Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
śś. Kleta i Marcelina, papieży i męczenników [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 3/2001 (40)

ks. Wiktor Cathrein SI

Ut unum sint

Konieczność przynależenia do Kościoła katolickiego

Bóg chce, by wszyscy ludzie wstępowali do Kościoła katolickiego

Wśród szerokich warstw jest dziś rozpowszechnione zapatrywanie, że przynależność do określonego Kościoła czy wyznania nie jest koniecznością; że można być prawdziwie religijnym, nie należąc bynajmniej do jakiejś pozytywnej religii. Spotykamy tę myśl już u Schillera w znanym dwuwierszu: „Pytasz mnie, jaką religię wyznaję? Żadnej ze wszystkich, jakie mi wyliczasz. A dlaczego żadnej? Z religijności”.

Gniewano się już, że misjonarze chrześcijańscy udają się do narodów pogańskich, by je nawracać do chrześcijaństwa. Czemu nie pozostawić ich w spokoju, by się zbawiali na swój sposób? Gdyby religia była jedynie kwestią uczucia, czy subiektywnego nastroju, jak to wielu dziś głosi, takie zapatrywanie byłoby słuszne. Ale chrystianizm występuje w ludzkości jako obiektywny czyn Boży, niezależny od subiektywnego mniemania i za taki chce być uznany. Chrystus, Syn Boży, nie jest tylko subiektywną ideą, lecz historyczną prawdą i rzeczywistością. Również założony prze niego i opatrzony jest posłannictwem Kościół katolicki nie jest tylko subiektywnym zjawiskiem. Jak Chrystus żył rzeczywiście, tak również żyje w rzeczywistości i Kościół i domaga się imieniem Chrystusa poddania się wszystkich ludzi. Nie ma żadnego innego imienia, w którym by ludzie mogli być zbawieni, poza imieniem Jezusa. Wszyscy ludzie przeto są zobowiązani przyłączyć się do Chrystusa i Jego Kościoła nie tylko wewnętrznie, ale i zewnętrznie, przez przyjęcie chrztu i poddanie się przykazaniom kościelnym. Samo przez się rozumie się, że przedtem musi im być głoszona Ewangelia i nauka Kościoła. Ale skoro tylko posiądą dostateczną wiadomość o wierze, obowiązani są pod karą potępienia przyłączyć się do Kościoła.

Wynika to jasno ze słów Chrystusa: „Idąc na wszystek świat, opowiadajcie Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 15–16). Kto tedy przepowiadanie apostołów i ich następców z wiarą przyjmuje, daje się ochrzcić i przez to staje się członkiem Kościoła, poddając się pod jego kierownictwo, ten będzie zbawiony; kto zaś nie wierzy, tzn. nauki Kościoła nie przyjmuje, ten będzie potępiony.

W podobnym znaczeniu mówi Chrystus: „Kto nie usłucha Kościoła, niechaj ci będzie jako poganin i celnik” (Mt 18, 17). Poganie, którzy ofiarowane sobie zbawienie odrzucają i publiczni grzesznicy, którzy bez pokuty umierają, tracą żywot wieczny. Im podobni są ci wszyscy, którzy nie poddają się Kościołowi, a tym bardziej ci, którzy nie chcą go uznać wysłańcem Bożym w rzeczach zbawienia. To znaczy gardzić Chrystusem samym, bo „kto was słucha, mnie słucha, kto wami gardzi, mną gardzi, kto zaś mną gardzi, gardzi Tym, który mię posłał” (Łk 10, 16). „Kto nie wierzy, już jest osądzony” (J 3, 18). Św. Paweł powiada, przeto o pewnym heretyku: „Wiedząc, iż jest wywrócony, który takowy jest i grzeszny, gdyż jest własnym sądem potępiony” (Tyt 3, 11).

Taką jest również nauka Ojców Kościoła. Św. Ignacy męczennik tak powiada: „Nie łudźcie się moi bracia; kto łączy się z takim, który schizmę powoduje, ten Królestwa Bożego nie odziedziczy”. A św. Ireneusz: „Pan wszystkich tych sądzić będzie, którzy się znajdują poza prawdą, tzn. poza Kościołem”. „Kto nie jest w arce Noego (Kościele), zginie w potopie” – mówi św. Hieronim. A św. Augustyn pisze: „Nikt nie może osiągnąć zbawienia i życia wiecznego, kto nie ma Chrystusa za głowę, kto nie znajduje się w jego ciele, którym jest Kościół”. Posłuchajmy jeszcze, jak naucza IV Sobór Laterański: „Jest tylko jeden jedyny Kościół powszechny, poza którym nikt nie może być zbawiony”.

