Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Karola Boromeusza, biskupa i wyznawcy [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 5/2014 (174)

ks. Jan Jenkins FSSPX

Czym jest katolicka edukacja?

Tytuł tego artykułu daje do zrozumienia, że tematem będzie istota oraz fundamentalne założenia katolickiej edukacji. Tak wiele błędów rozpowszechnionych jest obecnie w tej kwestii, że próba omówienia i zbicia ich wszystkich byłaby wielkim wyzwaniem. Błąd jest brakiem prawdy, brakiem zgodności danej rzeczy z rzeczywistością.

Mam więc nadzieję, że uda mi się przedstawić prawdziwą naturę katolickiej edukacji, czym jest ona w swych najbardziej fundamentalnych zasadach, a więc również co oznacza w praktyce. Poznanie, czym jest z samej swej natury katolicka edukacja wzmocni nas przeciwko otaczającym nas zewsząd błędom, pozwoli również zrealizować rzeczywisty cel edukacji – gdyż nie wystarczy jedynie unikać błędu, musimy również w sposób pozytywny skłaniać się ku prawdzie.

Używając terminu „katolicka edukacja”, mamy – oczywiście – na myśli edukację, która jest katolicka, czyli inspirowana oraz wspierana przez Kościół katolicki. Chociaż na kartach Ewangelii nie znajdujemy słowa „edukacja”, to jednak znaleźć możemy wszystko, co należy do jej natury. Pan Jezus nakazał swym apostołom, by szli i nauczali wszelkie narody wszystkiego, co im przekazał. Zbawiciel mówi o doktrynie, którą wszyscy muszą przyjąć, by osiągnąć zbawienie, mówi o królestwie niebieskim, w którym wszyscy ludzie odnaleźć mogą swe szczęście i spełnienie.

Sformułowanie „królestwo niebieskie” oznacza, oczywiście, dosłownie miejsce, w którym panuje niebo; miejsce, w którym wypełniana jest wola naszego niebieskiego Ojca. Oznacza jednak również, przez rozwinięcie i analogię, narzędzie, dzięki któremu podróżujemy ku naszemu wiecznemu przeznaczeniu, czyli Kościół. Oznacza również to, dzięki czemu osiągamy to wieczne przeznaczenie, czyli łaskę.

Sam Pan Jezus w przypowieściach używa więc tego sformułowania w różnych znaczeniach, stosownie do tego, jakiej prawdy chce nas nauczyć o królestwie niebieskim. Zwłaszcza dwie przypowieści Zbawiciela stosują się w sposób szczególny do edukacji. Chciałbym wyjaśnić te dwie przypowieści, ponieważ jeśli je właściwie zrozumiemy, to jednocześnie zrozumiemy prawdziwy sens katolickiej edukacji.

Dwa pojęcia: wychowanie i wykształcenie

Słowo „edukacja”, wedle starożytnych etymologów, włączając w to św. Augustyna, może pochodzić od dwóch łacińskich słów: ex, co oznacza „z” lub „poza”; oraz ducere lub ducare. Pierwsze z nich – educere – znaczy „prowadzić”. Tak więc edukacja pochodzi od educere, oznaczającego „prowadzić naprzód” lub „wyprowadzać”, zwłaszcza w sensie wychodzenia z dzieciństwa do dojrzałości. Drugie słowo – educare – oznacza raczej „formować” lub „kształtować”, zbliżone jest do erudio, które oznacza wygładzanie powierzchni rzeźby z surowego marmuru. Edukacja oznacza więc pewną formację, niejako wlewanie w formę.

Dwa polskie słowa – „wychowanie” oraz „wykształcenie” – oddają właśnie tę dwoistą etymologię: jedno oznacza prowadzenie do doskonałości, a drugie tworzenie doskonałości lub „kształtu” w czymś. Termin „edukacja” odnosi się więc zasadniczo do czegoś, co wzrasta lub dąży do doskonałości. Istnieją dwie przypowieści, w których Zbawiciel mówi o wzroście królestwa niebieskiego i tym dwóm przypowieściom odpowiadają właśnie owe dwa znaczenia słowa „edukacja”.

