Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Kaliksta, papieża i męczennika [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 6/2001 (43)

ks. Leszek Królikowski FSSPX

Gdzie światłość wiekuista

Czego oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani w serce ludzkie wstąpiło, co zgotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9) – w ten sposób św. Paweł opisuje cel, jaki Bóg przygotował człowiekowi, który nie tylko obdarzony został darami przyrodzonymi, ale podniesiony został do poziomu nadprzyrodzonego, do uczestnictwa w Bożej naturze. Bóg postanowił udzielić swego szczęścia rozumnym stworzeniom: aniołom i ludziom.

Niebo jest to miejsce rzeczywiste, a nie tylko przenośnia. Istnieje taka przestrzeń, w której już obecnie znajdują się uwielbione ciała Pana Jezusa i Matki Najświętszej. I tam też po zmartwychwstaniu ciał w dzień Sądu Ostatecznego znajdą się wszyscy wybrani Boży.

Wieczne szczęście

Niebo to też stan wiecznej szczęśliwości, doskonałe dobro, zaspokajające całkowicie wszelkie rozumne pragnienie człowieka. I to szczęście znajduje się tylko w Bogu. Św. Augustyn pisze: „Niespokojne jest serce moje, póki nie spocznie w Tobie, o Boże” (Wyznania I, 1). Jest tak, gdyż wola człowieka z natury swej skierowana jest na dobro powszechne, które nie znajduje się w niczym stworzonym, a więc ograniczonym, podległym zmianom, przemijającym, ale w samym tylko Panu Bogu. Niebo to uczestnictwo w szczęśliwości samego Boga, który siebie samego poznaje i kocha. To uczestnictwo jest czymś nadprzyrodzonym, w ogóle nie należnym naturze ludzkiej. Bóg, stwarzając człowieka, dał mu wszystkie środki do osiągnięcia szczęścia naturalnego przez naturalne poznanie Pana Boga, czyli takie, jakie jest dostępne każdemu człowiekowi, który poznaje Boga z Jego dzieł. Człowiek byłby wtedy szczęśliwy, choć nie znałby tajemnicy Trójcy Przenajświętszej ani życia wewnętrznego Pana Boga. Bóg jednakże już od samego początku dał człowiekowi cel nadprzyrodzony. Uczynił to ze swej nieskończonej dobroci, podnosząc człowieka do poziomu jego naturze zupełnie niedostępnego.

Szczęście niebieskie składa się z elementów dwóch rodzajów. Jedne są zasadnicze – należą do samej istoty szczęścia lub z niej wynikają, drugie – są dodatkami, zwiększającymi szczęście niebiańskie.

Poznanie Boga

Zasadnicza szczęśliwość polega na oglądaniu Boga, kochaniu Go i cieszeniu się Nim.

Św. Paweł pisze, że w niebie człowiek będzie oglądał Pana Boga, takim, jaki On jest. „Teraz widzimy przez zwierciadło, przez podobieństwo, lecz wówczas twarzą w twarz; teraz poznaję częściowo, lecz wówczas będę poznawał, tak jak i jestem poznany” (1 Kor 13, 12). Długi opis Jerozolimy niebieskiej znajdujemy w Apokalipsie św. Jana w rozdziałach XXI i XXII. Jasno z niego wynika, że to Bóg jest wszystkim dla mieszkańców nieba, i że Jego poznanie jest źródłem nieskończonej radości, tak że im niczego więcej nie potrzeba.

Wizja błogosławiona Boga zaczyna się w momencie znalezienia się duszy w niebie. Nie jest do tego konieczne zmartwychwstanie ciała po Sądzie Ostatecznym. W tej materii błądził papież Jan XXII, który sądził, że dusze świętych po śmierci oglądają jedynie uwielbione ciało Jezusa Chrystusa, wizją zaś samej istoty Boga mogą się cieszyć dopiero po końcu świata. Jest to jeden z przykładów tego, że i wcześniej papieże się mylili w materii jeszcze nie zdefiniowanej, nie przestając jednak być papieżami. Przeciwko tej błędnej opinii papieża zaprotestowali liczni teologowie. Pouczony papież odwołał swój błąd krótko przed śmiercią, a nauka o widzeniu uszczęśliwiającym Boga przez dusze Świętych zaraz po śmierci została zdefiniowana jako dogmat wiary przez jego następcę Benedykta XII w konstytucji Benedictus Deus (29 IV 1336 r.).