Niekatolik nie może przeto się wymawiać: Bóg kazał mi urodzić się w tym wyznaniu, np. luterskim, anglikańskim, przeto nie wymaga ode mnie, bym zewnętrznie przyłączył się do Kościoła katolickiego. Takimi wymówkami mogliby zasłaniać się również poganie przed przyjęciem wiary chrześcijańskiej. Na wszystkich, którzy po rzetelnym zbadaniu rzeczy, poznali Kościół, jako prawdziwy, ciąży ścisły obowiązek, by również zewnętrznie do niego przystąpili.

Zapewne, że dla niejednego takie przejście może być trudne i bardzo trudne, może będzie wymagać heroicznych ofiar. Każdy, kto choć trochę rozejrzał się w literaturze nawróceń wie, jak to jest prawdziwe. Kto się urodził i wychował w wierze katolickiej, nie rozumie tej ofiary i ma wszelki powód, żeby dziękować Bogu za łaskę powołania do wiary i modlić się wiele za tych, którzy jeszcze daleko od Kościoła walczą z falami na burzliwym morzu zmiennych mniemań.

Znana autorka hrabina Ida Hahn-Hahn pisała po przejściu do Kościoła katolickiego:

Szczęśliwi jesteście wy wszyscy, którzy urodziliście się na łonie Kościoła, od kołyski związani z nim świętymi sakramentami, wcieleni w niego, jego substancją odżywiani! Szczęśliwi wy wszyscy, którzy może, jak ów chłopiec Samuel wyrośliście w przedsionku świątyni, w pełnym wiary uwielbieniu Boga, w miłosnym zachwycie na stopniach ołtarza i nigdy nie opuściliście świętego miejsca, albo natychmiast odnajdywaliście je po zgubie. Szczęśliwi wy wszyscy, którzy obok świętych zasad wiary i sumienia, otrzymaliście również dzięki łasce możność wykonywania ich w życiu, tak że w tej podróży po burzliwym i pełnym skał podwodnych morzu nie zabrakło wam nigdy ani busoli, ani żagli, ani balastu, ani kotwicy; wszystko, czego było wam potrzeba, mieliście każdej chwili pod ręką. Ale i ja szczęśliwa, żem otrzymała w jednej chwili to, czym wy cieszyliście się przez całe życie. Bo jeśli wy mieliście przywilej posiadania od dawna skarbów łaski Bożej, to i ja mam to wielkie szczęście, że nie otrzymałam go w półśnie dzieciństwa, lecz w pełni świadomości, a to jest mniej więcej tyle, co z żebraczki stać się królową.

Ale chociaż ludziom wychowanym w innych wyznaniach bardzo trudno przychodzi nawrócenie się na katolicyzm, jeżeli raz z pewnością poznają oni prawdę, powinni za nią pójść. Przynależność do Kościoła katolickiego jest zwyczajną, przez Boga wyznaczoną drogą do wiecznego szczęścia. Bo jedynie Kościół posiada wszystkie środki, potrzebne ludziom do uświęcenia. Człowiek nie ochrzczony, nie jest zdolny do przyjęcia ustanowionych przez Chrystusa sakramentów bierzmowania, pokuty, Ciała i Krwi Pańskiej itd. A przez chrzest wstępuje człowiek do Kościoła i staje się jego członkiem, chociażby nawet nie znał właściwych tego sakramentu skutków. Jedynie też w Kościele mamy czystą, nie sfałszowaną naukę i niezliczone środki łaski, bez których w zwykłym porządku rzeczy byłoby bardzo trudno osiągnąć zbawienie. Właśnie dlatego Chrystus przyozdobił swój Kościół oczywistymi znakami prawdy, by wszyscy ludzie łatwo mogli poznać jego prawdziwość.

Jest więc tak, jak naucza Sobór Watykański:

Abyśmy obowiązkowi przyjęcia prawdziwej wiary i wytrwania w niej na stałe zadość uczynić mogli, przez swego Jednorodzonego Syna założył Bóg Kościół i wyposażył go w oczywiste znaki swojego dzieła, aby jako stróż i nauczyciel objawionej prawdy mógł być przez wszystkich poznany. Jedynie bowiem w katolickim Kościele znajdują się te liczne i przedziwne właściwości, które Bóg w tym celu nadał, aby wiarę chrześcijańską w oczywisty sposób uwiarygodnić. Zresztą Kościół sam przez się jest potężnym motywem do wierzenia i przekonywującym dowodem Boskiego swego posłannictwa, a to dzięki swemu przedziwnemu rozpowszechnieniu, wybitnej świętości, niewyczerpanej płodności we wszelkie dobro, katolickiej jedności i niezwyciężonej stałości.