W pierwszej przypowieści Pan Jezus porównuje królestwo niebieskie do ziarenka gorczycy. Pewien człowiek wziął je i zasiał na swym polu, a po wyrośnięciu stało się drzewem, na którym ptaki powietrzne założyły gniazda (Mt 13, 31). W drugiej przypowieści Chrystus Pan porównał królestwo niebieskie do kwasu, który pewna niewiasta „wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystka zakwasiła”. W tym artykule chcę ukazać głęboki związek tych dwóch przypowieści z dziełem edukacji.

Przypowieść o ziarenku gorczycy

Przypowieść o ziarenku gorczycy odpowiada pierwszemu pochodzeniu słowa „edukacja”, od łacińskiego educere – wyprowadzać. Chodzi o wyprowadzenie ze stanu niedoskonałości do stanu doskonałości. Cała różnica pomiędzy żołędziem a wielkim dębem polega właśnie na kwestii doskonałości. Nasionko, w pewnym sensie, jest drzewem dębu, czegoś jednak mu brakuje. Ziarnu brakuje gleby, wody, słońca, które potrzebne są do wzrostu, a jednak zasada życia już w nim tkwi, czekając jedynie na niezbędne warunki, by wytrysnąć życiem. Podobnie człowiek, nawet w łonie matki, jest istotą żywą, jest osobą ludzką. Brak mu jednak pełnego rozwoju, pełni doskonałości. Podobnie jak ziarenko gorczycy, musi on wzrastać w doskonałości.

Nie przychodzimy na świat doskonali ani w pełni rozwinięci. Oczywiste jest, że ludzie są różni od zwierząt. Choć ludzie i zwierzęta mają tę samą zdolność poruszania się, rozpoznawania swego otoczenia i posiadania potomstwa, to jednak ludzie przychodzą na świat bardzo słabi: nie posiadają futra chroniącego przed zimnem, nie mają zębów ani mięśni, by kruszyć kości, nie mają kłów ani pazurów, by zdobyć pokarm. Rodzą się z bardzo małą liczbą instynktownych zdolności. Pająki zaraz po urodzeniu potrafią tkać sieć, nieuczone przez nikogo. Już małe bobry umieją budować tamę. Łosoś potrafi podróżować tysiące kilometrów, nie znając wcześniej  miejsca, skąd pochodzili jego rodzice. A dziecko potrafi zgubić się na podwórku przed domem... Nie wie nawet, jak trafić np. do łazienki, musi się tego nauczyć od swych rodziców.

Z drugiej jednak strony, ludzie mają coś daleko wspanialszego: rozumną i nieśmiertelną duszę. Zamiast szponów i dziobów, ludzie przychodzą na świat wyposażeni w coś, co można by nazwać super-narzędziem: mają ręce, dzięki którym potrafią budować i uczynić wszystko, co konieczne do zdobycia schronienia oraz pożywienia. Potrafią również myśleć, dedukować, kochać – jednak wszystkie te zdolności, choć naturalne, są początkowo jedynie możliwościami. Nie są jeszcze rozwinięte. Gady rodzą się niejako w pełni rozwinięte, natychmiast rozpoczynają walkę o przetrwanie i osiągają właściwą sobie doskonałość bez udziału rodziców czy nawet innych osobników swego gatunku.

Człowiek jak ziarenko gorczycy

Dzieci potrzebują rodziców przez wiele lat choćby tylko po to, aby utrzymać się przy życiu; aby rozwijać się i doskonalić swe umiejętności; są w wielkim stopniu uzależnione od pomocy innych ludzi. Tak więc ludzie, choć spośród istot żywych tylko oni obdarowani są rozumem, są również, w pewnym sensie, najbardziej niesamodzielni i zależni: najpierw od swych rodziców, którzy pomagają im w doprowadzeniu do doskonałości posiadanych z natury zdolności. I, jak zobaczymy, sama rodzina również zależna jest od innych rodzin.

Ta fundamentalna prawda o ludzkiej kondycji – zrozumienie kontrastu pomiędzy ogromem jego zdolności, a jego zależnością od innych w kwestii doprowadzenia tych zdolności do doskonałości – stanowi podstawę dla obowiązku i znaczenia edukacji. Człowiek bardzo przypomina nasionko gorczycy: jest najmniejsze spośród wszystkich ziaren, jednak gdy osiągnie swą doskonałość, staje się „panem” całej reszty stworzenia, tak że nawet ptaki powietrzne mu podlegają, odpoczywają na jego gałęziach.