Święci widzą istotę Boga, Jego przymioty i trzy osoby Boskie, a także człowieczeństwo Jezusa Chrystusa i Matkę Bożą. Poznają oni tajemnice wiary i wolne postanowienia Pana Boga, jakie dotyczą ich samych, bądź ich rodziców czy przyjaciół. Poznanie to nie jest nieskończone, gdyż ograniczone stworzenie nie może poznać istoty nieskończonej w sposób wyczerpujący. Święci widzą też wiele innych rzeczy, przede wszystkim takich, które dotyczą ich samych. Do doskonałości poznania w niebie należy bowiem także poznanie wszystkiego, co nas obchodzi. W niebie poznamy więc innych świętych: naszych patronów, którzy w szczególny sposób wstawiali się za nami; świętych, do których żywiliśmy szczególne nabożeństwo i innych świętych, o których tyle słyszeliśmy na ziemi. Będziemy mogli lepiej poznać ich życie, podziwiać ich cnoty, a także porozmawiać z nimi, jako że i w niebie istnieje mowa (por. 1 Kor 13, 1). Zobaczymy też tych mieszkańców nieba, których znaliśmy na ziemi, zwłaszcza tych, których darzyliśmy tutaj miłością nadprzyrodzoną.

Poznamy też doskonalej całe stworzenie, świat cały i jego strukturę. Każdy pozna przede wszystkim to, czego poznawaniu poświęcił się na ziemi. Fizyk nie będzie już stawiał pytań, chemik dowie się wszystkiego o substancjach chemicznych i reakcjach, biolog pozna najdrobniejsze szczegóły roślin i zwierząt. Historyk pozna tajemnice dziejów, a szachista wszystkie możliwości tkwiące w jego ulubionej grze.

Święci widzą też to, co obchodziło ich szczególnie w czasie ich ziemskiego życia i co dotyczyło ich stanu. Papież widzi potrzeby Kościoła, ojciec rodziny poznaje sprawy swej rodziny. Święci widzą swych krewnych i przyjaciół na ziemi, wstawiając się za nimi do Boga.

Miłość Boga

Poznaniu intuitywnemu u świętych towarzyszy w sposób nieodstępny doskonała miłość Boga. Św. Augustyn pisze: „Tam będziemy przebywać i ujrzymy, ujrzymy i pokochamy, pokochamy i uwielbimy”. Nie można widzieć Boga i doskonale Go nie kochać. Dlatego święci, pozostając wolni, nie mogą już grzeszyć. Na ziemi tylko dlatego możemy grzeszyć, gdyż w sposób jasny nie poznajemy Boga jako najwyższego dobra, i dlatego zwracamy się często ku złudnym dobrom.

Miłość Boga w niebie nie będzie już tak chwiejna jak na ziemi, gdzie zakłócana jest przez nieuporządkowaną miłość stworzeń, ale będzie mocna, czysta, doskonała i wieczna. Ta miłość będzie się wyrażać w nieustających aktach uwielbienia i dziękczynienia.

Święci ze względu na Boga kochają też innych współmieszkańców nieba, i to o tyle więcej, o ile ci są bliżsi Boga. W sposób szczególny jednak kochają tych, z którymi byli w prawy sposób złączeni na ziemi. Albowiem porządek miłości obowiązuje też w niebie.

Radość

Tak i wy, teraz wprawdzie smutek macie, lecz znowu ujrzę was, i będzie się radowało serce wasze; a radości waszej nikt od was nie odejmie” (J 16, 22) oraz „I otrze Bóg wszelką łzę z oczu ich i nie będzie więcej śmierci, ani smutku, ani krzyku, ani boleści więcej nie będzie, gdyż pierwsze rzeczy przeminęły” (Ap 21, 4) – oto słowa św. Jana opisujące stan wiecznej nieskończonej radości i wolności od wszelkiego bólu i strapienia, wolności od grzechu, od śmierci i jakiegokolwiek strachu przed śmiercią. „Oto życie błogosławione – cieszyć się z intencją skierowaną ku Tobie, z Ciebie i z powodu Ciebie” – pisze św. Augustyn. Oto ukoronowanie dzieła stworzenia człowieka – Bóg dzieli się swym własnym szczęściem ze swym stworzeniem. Oto ukoronowanie dzieła Odkupienia, przez które Chrystus na nowo otworzył ludziom niebo i dał im możność cieszenia się wiecznie z Bogiem.

