doktrynalnego; otwarcia kościelnych czakramów na pewne energie współczesnego świata; „wydarzenia”, którego sens można wyczuć tylko intuicyjnie, nie zaś precyzyjnie określić jego znaczenie zgodnie z „prawdziwą interpretacją”, która oczywiście czai się gdzieś blisko, ale wciąż jeszcze nie została odnaleziona. Posłuchaj uważnie, Pasikoniku2, a usłyszysz sobór w delikatnym podmuchu wiatru pośród topoli na rzymskich wzgórzach. Jest to dźwięk, jaki wydaje jedna klaszcząca dłoń3.

Zadajmy sobie proste pytanie: czy nie mamy już szczerze dość tych gnostyckich bredni? Wspólnie wyciągnijmy wnioski. Zróbmy to, co tradycyjni katolicy zawsze robili: przeciwstawmy się obskurantyzmowi i intelektualnej nieuczciwości kilkoma oczywistościami – zdrowym rozsądkiem, jak go nazywali jezuici w czasach, gdy Kościół był jeszcze domeną zdrowego rozsądku. A teraz kilka jasnych stwierdzeń. Dwanaście, gwoli precyzji:

Po pierwsze: dzięki papieżowi Benedyktowi na czterech biskupach Bractwa nie ciąży już ekskomunika, jeśli w ogóle kiedykolwiek ciążyła.

Po drugie: trzeba podkreślić, że księża i wierni Bractwa nigdy nie byli ekskomunikowani i dlatego papież Benedykt nie musiał zdejmować z nich żadnej ekskomuniki.

Po trzecie: kto nie jest wyłączony ze wspólnoty Kościoła, ten może otrzymywać wszystkie jego sakramenty, w tym Komunię św., i nikt w Watykanie, a już szczególnie papież, niczego innego wobec Bractwa nawet nie sugerował.

Po czwarte: ani biskupom Bractwa, ani jego księżom, ani zakonnikom i zakonnicom, ani jego wiernym świeckim nie zarzuca się herezji, która wiązałaby się z uporczywym powątpiewaniem lub zaprzeczaniem któremuś z artykułów świętej i katolickiej wiary.

Po piąte: kto jest a) ochrzczony w Kościele, b) nie jest ekskomunikowany, c) może otrzymywać wszystkie sakramenty i d) nie jest heretykiem, jest – wiem to z pewnego źródła – katolikiem.

Po szóste: katolicy są w łączności z Kościołem katolickim.

Po siódme: nie można być „nie w pełni” katolikiem, a tym samym nie można być prawdziwym katolikiem w „niepełnej jedności” z Kościołem.

Po ósme: członkowie i wierni Bractwa są prawdziwymi katolikami.

Po dziewiąte: nikt w Watykanie nigdy nie twierdził, że członkowie i wierni Bractwa nie są prawdziwymi katolikami. Przeciwnie – wielu watykańskich prałatów i sam papież oświadczali, że są oni prawdziwymi katolikami, których organizacja pozostaje w nieuregulowanej sytuacji kanonicznej (co może zostać naprawione odpowiednim dekretem).

Po dziesiąte: członkowie i wierni Bractwa nie są niekatolikami.

Po jedenaste: zgodnie z zasadą niesprzeczności, duchowni i świeccy związani z Bractwem nie mogą być katolikami i niekatolikami w jednym i tym samym czasie.

Po dwunaste: zgodnie z prawem wyłączonego środka [łac. tertium non datur], twierdzenie, że „członkowie Bractwa są katolikami”, jest – obiektywnie rzecz ujmując – albo prawdziwe, albo fałszywe (subiektywna dyspozycja poszczególnych osób nie jest dostępna naszej wiedzy).

Wniosek: twierdzenie, że katolicy związani z Bractwem nie są w „pełnej jedności” z Kościołem katolickim, którego bez wątpienia są członkami, jest nonsensem. Tak jak pozbawiony sensu jest pomysł, że kard. Mahony 4 i bp Gumbleton 5 są w „pełnej jedności” z Kościołem, a biskupi Bractwa nie. Albo że masy szeregowych katolików – tak samo heterodoksyjnych, jak najbardziej liberalni protestanci – są w „pełnej jedności”, ale nie świeccy związani z Bractwem, którzy przyjmują każde wiążące orzeczenie Magisterium w sprawach wiary i moralności.