Z pewnością przypowieść ta odnosi się w pierwszym rzędzie do Kościoła, jednak w analogiczny sposób stosuje się również do każdego człowieka, do zdolności duszy (podobnie jak gałęzie przeznaczone są do przyjęcia ptaków), czyli tych doskonałości, które uskrzydlają duszę do jej wiecznego przeznaczenia. Człowiek musi rozwinąć swe zdolności wszystkie, a nie tylko jedną czy dwie. Każda ze zdolności, jaką posiadamy, podlega temu samemu prawu: musimy pracować, by osiągnąć w niej doskonałość. Byłoby bezsensem rozwijać mięśnie prawej nogi, ignorując równocześnie lewą – do chodzenia człowiek potrzebuje bowiem obu. Jest to prawdą również w porządku duchowym: byłoby absurdem rozwijać jedynie uzdolnienia matematyczne, nie znając sztuki czytania.

Absurdalne koncepcje w edukacji

Każda indywidualna zdolność musi być nie tylko prowadzona do doskonałości, musi również istnieć pomiędzy nimi pewna harmonia i właściwe proporcje. Człowiek jest dobrze zbudowany lub przystojny nie dlatego, że ma jedynie duże bicepsy, ale dlatego, że całe jego ciało jest właściwie i harmonijnie uformowane. To samo prawdziwe jest w porządku intelektualnym, a nawet duchowym: bycie szczególnie utalentowanym w jakiejś jednej dziedzinie, nie może oznaczać lekceważenia innych. Przeciwnie, by zachować właściwe proporcje, trzeba często pracować nad tymi gałęziami wiedzy, w których jest się słabym.

Możemy więc dostrzec, na podstawie tego bardzo pobieżnego opisu ludzkiej natury, na podstawie obserwacji rzeczy takich, jakimi w istocie są, absolutną konieczność edukacji. Dziecko przychodzi na świat nie tylko bezbronne fizycznie, ale również intelektualnie oraz emocjonalnie bardzo dalekie od doskonałości, jaką winno posiadać i jakiej potrzebuje do osiągnięcia dojrzałości. Nie powinniśmy nigdy o tym zapominać. Wiele współczesnych koncepcji, dotyczących edukacji, jest absurdalnych właśnie dlatego, że są całkowicie sprzeczne z rzeczywistością. Weźmy na przykład współczesną ideę „wolnej edukacji”, wolnej w tym sensie, że proponuje się dziecku „pozwolić być”, „pozwolić mu uczyć się” przy minimalnych ograniczeniach czy nadzorze. Istotę tej koncepcji stanowi idea, że dziecko ze swej natury już jest doskonałe, i potrzebuje jedynie „czasu” i „wolności”, by „wydobyć” z siebie tę doskonałość.

Tragiczne skutki grzechu pierworodnego

Jednak możemy stwierdzić, przyglądając się po prostu dziecku, że w pierwszych chwilach swego istnienia nie jest ono w stanie zrobić niczego samodzielnie, a dorosłą osobą staje się jedynie poprzez i dzięki nadzorowi oraz dzięki środkom wychowawczym stosowanym przez innych. Jeśli dziecko uczy się czegokolwiek, to przede wszystkim dzięki innym. Nawet jeśli zdarza mu się samodzielnie coś odkryć, może przekazać informację o swym odkryciu jedynie językiem, którego z definicji musiało nauczyć się od kogoś innego. Podobnie sam obowiązek karcenia wypływa z tego fundamentalnego rozumienia ludzkiej natury.

Dzieci są z definicji ludźmi niedoskonałymi, nie potrafią posługiwać się swymi zdolnościami. Ich pierwsze próby w jakimkolwiek przedsięwzięciu będą zawsze niedoskonałe, a więc wymagają korekty ze strony kogoś mądrego lub na tyle biegłego, by doprowadzić ich dzieło do doskonałości. Pozwolić dziecku po prostu być, bez poprawiania go i karcenia, oznacza skazanie go na niedorozwój. Zupełnie inną naturę mieli bezpośrednio Adam i Ewa, kiedy jeszcze nie zgrzeszyli. Owo educere lub prowadzenie, czy też karcenie, jest w aktualnym stanie ludzkości absolutnie konieczne, i to nie tylko jako pomoc, ale także jako środek ochronny.