Bóg jest summum bonum – dobrem najwyższym, źródłem wszelkiego innego dobra, w którym wszelkie dobro się zawiera. Nie ma radości czy przyjemności, która nie znajdowałaby się w wizji niebiańskiej. Z końcem tego świata nie zniknie przyjemność spaceru po lesie, jedzenia lodów truskawkowych czy słuchania pięknej muzyki. Wszystkie te dobra zostaną znalezione w sposób nieskończenie bardziej wzniosły i przyjemny w ich Stwórcy – Bogu. W niebie święci poznają prawdziwy cel ziemskich przyjemności – być dla nas pomocą w naszej drodze krzyżowej i maleńkim przedsmakiem szczęśliwości wiecznej, którą możemy sobie choć odrobinę wyobrazić stosując wobec dóbr przemijających zasadę analogii: z dóbr ziemskich wnioskujemy o niebieskich.

Święci nie cieszą się jednak tylko z własnych dóbr, ale przede wszystkim z chwały Bożej, a także z dóbr innych świętych.

W niebie Kościół tryumfujący ukazuje się w całej swej chwale i doskonałości. Już nie walczy ze swymi słabościami, ale jest wolny od wszelkich pokus, od jakiejkolwiek chwiejności czy walki wewnętrznej. Swymi modlitwami u tronu Bożego wspomaga jednak Kościół walczący na ziemi. Kościół tryumfujący w swej chwale – oto będzie zdobycz, jaką Chrystus przedstawi swemu Ojcu – zdobycz, jaką nabył swą własną krwią.

Nie zapominajmy wszelako, iż chwała i radość niebieska odpowiadać będą mierze, w jakiej tu na ziemi zjednoczyliśmy się z cierpieniami Chrystusa – mierze, w jakiej naśladowaliśmy Chrystusa prześladowanego, cierpiącego i pokornego. Św. Piotr pisze: „Weselcie się, będąc uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście i w objawieniu chwały Jego radując się weselili” (1 P 4, 13), a św. Paweł wzywa nas, abyśmy w głupi sposób nie utracili korony chwały wiecznej, poświęcając nasze życie więdnącym wieńcom świata doczesnego.

Elementy dodatkowe

Do tych dodatkowych, przypadłościowych elementów szczęścia w niebie, należy to wszystko, co nie należy do istoty szczęścia, ale, co z dobroci Bożej potęguje jeszcze szczęście wybranych. I tak Pismo święte mówi o radości z nawrócenia grzeszników, z sądzenia innych ludzi, z doskonałego spokoju.

1. Nierówność

Chwała świętych nie jest równa, ale zależy od zasług, jakie zebrane zostały podczas ziemskiego życia. Tej zdawałoby się oczywistej tezy nie uznaje protestantyzm. Protestanci negują bowiem istnienie jakichkolwiek zasług, za wyjątkiem zasług samego Chrystusa. Wszyscy inni ludzie, o ile wierzą, że są zbawieni, dostępują tylko zewnętrznego zaliczenia zasług Chrystusa, sami natomiast nie mają żadnych, co powoduje, że są równi. Tymczasem nierówność chwały niebieskiej jest dla nas żyjących pobudką do coraz doskonalszych aktów cnót. Każdy bowiem akt o wartości nadprzyrodzonej pomnaża naszą chwałę i stopień naszej szczęśliwości w niebie. Każda chwila naszego życia jest więc ważna, gdyż wystarcza do postępu w miłości Boga, a więc zarazem do pomnożenia czekającej nas chwały w niebie.

Jak to? – zapyta ktoś. Skoro jeden jest szczęśliwszy od drugiego, to znaczy, że szczęście niebieskie tego drugiego nie jest doskonałe. Trudność tę rozwiązuje przez ładne porównanie św. Tereska z Lisieux. Porównuje ona różnych świętych do naczyń pełnych wody. Naczynia są różnej wielkości – to miara chwały niebieskiej. Z drugiej strony wszystkie naczynia są pełne – to obraz doskonałości szczęścia w niebie.

