Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
śś. Kleta i Marcelina, papieży i męczenników [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 6/2002 (49)

Krzysztof Ferrara

Podtrzymując wielką fasadę

Wprowadzanie nowinek w Kościele nie jest sprawą łatwą – wymaga ścisłej współpracy pomiędzy watykańskimi innowatorami i ich apologetami w nowokatolickim establishmencie. Watykan wprowadza kolejne nowe pomysły: nowy ryt Mszy spreparowany przy pomocy protestantów, ministrantki, spotkania modlitewne z szamanami etc., a nowokatoliccy apologeci angażują wszystkie swe siły w obronę tych „osiągnięć”. Jeśli nowinka jest tak skandaliczna, że nawet nowokatolikom trudno ją przyjąć, można zwalić winę na kozła ofiarnego spoza Watykanu albo anonimowych „liberałów”, albo – co częściej ma miejsce – na jakiegoś księdza, biskupa czy kardynała, który robi w rzeczywistości jedynie to, co Watykan aprobuje, a nawet do czego zachęca. Wszystko to ma na celu odwrócenie uwagi wiernych od faktu, że chaos w posoborowym Kościele zapoczątkowany został niemal w całości przez działania i zaniedbania administracji watykańskiej, włączając w to samych soborowych papieży.

Doskonałym przykładem tego zachowania jest niedawne potępienie kard. George’a w pewnym nowokatolickim piś­mie – nazwijmy je „The Wanderer” – za wzięcie udziału w indiańskiej ceremonii „oczyszczenia” w Toronto podczas Światowego Dnia Młodzieży. Oburzony felietonista „Wanderera” – nazwijmy go Karol Maurer – donosi, że Kardynał, ubrany w spodnie z koziej skóry, pozwolił świeckiemu zbliżyć się do ołtarza z muszlą pełną tlącej się mieszanki trzciny, szałwi, tytoniu i cedru, których dym Kardynał zagarniał ku sobie. Maurer (cytując „Chicago Sunday Times”) zauważa z widoczną ironią, że „tlące się zioła miały rzekomo oczyścić oczy, uszy, usta i ciało”. Co więcej, konkluduje, że „uczestnictwo kard. Georgie w pogańskim indiańskim rytuale jest zniewagą” wobec jezuickich męczenników, „którzy zginęli próbując wyrwać Indian z pogaństwa, które kard. George koncelebrował”. Tekst kończy się retorycznym pytaniem, które pasuje raczej do „The Remnant”:

Oto Kościół katolicki trzeciego tysiąclecia, w którym poganie, szamani i czarownicy zapraszani są do ołtarza Wielkiego Ojca w Niebie jako bracia w wierze! Czy to jest Kościół katolicki, nazywający sam siebie niegdyś śmiało Kościołem Męczenników?

„The Wanderer” zapomina jednak wspomnieć, że kard. George naśladował jedynie przykład samego Papieża. Podczas wizyty w Kanadzie w roku 1984 Jan Paweł II uczestniczył w takim samym rytuale „oczyszczenia” trzciną, jakie Maurer trafnie potępia jako zniewagę wobec północnoamerykańskich męczenników. Na stronie internetowej Saint Anthony’s Messenger, znanej ze swego schlebiania Papieżowi, znajdujemy następujący opis tego wydarzenia:

W Midland w stanie Ontario [Papież] zachęcał do integracji ceremonii starożytnych religii miejscowych z kultem chrześcijańskim, cytując Catechesi tradendae, mówiącą o dopomaganiu (wszystkim ludziom – przyp. tłum.) w wydobywaniu z ich własnej żywej tradycji oryginalnych znaczeń chrześcijańskiego życia, sprawowania liturgii i sposobu myślenia.

Papież wcielił te słowa w czyn i wziął udział w jednym z takich obrzędów – w trzcinowej ceremonii oczyszczenia, gdzie okadzenie dymem postrzegane jest jako „rytualne odrodzenie”.

