Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
dzień ferialny [4 kl.]
Zawsze Wierni nr 1/2023 (224)

Karol Kilijanek

Neokatechumenat. Więcej niż duszpasterstwo

Kościół zawsze dostrzegał potrzeby wiernych, szczególnie tych, którzy wymagali wzmożonej uwagi ze względu na zawiłe koleje ich losów. Każda dusza się liczyła, w każdej z nich był obecny Chrystus cierpiący, za każdą z nich z osobna Krew Przenajdroższą obficie lał Zbawiciel. W Palomeras Altas na przedmieściach Madrytu malarz i pisarz Kiko Argüello również odkrył wielu potrzebujących odnowy życia duchowego. Tak powstała Droga Neokatechumenalna.

Kościół tradycyjnie jest awangardą wszelkich niezbędnych zmian i stróżem niezmienności wszystkiego, co prawdziwe i nienaruszalne. W jego obrębie jest równie wielu rewolucjonistów, co konserwatystów – i wszyscy oni mogą czuć się wprost świetnie na gruncie doktryny katolickiej. Jak zauważyliśmy, są to tylko dwie opcje i, co wystarczało reformatorom, jak św. Franciszek czy św. Teresa z Avila, lub obrońcom Tradycji, jak abp Lefebvre, nie mogło zadowolić niespokojnych duchów w stylu Marcina Lutra. Osoby w typie niemieckiego herezjarchy były zbyt rewolucyjne jak na reformatorów i jednocześnie konserwatywne tak bardzo, że aż czasem popadali we wstecznictwo. I tak źle, i tak niedobrze. Dla takich przypadków Kościół, choć ze swej natury powszechny i niezwykle pojemny, nie oferował zadowalającej przestrzeni.

W czasach II Soboru Watykańskiego próbowano poprzez otwarcie na oścież kościelnych drzwi i okien wpuścić nieco świeżego powietrza do, jak się niektórym zdawało, zbyt szczelnie zamkniętej, katolickiej twierdzy. Skoro sam papież zaproponował wiosenne porządki, to niektórzy pomyśleli, że można też nieco poprzestawiać kościelne ściany. Nikt niestety nie zadbał o to, żeby przy całej tej roszadzie upewnić się, że Kościół pozostanie sobą, a gmach jego świętej nauki nie zawali się w gruzy. Z całą pewnością takim wiatrem zmian można też nazwać liczne wspólnoty duszpasterskie, które pojawiły się po Soborze.

Geneza Drogi Neokatechumenalnej

Francisco José Gómez Argüello Wirtz, zwany Kiko, pochodzi z hiszpańskiej rodziny katolickiej. Nie brakowało mu ani katolickiego wychowania w domu, ani katolickiej szkoły. Po tym, jak podczas studiów zaczął się obracać wśród marksistów, stracił wiarę. Materializm i egzystencjalizm, którymi został zainfekowany, nie wystarczały mu jednak i w dalszym ciągu poszukiwał prawdy o człowieku i Bogu, popadając w coraz trudniejsze stany psychiczne, łącznie z dopuszczeniem samobójstwa. Na całe szczęście – przeżył nawrócenie1.

Wrażliwa dusza artysty nie pozwoliła Kiko bezczynnie patrzeć na ludzką nędzę przeżywaną bez odniesienia do Absolutu. W cierpiących i biednych zobaczył Chrystusa ukrzyżowanego i postanowił nie tylko ich katechizować, ale również z nimi zamieszkać. W 1964 r. z gitarą w jednej ręce i Biblią w drugiej udał się do podmadryckiej dzielnicy biedy i przestępczości – Palomeras Altas, i tam zapoczątkował dzieło, które dziś znamy pod nazwą Drogi Neokatechumenalnej. Nie był w tym wszystkim sam.

