Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Łucji, dziewicy i męczennicy [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 4/2020 (209)

ks. Szymon Bańka FSSPX

Współczesne zagrożenia na drodze do świętości

Z jakimi zagrożeniami na drodze do świętości boryka się katolik pierwszej połowy XXI wieku? Jak sobie z nimi poradzić? O tych newralgicznych zagadnieniach mam zamiar powiedzieć dzisiaj kilka słów.

1. Brak fundamentów

Pierwszym i, moim zdaniem, najważniejszym problemem jest brak odpowiednich fundamentów położonych w dzieciństwie i latach młodzieńczych. Niestety, jesteśmy w większości owocem dosyć przypadkowego szkolnego wychowania oraz bardzo wybrakowanego wychowania, jakie był nam w stanie zapewnić Kościół pogrążony w kryzysie. W efekcie władze naszej duszy nie zostały odpowiednio uformowane i nie nauczyły się zajmować należnego dla siebie miejsca. Nasz rozum przeważnie jest słaby – niezdolny do logicznego badania słyszanych zdań i do ich dokładnej analizy – a co za tym idzie tylko czasem i w sposób dosyć wadliwy jest w stanie pełnić swoją główną funkcję, czyli rozpoznawać prawdę. Nasza wola przeważnie nie została odpowiednio uformowana i wzmocniona – niećwiczona stale w okresie młodzieńczym poprzez umartwienia i panowanie nad instynktami, przeważnie ulega emocjom zamiast podążać za rozumem. Z kolei nieopanowane emocje buzują w nas i popychają do zupełnie nierozumnych działań. Tak przedstawia się obraz przeciętnego człowieka naszych czasów.

Tak rozregulowany człowiek, będzie oczywiście działał nierozumnie i nieskładnie, nawet gdy uda mu się dotrzeć do prawdy w jakiejś dziedzinie, to przeważnie nie wykorzysta prawie wcale tej wiedzy, gdyż jego buzujące emocje, słaby rozum i wola nie pozwolą mu na celowe i wytrwałe działanie, a sprawią, że co rusz będzie się gubił w działaniach niepotrzebnych, niespokojnych i nierozumnych. Taki człowiek, nawet gdy pozna prawdę o Bogu i człowieku, nawet gdy zrozumie Boży majestat i nasze wobec niego zobowiązania, nie pójdzie prostą drogą do celu, a będzie błądził po mglistych manowcach pokrytych oparami różnorakich namiętności i emocji, będzie widział wroga tam, gdzie go nie ma, a nie będzie dostrzegał faktycznego niebezpieczeństwa. Drodzy Czytelnicy – wszyscy właśnie tacy jesteśmy.

Łaska buduje na naturze, nie można więc wychodzić z założenia, że w nadprzyrodzony sposób te braki zostaną uzupełnione poprzez moc na przykład sakramentów świętych. Byłoby to działanie niezgodne z Bożym planem, który zakłada z naszej strony pracę, mającą prowadzić nas do rozwoju naszej natury, aby ta dzięki temu była w stanie dobrze wykorzystać dar łaski. Dobrze to obrazuje przypowieść o siewcy, który wszędzie rozsiewa ziarno, jednak nie wszędzie przyniesie ono jakikolwiek owoc, a nawet tam, gdzie przyniesie, może być on mniejszy lub większy – na co również, bez wątpienia, wpływ ma jakość gleby. Nasza natura jest glebą, na którą pada ziarno łaski, a naszym zadaniem jest tę glebę przygotować tak, aby była ona w stanie wydać owoc.

Co możemy więc dzisiaj zrobić? Możemy starać się przygotować tę glebę naszej natury tak dobrze, jak to jeszcze tylko możliwe. Jak to zrobić? Przede wszystkim poznając jak działa nasza ludzka natura, poznając czym są i jak działają władze naszej duszy. Gdy już poznamy jak powinna działać nasza natura, musimy oczywiście walczyć o to, aby tak ją ukształtować. Wielce zasłużył się w tej materii o. Jacek Woroniecki OP – ujął w systematyczny, prosty i zrozumiały sposób naukę o naszej naturze i pracy wychowawczej. Jego wielkie dzieło pt. „Katolicka Etyka Wychowawcza” to praca niezwykle dogłębna, jednak, co za tym idzie, raczej trudna i nieprzystępna dla zwykłego czytelnika, natomiast jego znacznie mniejsze dzieło pt. „Wychowanie Człowieka” (niestety dostępne już tylko antykwarycznie) jest doskonałą pracą dla każdego, kto pragnie wychowywać siebie i innych. Bardzo zachęcam do tej fundamentalnej pracy samowychowawczej.