Również kilka tygodni temu, w trakcie poważnie „zinkulturowanej” liturgii w Meksyku, podczas której dokonał beatyfikacji Jana Bautista i Hiacynta de Los Angeles, Papież uczestniczył w azteckim rytuale oczyszczenia. Pozwolił wówczas Indiance zbliżyć się do siebie w sanktuarium i naznaczyć zwęglonymi ziołami, mającymi go oczyścić oraz wypędzić złe duchy. Jak wspomniałem w moim ostatnim artykule w „The Remnant”1, Rajmund Arroyo z EWTN zachwalał ten bezprecedensowy udział w pogańskich przesądach jako „uświęcanie tego, co pogańskie”. (...) Tak więc, wg nowokatolickiej logiki, pamięć katolickich męczenników znieważana jest tylko wówczas, kiedy to kardynałowie zezwalają na włączenie pogańskich rytuałów do katolickiego kultu, ale kiedy zezwala na to Papież, męczennicy w niebie radują się z tak cudownego wzbogacenia liturgii. Jak zawsze w systemie nowokatolickim, Papież jest w cudowny sposób wyłączony ze standardów zachowania, obowiązujących resztę hierarchii.

Nowokatolicki establishment potępia więc kard. George’a za robienie tego, co robi Papież, podczas gdy chwali Papieża za robienie tego, co robi kard. George! Więcej nawet, nowokatolicy krzyczą o „nagonce na Papieża” wówczas, gdy tradycjonaliści podnoszą zastrzeżenia do papieskiego zachowania identyczne z obiekcjami samych nowokatolików wobec tak samo zachowujących się lokalnych dostojników Kościoła. Trudno o bardziej niekonsekwentną postawę. Lenin byłby zachwycony takimi pożytecznymi idiotami. (W rzeczywistości porównanie nowokatolickiego establishmentu do „pożytecznych idiotów” Lenina jest przejawem pobłażliwości. W innym przypadku trzeba by założyć, że mamy do czynienia nie z uległymi naiwniakami, ale z na zimno kalkulującymi hipokrytami, którzy bardzo dobrze wie­dzą, że są niekonsekwentni.)

Droga do apostazji

Tę samą postawę widzimy również w relacjach prasowych z Konferencji Biskupów USA nt. wydanego niedawno dokumentu odrzucającego boskie posłannictwo Kościoła w stosunku do żydów i twierdzącego, że Stare Przymierze zachowało dla nich moc zbawczą. Kilka poniższych cytatów z owego dokumentu, zatytułowanego Refleksje o przymierzu i misji, pokazuje jego bezsprzecznie heretycki charakter:

Pogłębiające się uznanie przez katolików wiecznego (charakteru – przyp. tłum.) przymierza pomiędzy Bogiem a narodem żydowskim, połączone z uznaniem nadanej przez Niego żydom misji świadczenia o Jego wiernej miłości prowadzi do wniosku, że akcje, mające na celu nawrócenie żydów na chrześcijaństwo, nie mają już teologicznego uzasadnienia dla Kościoła katolickiego.

Uznanie, w okresie po Nostra aetate, ciągłości przymierza narodu żydowskiego z Bogiem, skłania do bezprecedensowego w historii chrześcijaństwa szacunku dla pobiblijnej czyli rabinicznej tradycji żydowskiej.

Kościół katolicki uznał, że swą misję przygotowania świata na przyjście Królestwa Bożego dzieli z narodem żydowskim, nawet jeśli żydzi nie wyobrażają sobie tego zadania chrystologicznie tak, jak Kościół. (...)

Kościół postrzega, że żydowska misja ad gentes trwa. Jest to misja, którą również Kościół wykonuje na swój własny sposób, zgodnie ze swym rozumieniem przymierza. Przykazanie zmartwychwstałego Jezusa z Ewangelii św. Mateusza (28, 19), by nauczać „wszystkie narody” (gr. ethne = hebr. goim – ‘narody inne niż Izrael’) oznacza, że Kościół musi nieść światu świadectwo Dobrej Nowiny o Chrystusie, by przygotować świat na pełnię Królestwa Bożego. Jednak to zadanie ewangelizacji nie obejmuje już nawracania z wiary żydowskiej na chrześcijaństwo, które wyeliminowałoby oddzielne świadectwo żydów o Bogu żydów w ludzkiej historii. Tak więc Kościół katolicki, szanując zbawcze dzieło Chrystusa jako centralne wydarzenie dla ludzkiego zbawienia względem wszystkich, uznaje również, że żydzi już teraz znajdują się w zbawczym przymierzu z Bogiem. (...)

[Kościół katolicki] przyznaje dziś, że również żydzi są wezwani przez Boga do przygotowania świata na przyjście Jego Królestwa. Ich świadectwo (...), które nie pochodzi z doświadczenia (...) Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, nie może być unicestwione przez próby nawrócenia narodu żydowskiego na chrześcijaństwo. Oddzielne świadectwo żydów musi być podtrzymywane, jeśli katolicy i żydzi mają być naprawdę, jak to przewidział Jan Paweł II, błogosławieństwem dla siebie nawzajem.