Sprawa Bractwa pokazuje, jak ogromne szkody wyrządził Kościołowi niejednoznaczny soborowy neologizm „pełna jedność” i jego drugie oblicze, którym jest „jedność niepełna”. Niekatolicy, obecnie witani i fetowani podczas ekumenicznych zgromadzeń, nie są już postrzegani jako heretycy czy schizmatycy, ponieważ są uważani za posiadających mglistą „niepełną jedność” z Kościołem, a jednocześnie tradycyjni katolicy są potępieni i wykluczeni z powodu braku równie mglistej „pełnej jedności” – potępieni i wykluczeni przez tych samych krytyków, świętujących swą „niepełną jedność” z szeroką rzeszą rzeczywistych heretyków i schizmatyków, którzy odrzucają praktycznie wszystko, czego naucza Kościół.

Wybuch śmiechu – oto jedyna właściwa odpowiedź, jaką można dać tym, którzy nadal bredzą o braku „pełnej jedności” katolików podtrzymujących wiarę pośród tego, co poprzedni papież – po ćwierćwieczu świętowania „wielkiej odnowy”, która nigdy nie nastąpiła – w końcu opłakiwał jako „milczącą apostazję” w chrześcijańskiej niegdyś Europie. Jednak ten sam papież – papież, którego rozgorączkowani miłośnicy domagali się natychmiastowego ogłoszenia, przez aklamację, jego świętości – publicznie zadeklarował ekskomunikowanie czterech6 tradycjonalistycznych biskupów, którzy poświęcili swoje życie, by przeciwdziałać skutkom apostazji, której ów papież przewodził. Ten sam papież rozpieszczał i chronił Marcjalisa Maciela Degollado7, nie chcąc słyszeć niczego przeciwko niemu, mimo całej masy dowodów, że nieszczęsny założyciel Legionistów Chrystusa popełnił wiele strasznych przestępstw. Ten sam papież zrobił niewiele (albo nic), żeby przeciwdziałać szerzącemu się pośród kapłanów homoseksualizmowi i ogromnemu upadkowi wiary i dyscypliny w Kościele, jednocześnie zachęcając wszystkich, od animistów do zaratusztrian, do odprawienia ich pogańskich rytuałów nie gdzie indziej, jak w Asyżu, w klasztorze świętego Franciszka. Ten sam papież podarował nam ministrantki i rockowe koncerty w samym środku eklezjalnego chaosu, podczas gdy biskupi Bractwa przez dziesięciolecia nosili piętno wątpliwej, papierowej „ekskomuniki”, po prostu wycofanej przez kolejnego papieża. Ten sam papież całował Koran, pozwalając jednocześnie, żeby prawdziwe Pismo św. było wykoślawiane przez wielość modernistycznych i „neutralnych płciowo” błędnych tłumaczeń.

Nawiasem mówiąc, gdy idzie o skandal z całowaniem Koranu, pewien neokatolicki komentator, konkludując niechętnie, że stało się, co się stało – papież pocałował Koran – sugerował, że „okazywanie w ten sposób szacunku może sprzyjać pokojowi i harmonii między religiami”. Tak się składa, że zgadzam się z tym komentatorem, iż ten gest mógł być wykonany pod wpływem nagłego impulsu, ale nigdy też nie został odwołany, nawet wówczas, gdy chaldejski patriarcha Rafał Bidawid publicznie chwalił papieża za to, że „pocałował go [Koran] na znak szacunku”.

Kościół został wywrócony do góry nogami w imię ekumenicznego soboru, którego „prawdziwa interpretacja” nadal, po półwieczu od jego zakończenia, pozostaje przedmiotem dyskusji. Sam Watykan zaprosił nie kogo innego, jak ekspertów teologicznych Bractwa – i tylko ich – na serię spotkań, aby dyskutowali z watykańskimi ekspertami nad tą „prawdziwą interpretacją”, która oczywiście nie może być wprost przedstawiona Bractwu – czy również nam – w tak wielu słowach. Bo żadna formuła składająca się ze zwykłych słów nie byłaby przenigdy w stanie uchwycić istoty „prawdziwego soboru”.