Ludzka natura jest nie tylko słaba i niedoskonała, ale również z powodu grzechu pierworodnego ma skłonność do złego. Nawet dorośli doświadczają na sobie tej tragicznej rzeczywistości, kiedy czynią zło, którego nie chcą, a równocześnie trudno im osiągnąć dobro, którego pragną. Ludzka natura musi być więc kierowana i chroniona – i co jest najbardziej tragiczną konsekwencją grzechu pierworodnego – również to przewodnictwo i korygowanie jest dla nas czymś trudnym do zniesienia, sprzeciwia się bowiem temu, co moglibyśmy nazwać „wolą ciała”. Rozwój intelektu u dziecka nie jest jedynie kwestią nauki i rozwoju, ale też walki z niższymi instynktami natury. Gdy dzieci są małe, w jeszcze większym stopniu zdominowane są przez swe namiętności, a rozum dopiero stopniowo zyskuje panowanie poprzez lekcje umartwienia i posłuszeństwa.

A wracając do przypowieści opowiedzianej przez Pana Jezusa, ziarenko gorczycy nie wzrasta samo z siebie, musi być przycinane i nawożone. Potrzebuje nawet tyczki obok siebie, by rosło prosto. Ogrodnik nie pozostawia roślin bez opieki, musi je doglądać i pielęgnować, wyrywać chwasty i chronić przed szkodnikami. Również Pan Jezus mówi o winnej latorośli, która musi być przycinana, by przynosić więcej owoców. Jest to prawdziwe również w odniesieniu do ludzi, w ich poszukiwaniu doskonałości w tym tragicznym stanie, który nazywamy grzechem pierworodnym.

Konieczność kar w edukacji

Z tym nieszczęsnym stanem wiąże się konieczność stosowania kar fizycznych. Są one konieczne u dzieci z tego prostego powodu, że dzieci nie potrafią jeszcze posługiwać się rozumem. Również zwierzęta podlegają fizycznym karom, właśnie dlatego, że nie posiadają rozumu. Nie da się wytłumaczyć kilkumiesięcznemu dziecku, żeby nie piło trucizny, trzeba mu ją po prostu zabrać i trzymać z dala od niego. Podobnie jedynym sposobem, by dziecko nauczyło się, że nie wolno czegoś robić, jest przypomnienie mu o fizycznym bólu, który jest normalną konsekwencją głupoty.

Odnośnie do tego nieszczęsnego stanu, Pismo święte podkreśla, że „nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go – w porę go karci” (Prz 13, 24). Często jednorazowa kara fizyczna zastosowana wobec dziecka jest warta więcej niż tysiąc słów, które może ono po prostu zignorować. Podobnie pies ignoruje wszelkie racjonalne argumenty, kiedy szarpie w domu dywan – nauczy się nie robić tego wówczas, kiedy otrzyma karę wyrzucenia z domu. Dziecko zignoruje prawdopodobnie wszystko, co usłyszy o dobrym zachowaniu w kościele – musi zostać po prostu wyprowadzone na zewnątrz, by pokazać mu fizycznie, że kiedy krzyczy i hałasuje, nie może przebywać w kościele.

Kara fizyczna nie oznacza bicia dziecka. Nieuzasadnione karanie fizyczną przemocą prowadzi często do jeszcze gorszych skutków. Widząc u swych rodziców jedynie nieuzasadnioną złość i furię, będzie ono reagowało coraz bardziej irracjonalnie, dochodząc nie tylko do buntu przeciwko nim, ale też przeciwko dobru, które chcieliby oni osiągnąć. Stan ten jest gorszy od prostego popełnienia błędu – jest to stan, który nie rokuje niemal nadziei na poprawę, gdyż cała wola skierowana jest przeciwko czynieniu jakiegokolwiek dobra.

Podajmy bardziej zrozumiały przykład: z pewnością możecie nakłonić biciem psa do posłuszeństwa, jednak nigdy nie okaże on wam zaufania. Również wy nie będziecie mogli mu zaufać. Jeśli tylko obrócicie się do niego tyłem lub okażecie jakąś słabość, ugryzie was. Będzie raczej uciekał od was, niż szukał waszego towarzystwa. Jest to prawdziwe również w porządku duchowym w przypadku dzieci.