Cytowane fragmenty w sposób wyraźny przeczą nauczaniu de fide Magisterium, że żydzi (podobnie jak heretycy, poganie i schizmatycy) nie mogą być zbawieni poza Kościołem katolickim i że prawo mojżeszowe i obrzędy żydowskie nie mają już mocy zbawczej, ale stały się od momentu ogłoszenia Ewangelii właściwie przeszkodami do zbawienia (vide Sobór Florencki i bulla Cantata Domino, Dz 703 i 714). (...)

Wspomniany dokument powstał przy współudziale kard. Wilhelma Keelera, arcybiskupa Baltimore, najstarszej stolicy biskupiej w USA. Arcybiskup Baltimore tradycyjnie uważany jest za de facto patriarchę Ameryki. (...) W dniu, kiedy dokument ten został opublikowany, Keeler nazwał go

znaczącym krokiem naprzód w dialogu pomiędzy Kościołem katolickim a społecznością żydowską w tym kraju (...) Widać tu wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej, zasadniczą zgodność (sic!) przy równie znaczących (sic!) różnicach, pomiędzy chrześcijańskim i żydowskim pojmowaniem Bożego wezwania obu naszych ludów do dawania zgodnego świadectwa o Nim światu (...) („Boston Globe” z 13 sierpnia 2002 r.)

Innymi słowy, kard. Keeler gorąco popiera Refleksje, odrzucające stałe nauczanie Kościoła przed Vaticanum II. Nie zadał sobie nawet trudu pogodzenia ich z odwiecznym Magisterium, nie powiedział, że ostatnia nowinka była w zarodku obecna w przedsoborowym nauczaniu. Dokument ten stwierdza po prostu, że Kościół „doszedł do uznania” doktryny diametralnie przeciwnej temu, czego nauczał przez ponad 19 wieków. Żaden amerykański biskup nie zdobył się na protest wobec Refleksji ani wobec poparcia dla nich kard. Keelera.

Posłuszni nowokatoliccy komentatorzy próbowali wyjaśnić kolejną posoborową kapitulację wobec „ducha czasu”. Modernistyczna agencja informacyjna Catholic World News określiła Refleksje jako „roboczy dokument podkomisji Konferencji Biskupów USA”, przechodząc do porządku dziennego nad publicznym poparciem kard. Keelera dla tego „wielkiego osiągnięcia Kościoła katolickiego w USA”. Sprawozdania EWTN i agencji Zenith sformułowane były w podobny sposób. Ekspert teologiczny EWTN, ks. Jan Echert, przyznając, że fragmenty Refleksjiuderzały [go] jako sprzeczne z Objawieniem”, i dodając, że „dokument ów jest żenujący” skonkludował: „Jeśli dokument taki jak ten zyskuje aprobatę (biskupów – przyp. tłum.), poważnie zastanawiam się, czy nie mamy do czynienia z jednym ze znaków zwiastujących koniec czasów, mianowicie apostazją”.

Jednak nowokatoliccy komentatorzy będą „zastanawiać się” nad „możliwością” apostazji w obrębie hierarchii jedynie wtedy, jeśli biskupi przegłosują zatwierdzenie herezji głoszonych przez swych przedstawicieli z komisji katolicko-żydowskich. O publicznym poparciu kard. Keelera dla dokumentu odrzucającego nauczanie Kościoła de fide – oczywiście ani słowa. Tak więc, kiedy jeden z czołowych kardynałów publicznie popiera obiektywnie heretycki dokument, który oburza wiernych katolików na całym świecie, nowokatolicki establishment zachowuje bojaźliwe milczenie lub poszukuje jakichś pomniejszających jego znaczenie wyjaśnień. Ale kiedy świeccy tradycjonaliści, pisząc na łamach pism o ograniczonym zasięgu, prezentują upraw­niony krytycyzm wobec posoborowych nowinek, które nie są właśnie de fide, ten sam nowokatolicki establishment uderza na alarm, potępiając ich jako „schizmatyków”. Ten rodzaj zachowania jest dokładnie tym, co czyni użytecznych idiotów tak pożytecznymi dla rewolucji.