Ta nauka Soboru odpowiada też na pytanie, jak katolik nawet bez głębszych studiów apologetycznych do poznania prawdziwości swej wiary dojść może. Naukowe badanie nie jest bynajmniej jedyną drogą do prawdy. Zapewne, kto ma czas, sposobność i należyte przygotowanie, ten powinien dzisiaj starać się i naukowo zrozumieć podstawy swej wiary, by sobie i innym mógł zdać sprawę dlaczego wierzy. Jeżeli jednak ktoś dla tego czy innego powodu na takie gruntowne studia zdobyć by się nie mógł, mimo to może, o ile uczył się choć trochę religii, z całą pewnością poznać prawdziwość Kościoła katolickiego, gdyż Boskie jego pochodzenie tak jasnymi głoskami wypisane jest na jego czole, że każdy łatwo zda sobie z niego sprawę. Zwłaszcza na katolikach, którzy praktykują swą wiarę, sprawdza się to, co powiedział Pan Jezus: „Jeśli kto będzie chciał czynić wolę Jego (Ojca niebieskiego), dowie się o nauce, jeśli jest z Boga” (J 7, 17).

Czy poza Kościołem nie ma zbawienia?

Czyż więc pójdą na potępienie wszyscy, którzy w chwili zgonu nie są w zewnętrznej łączności z Kościołem? Bynajmniej. Nawet dorosły, który dlatego jest poza Kościołem, że go nie zna, może wewnętrznie do Kościoła należeć, jeśli tylko serio chce spełnić wszystko, czego Bóg do osiągnięcia zbawienia wymaga; a więc jeśli gotów jest wstąpić do Kościoła, byle tylko poznał, że on jest prawdziwym. Bóg pragnie, by wszyscy ludzie byli zbawieni i dla zasług Chrystusowych daje wszystkim, którzy przyszli do używania rozumu dostateczne łaski. Chrystus, jak powiada św. Jan Apostoł, „oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego” (J 1, 9). Kto z łaską wiernie współdziała, ten nie zginie, poręcza to wola Boża, która pragnie zbawienia wszystkich. To odnosi się do każdego człowieka, ale w szczególniejszy sposób do tych, którzy mają wiarę chrześcijańską, chociażby przypadkiem nie byli ochrzczeni. Temu bowiem, kto żyje w dobrej wierze co do swej religii, łatwiej jest przy pomocy Bożej obudzić akt doskonałego żalu czy doskonałej miłości i w ten sposób zdobyć sobie stan łaski poświęcającej i wejść na drogę do zbawienia wiodącą.

Jeżeli zaś ktoś ma nie tylko wiarę chrześcijańską, lecz również jest ważnie ochrzczony, choćby nawet w wyznaniu niekatolickim, jak długo nie popełnia grzechów ciężkich, jest w stanie łaski uświęcającej; a nawet wtedy, gdy ją przez grzech utraci, mocą chrztu zawsze należy prawnie przynajmniej w jakiś sposób do ciała Kościoła, jak to już przedtem nadmieniliśmy. Według św. Pawła „w jednym Duchu my wszyscy w jedno ciało jesteśmy ochrzczeni” (1 Kor 12, 13), tzn. przez chrzest staliśmy się członkami ciała Chrystusowego. Ciałem zaś Chrystusa jest Kościół. W doskonalszym jeszcze znaczeniu są członkami Kościoła ci, którzy nie tylko są ochrzczeni, lecz i zewnętrznie należą do jedności Kościoła, poddają się pod jego kierownictwo, biorą udział w jego sakramentach i innych środkach łaski. W najdoskonalszym znaczeniu wreszcie członkami Kościoła są ci, którzy nie tylko zewnętrznie do łączności z Kościołem należą, lecz także są ściśle związani z Chrystusem przez posiadanie łaski uświęcającej. Są to członki żywe w ciele Chrystusowym, które na wzór swej głowy chwalebnie zmartwychwstaną i na wieki żyć będą.

A jak nie wszyscy ci będą potępieni, którzy zewnętrznie do łączności z Kościołem nie należą, tak również nie wszyscy będą zbawieni, którzy żyją w Kościele. Sama przynależność do Kościoła nie wystarcza do zbawienia, chociaż jest ona normalną do wiecznego szczęścia, przez Boga wyznaczoną, drogą.