Hiszpańska chemik i teolog, Carmen Hernández, niedoszła misjonarka, po dwóch latach (1963–1964) spędzonych w Izraelu na zgłębianiu żydowskiej kultury, wróciła do Madrytu, aby pracować wśród ubogich. Myślała też o wyjeździe na misje do Ameryki Południowej, gdzie miała katechizować górników z Boliwii. Niedługo później poznała Kiko. Stąd pozostał już tylko krok, aby znaleźć się wraz z nim wśród ubogich mieszkańców Palomeras Altas. Carmen nie zastanawiała się zbyt długo i dołączyła do Kiko i jego dzieła.

Zaangażowanie Kiko i Carmen nie uszło uwadze abp. Madrytu Casimiro Morcillo, który zachęcał ich do dzielenia się swoimi doświadczeniami w parafiach. Zostali też zaproszeni do Rzymu, gdzie z rozmaitym skutkiem głosili w parafiach swoją wizję ewangelizacji. Nie wszędzie byli przyjmowani z entuzjazmem, być może dlatego, że odnowa soborowa nie była jeszcze wtedy powszechnie znana i propagowana.

Istotą Drogi miało być wzrastanie w wierze za pomocą małych wspólnot, utworzonych przez osoby w różnym wieku, o różnym statusie społecznym i wykształceniu. Jak to wygląda w założeniu?

Katechezy te przez około 2 miesiące głosi na zaproszenie proboszcza ekipa świeckich, zawsze z prezbiterem. W ich trakcie celebruje się Liturgię Pokutną i Liturgię Słowa, podczas której uczestnikom wręcza się Biblię. Katechezy kończą się wyjazdem poza parafię na dwudniową konwiwencję, gdzie uczestnicy m.in. poprzez specjalne katechezy przygotowywani są do przeżywania Liturgii Eucharystii ze zrozumieniem pełni znaków. Na zakończenie, z chętnych osób zostaje zawiązana wspólnota, która potem gromadzi się dwa razy w tygodniu; na Liturgii Słowa i niedzielnej Eucharystii, sprawowanej z reguły w sobotę wieczorem. Katechiści powracają następnie okresowo, zwykle raz w roku, aby prowadzić różne przejścia itinerarium neokatechumenalnego, czuwać, aby przebiegało ono zgodnie z charyzmatem przekazanym przez inicjatorów i zatwierdzonym przez Kościół oraz dawać wskazania konieczne do rozwoju poszczególnych faz i etapów2.

W roku 2008, w uroczystość Zesłania Ducha Świętego, Stolica Apostolska zatwierdziła Statut Drogi, uznając Neokatechumenat za itinerarium (tzn. drogę) wtajemniczenia chrześcijańskiego dla ponownego odkrycia chrztu. Papieska Rada do spraw Świeckich dekretem z 26.12.2010 r. zatwierdziła Dyrektorium Katechetyczne Drogi Neokatechumenalnej. Droga, która powinna być rozumiana nie jako ruch, stowarzyszenie, ale jako metoda formacyjna, założona w 1964 r. w Madrycie, działa obecnie w 106 krajach i ma około 19 000 wspólnot. Do Polski dotarła w 1975 r. Działalność została zainaugurowana w Lublinie, w środowisku związanym z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim, dzięki staraniom ks. Alfreda Cholewińskiego SI3. Dziś w całej Polsce liczy ona około 1000 wspólnot4.

Carmen Hernández zmarła 19 lipca 2016 r. i została pochowana w seminarium Redemptoris Mater założonym przez Drogę w Madrycie. Trwa jej proces beatyfikacyjny. Zastąpiła ją Maria Ascension Romero.

Droga owocem Soboru

II Sobór Watykański (1962–1965) jest ważną cezurą w dziejach Kościoła. Niektórzy widzą w nim nowy świt Kościoła, przebudzenie się z wielowiekowego letargu, głęboki oddech, odświeżający każdy jego zakamarek, odmładzający go i nadający mu nowych sił w dążeniu w nowym kierunku nowymi ścieżkami. Wszystko miało być nowe, lepsze, przyjazne człowiekowi, przepełnione zrozumieniem jego potrzeb. Życzliwość Soboru miała być bezgraniczna, a droga Soboru, wzorowana na historii dobrego Samarytanina, sprawiła, że zderzenie religii Boga, który stał się człowiekiem, z religią człowieka, który czynił siebie bogiem, nie poskutkowało konfliktem i anatemą. Oto w Kościele miał nastać nowy humanizm, który sprawiał, że on również, nawet bardziej niż ktokolwiek inny, uznał kult człowieka5.