Wilhelm Ryan z Biura Informacyjnego Konferencji Episkopatu USA powiadomił mnie osobiście, że Refleksje nie są „wersją roboczą”, ale końcową dokumentu Komisji ds. Ekumenizmu i Dialogu Międzyreligijnego Konferencji Episkopatu. Dodał: „Nie słyszałem żadnego biskupa mówiącego, że to oświadczenie nie oddaje jego punktu widzenia”. Trzeba tu zauważyć, że kard. Keeler nie jest jedynym amerykańskim kardynałem publicznie odrzucającym tradycyjne nauczanie Kościoła o Starym Przymierzu. Kard. George oświadczył na łamach swego archidiecezjalnego pisma, że „Kościół również grzeszył w stosunku do żydów, przede wszystkim nauczając, że Boże przymierze z Izraelem nie jest ważne (...). Tak jest, jeden z najważniejszych kardynałów głosi otwarcie, że „Kościół zgrzeszył w swoim nauczaniu”! Jest to ten sam prałat, którego nowokatolicki establishment traktuje jako zagorzałego konserwatystę... (...) Oto, jaka jest rola pożytecznych idiotów w posoborowej rewolucji.

W obliczu burzy protestów ze strony oburzonych katolików, kard. Keeler wykonał klasyczny manewr, znany od czasu Soboru. 16 sierpnia, stanowczo przecząc oświadczeniu Ryana, wydał oświadczenie prasowe, w którym stwierdził, że

Refleksje nie prezentują oficjalnego stanowiska Konferencji Episkopatu USA ani Komisji ds. Ekumenizmu i Dialogu Międzyreligijnego. Celem publikacji tych rozważań jest zachęta do poważnej refleksji na wspomniane tematy ze strony żydów i katolików w USA.

Stwierdzono więc ni mniej ni więcej, że Konferencja Biskupów zachęca katolików do refleksji nad dokumentem nieoficjalnie promującym herezje. Organy prasowe nowokatolików wykorzystały to śmieszne oświadczenie jako dowód, że Refleksje nie są w rzeczywistości czymś, czym trzeba by się martwić. 21 sierpnia EWTN donosiło: „Kardynał publikuje wyjaśnienie odnośnie do ewangelizacji żydów”. Wyjaśnienie? Jakie wyjaśnienie? Kard. Keeler, próbując po prostu uniknąć odpowiedzialności za poparcie dla herezji, nie wyjaśnił, a tym bardziej nie odwołał ani jednego słowa ze wspomnianego dokumentu. Oświadczenie prasowe stwierdza jedynie, że Refleksje przedstawia raczej „rozważania” niż „oficjalne stanowisko”, tak jakby herezja mogła przestać być herezją przez nazwanie jej refleksją. Czy jednak Kardynał naprawdę myślał, że wszyscy są tak głupi jak nowokatolicka prasa? Pomimo swego sprytnie wymyślonego tytułu, Refleksje miały oczywiście stworzyć fałszywe wrażenie, że przedstawiają nie wstępne dywagacje, ale oficjalne nauczanie Kościoła katolickiego od II Soboru Watykańskiego. Spójrzmy na kluczowe fragmenty tego dokumentu:

Pogłębiające się uznanie przez katolików wiecznego (charakteru – przyp. tłum.) przymierza pomiędzy Bogiem a narodem żydowskim (...)

Akcje, mające na celu nawrócenie żydów na chrześcijaństwo, nie mają już teologicznego uzasadnienia dla Kościoła katolickiego (...)

Uznanie, w okresie po Nostra aetate (...)

Kościół katolicki uznał, że swą misję przygotowania świata na przyjście Królestwa Bożego dzieli z narodem żydowskim, nawet, jeśli żydzi nie wyobrażają sobie tego zadania chrystologicznie (...)

Kościół uznaje, że misja narodu żydowskiego ad gentes trwa (...)

[Kościół katolicki] przyznaje dziś, że również żydzi są wezwani przez Boga do przygotowania świata na przyjście Jego Królestwa (...)

Refleksje nie zawierają najmniejszej sugestii, że nie oddają one oficjalnego stanowiska Kościoła katolickiego. Mają one za zadanie symulować zmianę w nauczaniu Kościoła – to „Kościół” doszedł do uznania, to „Kościół” obecnie wierzy itd. – tam, gdzie żadna zmiana nie jest możliwa, jako że autentyczne Magisterium nie może nigdy być sprzeczne samo z sobą.