Wszyscy są doskonale szczęśliwi i nie zazdroszczą jeden drugiemu. Rozumieją, że dany stan jest taki, jaki powinien być, że jest on zgodny z Bożą mądrością i dobrocią. Chwalą oni Boga, że udzielił innym większej chwały i gratulują im, podziwiając ich hojniejszą współpracę z łaską Bożą.

2. Zmartwychwstanie ciała

Prawda o zmartwychwstaniu ciała jest prawdą bardzo niewygodną dla współczesnych wolnomyślicieli. Nawet jeśli oni przyznają religii jakieś miejsce w myślach i uczuciach (czyli subiektywnym świecie) innych ludzi, nawet jeśli przyznają religii pewną rolę moralną i terapeutyczną, to dziedzinę świata materialnego wyłączają całkowicie i absolutnie spod ingerencji religijnej. Nie ma chyba dogmatu, który tak bardzo gorszyłby nowoczesnych niedowiarków, jak właśnie ten, który mówi o zmartwychwstaniu ciał.

Tymczasem prawda ta należy od najdawniejszych czasów do depozytu wiary Kościoła. I pomimo wielu ataków przeciw tej prawdzie Kościół głosił ją niezachwianie. A cóż mówi ta prawda? Mówi ona, że Bóg wskrzesi ciała zmarłych i ponownie połączy je z duszami. Wśród żydów negowali ten dogmat już saduceusze, przeciwko którym Pan Jezus zdecydowanie wystąpił, mówiąc: „A o powstaniu umarłych nie czytaliście, co powiedziane jest od Boga mówiącego wam: Jam jest Bóg Abrahama i Bóg Izaaka i Bóg Jakuba? Bóg nie jest Bogiem umarłych, ale żywych” (Mt 22, 31–32). Podobnie i św. Paweł występuje przeciwko pojawiającym się pierwszym prądom gnostyckim w chrześcijaństwie: „Lecz jeśli nauczamy o Chrystusie, że powstał z martwych, jakże mówią niektórzy między wami, że nie ma zmartwychwstania? Jeśli zaś nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, więc próżne jest nauczanie nasze, próżna jest i wiara nasza. Następnie okazujemy się fałszywymi świadkami Boga, ponieważ świadczyliśmy przeciwko Bogu, że wskrzesił Chrystusa, którego nie wskrzesił, jeśli umarli nie powstają. Gdyż jeśli umarli nie powstają, to i Chrystus nie zmartwychwstał” (1 Kor, 12–16).

Zmartwychwstanie ciała było negowane przede wszystkim przez tych, którzy w materii (i w ludzkim ciele w szczególności) upatrywali się czegoś złego, tworu szatana. Do nich należały liczne sekty gnostyckie, manichejczycy, pryscylianiści, waldensi, albigensi, bracia polscy (tzw. arianie). Zwłaszcza przeciwko waldensom i albigensom Sobór Laterański IV zdefiniował uroczyście: Wszyscy ludzie we własnych swych powstaną ciałach, tych, co teraz posiadają, aby otrzymać wedle uczynków swoich, dobrych lub złych, odpłatę. Trzy zatem elementy należą do naszego dogmatu. Po pierwsze: nastąpi zmartwychwstanie. Po drugie: zmartwychwstanie dotyczyć będzie zarówno dobrych, jak i złych. Wreszcie: wszyscy zmartwychwstaną z tymi samymi ciałami, jakie posiadają w tej chwili.

Św. Tomasz z Akwinu pisze, że nie można dowieść zmartwychwstania ciał z argumentów czysto rozumowych. Nie ma bowiem w naturze takiej siły, której mocą ciało mogłoby się ponownie złączyć z duszą. Można jednak podać szereg argumentów pokazujących stosowność zmartwychwstania ciał. Wszechwiedzący i wszechmocny Bóg może na powrót połączyć ciało z duszą, a jako że jest nieskończenie sprawiedliwy nagradza lub karze całego człowieka, a więc i duszę, i ciało.

Ponadto Chrystus jest głową Kościoła, z którym święci w niebie związani są jak najściślejszymi więzami, i do którego są upodobnieni. Skoro jednak Chrystus zmartwychwstał, wypada, aby i inni ludzie też zmartwychwstali. Ciało ludzkie jest poza tym towarzyszem i narzędziem duszy, będąc przez to współuczestnikiem dobrych i złych uczynków. Poprzez przyjmowanie Komunii św. i umartwienie zmysłów jest ciało uświęcone i dlatego nie byłoby stosowne, aby pozbawione było wszelkiej nagrody i podległo wiecznemu zepsuciu. Także do doskonałości ludzkiej duszy należy połączenie z ciałem. Inaczej istnieje ona jak część bez całości, co nie jest naturalne. Co nie jest naturalne, nie może być wieczne. Dusza winna więc połączyć się z ciałem.

