Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Jana Chrzciciela de la Salle, wyznawcy [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 1/2024 (230)

ks. Piotr Dzierżak FSSPX

Od Redakcji

Drodzy Czytelnicy, jak wiadomo, świecki obyczaj łączy witanie nowego roku kalendarzowego z odpalaniem fajerwerków – tym razem redakcja dwumiesięcznika „Zawsze Wierni” uczyniła coś podobnego: bowiem AD 2024 rozpoczynamy prawdziwym teologicznym „fajerwerkiem”. Tematem niniejszego numeru uczyniliśmy konfrontację pomiędzy ekumenizmem a katolicką Tradycją, tym samym poświęcając łamy ZW dwóm zagadnieniom, które słusznie budzą największe emocje.

Zestawienie ekumenizmu (i jego naturalnego przedłużenia w postaci dialogu międzyreligijnego) z ortodoksyjnym katolicyzmem nie jest jednak podyktowane chęcią wywołania wśród Czytelników zaciekawienia przez nawiązanie do kwestii, które nieodmiennie cieszą się popularnością, chodzi tu – jak zwykle – o wielkie dobro duchowe.

Z jednej strony styczeń jest w Polsce miesiącem już tradycyjnie1 ekumenicznym, z drugiej jednak zadziwiające jest to, że ekumeniści („ekumaniacy”), mimo całej swej „ekumanii”, zawsze tak bardzo otwarci na wszelką heterodoksję, są jednocześnie nieodmiennie zamknięci na katolicką ortodoksję.

Warto zwrócić uwagę, że przypomina to sytuację, w której Kościół katolicki znajdował się w starożytnym, pogańskim Rzymie aż do czasu wydania w 313 r. edyktu tolerancyjnego (zwanego mediolańskim) cesarza Konstantyna I Wielkiego. Wówczas to katolicyzm z religii faktycznie zakazanej i – choć z przerwami – prześladowanej stał się najpierw dozwoloną, a w końcu nawet, dzięki cesarzowi Teodezjuszowi I Wielkiemu, państwową – na mocy tzw. edyktu tesalońskiego z 28 lutego 380 r. Wszystko to każe nam przypuszczać o niewątpliwie mającym (już wkrótce?) nadejść momencie rehabilitacji Tradycji także i w Rzymie.

Zapewne zanim będzie nam dane tego doczekać, posiadane przez nas cnoty wiary i nadziei oraz męstwa jeszcze nie raz będą przedmiotem ciężkich prób, dopuszczonych przez Opatrzność dla naszego duchowego dobra. By wyjść z nich zwycięsko, należy nie tylko trwać na modlitwie i korzystać z sakramentów świętych, ale także ciągle na nowo rozważać intelektualne źródła błędów ostatniego soboru – zwłaszcza największego i najgorszego z nich: ekumenizmu. A źródło to bije bardzo głęboko, wręcz u samych podstaw; jest nim bowiem herezja modernizmu.

Aby się o tym przekonać, przytoczmy treść encykliki przeciwko modernizmowi autorstwa wielkiego nauczyciela Kościoła i naszego niebieskiego patrona, św. Piusa X, który przedstawiając zawiłości teorii immanentyzmu, odpowiadającej (zdaniem modernistów) za kształtowanie się systemów religijnych, zauważa, że:

uczucie religijne, które w sposób powyższy wytryskuje z ciemnych głębin podświadomości przez immanencję życiową, jest zarodkiem każdej religii jako też gruntem tego wszystkiego, cokolwiek było lub będzie w religii (…). Tak powstały wszystkie religie, nawet nadprzyrodzona: są one, mianowicie, prostym wypływem owego uczucia religijnego. Niech się nikt nie spodziewa, żeby dla religii katolickiej miał tu być wyjątek; stawia się ją na równi ze wszystkimi innymi2.

I dalej:

Tymczasem zaś należy zauważyć, że teoria o doświadczeniu religijnym, połączona z teorią symbolizmu, prowadzi do uznania wszelkiej religii nawet pogańskiej za prawdziwą (…). I tu moderniści nie przeczą: jedni skrycie, inni otwarcie wyznają, że wszelkie religie są prawdziwe. Że inaczej myśleć nie można – to oczywista. Albowiem na jakiej podstawie mogą oni zarzucać tej lub owej religii fałsz, jeśli chcą zostać ze swoimi zasadami w zgodzie? (…) Co najwyżej, mogliby moderniści utrzymywać to jedno, że religia katolicka spośród różnych religii ma więcej prawdy, gdyż jest żywotniejsza, i że zasługuje bardziej, niż inne, na miano chrześcijańskiej, gdyż lepiej odpowiada początkom chrystianizmu3.

Jak jednak należy rozumieć twierdzenie mówiące o tym, że wszelkie religie są prawdziwe? Trzeba najpierw określić, czym w systemie modernistycznym jest prawda jako taka. Dla modernisty nie jest ona bynajmniej tym, czym pozostaje dla św. Tomasza4 (i każdego zdrowo myślącego człowieka), a więc pewnego rodzaju zgodnością zachodzącą między daną rzeczą a intelektem. Umysł skażony modernizmem przez prawdę rozumie coś zupełnie innego:

A żyć – to dowód prawdy dla modernistów, gdyż prawdę i życie uważają za jedno. Stąd znowu wnioskują: wszystkie religie, które trwają, są prawdziwe, bo nie żyłyby, gdyby nie były prawdziwymi5.

Oczywiście by różne, sprzeczne ze sobą systemy religijne pozostawały jednocześnie prawdziwe, potrzebne jest odrzucenie zasady niesprzeczności – ale i w tym umysły modernistów nie dostrzegają większego problemu:

Cóż wobec tego sądzą oni o dogmatach Kościoła świętego? Dogmaty zdaniem ich aż się roją od oczywistych sprzeczności; lecz – o ile logice życiowej się nie sprzeciwiają, nie stoją w sprzeczności i z prawdą symboliczną, bo czyż nieskończoność nie przybiera nieskończonej ilości form? A wszak się tu nie ma do czynienia z nieskończonością. Nawet pod tym względem w dowodzeniach i obronie posuwają się do tego stopnia, że nie cofają się przed twierdzeniem, iż najwyższym hołdem dla Nieskończonego jest stosowanie do Niego twierdzeń sprzecznych! A jeśli raz znalazło się usprawiedliwienie sprzeczności, czegóż nie można uprawnić?6

Jest tak dlatego, że zasada niesprzeczności jest podstawą, na której opiera się działanie intelektu. Jeśli zatem odrzuci się tę elementarną zasadę, wszystko staje się możliwe – łącznie z ekumenizmem!

U początku nowego roku Pańskiego pozostaje życzyć naszym wiernym Czytelnikom wszelkich łask od Niepokalanej, pogromczyni wszystkich herezji, której Niepokalane Serce w końcu zatriumfuje!

Przypisy

  1. Rzecz jasna w sensie nowych, posoborowych „tradycji”.
  2. Św. Pius X, Pascendi dominici gregis (1907), 11. Tekst polski za: https://is.gd/Pascendi_dominici_gregis/ [dostęp: 06.12.2023].
  3. Tamże, 16.
  4. Por. SCG I, c. 59.
  5. Św. Pius X, dz. cyt., 17.
  6. Tamże, 50.