2. Duch tego świata i nasza nań reakcja

Bez wątpienia drugim bardzo poważnym zagrożeniem naszych czasów jest liberalno-bezbożny duch tego świata. Wylewa się on na nas nieustannie z tak licznych w naszym życiu ekranów, z kart książek i stron gazet. Jest to duch skupiony na doczesności, sprawiający, że zapominamy o głównym celu ludzkiego życia, i spychający wiarę do sfery prywatnego „widzimisię”. Często nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo on na nas wpływa. Może nam się wydawać, że dobrze wiemy, jaki on jest i dlatego się na niego uodporniliśmy – nic bardziej mylnego. Głównie ze względu na braki w fundamentalnym wychowaniu, wspomniane w punkcie pierwszym, bardzo często nasza reakcja na ducha tego świata jest zupełnie niewłaściwa. Bardzo łatwo jest w reakcji na ten problem odnieść się niewłaściwie – bardzo łatwo jest dostrzec wroga tam, gdzie go nie ma, a nie dostrzec tego czyhającego u progu naszych drzwi.

O co mi chodzi konkretnie? Otóż na przykład w obliczu zalewu różnymi bezbożnymi wiadomościami docierającymi do nas na różne sposoby i z różnych środowisk, czy to naukowych (lub takimi się mieniących), czy to „kulturowych”, czy też ze strony polityków lub ludzi show-biznesu, bardzo łatwo jest zareagować w sposób przesadny. Ze względu na wspomniane wcześniej braki w naszym wychowaniu bardzo trudno jest nam zrobić to, co zaleca nam św. Paweł: „Wszystko badajcie, co szlachetne – zachowujcie” (1 Tes 5,21) i nierzadko nasza konfrontacja z tym światem kończy się prostą negacją prowadzącą do poważnych błędów i szkód na naszej duszy i duszach naszych bliźnich. Podam kilka konkretnych przykładów takich nierozsądnych reakcji. Ten świat zalewa nas nieskromną modą – więc w odwecie ubieram się w szary worek; ten świat nie mówi o Bogu – więc ja będę mówił w każdej możliwej sytuacji o Bogu, wzywając Stwórcę ku konsternacji i zgorszeniu moich rozmówców w najbardziej dziwnych i nieoczekiwanych kontekstach; ten świat udaje, że cała polityka odbywa się jawnie i pogardza tymi, którzy mówią o tajnych organizacjach – więc ja ciągle będę mówił o masonach i przypisywał ich bezpośredniemu działaniu wszelkie zło; współczesna nauka nie mówi o Bogu – więc ja będę odrzucał wszystko, co współczesna nauka mówi i np. uznawał tylko podręczniki medycyny sprzed XVIII wieku.

Na pierwszy rzut oka te postawy mogą się wydać śmieszne, jednak mają one zaiste tragiczne skutki. Sprawiają, że człowiek walczy zaciekle z wyimaginowanym wrogiem, nierzadko zaniedbując walkę z wadami własnej duszy. Taka postawa przekłada ciężar naszej walki duchowej z nas samych na zewnątrz sprawiając, że czujemy się w obowiązku podejmować jakieś zewnętrzne działania mające zaradzić któremuś z „palących problemów” jednocześnie nie pamiętając o tym, że najniebezpieczniejszy wróg czyha w nas samych – a są to rany naszej duszy.

