Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
śś. Kleta i Marcelina, papieży i męczenników [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 2/2019 (201)

ks. Szymon Bańka FSSPX

Od redakcji

Drodzy Czytelnicy!

Gdy w 1917 roku, na rok przed końcem pierwszej wojny światowej i odzyskaniem przez Polskę niepodległości, w Rzymie pod oknami bazyliki św. Piotra masoneria organizuje bluźniercze obchody dwustulecia swojego istnienia, gdy obnoszą oni sztandary przedstawiające św. Michała archanioła zdeptanego przez Lucyfera, wtedy młody Maksymilian Kolbe postanawia stworzyć organizację, która zrzesza dzieci Niepokalanej i pod jej płaszczem poprowadzi je do walki z postępującą na wszystkich obszarach rewolucją. Jako Polacy możemy być niezwykle dumni, że to wielkie dzieło mające stać się armią Niepokalanej, Jej rycerstwem, którym posłuży się Ona do starcia głowy pradawnego węża, jest dziełem syna polskiego narodu – św. Maksymiliana.

Żyjąc w tym przesiąkniętym rewolucją świecie, w którym dawno już zniszczony został katolicki porządek społeczny, wciąż na nowo musimy uświadamiać sobie, jak bardzo znajdujemy się w tym życiu „na terenie wroga”. Rewolucyjny świat stwarza bowiem pozory spokoju, chętnie usypia nas zapewnieniami o wolności i swobodzie praktykowania religii, jednocześnie zatruwając nasze umysły i umysły naszych dzieci podstępną i wszechobecną rewolucyjną propagandą. Masowa kultura, młodzieżowe „autorytety” i – co więcej – porządek społeczny przekonują nas, że nie ma obiektywnej prawdy, a więc, że nie ma też obiektywnych zasad moralnych i w ten sposób z miliardów dotykowych ekranów, stronic czasopism, ust celebrytów i eleganckich polityków wylewa się echo diabelskiego: „Nie będę służył”. Hasło to nie rozbrzmiewa potężnie, nie jest wykrzyczane w formie bojowego zawołania, jest raczej jak subtelne kłamstwo, które staje się motorem napędowym bardzo skomplikowanych działań, jest jak atmosfera, w której toczy się światowe życie, jest jak śmiertelna trucizna, która sama niewidoczna, krąży nieustannie w krwiobiegu świata i wywołuje coraz bardziej niebezpieczne choroby.

My, którzy zdajemy sobie z tego sprawę, nie możemy powiedzieć sobie: „jakoś to będzie”, nie możemy zamknąć się w kościołach i zakrystiach i próbować przetrwać. Musimy naśladować Pana naszego Jezusa Chrystusa, musimy podążać śladami Najświętszej Maryi Panny. Druga Osoba Trójcy Przenajświętszej, Pan nasz Jezus Chrystus, stał się człowiekiem, aby szukać tego co było zginęło. Jako dobry pasterz wyszedł szukać zagubionej owcy, przyszedł aby oddać swoje życie za zbawienie świata. Całe Jego ziemskie życie, czy to ukryte, czy czynne, przesiąknięte było tym jednym pragnieniem – zbawieniem dusz. Podobnie Najświętsza Maryja Panna, którą już księga Apokalipsy pokazuje nam jako Matkę wiernych dusz, jest tą, która zmiażdży głowę węża, która jest niebezpieczna jako wojsko uszykowane do boju. Jest Ona więc kochającą Matką, która troszczy się z całego serca o zbawienie dusz i hetmanką, która pokonuje wszelki grzech i błąd.

Jeśli więc chcemy naśladować naszego Boskiego Mistrza, jeśli chcemy wstąpić w ślady naszej Niebiańskiej Matki, to i my musimy rozpocząć walkę o zbawienie dusz. Walkę nieustanną i nieprzejednaną, a jednak taką, która nie koniecznie wymaga od nas wielkich zewnętrznych osiągnięć. Walkę, którą słusznie św. Maksymilian określa jako walkę za pomocą wszystkich dostępnych środków, byle godziwych. Walkę, która przemienia nasze zwykłe codzienne życie, bo oto możemy nasze codzienne trudy i cierpienia ofiarować Najświętszej Maryi Pannie ku zbawieniu dusz. Możemy zapełnić nasz pracowity dzień aktami strzelistymi: „O Maryjo bez grzechu poczęta…”, możemy naszą pracę, nasze słowa, a nawet nasz spoczynek, wszystko ofiarować Niepokalanej – ku zbawieniu dusz. Możemy rozdawać Cudowny Medalik, zaangażować się w miarę możliwości w propagowanie rycerstwa czy rekolekcji ignacjańskich.

Pamiętajmy przy tym, że najważniejsze jest, aby nasze serca były przepełnione Niepokalaną. Można mieć bowiem usta pełne pobożnych spraw i mądrych rad, a serce splamione tysiącem wad i bardzo odległe od naszego Pana. Baczmy przede wszystkim, abyśmy naprawdę byli zjednoczeni z Panem Jezusem, dbajmy o nasze osobiste uświęcenie poprzez przystępowanie do sakramentów i praktykowanie wszystkich cnót, a w sposób szczególny tej wyjątkowej cnoty naszej niebiańskiej Matki, czyli pokory. Musimy wystrzegać się pokusy, odwrócenia się od pracy nad naszymi błędami na rzecz „naprawiania świata”. Jeśli nasze serce nie będzie przepełnione Bożą łaską, jeśli nie będziemy stanowczo walczyli z naszymi wadami, będziemy bowiem „jako miedź brzęcząca, albo cymbał brzmiący” i może się okazać, że – pomimo, iż wiele o Niepokalanej mówimy – to i sami jesteśmy od Niej daleko i innych od niej przez nasze grzechy i wady oddalamy.

Drodzy Czytelnicy! Uciekajmy się do Najświętszej Maryi Panny! Prośmy Ją o nieustanną opiekę, aby Ona otwierała nasze oczy, abyśmy dostrzegali nasze błędy i grzechy, a w ten sposób uzyskali siłę do walki z nimi i stawiając im czoło przysłużyli się naszej Matce i Hetmance w Jej wielkiej walce, w której Ona ściera głowę pradawnego węża.