Tymczasem katolickie duchowieństwo kontynuuje swój daremny posoborowy „dialog” z moralnie upadłym protestanckim klerem, wiecznie oburzonymi liberalnymi rabinami i wściekle fundamentalistycznymi imamami. Cały zachodni świat ulega milczącej apostazji. Nie napotykając już na opozycję ze strony patologicznie irenicznych8 duchownych, którzy teraz chcą być wyłącznie jego przyjaciółmi, islam rozwija się wszędzie bez przeszkód. Najbardziej dynamicznie we Francji, której rząd, okaleczony przez sztywny laicyzm, podejmuje niedorzecznie świeckie próby przeciwdziałania, takie jak zakaz noszenia burek (bo stanowi to akt nielegalnego ukrywania tożsamości), a jednocześnie niestrudzenie demontuje to, co pozostało z moralnego porządku w tym jednym z niegdyś najbardziej katolickich narodów.

Na dodatek, w środku cywilizacyjnej apostazji i ogromu szkód w Kościele spowodowanych w całości przez rzekome „nakazy” II Soboru Watykańskiego, jedynymi katolikami oskarżanymi o brak „pełnej jedności” z Kościołem są tradycyjni katolicy, którzy nie tylko nie mieli udziału w czynieniu tych szkód, ale i zdecydowanie się im przeciwstawiali. Z drugiej strony szkodnicy są uznawani za będących w „pełnej jedności” z tym samym Kościołem, który doprowadzili do ruiny.

Dajmy tej zgrai w „pełnej jedności” to, na co sobie zasłużyła przez swoje żałosne obelgi rzucane na wiernych katolików: retoryczny ekwiwalent tortu na gębę, klasyczny amerykański sposób spuszczenia powietrza z nadętych i świętoszkowatych. Naprawdę. Dość już tego nonsensu.

I tyle. Już czuję się lepiej. Dziękuję, Panie Redaktorze Naczelny. Ω

Tekst za „The Remnant” 5 lutego 2011. Przełożył Jakub Pytel.

Przypisy

  1. RealCatholicTV.com – północno­amerykańska katolicka telewizja internetowa kojarzona ze środowiskami Ecclesia Dei (wszystkie przypisy poza inaczej oznaczonymi pochodzą od tłumacza).
  2. Odniesienie do popularnego w latach 70. amerykańskiego serialu telewizyjnego Kung Fu. Jego bohaterem był młody adept sztuki walki, Kwai Chang Caine, nazywany przez swego nauczyciela, Mistrza Po, Pasikonikiem (przyp. red. Zawsze wierni).
  3. Odniesienie do buddyzmu zen. Chodzi o problem zwany koan, wskazujący – według zen – na ostateczną prawdę, nie mający jednak rozwiązania na gruncie logiki, lecz jedynie drogą głębszego wtajemniczenia.
  4. Kard. Roger Mahony (ur. 1936), emerytowany ordynariusz Los Angeles, dał się poznać jako inicjator modernistycznych eksperymentów liturgicznych (promował tzw. tańce liturgiczne), wspiera ruch prohomoseksualny oraz liberalnych i lewicowych polityków amerykańskich.
  5. Tomasz Gumbleton (ur. 1930), emerytowany biskup pomocniczy amerykańskiej diecezji Detroit, udziela wsparcia ruchom liberalnym w Kościele i „katolickim” aktywistom homoseksualnym.
  6. W rzeczywistości dekret Kongregacji ds. Biskupów wymieniał sześć osób – oprócz czterech nowych biskupów także konsekratora, abp. Lefebvre’a, i współkonsekratora, bp. de Castro Mayera (przyp. red. Zawsze wierni).
  7. Ks. Marcjalis Maciel Degollado (1920–2008), założyciel zgromadzenia Legionistów Chrystusa. Po swoim wyborze na Stolicę Piotrową papież Benedykt XVI poprosił go o „spędzenie reszty dni na modlitwie i pokucie”. W 2010 r. Watykan przyznał, że ks. Maciel Degollado dopuścił się skandalu „najcięższego i niemoralnego zachowania, licznych przestępstw i prowadził życie pozbawione skrupułów”.
  8. Irenizm – dążenie do zniwelowania różnic międzywyznaniowych.