Wszelka kara musi być uzasadniona i proporcjonalna do dobra, które chcecie osiągnąć lub zła, którego pragniecie uniknąć. Jeśli nie będzie ona uzasadniona i motywowana dobrem, nie będzie już elementem wychowania, ale jedynie skutkiem emocji, i sprawi więcej złego niż dobrego. Hodowca nie przycina winorośli dla samego przycinania, ale po to, by tchnąć więcej życia w główną gałąź, by mogła ona dać więcej owoców. Mówiąc w skrócie, jeśli kara fizyczna nie przynosi owocu w postaci zaufania, pokoju i ładu w rodzinie, prawdopodobnie stosowana jest w sposób niewłaściwy.

Katolicka edukacja a koedukacja

Ze względu na rany zadane przez grzech pierworodny, lecz przede wszystkim w oparciu o samą naturę rzeczy, katolicka edukacja występowała zawsze przeciwko temu, co nazywa się powszechnie koedukacją. Z samej swej natury chłopcy i dziewczęta różnią się od siebie i jest to prawdziwe nie tylko w odniesieniu do ich rozwoju fizycznego, ale również do formacji intelektualnej i duchowej. Ponieważ edukacja jest procesem prowadzącym do pełnego rozwoju osoby, nawet w porządku naturalnym – czyli nawet w przypadku pogan – sama idea koedukacji jest absurdalna i w sposób nieunikniony prowadzić będzie do złych skutków. Chłopcy pojmują rzeczy w inny sposób niż dziewczęta w kwestiach związanych z matematyką, fizyką, historią, różnią się nawet w sposobie prowadzenia rozmowy.

Tak więc każdy nauczyciel, który traktuje edukację poważnie, zawsze będzie wolał uczyć osobno chłopców i dziewczęta. Jest statystycznie udowodnione, że szkoły o klasach dzielonych wedle kryterium płci wypełniają swe funkcje edukacyjne lepiej. Wiadomo to już od dawna.       

Z pewnością dopuszczalne są wyjątki, zwłaszcza gdy liczba uczniów jest mała lub gdy brak jest odpowiedniej ilości sal lekcyjnych. Gdy uczniowie są młodzi, to znaczy w wieku szkoły podstawowej, różnice nie są tak wyraźne, gdyż są oni jeszcze dalecy od okresu dojrzewania. Jednak zwłaszcza w okresie, gdy chłopcy i dziewczęta osiągają dojrzałość fizyczną, te fundamentalne różnice stają się coraz bardziej oczywiste, co wymaga od nauczyciela różnego podejścia i metod w stosunku do każdej płci.

Zauważmy też, że jest to prawdziwe zupełnie niezależnie od kwestii grzechu pierworodnego i trudności w nabywaniu cnót. Jednak to właśnie trudność w praktykowaniu cnoty sprawia, że rozdzielenie płci w okresie dojrzewania ma tak duże znaczenie. Rzeczywistość grzechu pierworodnego nie polega na ignorancji, ale raczej na słabości. Fundamentalną potrzebą młodego człowieka – chłopaka i dziewczyny – jest w tym względzie nie tyle nabycie wiedzy, co wzmocnienie woli i uzyskanie pomocy w budowaniu silnego i szlachetnego charakteru.

Pominę większość szczegółowych kwestii związanych z koedukacją oraz z wykształceniem, które powinna odebrać każda z płci. Chciałbym jedynie podkreślić katolickie rozumienie edukacji: trzeba respektować prawo natury, wedle którego obie płcie różnią się od siebie. Każda płeć ma właściwą sobie doskonałość, co sprawia, że również metody doprowadzania ich do doskonałości dogłębnie się różnią. Aby edukacja, jaką otrzymują uczniowie, stanowiła dla nich prawdziwą pomoc na tej drodze do doskonałości, musi ona odzwierciedlać tę różnicę i uznawać rzeczywistość grzechu pierworodnego.

Przypowieść o kwasie

Pan Jezus mówi o wzroście królestwa niebieskiego, porównując je nie tylko do ziarenka gorczycy, ale też do kwasu, który został włożony w trzy miary mąki, aż się wszystka zakwasiła. Odpowiada to tajemniczemu działaniu łaski, przeobrażającej człowieka w dziecko Boże. W dziedzinie edukacji odpowiada to formacji duchowej człowieka. Edukacja nie może mieć na celu jedynie doskonałości naturalnej, naturalnego rozwoju zdolności, jak w przypadku ziarenka gorczycy, musi sprawiać również wewnętrzne przeobrażenie duszy i osiągnięcie przez nią duchowej dojrzałości. Odpowiada nie tylko za rozwój fizyczny i intelektualny, ale również za coś znacznie głębszego, co nazywamy kulturą.