Akatolicy zarzucają Kościołowi, że uważa siebie wyłącznie za Kościół zbawienny; jest to jednak konieczna konsekwencja jego Boskiego posłannictwa. Chrystus założył jeden tylko Kościół, przez który chce prowadzić ludzi do zbawienia, a jest nim Kościół rzymskokatolicki. I właśnie dlatego, że ma on świadomość swego boskiego posłannictwa i wie, że żadne inne wyznanie chrześcijańskie tego posłannictwa nie posiada, musi się uważać za jedynie uświęcający a wszelkim sektom tego odmawiać. W Anglii długi czas broniono teorii o trzech równouprawnionych gałęziach jednego prawdziwego Kościoła. Jeden prawdziwy Kościół, mówiono, ukształtował się na trojaki sposób; jako orientalny (prawosławny), rzymski i anglikański, a wszystkie te trzy społeczności są równouprawnione, jakby trzy siostry. Również i w Niemczech mówiono o ewangelickim i katolickim Kościele, jako o „Kościołach bratnich”. Ale nie ma Kościołów równouprawnionych i bratnich. Chrystus założył jeden tylko Kościół, i ufundował go na skale Piotrowej. Wszelkie społeczności religijne, które nie stoją na tej skale, nie należą do prawdziwego Kościoła. Oderwane od ośrodka jedności, błąkają się po manowcach.

Tę naukę po wiele razy ogłosił Pius IX. W allokucji Singulari quadam z 4 grudnia 1854 r. powiedział:

Jest to prawda wiary, której silnie trzymać się należy, że poza Kościołem apostolskim, rzymskim, nikt zbawić się nie może, on bowiem jest jedyną arką zbawienia i kto do niego się nie schroni, zatonie w potopie.

Tę samą naukę wygłosił Pius IX w Syllabusie, potępiając dwa (16. i 17.) następujące zdania:

*Przez praktykowanie jakiejkolwiek religii mogą ludzie znaleźć drogę do wiecznego zbawienia i to wieczne zbawienie osiągnąć.

*Trzeba mieć co najmniej jak najlepszą nadzieję co do wiecznego zbawienia tych wszystkich, którzy żyją poza prawdziwym Kościołem Jezusa Chrystusa.

Jak zaś to rozumieć, wyjaśnia tenże papież w swym piśmie z 10 sierpnia 1863 r. do biskupów włoskich. Najpierw potępia on i w tym piśmie zapatrywanie, że wiekuiste życie mogą osiągnąć ci, którzy żyją w oderwaniu od prawdziwej wiary i katolickiej jedności. Ale potem dodaje:

Wiadomo nam i wam, że ci, co znajdują się w zupełnej nieświadomości co do naszej najświętszej wiary, a przy tym zachowując wiernie naturalne prawo moralne i jego przykazania wyryte niejako na sercach wszystkich przez Boga, zawsze gotowi są Boga słuchać, przy pomocy Bożego światła i dzielnej siły łaski mogą osiągnąć wiekuiste życie. Bóg bowiem, który przegląda i bada najtajniejsze uczucia, myśli i usposobienia wszystkich, nie dopuści w swej najwyższej dobroci i miłosierdziu, by był skazany na męki wieczne ten, który żadnej dobrowolnej winy nie ma na sumieniu.

Ponieważ Kościół jest zwyczajną drogą do Nieba, a poza Kościołem bardzo trudno osiągnąć zbawienie, Kościół nauczający, tj. papież, a w odpowiedniej mierze i biskupi mają ścisły obowiązek sami, czy też przez swych zastępców, wedle sił swoich głosić i szerzyć Ewangelię. Kościół nauczający został zobowiązany do tego nakazem Chrystusa Pana: „Idźcie i nauczając wszystkie narody, głoście Ewangelię wszemu stworzeniu, uczcie ich zachowywać wszystko, co wam kiedykolwiek powiedziałem”. Albo: „Weźmiecie moc Ducha Świętego, który przyjdzie na was i będziecie mi świadkami w Jeruzalem i we wszystkiej żydowskiej ziemi i w Samarii i aż na kraj ziemi” (Dz Ap 1, 8). „Bo jeśli Ewangelię będę opowiadał, nie mam chluby, bo mię potrzeba przyciska, albowiem biada mi, jeślibym Ewangelii nie przepowiadał” (1 Kor 9, 16).

To posłannictwo do głoszenia Ewangelii przeszło od Piotra i apostołów na ich następców, papieży i biskupów. Na papieżu dąży obowiązek głoszenia Ewangelii po całym świecie, na poszczególnych biskupach, w powierzonych im diecezjach.

Ale i prawo miłości również obowiązuje wszystkich członków Kościoła do uczestniczenia w miarę sił, stosownie do stanu i okoliczności w głoszeniu Ewangelii, przynajmniej przez wspomaganie tych, którzy wprost powołani są od Boga do tego dzieła. Ω

Niniejszy artykuł jest fragmentem książki Po co katolikowi Kościół?, dostępnej w księgarni internetowej Te Deum.