Jak temu zaradzić? Oprócz samowychowania wspomnianego w punkcie pierwszym bardzo ważna jest tutaj solidna duchowo/intelektualna formacja. Nie każdy musi znać teologię na akademickim poziomie, ale każdy katolik powinien dzisiaj czytać tradycyjne magisterium Kościoła – ono jest wyrazem wielowiekowej pracy filozoficzno/teologicznej, jest mądrością całych pokoleń wynikającą z Bożego Objawienia i świętości życia. Jest zarówno ostoją zdrowego rozsądku jak i doskonałym pokarmem duchowym zdolnym wznieść naszą wiarę i pobożność na nowy poziom. Bardzo uważajmy na różnorakich komentatorów i kaznodziejów, którzy sami, nie mając zdrowej formacji, zdobywają popularność na agresywnym atakowaniu „modernistów i masonów” – nierzadko są to osoby, które doskonale pasują do opisu problemów zawartych w punkcie pierwszym i drugim tego artykułu, a chcą przy tym uchodzić za nauczycieli i nierzadko jedynych obrońców prawdy i świętości. Krótko mówiąc: zamiast wysłuchiwania wątpliwej jakości internetowych „krzykaczy”, czytajmy tradycyjne encykliki papieskie – bez wątpienia odniesiemy z tego wielki pożytek!

3. Kryzys w Kościele

Kościół już od ponad półwiecza pogrążony jest w głębokim kryzysie. Msza św. została sprowadzona do roli uczty i spotkania, nauka Kościoła została rozwodniona i sprowadzona do doczesnych i miałkich przekazów. Hierarchia Kościelna wydaje się wzajemnie prześcigać w zapewnianiu wiernych, że wcale nie trzeba być katolikiem, że wszystkie religie prowadzą do Boga i najważniejsze jest, żebyśmy ze sobą spokojnie współistnieli. Do tego dochodzi upadek dyscypliny w seminariach duchownych i klasztorach, prowadzący również nieuchronnie do upadków moralnych. Żyjemy w czasie wielkiego zamieszania, w czasach, w których katolicy sami nie wiedzą, co począć, kogo słuchać i za kim podążać.

Sytuacja ta jest niezwykle niebezpieczna, z jednej strony wiele dusz zostaje zwiedzionych przez pozornie pobożne a w istocie zdradzieckie nauki i powoli ich wiara się wykrzywia i niszczeje. Z drugiej strony ci, którzy dostrzegli tragiczną sytuację Kościoła, łatwo mogą ulec pokusie zgorzknienia i zniechęcenia. Tak wiele dusz ulega pokusie ciągłego śledzenia i krytykowania wszystkich przejawów kryzysu w Kościele, grzebiąc wciąż w tych wszystkich cudzych błędach i zaniedbaniach, nie zważając na własne uświęcenie i zamiast walczyć z grzechem i dbać o zbawienie swej duszy, skupiają się na tym, aby skrytykować każdy przejaw kryzysu i wyłowić każdą oznakę modernizmu. Dusza taka, odcięta od życiodajnych zdrojów łaski, skupiona na cudzych grzechach, karleje i pogrąża się w coraz to nowych przywarach i grzechach. Łatwo rozpoznać taką duszę po tym, o czym mówi – z obfitości serca mówią nasze usta – takie serce pogrążone w mrokach cudzych grzechów będzie nieustannie wylewało z siebie zjadliwą krytykę, taka osoba zawsze zna wszystkie najnowsze przejawy kryzysu i o nich najchętniej będzie innym opowiadała oraz o nich będzie chętnie słuchała.

Innym zagrożeniem wynikającym z kryzysu w Kościele jest załamanie się autorytetów. Hierarchia Kościoła zawiodła i ci, którzy to dostrzegli, łatwo mogą wpaść w bardzo niebezpieczną pułapkę porzucenia wszelkiego autorytetu. Tak łatwo niestety może nam to przyjść, aby patrząc na straszny kryzys w Kościele powiedzieć sobie: „po co mi ta cała hierarchia?” i w praktyce zostać samemu sobie papieżem. Taka osoba traktuje kapłanów jak „automaty” do udzielania sakramentów, ale nie jak pasterzy i nauczycieli – kazań i nauk słucha z ciągłą potrzebą wyszukiwania w nich „herezji i modernizmów” a swoją wiarę składa sobie z różnych zasłyszanych nauk i własnych poglądów. Drodzy Wierni, to jest prosta droga do utraty wiary!

