Dlaczego Dominus Iesus nie jest dokumentem katolickiej Tradycji?
Deklaracja Dominus Iesus wybuchła jak bomba w środku rozmaitych obchodów ekumenicznych, które od roku przekraczały wszelkie dotychczasowe miary (np. wspólna deklaracja katolicko-luterańska o usprawiedliwieniu, zjazd religii świata w Rzymie, obchody ekumeniczne z udziałem Papieża w Indiach, w Izraelu, na górze Synaj etc., ceremonie przeprosin etc.).
Autor dokumentu, kard. Ratzinger, którego jeszcze niedawno można było zobaczyć obok protestanckiej „biskupki” Marii Jepsen na nieszporach ekumenicznych, deklaruje w nim, że „Kościoły” protestanckie nie są właściwymi Kościołami, ponieważ cierpią „z powodu defektu”, a wyznawcy niechrześcijańskich religii „znajdują się w bardzo niekorzystnej sytuacji”.
Znane są gwałtowne reakcje zaangażowanych w ekumenizm ruchów osób katolickich i niekatolickich. Wszystkie one wskazują na sprzeczność tego dokumentu z wielorakimi działaniami ekumenicznymi samego Papieża i większości hierarchii. Rabin Joseph Ehrenkranz, dyrektor centrum chrześcijańsko-żydowskiego porozumienia na Uniwersytecie Fairfield (USA) wyraża to bardzo jasno: pięć razy spotkał się z Ojcem Świętym i ma poważne wątpliwości, czy deklaracja odzwierciedla przekonania Papieża na ten temat. Głos wielu hierarchów wyraził np. metropolita Los Angeles, kard. Mahoney, deklarując: „Ton Dominus Iesus nie odbija głębszego rozumienia, które zostało osiągnięte przez ekumeniczny i międzyreligijny dialog ostatnich 30 lat”.
Byłoby jednak błędem, aby z powodu tej ostrej krytyki chwalić deklarację Dominus Iesus jako wyraz tradycyjnej nauki Kościoła: w istocie posiada ona trzy poważne wady:
- Deklaracja posługuje się dwuznacznym językiem II Soboru Watykańskiego, odpowiedzialnym za powstanie całego problemu. W swoim komentarzu bp Fellay wskazuje, że ów dokument (jak zresztą i niektóre dekrety ostatniego Soboru) chce pogodzić jawne sprzeczności: pragnie w jednym paragrafie potwierdzić tradycyjną, katolicką naukę (głoszącą nieomylnie, że Kościołem Chrystusa jest jedynie Kościół katolicki), zajmując równocześnie pozytywne stanowisko wobec innych religii, znajdujących się rzekomo w posiadaniu elementów zbawczych; niektóre z nich deklaracja określa nawet mianem prawdziwych „Kościołów partykularnych”. Każda ze stron – katolicka i niekatolicka – dostrzega w niej tylko to, co przemawia na jej korzyść.
- Dominus Iesus nie zawiera żadnych sankcji wobec tych, którzy nie chcą przyjąć zawartych w nim uwag. Jest to dokument „bez zębów”, który ekumeniści będą mogli bezkarnie zignorować. W tym kontekście można by przypomnieć los listu apostolskiego Jana Pawła II Dominicae coenae z 1980 r. Papież ganił w nim „przypadki nagannego braku respektu wobec Eucharystii” – wydawałoby się, że przez to napiętnował praktykę Komunii na rękę oraz powoływanie nadzwyczajnych świeckich szafarzy, gdyż czytamy: „Dotykanie świętych cząstek oraz podawanie ich własnymi rękoma jest przywilejem osób wyświęconych”. Jednak Dominicae coenae nie zawierał żadnych sankcji przeciw tym, którzy wzgardziliby tym nauczaniem. I tak, w ciągu ostatnich 20 lat od czasu wydania tego dokumentu, praktyka Komunii na rękę, ustanawianie świeckich szafarzy oraz „brak respektu wobec Eucharystii” zyskały nieporównanie szerszy zasięg! Dokument „bez zębów” nie odnosi większego skutku...
- Cokolwiek prawdziwie dobrego znajduje się w tym dokumencie, Dominus Iesus wydaje mało owoców, jeśli aktualne praktyki ekumenizmu swobodnie mogą rozprzestrzeniać się w Kościele.
Kto zna działanie mass mediów, ten wie, że same słowa mają dziś drugorzędne znaczenie, bo dziś „sprzedaje się obraz”. Deklaracja niewiele więc znaczy w czasach, kiedy obraz niedawnych spotkań ekumenicznych ukazuje ludziom rzekomą równość wszystkich religii. Konkretnie: jeśli przeciętny katolik widzi Ojca Świętego publicznie modlącego się z anglikanami, luteranami, żydami, hindusami i animistami, obraz ten nasuwa mu przekonanie, że wszystkie religie są równe.
W związku z tym należy również przypomnieć, że obok Dominus Iesus pozostają w mocy deklaracje takie, jak np. deklaracja z Balamand i przede wszystkim watykańskie Dyrektorium dla stosowania zasad i norm ekumenizmu z 1993 r.
Dyrektorium wprowadza ekumenizm we wszystkie dziedziny życia Kościoła i zachęca do licznych międzywyznaniowych praktyk, które poprzednio zostały potępione przez Kościół jako ciężkie grzechy przeciw Wierze.
Dyrektorium:
- pozwala protestantom prowadzić czytania (oprócz Ewangelii) w świątyniach katolickich (nr 133);
- zachęca do wspólnych „ćwiczeń duchownych” i „rekolekcji” (nr 114);
- pozwala niekatolikom nauczać w seminariach (nr 81);
- wymaga, aby dzieci były wychowywane w duchu ekumenizmu w szkołach (nr 68);
- zachęca biskupów diecezjalnych, aby dawali niekatolikom do dyspozycji parafialne kościoły do sprawowania ich nabożeństw (nr 137);
- promuje międzywyznaniowe nabożeństwa katolików i protestantów w świątyniach obu religii (nr 112);
- zachęca do lektury wspólnie przez katolików i protestantów wydanego ekumenicznego Pisma świętego (nr 185);
- odwodzi katolików od prób nawracania niekatolików (nr 23, 79, 81, 125);
- nawołuje katolików do „radowania się z łaski Bożej” obecnej także w protestantyzmie (nr 206);
- zaleca budowanie kościołów, stanowiących wspólną własność katolików i protestantów (nr 138);
- zaleca, aby w tych wspólnych kościołach Najświętszy Sakrament był umieszczony w osobnej kaplicy, aby „nie obrażać niewierzących” (nr 139) ...
Jeśli Watykan naprawdę pragnie naprawić błąd relatywistycznego pluralizmu, głoszącego, że „jedna religia jest równie dobra, jak każda inna”, to musi jednoznacznie powrócić do tradycyjnego nauczania Piusa XII, Piusa XI oraz ich poprzedników, musi zabronić wszelkiej międzywyznaniowej kolaboracji, poczynając z formalnym odwołaniem ww. Dyrektorium. Tylko wtedy, kiedy tego typu dokumenty, promujące praktyki ekumeniczne, zostaną unieważnione, katolicy będą mieli powód do nadziei, że zaczyna się poważnie zwalczać kryzys w Kościele, a rzeczy idą ku lepszemu. Ω
Na podstawie „Catholic Family News” (Niagara Falls, USA) z października 2000 r.