Już od pierwszych wieków prawda o zmartwychwstaniu ciał znajdowała wyraz w pismach chrześcijańskich. Pod koniec I wieku Didache, czyli nauka dwunastu Apostołów podaje: „Pierwszy znak – niebiosa otwarte, drugi znak – trąby, trzeci znak – zmartwychwstanie zmarłych”. Św. Klemens papież pisze w tym samym czasie do Koryntian o przyszłym zmartwychwstaniu. W wieku II św. Polikarp za szatana uważa tego, kto zaprzecza zmartwychwstaniu ciał. Jeszcze w okresie prześladowań Kościoła rozlegają się o zmartwychwstaniu ciał gromkie głosy Arystydesa, Atenagorasa, św. Ireneusza, Minuciusza Feliksa, Tertuliana (poświęcającego temu zagadnieniu całą księgę De resurrectione carnis), św. Justyna i Orygenesa, który jednak uważa, że nasze przyszłe ciała będą zbudowane z innej materii.

W związku z tym pojawiają się zarzuty racjonalistów, występujących przeciwko tożsamości ciała po zmartwychwstaniu z ciałem ziemskim i próbujących w ten sposób obalić samą prawdę o zmartwychwstaniu ciał. Podają oni przykład ludożercy, którego ciało jest zbudowane między innymi z materii należącej przedtem do innych osób. Ponadto mówią, iż człowiek żywi się zwierzętami i roślinami, które z kolei pobierają substancje chemiczne z ziemi. Ciało człowieka po śmierci rozkłada się właśnie na substancje chemiczne, które stanowią pożywienie roślin i zwierząt, a w końcu drogą łańcuchu pokarmowego stają się częściami kolejnych ludzi, których ciała po śmierci ulegają rozkładowi – i tak dalej.

Na zarzuty te odpowiada św. Tomasz, stawiając zasadę ogólną, że do tożsamości ciała nie jest konieczne, aby materia pozostawała ta sama. W ciągu życia, wskutek ciągłej wymiany materii, człowiek kilkakrotnie wymienia całą materię, z której jest zbudowany. Nie przeszkadza to temu, że człowiek od początku do końca pozostaje ten sam. Aby zmartwychwstało to samo ciało nie trzeba, aby cała materia, z jakiej to ciało było złożone w czasie ziemskiego życia, składała się na ciało zmartwychwstałe. Wystarczy obojętnie jak mała odrobina, zdolna jednakże do odbudowy całego ciała, a więc w praktyce jedna komórka, czy nawet jej część z kodem DNA. Zarzuty racjonalistów byłyby zatem prawdziwe tylko wtedy, gdyby ludożercy żywili się tylko ludźmi, albo gdyby cała żywność dla ludzi składała się z substancji chemicznych pochodzących z rozkładu ciał.

Ciało po zmartwychwstaniu będzie to samo, ale będzie posiadało całkowicie nową jakość. Będzie niezdolne do odczuwania cierpienia. Będzie ciałem chwalebnym, tzn. pięknym i jaśniejącym. Będzie mogło poruszać się z nieskończoną szybkością, bez trudności czy zmęczenia. Święci będą w posiadaniu nowej ziemi i będą się mogli rozkoszować pięknem stworzeń, w których odbijać się będzie mądrość Pana Boga. Ciało chwalebne będzie uduchowione, czyli doskonale poddane duszy.

Niebo – dopełnienie sakramentów świętych

Wieczna szczęśliwość w niebie polega na trwałym związku z Panem Bogiem, na oglądaniu Go, kochaniu Go i na cieszeniu się Nim. Ta szczęśliwość jest wszelako tylko owocem i dopełnieniem procesu, który zaczyna się już tu na ziemi. Ten związek człowieka z Bogiem zaczyna się na chrzcie świętym. To przez chrzest otrzymujemy nadprzyrodzoną cnotę wiary, która na ziemi zastępuje przyszłą wizję Pana Boga twarzą w twarz. Na ziemi jeszcze nie widzimy Boga, ale wierzymy w Niego. I ta wiara jest podstawowym warunkiem osiągnięcia nieba.