Jest też inna grupa, mniej liczna, która widzi w Soborze czynnik rozkładu Kościoła, widocznego w 2. połowie XX wieku i na początku wieku XXI. Droga Neokatechumenalna skupia w sobie siłę odnowy, zaproponowanej nie tylko przez sam Sobór, ale przede wszystkim, przez tzw. ducha Soboru, czyli słowo-wytrych, mające uzasadnić podejrzane z punktu widzenia doktryny katolickiej lub wręcz jej przeciwne zachowania i poglądy, których nie da się oprzeć w samych tylko tekstach dokumentów soborowych. Duch Soboru to wnioski wyciągane z nieścisłości i zmian wobec dotychczasowej nauki Kościoła, zapisanych w soborowych dekretach, jego twórcze rozwinięcie, lecz nie w kierunku, którego byśmy się spodziewali.

Sam Paweł VI nazwał Drogę owocem Soboru. Papieże, którzy nastąpili po nim, także wspierali dzieło Kiko i Carmen. Jan Paweł I, jeszcze jako patriarcha Wenecji, wprowadził Drogę do swojej diecezji. W 1990 r. Jan Paweł II pisał w liście Ogniqualvolta:

Uznaję Drogę Neokatechumenalną jako itinerarium formacji katolickiej ważne dla współczesnego społeczeństwa i dla naszych czasów. Życzę zatem, by Bracia w Biskupstwie doceniali i wspomagali – razem ze swymi prezbiterami – to dzieło nowej ewangelizacji, aby ono realizowało się zgodnie z liniami zaproponowanymi przez inicjatorów, w duchu posługi Ordynariuszowi miejsca i jedności z nim oraz w kontekście jedności Kościoła lokalnego z Kościołem Powszechnym.

Papież Polak widział w Drodze dzieło Ducha Świętego:

Wśród rzeczywistości zrodzonych przez Ducha Świętego w naszych czasach znajdują się Wspólnoty Neokatechumenalne […], których skuteczność dla odnowy życia chrześcijańskiego bywała honorowana przez mojego poprzednika Pawła VI jako owoc Soboru6.

Także Benedykt XVI niewiele różnił się w oficjalnie wyrażanych stanowiskach, choć za jego pontyfikatu można odnaleźć próby okiełznania najbardziej rażących poczynań Neokatechumenatu7. Papież Franciszek w 2014 r. podczas audiencji udzielonej członkom Drogi dziękował im za wszystko, co robią dla Kościoła i świata.

Przyglądając się Neokatechumenatowi, nie można nie ulec wrażeniu, że mocno opiera się na duchu Soboru. Nie byłoby w tym problemu, gdyby ów duch, ten kontekst interpretacyjny, nie był listkiem figowym, którym swą sromotę próbują zasłonić liczni wrogowie wiary katolickiej. Nikt właściwie nie wie, kędy wieje ten duch Soboru, a gdzie już jego chyżość ustaje. Nie szkodzi więc użyć go tam, gdzie oparcie w zasadach wiary katolickiej nie jest możliwe. Obserwując go, możemy też z całą pewnością stwierdzić, że katechizm jest dla niego za krótki, Kodeks kanoniczny niewystarczająco zniuansowany, a kościelna dyscyplina wymaga zdyscyplinowania, bo zanadto uwiera ludzką naturę.