Katolicka edukacja polega na czymś więcej, niż samo tylko doprowadzenie dzieci do fizycznej dojrzałości. Jest nawet czymś więcej niż kształceniem ich intelektu. W rzeczywistości polega ona na przygotowaniu ich do życia wiecznego, obiecanego nam przez Zbawiciela. To właśnie pełny rozwój łaski nie tylko leczy i udoskonala naturę, ale też wynosi ją do poziomu całkowicie nadprzyrodzonego.

Samo pojęcie „kultura” pochodzi od łacińskiego słowa cultus, które dla starożytnych oznaczało to, co było ofiarowane jedynie bóstwom. Również terminy „uprawa” i „agrokultura” wywodzą się z tego rdzenia, oznaczającego wszystko, co wiąże się z kultem oddawanym bóstwom, zwłaszcza z naturalnymi bogactwami ziemi, za które starożytni poganie dziękowali bóstwom. To właśnie narzucanie ładu dzikiej naturze, boska niejako moc, dzięki której człowiek zaprowadza ład tam, gdzie do tej pory panował chaos, nosi nazwę kultury. Dzikość i nieokrzesanie cechowały rzeczy, które nie zostały jeszcze podporządkowane, doprowadzone do ładu i były wrogami człowieka.

Chaos i grzech – porządek i kultura

Z nakazu samego Boga zadaniem człowieka było czynienie sobie ziemi poddaną, narzucanie ładu naturze rządzonej samymi tylko namiętnościami, czynienie natury zrozumiałą i doprowadzanie jej do stanu harmonii ze Stwórcą. Stąd różnica pomiędzy ziemią uprawianą, która przynosi owoc i karmi, a ziemią dziką i surową, która jest jałowa, pełna cierni i nieprzyjazna człowiekowi. To fundamentalne rozumienie terminu „kultura” oddaje w pewien sposób pogańskie pojmowanie ran zadanych naturze przez grzech pierworodny, wskutek których Adam miał w pocie czoła spożywać swój codzienny chleb. Jednak uprawa ziemi ma swój raison d’être w samej duszy człowieka – ów chaos w naturze spowodowany został przede wszystkim przez grzech. Stąd prawdziwy kult, prawdziwa kultura, jest powrotem duszy człowieka do Boga, jest okiełznywaniem jego naturalnych zdolności, porządkowaniem ich i harmonizowaniem, aby stać się miłym Stwórcy. I odwrotnie, poprzez doskonalenie swego intelektu człowiek może odkryć same prawa natury, odkrywając rozumną jej część, która nosi na sobie obraz samego Dawcy prawa naturalnego.

To właśnie narzucanie ładu dzikiej naturze i odkrywanie jej praw czynią człowieka żywym obrazem jego Stwórcy. Jest to również część procesu, który zmienia człowieka z wroga Boga w Jego bliskiego przyjaciela, poprzez poznanie praw ustanowionych przez Stwórcę. Jest to zasadniczo dzieło łaski, a jednak, jak wiemy, łaska działa w nas proporcjonalnie do naszych własnych wysiłków. To właśnie doskonalenie cnót czyni człowieka miłym Bogu, jest to w prawdziwym znaczeniu akt kultu, który składamy jedynemu prawdziwemu Bogu.

Tak więc możemy w istocie mówić o kulturze jedynie w katolickim rozumieniu tego słowa. Istnieje przecież tylko jeden prawdziwy Bóg, stąd tylko jeden prawdziwy kult może nas doprowadzić na powrót do Niego. Ludzkość nie może znaleźć właściwej sobie doskonałości poza Jezusem Chrystusem, dlatego wszelkie doskonalenie zdolności i wszelki kult, aby był prawdziwy, musi dokonywać się przez Niego.

„Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie”, mówi dobitnie Zbawiciel. Dlatego jedyną kulturą godną tego słowa jest kultura katolicka. Nie możemy mówić o kulturze protestanckiej czy hinduistycznej – jest to po prostu nadużycie tego terminu. Na tyle, na ile owe tzw. kultury oddalają nas od jedynego prawdziwego Boga, są one, mówiąc ściśle, anty-kulturami, szkodliwymi i trującymi, jak sól i kwas dla ziemi.