Chrzest jest też sakramentem umarłych, tzn. tych którzy nie posiadają jeszcze łaski uświęcającej. Chrzest wlewa w duszę ochrzczonego – o ile ten nie stawia po temu przeszkód – łaskę uświęcającą, nierozerwalnie złączoną z miłością Boga. Zadaniem życia chrześcijańskiego jest tę miłość rozwijać, dopóki nie osiągnie ona w niebie doskonałości.

Chrzest daje nam też możliwość otrzymywania pociech duchowych, które są malutkim preludium do nieskończonej radości nieba. Bóg mieszkający w duszy ochrzczonego daje od czasu do czasu poznać swą obecność.

Przez chrzest odziani jesteśmy tą szatą weselną, która jest warunkiem dostania się na gody Baranka. To ten sakrament czyni naszą duszę oblubienicą Chrystusa i przedmiotem upodobania Bożego. Co więcej, przez chrzest stajemy się naprawdę dziećmi Bożymi, a skoro dziećmi, to i dziedzicami Królestwa Bożego. Nie ma wśród wszystkich ziemskich godności większej niż godność dziecka Bożego. Noblesse oblige – to wzniosłe szlachectwo zobowiązuje jednak do wierności Bogu i do rozwijania otrzymanej na chrzcie świętym łaski.

Ta łączność z Bogiem jest podtrzymywana w czasie życia przede wszystkim przez przyjmowanie Najświętszego Sakramentu. On jeszcze bardziej wiąże nas z Bogiem, bo w nim zaiste obecny jest sam Pan Jezus ze swym Bóstwem i człowieczeństwem. W Komunii św. jednoczy On w pewien sposób z Bóstwem i nasze człowieczeństwo, uświęca nas swą łaską. I tym, co przyjmują Jego Ciało, obiecuje Pan Jezus życie wieczne. To przecież Komunia św. jest obrazem, zapowiedzią i przedsmakiem wiecznej uczty w niebie, a zmartwychwstanie ciała do życia wiecznego jest wyraźnie obiecane tym, co przyjmują Komunię świętą: „Starajcie się nie o pokarm, który ginie, ale który trwa na życie wieczne” (J 6, 27) oraz „Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. Ten jest chleb z nieba zstępujący, aby jeśli go kto pożywać będzie, nie umarł. Jam jest chleb żywy, który z nieba zstąpił. Jeśli kto pożywać będzie tego chleba, żyć będzie na wieki; a chleb, który ja dam, jest ciało moje za życie świata” (J 6, 48–52). A i Kościół kończy sekwencję mszalną na święto Bożego Ciała (autorstwa św. Tomasza z Akwinu) słowami: „Moc Twa, Panie, wszystko zdoła: tu nas karmisz z Twego stoła, tam gdzie uczta trwa wesoła, w gronie niebian nasze czoło na Twe łono skłonić daj!”.

Chrzest i Komunia św. – oto dwie wielkie objawienia miłości Pana Boga do ludzi. Ale na tym się nie kończy. Te sakramenty nie są celem samym w sobie, ale środkami mającymi do celu prowadzić. A celem tym jest nieskończenie rozkoszna i nieprzemijająca miłość Boga i radość wieczna, gdzie się „już nie dosłyszy człowieczego płakania ni żałosnego skrzybotu duszy wszelkiej...

...Tam zaś, gdzie ino pachnące lilie woną, gdzie kwietnie pola miodną słodkością szumią, gdzie ciekną rzeki gwiezdne po dnach barwionych rzęsiście, gdzie wieczny dzień.

...Tam zaś, gdzie ino ciche modlenie płynie i dymy pachnące wleką się cięgiem, jako te mgły, dzwonki brzęczą i organy cicho grają, i święta ofiara odprawuje się ciągle, i naród już bezgrzeszny, i aniołowie, i święci pośpiewują spólnie chwałę Pańską, w ten kościół święty, nieśmiertelny, Boży! Gdzie ino duszy człowiekowej modlić się a wzdychać, a płakać z radości i weselić się z Panem w wiek wieków” (Wł. St. Reymont Chłopi, koniec Części I). Ω