Swoiste cechy Drogi Neokatechumenalnej

Na temat budzących wątpliwości elementów nauczania na różnych etapach Drogi napisano już co nie co. W polskiej literaturze przedmiotu mamy znane i cenione dzieła ks. Zoffolego, ks. Skotnickiego i ks. prof. Poradowskiego. W tych pracach wskazuje się przede wszystkim na odstąpienie od doktryny katolickiej, widoczne w działalności Kiko i Carmen. Internet także oferuje pewną liczbę opracowań dotyczących problemów z Neokatechumenatem. Również na łamach „Zawsze Wierni” temat błędów w formacji Drogi został już kilka lat temu poruszony8. Wydawać się może, że to wciąż niewiele, jeśli porównamy to do skali poparcia i otwartości, którym cieszy się w Kościele Neokatechumenat. Z jednej strony sprawa jest dość łatwa do sprawdzenia, ponieważ istnieją zapisy nauk Kiko i Carmen, co pozwala wykazać ich zgodność z doktryną Kościoła lub jej brak. Z drugiej, prosta na pierwszy rzut oka czynność, mało tego – już wykonana, chociażby przez ks. Zoffolego, nie spotyka się z dostateczną ilością uwagi ze strony najwyższych czynników kościelnych, na czele z papieżem. Sobór, jak wiadomo, nie zaowocował jedynie Neokatechumenatem, ale również duchowieństwem, uformowanym w soborowym duchu, które teraz milczy wobec zarzutów skierowanych pod adresem soborowego współowocu.

Kiko miał pracować wewnątrz Kościoła, dla Kościoła, głosząc naukę katolicką. Tego przynajmniej byśmy się spodziewali. Żeby tego dokonać, dobrze byłoby na początek wiedzieć, czym ten Kościół jest. U kościelnych reformatorów i nowatorów z gatunku Argüello i Hernández takie proste zadania nastręczają zwykle najwięcej trudu. Być może jest tak dla ich jasności, prostoty, bezpośredniości, a więc małej podatności na kluczenie po niezrozumiałych niuansach znaczeniowych, rozszerzanie kontekstów, jedność w różnorodności i hermeneutykę ciągłości… Oto grafika, znaleziona na jednym z blogów9, opisujących Neokatechumenat, która dobrze ilustruje historię Kościoła według Kiko:

Dla założyciela Neokatechumenatu po cesarzu Konstantynie Wielkim Kościół jakby zatracił własną tożsamość, uległ wpływom pogańskim i zaćmił własny blask. Pełnię chwały odzyskał dopiero u progu II Soboru Watykańskiego. To nie pierwszy raz w dziejach Kościoła, kiedy ktoś wycina część jego historii, argumentując to chęcią powrotu do pierwotnej czystości wiary. Podobne tendencje nazywa się archeologizmem. Ten popularny i prosty, acz niebezpieczny błąd stoi w sprzeczności ze słowami Chrystusa Pana o Kościele, którego nie przemogą bramy piekielne10, wyklucza możliwość istnienia Tradycji, jako źródła Objawienia oraz – gdyby to komuś jeszcze nie wystarczało – został potępiony przez Piusa XII w encyklice Mediator Dei. Dajmy jednak szansę panu Argüello. Być może jest na bakier z historią Kościoła, ale lepiej poradzi sobie z teologią? Kiko-teolog stwierdza: „Jeżeli jest misją Kościoła, by wszyscy do niego weszli, jakże Bóg mógłby pozwolić, że jest bardzo mało tych, którzy dzisiaj są w Kościele?”11 oraz: „[…] My tak myślimy o Kościele: bez tryumfalizmów, bez prozelityzmów, bez zamiaru zanoszenia Jezusa Chrystusa nie wiem już dokąd, ani żeby wszyscy do Kościoła wchodzili”12. Brzmi to, jakby lider Drogi nie widział potrzeby nawracania niewiernych do Kościoła. Jeśli tak, to albo nie dba o ich zbawienie, albo sądzi, że zbawić się można równie dobrze poza Kościołem. Jeśli przypomnimy sobie, że dla Soboru „liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy” są także obecne poza Kościołem13 oraz że Kościół Chrystusowy trwa w Kościele katolickim14, to nie powinniśmy się dziwić słowom Kiko. On tylko wyciąga wniosek z odnowy soborowej. Raczy się do woli jego owocami, a duch Soboru mówi przez niego. Dzisiaj nie musi być po katolicku, żeby było dobrze. Wystarczy, że będzie autentycznie. Zakładam, że Kiko jest autentyczny w tym, co mówi, nawet jeśli są to błędy.