Katolicka edukacja to tylko lekcje religii?

Tak więc dzieło katolickiej edukacji polega na czymś znacznie poważniejszym, niż tylko dodanie do planu lekcji katechizmu. Chodzi o nasycenie porządku naturalnego porządkiem nadprzyrodzonym, na podobieństwo kwasu, który zakwasza trzy miary mąki. To właśnie tworzenie tej kultury przybliża nas na powrót do Boga. Nie zostaliśmy stworzeni do samej tylko naturalnej doskonałości, której najlepszym symbolem jest drzewo gorczycy, ale do zjednoczenia ze Stwórcą, do zjednoczenia z Nim poprzez łaskę. Tę łaskę najlepiej wyobraża kwas, którego jest tak mało, że jest niemal niewidzialny, a jednak przeobraża całe ciasto.

Katolicka edukacja nie dotyczy jedynie przedmiotów nauczanych w szkole, chodzi raczej o to, jaki cel, jaką doskonałość chcemy osiągnąć. Edukacja, jako naturalny obowiązek, ma na celu udoskonalenie naturalnych zdolności człowieka, rozwój jego naturalnego potencjału. Katolicka edukacja natomiast oznacza coś znacznie szerszego: jest formowaniem świętych, czyli tych, którzy radować się będą kiedyś życiem wiecznym. Katolicka szkoła musi być więc rządzona przez doktrynę, której naucza Kościół katolicki, zwłaszcza w tym, co dotyczy celu, dla którego człowiek został stworzony.

Oznacza to, że naszego szczęścia wiecznego nie możemy znaleźć na ziemi, ale w niebie i że nasze szczęście w niebie będzie proporcjonalne do tego, jak żyliśmy na ziemi. Aby osiągnąć ten cel, Kościołowi powierzone zostały odpowiednie, nadprzyrodzone środki: sakramenty, Msza święta oraz modlitwa, a zwłaszcza nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny. Powinny więc one stanowić filary, na których wznosi się gmach katolickiej szkoły. Szkoła powinna być pomocą w praktykowaniu cnót chrześcijańskich, których nabycie możliwe jest jedynie wówczas, gdy oparte są one na zdrowej doktrynie.

Dlatego katolicka szkoła musi być wierna doktrynie Kościoła, a nie jedynie realizować skutecznie program nauczania. Jednak nie jest to jedyne zadanie szkoły katolickiej. Niezależnie od tego, jak fundamentalne ma to znaczenie – musi ona również strzec porządku naturalnego, a dokładniej tego porządku naturalnego, który został udoskonalony. Nadprzyrodzoność, z samej swej definicji, zakłada istnienie porządku naturalnego i buduje na nim. Dlatego właśnie szkoły katolickie były w Europie Zachodniej źródłem kultury.

Znaczenie nauk ścisłych

Gdy upadło Cesarstwo Rzymskie, to właśnie szkoły katolickie ocaliły mądrość starożytnych. Kiedy królestwa prowadziły ze sobą wojny, to katolicka szkoła ocaliła dla przyszłych pokoleń okruchy ludzkiej cywilizacji. Katolicka szkoła powinna i musi być ośrodkiem sztuki, nauk humanistycznych, mówiąc w skrócie, musi być skarbcem, z którego można będzie czerpać wszystkie dobra człowieka, stworzonego na obraz i podobieństwo Boga.

Szkoła katolicka musi być ośrodkiem nauk ścisłych, ponieważ to właśnie nauki ścisłe odkrywają prawa wyryte w naturze. Odpowiadają nie tyle na pytanie, czy Bóg stworzył wszechświat, ale – jakim Go stworzył, co jest częstokroć najbardziej interesujące, gdyż ukazuje, w jaki sposób natura nosi na sobie pieczęć Jego mądrości i doskonałości. Odkrywanie i opanowywanie praw natury, jak to widzieliśmy wcześniej, ma fundamentalne znaczenie dla samego pojęcia kultury.