Aż do tej pory Watykan bierze udział w tej farsie. Ani Refleksje, ani Konferencja Episkopatu USA, ani kard. Keeler nie spotkali się z upomnieniem Kongregacji Nauki Wiary, ani tym bardziej ze strony Papieża. Wręcz przeciwnie, dokument ten może być postrzegany jako odpowiedź na dane przez Watykan zielone światło odnośnie do porzucenia misji Kościoła w stosunku do żydów. Np. kard. Walter Kasper, przemawiając ni mniej ni więcej tylko jako (mianowany przez Jana Pawła II) Przewodniczący Komisji Papieskiej ds. Stosunków z Żydami, oświadczył w dniu swej nominacji na kardynała, że:

Stara teoria zastąpienia została porzucona od czasu II Soboru Watykańskiego. Dla nas, dzisiejszych chrześcijan, przymierze z narodem żydowskim jest żywym dziedzictwem, żywą rzeczywistością (...) Tak więc Kościół wierzy, że judaizm, tj. wierna odpowiedź narodu żydowskiego na nieodwołalne przymierze z Bogiem, ma dla nich moc zbawczą, ponieważ Bóg jest wierny swym obietnicom (...) Misja w ścisłym sensie nie może być więc odnoszona do żydów, którzy wierzą w jednego i prawdziwego Boga. Tak więc – i to charakterystyczne – nie ma żadnej katolickiej organizacji misyjnej w stosunku do żydów. Jest dialog z żydami, a nie misja względem nich we właściwym sensie tego słowa.

Zielone światło dla podobnych wypowiedzi dał jednak sam Jan Paweł II poprzez swe dwuznaczne wypowiedzi nt. Starego Przymierza. Już w roku 1980 powiedział on małej delegacji żydowskiej podczas audiencji w Niemczech Zachodnich, że

pierwszy wymiar tego dialogu, dialogu pomiędzy narodem Starego Przymierza, które nigdy nie zostało przez Boga unieważnione, i ludem Nowego Przymierza, jest równocześnie dialogiem w obrębie naszego Kościoła, [dialogiem] pomiędzy pierwszą a drugą częścią Biblii.

Papież poszedł jeszcze dalej, mówiąc:

Żydzi i chrześcijanie, jako dzieci Abrahama, są wezwani do tego, by być błogosławieństwem świata (...) angażując się razem dla sprawy pokoju i sprawiedliwości pomiędzy wszystkimi ludźmi i narodami.

Obecne Refleksje w sposób oczywisty powiązane są z tymi i licznymi innymi pozamagisterialnymi wypowiedziami Papieża, które zresztą cytowane są w przypisach (do tego dokumentu – przyp. tłum.).

Równie oczywisty jest związek Refleksji z poglądami kard. Ratzingera, wyrażonymi w jego książce Jedno przymierze, wiele religii: Izrael, Kościół i świat (1999): „Boża opatrzność (...) nadała oczywiście Izraelowi szczególną misję w tym «czasie nie-żydów»”. Rabin Dawid Berger, po zapoznaniu się z pismami i mowami kardynała Ratzingera skonkludował, że pomimo opublikowania Dominus Iesus Kardynał prezentuje w istocie nowatorską i możliwą do przyjęcia [przez żydów] koncepcję supercesji, wg której Stare Przymierze jest naprawdę zniesione przez Nowe, niemniej pozostaje dla Izraela aktualne. Jak zauważa:

Musimy jednak rozróżnić pomiędzy dwoma rodzajami supercesji, i w moim rozumieniu żydzi absolutnie nie mają powodów do zwalczania koncepcji kard. Ratzingera. W rdzeniu wiary chrześcijańskiej nie ma niczego, co wymagałoby rodzaju supercesji, postrzegającej judaizm jako duchowo jałowy, jako wyraz ograniczonego, małostkowego legalizmu realizowanego w służbie mściwego Boga i ostatecznie zastąpionego przez żywą religię powszechnej miłości. Taka koncepcja jest antyżydowska, a nawet antysemicka. Ale kard. Ratzinger nigdy nie mówił o judaizmie w taki sposób. Przeciwnie, postrzega on wierzących żydów jako świadków Boga, budujących Jego Królestwo już w świecie przedmesjanistycznym poprzez wierne przestrzeganie Bożych przykazań zawartych w Torze i nadzieję na całkowicie sprawiedliwy świat po ostatecznym odkupieniu. To pojmowanie żydów jako ludu-świadka jest bardzo różne od wersji augustiańskiej, w której żydzi świadczyli o prawdziwości chrześcijaństwa przez swoje przywiązanie do żydowskiej Biblii i niekończące się cierpienia na wygnaniu.