Kościół, szczególnie po Soborze Trydenckim, był dla Kiko skostniałą formą nieczułą na wartość znaku (nie pytajmy jakiego znaku – Kiko to wie). Dopiero po Vaticanum II „wyszliśmy z unieruchomienia prawie całkowitego”15 – stwierdza. Czymże sobie ten szesnastowieczny sobór zasłużył na taką niechęć Kiko? Może walką z protestantyzmem, która z pewnością nie znajdowała uznania Hiszpana. Nic w tym zaskakującego. Ksiądz profesor Michał Poradowski bez ogródek zarzuca Kiko Argüello wyznawanie herezji, głównie protestanckich16. Jeśli tak jest, a będziemy to mogli z większym przekonaniem stwierdzić pod koniec tego artykułu, to nie dziwi, że Argüello i Hernández nie przepadają za Soborem Trydenckim.

Cóż może kryć się pod stwierdzeniem „wyznawać herezje protestanckie”? Można z pewnością wrzucić do tego piekielnego wora odrzucenie hierarchii kościelnej, zaprzeczanie ofiarnemu charakterowi Mszy Świętej, deprecjonowanie wartości spowiedzi indywidualnej, zaprzeczanie zasługującej wartości uczynków ludzkich, rozmywanie prawdy o przeistoczeniu, promowanie indywidualnej interpretacji Biblii. Jest to zestaw błędów najbardziej rzucających się w oczy i najcięższych. Protestantyzm przoduje w każdym z nich, niezależnie od tego, czy sam je wymyślił, czy tylko małpował po innych herezjach.

„Kościół nie jest zrzeszeniem jurydycznym, lecz sakramentalnym”, głosi Kiko. Jest on

tam, gdzie jest Duch Święty, Duch ożywiający Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego, gdzie jest nowy człowiek według Kazania na Górze. Gdzie to jest, tam jest Kościół17.

A co z kapłanami? Biskupami? Kiko tłumaczy, że

nie mamy też wcale kapłanów, jako osób, które oddzielamy od wszystkich innych, by w naszym imieniu nawiązywali kontakt z Bóstwem, ponieważ naszym kapłanem, tym, który wstawia się za nami, jest Chrystus18.

Te słowa pozwalają lepiej zrozumieć powtarzane w wielu miejscach i podkreślane także i przez ks. Skotnickiego, autora krytycznej książki o Drodze, doniesienia o marginalizowaniu i instrumentalnym traktowaniu księży we wspólnotach neokatechumenalnych19. W liście przytoczonym w książce ks. Skotnickiego pada nawet stwierdzenie o „modzie” na krytykowanie Kościoła panującej wśród uczestników Drogi20. Czy zatem nie ma jakiejś osoby kierującej wspólnotą? Jeśli nie uznaje się wyjątkowej roli kapłana, to czy ktoś zajmuje w Neokatechumenacie miejsce, które w katolickich wspólnotach piastuje ksiądz? Oddajmy głos Kiko: „Na tej drodze wspólnota będzie miała odpowiedzialnego świeckiego”21. Taki świecki katechista musi być osobą kluczową, skoro Kiko mówi o nim: „jeśli nie ma posłuszeństwa katechiście, nie ma też Drogi”22.

Marcin Luter, ojciec protestantyzmu, podchodził do grzechu zupełnie inaczej niż Kościół. Jeśli natura ludzka była zupełnie zniszczona, co Luter głosił, to grzech stawał się czymś naturalnym dla człowieka. Nic nie mogło oczyścić z grzechu ludzkich uczynków. Każdy z nich, choćby wydawał się najczystszy, był grzeszny. Stąd odrzucenie jakiejkolwiek wartości ludzkich czynów w kontekście zbawienia oraz pogląd o usprawiedliwieniu tylko przez wiarę. A co Kiko sądzi na ten temat i jak daleko jego poglądy stoją od herezji upadłego mnicha z Wittenbergi.