Jak z tym wszystkim sobie poradzić? Oczywiście przede wszystkim znaleźć takich kapłanów, którzy faktycznie są pasterzami, takich, którzy nie tylko odprawiają Mszę św. w tradycyjnym rycie, ale znają również tradycyjną teologię oraz znają i praktykują tradycyjną duchowość! Myślę, że na ten ostatni punkt zwraca się zdecydowanie zbyt mało uwagi, gdzie może bowiem zaprowadzić pasterz, który nie ma pojęcia o tradycyjnej duchowości? Cóż zdziała taki przewodnik, który wprawdzie głośno wykrzykuje o kryzysie w Kościele, ale nie zna drogi, jaką dusza musi podążać, aby w życiu codziennym zbliżać się do Chrystusa? Gdy już znaleźliśmy takiego kapłana, to traktujmy go właśnie jak pasterza – z zaufaniem i nadprzyrodzonym duchem, pamiętając, że ten, kto praktykuje nadprzyrodzoną cnotę posłuszeństwa jest postrachem dla duchów nieczystych! Zupełnie celowo napisałem o „nadprzyrodzonej cnocie posłuszeństwa” – bowiem ta nigdy nie błądzi – nadprzyrodzona cnota doskonale wie, że nie można być posłusznym w tym, co jest przeciwko wierze lub obyczajom, doskonale rozpoznaje, że gdy jakakolwiek władza próbuje coś takiego nakazać, to nie spełnia aktu władzy, a popełnia bezprawie i należy stawiać jej opór.

4. Zakończenie

Po tym jak wymieniłem trzy, moim zdaniem, wiodące zagrożenia duchowe współczesności, chciałbym powiedzieć jeszcze kilka słów o naszych obowiązkach. Żyjemy w czasach, które bardzo niechętnie pamiętają o obowiązkach – przynajmniej o tych własnych. My również jesteśmy przesiąknięci tym duchem i bardzo łatwo nam przychodzi oczekiwać od innych wypełniania swoich obowiązków, ale wielkim trudem okazuje się dla nas codzienne wykonywanie naszych obowiązków. Oprócz podstawowych obowiązków względem Boga, samego siebie i naszych bliźnich – zawartych w dekalogu i sprecyzowanych w przykazaniach kościelnych – koniecznie musimy pamiętać o naszych obowiązkach stanu. Obowiązki stanu to szczególne zobowiązania wynikające z naszej sytuacji życiowej. Są one niezwykle istotne w naszym życiu duchowym – ich zaniedbanie uniemożliwia prawdziwą pracę nad sobą i zbliżanie się do Pana Boga. Dla osób żyjących w związku małżeńskim będzie to przede wszystkim konkretna realizacja miłości małżeńskiej – a więc codzienna troska o dobro drugiej osoby, troska widoczna we wszystkich codziennych słowach i czynach. Dla osób pracujących są to również obowiązki zawodowe, do których zobowiązali się, podpisując umowę. Dla osób starszych modlitwa za rodzinę, znajomych, ale i w swojej własnej intencji. Dla studentów i uczniów nauka i obowiązki szkolne itd. Pamiętajmy przy tym, że nasze nierzadko uciążliwe obowiązki to prawdziwa kopalnia złota – źródło zasług i okazja do wypełniania niezliczonych dobrych uczynków.

Podsumowując, nawołuję: praktykujmy pracę samowychowawczą, poznawajmy tradycyjne magisterium Kościoła, szukajmy i poddawajmy duszpasterstwu prawdziwych, katolickich pasterzy, unikając jednocześnie ducha nieustannej krytyki i „internetowych krzykaczy” – którzy niewiele mają ludziom do powiedzenia poza tym, co inni zrobili nie tak. Pamiętajmy przy tym, że Bóg mocen jest nas uświęcić, że łaska nie straciła swej mocy i jeśli tylko Mu na to pozwolimy, On przepełni nasze serca swoją łaską i ukształtuje je według Serca Jezusowego – i tego sobie i wszystkim Wam życzę!