To właśnie katolickie szkoły broniły zawsze i promowały nauki ścisłe, strzegąc je od błędów i dając im solidną podstawę, na których mogły budować swe systemy. Jednym z pierwszych zatrutych owoców podkopywania autorytetu Kościoła jest zniszczenie autorytetu samego rozumu ludzkiego. Stąd nauka w katolickiej szkole nie polega jedynie na przypominaniu praw Newtona, ale na wpajaniu przekonania, że we wszechświecie panuje ład i że ład ten ma dla nas ogromne znaczenie.

Sztuka, plastyka i historia

Szkoła katolicka musi być również ośrodkiem sztuki. Sztuki piękne są często same w sobie synonimem kultury. To właśnie sztuka, pielęgnowanie piękna, wdzięku, godności i harmonii stanowią o różnicy pomiędzy człowiekiem wykształconym, a takim, który nigdy nie był wychowywany, człowiekiem dzikim. Pierwszą ze sztuk jest muzyka, która umożliwia, niejako, samą komunikację – jakże moglibyśmy mówić o naszych osobistych przemyśleniach, gdybyśmy nie wiedzieli najpierw, jak słuchać? Muzyka nie jest jedynie rozrywką, jest czymś o znaczeniu fundamentalnym dla istoty ludzkiej i dla komunikowania się.

Podobnie sztuki plastyczne konieczne są dla rozwijania w duszy umiłowania piękna i harmonii. Trudno jest żyć z innymi ludźmi bez zmysłu harmonii – rozwijają go w nas właśnie sztuki plastyczne. Co ważniejsze, sztuki te czynią duszę piękną, poruszając zdolność, która jest często najbogatsza, ale i najtrudniejsza do kontroli – wyobraźnię – i ukierunkowują ją na ład i piękno, jakich pragnie dla niej Stwórca.

W szkole musi być również miejsce dla nauk historycznych, gdyż bez dokładnej wiedzy na temat przeszłości ludzi nie można dowiedzieć się, dokąd ludzkość zmierza. Badanie tego, co rozumie się przez pojęcie istoty ludzkiej, jest zasadniczo dziedziną historii: możemy poznać, co znaczy być człowiekiem głównie poprzez badanie tego, co ludzie robili, czyli badanie przeszłości. Mamy tylko jedno życie, jednak to, co obecnie przeżywamy, nie powinno być dla nas czymś całkowicie nowym. Powinniśmy wiedzieć, jakie jest życie, obserwując jak żyli ludzie przed nami, a znając ich błędy, możemy odnieść sukces tam, gdzie im się nie powiodło oraz naśladować ich w tym, co im się udało.

To samo powiedzieć możemy o wszystkich dziedzinach sztuki, udoskonalających inne zdolności człowieka: dar mowy znajduje swe ukoronowanie w poezji. Moglibyśmy też mówić o różnych technikach obrony i wszystkich pozostałych dziedzinach, wszystkie one mają swe miejsce i właściwe sobie zadanie w prawdziwie katolickiej szkole.

Konkluzja

Takie właśnie szkoły pragnie tworzyć Bractwo Kapłańskie Św. Piusa X – szkoły prawdziwie katolickie, zbudowane na zasadach, które przedstawiłem powyżej. Jak mówi przysłowie, nie od razu Rzym zbudowano. Również do pełnego rozkwitu prawdziwie katolickich szkół potrzeba dziesięcioleci. Nie ulegamy jednak żadnym iluzjom, wiemy, że początki każdego dzieła zawsze są skromne. Mamy jedynie nadzieję, że w pewnej mierze dzieło, które podejmujemy – tworzenie katolickich szkół – przypomina owo nasionko gorczycy, które jest najmniejsze i najbardziej niepozorne ze wszystkich nasion. Ale jeśli ono wyrośnie, staje się znaczące i wielkie.

Mamy nadzieję, że małe rozmiary naszych dzieł, nie przeszkodzą kwasowi naszej dobrej woli, modlitwom oraz ofiarom w tym, by z dzieła tego wynikło wielkie dobro dla naszej społeczności i wszystkich innych ludzi. Musimy się modlić, a Pan Bóg sam da wzrost. To jedynie Bóg pobłogosławić może szkole funkcjonującej wedle Jego woli, gdyż całe dzieło edukacji musi istnieć w pierwszym rzędzie dla Niego, ponieważ to On sam jest najwyższą doskonałością, do której – jeśli chcemy osiągnąć szczęście – musimy wytrwale dążyć.