Kiko uważa, że nie da się obrazić Boga. Poza tym człowiek nie może czynić dobra, ponieważ „stał się niewolnikiem złego”23. Człowiek:

musi tylko kraść, wadzić się z innymi, być zawistnym, zazdrościć, itd. Nie może postępować inaczej. I nie ma w tym jego winy24.

Takie poglądy zdają się przypominać pogląd Lutra, który pisał:

Pan Bóg nie zbawia tych, którzy są grzesznikami na niby. Bądź grzesznikiem, i niech twoje grzechy będą wielkie (dosł.: „mocne”) (grzesz odważnie), ale niech twoje zaufanie pokładane w Chrystusie będzie większe (dosł.: „mocniejsze”), i raduj się w Chrystusie, który jest zwycięzcą nad grzechem, śmiercią i światem. Będziemy popełniać grzechy, jak długo jesteśmy na ziemi, bo to życie nie jest miejscem, gdzie mieszka sprawiedliwość. „My, jednakże”, mówi św. Piotr (2 P 3, 13) „oczekujemy, według obietnicy, nowego nieba i nowej ziemi, w których będzie mieszkała sprawiedliwość”25.

Takie rozumienie grzechu musi bezpośrednio wpływać na sakrament spowiedzi. Podobnie do protestantów Kiko lubi sięgać do źródeł w sposób specyficzny i mówi: „Kościół pierwotny nie miał spowiedzi […], jak my ją mamy dzisiaj”26. Jeśli Boga nie da się obrazić, to nie ma też po co skupiać się na rozgrzeszeniu. Kiko poucza neokatechumenów, że po Trydencie:

będzie się widziało skuteczność sakramentu pokuty głównie w odpuszczaniu grzechów, a absolucja stanie się absolutem. Dzięki takim praktykom spowiedź nabywa znaczenia magicznego, w którym absolucja, sama z siebie, wystarcza, by odpuścić grzechy. Absolucja odpuszcza ci grzechy i odtąd jesteś spokojny27.

Ten cytat uderza w sposób szczególny, ponieważ mamy tu do czynienia ze słowami człowieka, który ustawia się na pozycji tego, kto pomaga ludziom dotrzeć do dojrzałości w wierze chrześcijańskiej. Ostatnie cytowane zdanie o absolucji nie pozostawia wyboru. Niejako zmusza do odrzucenia pragnienia jej otrzymania, bo gdy jej pragniemy i gdy ją już otrzymamy, stajemy się tymi, którzy odchodzą w spokoju grzeszyć dalej; tymi, którzy sakrament praktykują na kształt obrzędów magicznych. Nie wspominając o niezbędnych warunkach zaistnienia sakramentu pokuty, jak żal za grzechy i szczere postanowienie poprawy, Kiko nie mówi już o tym, co katolik rozumie pod pojęciem spowiedzi. Kiko nie mówi po katolicku, ale wciąż, konsekwentnie po swojemu. Jeśli człowiek musi grzeszyć i zło jest dla niego normą, to nie ma co wspominać o prawdziwym żalu czy postanowieniu poprawy – one i tak będą obarczone nieprzezwyciężalnym złem, fałszem. „Ty się nie sprężaj, ty się nie wysilaj”28.

Pojęcie grzechu, natury ludzkiej i sakramentu pokuty nie są jedynymi elementami, w których Kiko przypomina Lutra. Wygląda na to, że Msza, czyli obrzęd, którego Luter nienawidził najbardziej, dla Kiko jest czymś innym niż dla katolików. Ma on szczególny problem z aspektem ofiarnym Mszy, który w jego przekonaniu został żywcem przeniesiony z pogaństwa i powinien zostać przezwyciężony:

Czyżby Bóg potrzebował krwi swego Syna, przelanej w ofierze, by się dać przebłagać? Lecz jakiegoż to Boga uroiliśmy sobie? Doszliśmy aż do tego, że nam się wydaje, iż wzorem bogów pogańskich Bóg uśmierzył swój gniew dzięki ofierze swojego Syna29.