Dobrze się stało, że poprzez bezpośrednie powołanie się na słowa oświadczenia Papieża i kard. Ratzingera Refleksje odwołują się w rzeczywistości do dekretów Vaticanum II. Być może teraz przynajmniej Watykan będzie zmuszony potwierdzić w jasnych słowach tradycyjne katolickie nauczanie o wygaśnięciu Starego Przymierza i zbawczej misji Kościoła w stosunku do żydów. Z drugiej strony, jeśli Watykan nie zrobi nic, aby skorygować tekst tego dokumentu, jego milczenie potwierdzi tradycjonalistyczną tezę, że jesteśmy świadkami najgorszego kryzysu w historii Kościoła i że świeccy, tak jak w czasach Ariusza, muszą polegać na swym własnym sensus catholicus.

Powiedziawszy to wszystko, śpieszę dodać, że jeśli nawet Papież wyraźnie zezwala na zarzucenie misji Kościoła w stosunku do żydów przez hierarchię, włączając w to trzech najbardziej prominentnych dostojników, to fakt ten nie upoważnia nikogo do twierdzenia, że Papież jest formalnym heretykiem, który „porzucił” swój urząd, zgodnie z tym, co sedewakantyści nazywają „manifestowaniem herezji”. Po pierwsze nic z tego, co sam Jan Paweł II osobiście napisał czy powiedział na ten temat nie jest tak wyraźne jak Refleksje, otwarcie odrzucające doktrynę katolicką. Można co najwyżej powiedzieć, że Papież przez swą słabość i dwuznaczność jego własnych wypowiedzi pozwolił, by fałszywa doktryna zakorzeniła się w ludzkim elemencie Kościoła. Tyle wiemy.

Możemy się tu uciec do historycznego przykładu papieża Honoriusza I, którego Kościół uznaje za papieża, nawet jeśli został on potępiony przez sobór powszechny jako wspomożyciel i podżegacz do herezji monoteleckiej. Zarówno ja, jak i Tomasz Wood wskazywaliśmy w książce Wielka fasada, że kiedy papież św. Leon II potwierdził soborowe potępienie Honoriusza, oświadczył:

Honoriusz (...) nie ugasił płomienia heretyckiego nauczania na samym początku, co należało do jego apostolskich obowiązków, ale umocnił je przez swoje niedbalstwo.

Znaczy to, że Honoriusz po prostu haniebnie zgodził się, by „zatuszować cała sprawę”. W związku z tym, jak zauważa Encyklopedia Katolicka,

jasne jest, że żaden katolik nie ma prawa bronić papieża Honoriusza. Był on heretykiem nie z intencji, ale faktycznie, i powinien być uważany za potępionego w sensie, w jakim zostali potępieni Orygenes i Teodor z Mopsutezji, którzy [później] umarli w łączności z Kościołem.

Jednak, pomimo że czcigodna Encyklopedia Katolicka nazywa go heretykiem faktycznym, nigdy nie przestał być uważany za papieża.

Jeśli obecnie panujący Papież nadal nie będzie „gasił płomienia heretyckiego nauczania od zarzewia”, jeśli zamiast tego pozwoli on wiernym utwierdzić się w przekonaniu, że Kościół nie posiada już Boskiego mandatu nawracania żydów, koniecznego dla ich zbawienia, jeśli milcząco zgodzi się, by „zatuszować całą sprawę”, wówczas i on będzie mógł zostać kiedyś osądzony tak, jak się to przydarzyło Honoriuszowi. W każdym razie sąd ten nie należy do nas. My możemy jedynie uznać, że błędy ww. Refleksji, poparte otwarcie przez większość hierarchii, są obiektywnie sprzeczne z Wiarą i że Papież, jako główny obrońca Wiary, miał uroczysty obowiązek sprostować te notoryczne błędy dla dobra dusz. Możemy również dodać ten przypadek do góry dowodów na poparcie zasadności oporu tradycjonalistów wobec posoborowego reżimu nowinkarstwa, który w czasie krótszym niż jedno pokolenie obrócił w perzynę życie i misję Kościoła. Ω

Za: „The Remnant”, tłumaczył Wojciech Zalewski.

Przypisy

  1. Zob. art. Liturgia świata w tym numerze Zawsze wierni.