Innymi słowy, Msza to już nie ofiara, ale „sakrament przejścia Jezusa Chrystusa od śmierci do zmartwychwstania”30. Zapał reformatorski Argüello nie oszczędził także rzeczywistej obecności Pana Jezusa w postaciach eucharystycznych:

W pewnym momencie […], dla przeciwstawienia się protestantom trzeba było podkreślić realną obecność. Ale w momencie, gdy to nie jest konieczne, nie trzeba przy tym się upierać.31

A skoro nie musimy się przy tym upierać i realna obecność to nic takiego, cóż dziwnego w tym, że Kiko wyciąga wniosek następujący: „Takiej kwestii, jak jakieś okruchy lub rzeczy tego typu, po prostu nie ma”32. Spieszę dodać, że te „okruchy” oznaczają partykuły Hostii po przeistoczeniu, czyli Ciało Pana Jezusa. Jak wiadomo, Neokatechumenat podczas swoich celebracji używa zwykłego chleba, który kruszy się przy dzieleniu go. Liczne okruszki, a zakładając ważne przeistoczenie, Ciało Pańskie – rozrzucane jest na wszystkie strony. Dla katolika nie do przyjęcia, ale dla kogoś, kto nie uważa realnej obecności Chrystusa pod postacią chleba za sprawę podstawową – nieistotne. Kiko ma też własne zdanie co do niedzielnej Mszy św. Nie uważa on, żeby niedziela była najodpowiedniejszym dniem, „w niedzielę bowiem jest już po święcie”33. To „Sobota ma w sobie znacznie więcej nastroju świątecznego”34. Kiko nie tylko nie ma ochoty wypełniać przepisów kościelnych i podążać za nauką katolicką. Także przykład Chrystusa, który Kościół stawia wiernym przed oczami, jest dla Kiko nieodpowiedni:

Jeśli Jezus Chrystus przyszedł, by dać nam wzór życia, jak mógł dać wzór tak wysoki, tak wzniosły, że nikt nie jest w stanie go osiągnąć?35

A miało być tak pięknie…

„Dla wielu katechezy te okażą się nowością, dla innych zgorszeniem”36, mówi Kiko zupełnie bez ogródek. Trafia tym w samo sedno. Dla wielu, w istocie, jego wynurzenia są zgorszeniem, ale nowością nie są zupełnie. Te same błędy już się w historii Kościoła zdarzały. Zły nie traci energii na wymyślanie ciągle to nowych herezji. Korzysta z dobrze już sprawdzonego i w każdych czasach działającego szablonu. Pozór podsycony ludzką pychą i podtrzymany jej córką – głupotą, zawsze działa z piekielną skutecznością.

Kiko powiedział: „Wy macie szczęście, żeście te rzeczy słyszeli, bo masa ludzi nadal trwa w nieświadomości”37. Czyż odrzucenie przez Lutra każdego osądu, nawet anielskiego38, nie przypomina słów Argüello? Jeśli probierzem świadomości wiary jest poznanie i, należy zakładać, przyjęcie punktu widzenia założyciela Drogi, to gdzie tu miejsce na wątpliwość, ocenę, a potem – nie daj Boże – odrzucenie jego nauki? Pozostawanie poza sferą jej oddziaływania byłoby pozostawaniem w nieświadomości, poza wiarą, poza światłem, poza zbawieniem.

Zakończenie

To prawda, co napisał Jan Paweł II w adhortacji Catechesi tradendae39, że wielu chrześcijan znajduje się w sytuacji katechumenów, że potrzebują pogłębienia wiary, może nawet nauczenia się jej od podstaw, i może faktycznie z dostosowaniem sposobu przekazu do ich możliwości, ale z pewnością bez najmniejszego naruszenia jej treści. Potrzebują wiary, a nie jej pozorów. To prawda, że potrzeba pogłębienia przeżycia chrztu i wzmocnienia wiary. Ma to być jednak chrzest w imię Trójcy Świętej i wiara katolicka, a nie konglomerat błędów protestanckich lub judaistycznych. Ważne i wartościowe doświadczenie, które można było zdobyć, pracując wśród ubogich – wrażliwość na ludzkie nieszczęście i wyzbycie się sentymentalnego podejścia do życia – mogło być nieocenioną pomocą i czynnikiem warunkującym wielki sukces duszpasterski Neokatechumenatu. Do doświadczenia i osobistych talentów – Kiko i Carmen powinni dodać tylko jedną i aż jedną rzecz: wiarę katolicką w całej jest czystości i wspaniałości. W istocie, Droga Neokatechumenalna jest czymś więcej niż duszpasterstwem: jest zagrożeniem zbawienia dusz.

Przypisy

  1. Nagranie pt. Kiko Arguello. Doświadczenie nawrócenia, https://www.youtube.com/watch?v=dEQc-efR074 [dostęp: 15.11.2022].
  2. https://archwwa.pl /wspolnota/droga-neokatechumenalna/ [dostęp: 23.12.2022].
  3. https://paulini.com.pl/droga-neokatechumenalna/ [dostęp: 23.12.2022].
  4. https://warszawa.paulini.pl/neokatechumenat/ [dostęp: 23.12.2022].
  5. Por. słowa Pawła VI na zakończenie Soboru, 7 grudnia 1965 r.
  6. https://neocatechumenaleiter.org/pl/slowa-papiezy/sw-jan-pawel-ii/list-jana-pawla-ii-do-biskupa-paula-josefa-cordesa-30-viii-1990/ [dostęp: 23.12.2022].
  7. Chodzi tutaj o list kard. Arinze z 1 grudnia 2005, który nakazywał dostosowanie najbardziej kontrowersyjnych wybryków Neokatechumenatu do praktyki Kościoła.
  8. https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/983 [dostęp: 23.12.2022].
  9. https://thoughtfulcatholic.com/?page_id=39463 [dostęp: 23.12.2022].
  10. Por. Mt 16, 18.
  11. Ks. E. Zoffoli CP, Czy „Droga” Neokatechumenatu jest prawowierna? Magisterium papieża a katecheza Kiko Argüello. Porównanie, przekład z oryginału włoskiego: ks. H. Czepułkowski , Wydawnictwo Antyk, Komorów 2006, s. 20.
  12. Tamże, s.21.
  13. II Sobór Watykański, Lumen gentium, 8.
  14. Tamże.
  15. Ks. Zoffoli, tamże, s. 24–25.
  16. Ks. M. Poradowski, Neokatechumenat, Wydawnictwo Wers, Wrocław 1995, s. 9.
  17. Tamże, s. 27.
  18. Tamże, s. 30.
  19. Ks. E. Skotnicki, Neokatechumenat – szansa czy zagrożenie dla Kościoła?, Edycja Petrus, Kielce 2000 r., s. 115, 119 oraz 172.
  20. Tamże, s. 115.
  21. Ks. Zoffoli, tamże, s. 32.
  22. Tamże.
  23. Tamże, s. 39.
  24. Tamże, s. 40.
  25. https://ewst.pl/events/grzech-to-tylko-zepsute-dobro-jak-grzeszyc-tak-smialo-jak-luter/ [23.12.2022].
  26. Tamże, s. 104.
  27. Tamże, s. 100.
  28. Ks. Skotnicki, dz. cyt., s 83; ks. Skotnicki przytacza te słowa, jako pewien leitmotiv neokatechumenów. W kontekście prezentowanych przez Neokatechumenat poglądów, jest to zupełnie zrozumiałe.
  29. Tamże, s. 53.
  30. Tamże, s. 59.
  31. Tamże, s. 73.
  32. Tamże, s. 74.
  33. Tamże, s. 127.
  34. Tamże, s. 127–128.
  35. Tamże, s. 115.
  36. Tamże, s. 127.
  37. Ks. Zoffoli, dz. cyt., s. 27.
  38. „Nie godzę się, aby nauka moja mogła podlegać czyjemukolwiek osądowi, nawet anielskiemu. Kto nie przyjmuje mojej nauki, nie może dojść do zbawienia.” Za: Sola haeresis, „Zawsze Wierni”, nr 1, 2001, https://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/347 [dostęp: 23.12.2022].
  39. https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/adhortacje/catechesi.html#m5 [dostęp: 23.12.2022].