Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X

Gdy zaś oni wieczerzali, wziął Jezus chleb, błogosławił, łamał i dawał uczniom swoim, i rzekł:
Bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje
(Mt 26, 26)

Wielki Czwartek [1 kl.]
Zawsze Wierni nr 5/2000 (36)

Gabon – dzieło misyjne Bractwa św. Piusa X

Zaledwie kilkanaście lat temu Bractwo Św. Piusa X otworzyło misję w Gabonie, jednak można śmiało powiedzieć, że jest tam obecne już od wielu lat. Właśnie tam, jako misjonarz zgromadzenia Ojców Ducha Świętego, rozpoczynał swoje kapłańskie życie arcybiskup Marcel Lefebvre. Przybył do Gabonu 12 listopada 1932 roku; przez pięć lat był profesorem w seminarium, zostając w roku 1934 – w wieku 29 lat – jego rektorem. Z tego seminarium wyszło między innymi trzech przyszłych biskupów. Jako misjonarz wypełniał najrozmaitsze zadania, służąc jako profesor, nauczyciel, budowniczy, drukarz, kierowca, mechanik czy kwestor, podróżując po rozległych obszarach ciężarówką i czółnem.

Gdy przybywał do Gabonu, było tam zaledwie 35 tysięcy katolików, gdy zaś po 13 latach pracy misyjnej go opuszczał – 105 tysięcy. Po powrocie do Francji objął kierownictwo kursu filozofii w seminarium Ojców Ducha Świętego. Dwa lata później został wyświęcony na biskupa, a 18 września 1947 r. papież Pius XII wyznaczył go na wikariusza apostolskiego Dakaru (Senegal). Z okazji konsekracji biskupiej jego brat, ks. René Lefebvre wspominał: „Od początku byłeś jak prawdziwy apostoł. Zawsze zarośnięty w ciągłych podróżach po wioskach, rzeczywiście żyjący ze swoimi podopiecznymi, przez to wszystko zaś – miłowany przez wszystkich”.

Wkrótce został delegatem apostolskim na obszarze obejmującym 18 krajów. Oznaczało to, że był odpowiedzialny przed Ojcem Świętym za całą francuskojęzyczną Afrykę – zakładał diecezje, organizował życie kościelne. 14 września 1955 został pierwszym arcybiskupem Dakaru. Arcybiskup Lefebvre nigdy nie zapomniał Gabonu. Minęło jednak wiele lat, zanim w 1986 roku pierwszych dwóch księży przybyło tam, aby otworzyć misję.

Gabon – położony na zachodnim wybrzeżu Afryki kraj o powierzchni trochę mniejszej od obszaru Polski – przecięły jest w połowie przez równik. W stolicy – Libreville – mieszka około 400 000 ludzi. Jednym z ważniejszych obiektów stolicy jest katedra pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP. Kościół ten był poświęcony przez arcybiskupa Lefebvre, jeszcze jako delegata apostolskiego dla francuskojęzycznej Afryki. Oprócz tego w Libreville znajduje się także inny, posoborowy kościół, poświęcony św. Michałowi Archaniołowi, jednak nie sprawia on wrażenia świątyni katolickiej. Zgodnie z trendem modernizacji i „afrykanizacji” kolumny pokryte zostały rzeźbami, w których sceny starotestamentowe mieszają się z pogańskimi zwyczajami i obrzędami z pobliskich wiosek.

Dom misji znajduje się w centrum miasta, w pobliżu wielkiego targowiska. Dzięki temu jest łatwo dostępny – docierają do niego podstawowe środki transportu, jakimi są w Gabonie autobusy i taksówki przy nielicznych tu prywatnych samochodach.

Przełożonym misji jest ks. Groche, Francuz. Ks. Medard Bie Bibang, pierwszy ksiądz Bractwa pochodzący z Gabonu, zajmuje się grupą ministrancką oraz nadzoruje program katechetyczny. Odpowiada też za oprawę muzyczną, organy, dwa chóry oraz przewodzi grupie młodzieżowej dziewcząt. Ks. Patrick Duverger – drugi Francuz – odpowiada za szkołę misyjną oraz prowadzi grupę młodzieżową skupiającą starszych chłopców. Kolejny ksiądz – Florentino Panecatl – pochodzi z Meksyku; nadzoruje pracę zakrystii oraz prowadzi Krucjatę Eucharystyczną chłopców. Szeroki zakres obowiązków wymaga w każdą niedzielę obecności w misji aż czterech kapłanów. Dodatkowo w pracy misyjnej wspomagają księży cztery siostry zakonne – dwie Francuzki oraz siostry z Australii i Szwajcarii, które oprócz swoich obowiąz­ków duchownych prowadzą naukę katechezy wśród dziewcząt oraz całkiem pokaźną bibliotekę, a także utrzymują porządek w zakrystii.

Z początku dla potrzeb kaplicy adaptowano istniejące pomieszczenia; z czasem wybudowany został kościół. Poprzez połączenie z dokupionym przylegającym domem podwojono jego wielkość. Ostatnio kościół został ponownie rozbudowany, dzięki czemu obecnie mieści około 950 wiernych. Niestety, miejsca ciągle jest za mało, ponieważ na cztery niedzielne Msze św. uczęszcza regularnie od 1800 do 2000 osób, w tym na uroczystą sumę – około 1100. W uroczystość Bożego Ciała, w czasie której odbyła się procesja z Najświętszym Sakramentem oraz przyjęcie Pierwszej Komunii Świętej, przybyło aż 1700 osób. Aby przyjąć taką liczbę wiernych, otworzone zostały drzwi i okna całego kościoła, a wokół rozstawiano dodatkowe siedzenia. Pomimo tego około 200 osób musiało stać na zewnątrz świątyni. Niestety, dalsza rozbudowa nie jest już możliwa.

Służba liturgiczna jest bardzo liczna. W czasie głównej niedzielnej Mszy św. pełni ją 13 ministrantów. Cała grupa liczy 70 chłopców. Próby organizowane przed większymi uroczystościami można porównać do manewrów małej armii!

Ks. Medard prowadzi dwa chóry misji. Chór gregoriański śpiewa na Mszach św. w każdą niedzielę, a także na Mszach wieczornych w ciągu całego tygodnia. Drugi chór – polifoniczny – skupia 70 członków. W rzeczywistości jednak w czasie większości świąt specjalny zespół nie jest po­trzebny. Afrykańczycy po prostu kochają muzykę. Starsi pamiętają wiele śpiewów liturgicznych, których uczyli się w młodości w szkołach mi­syjnych. Oszałamiające może być dla kogoś, kto usłyszy pierwszy raz, tysiąc osób wykonujących Introit, Graduał, czy też Alleluja w czasie Pasterki w noc Bożego Narodzenia.

Dwaj młodzi Gabończycy wspomagają ks. Medarda w grze na organach. Jeden z nich, imieniem Prudent, gdy przyszedł do misji po raz pierwszy, miał około 12 lat. Usłyszał o Kościele katolickim, zapragnął pójść do nieba i zdał sobie sprawę, że w takim razie musi zostać ochrzczony. Zapisał się więc na katechezę. W domu opowiadał swoim siostrom i braciom to, czego nauczył się danego dnia w misji. Powoli przekonał całe swoje rodzeństwo do przyjścia na katechezę. Ojciec tej rodziny był katolikiem, który odszedł od wiary, matka zaś poganką, nie mieli zatem kościelnego ślubu. Po sześciu latach całe rodzeństwo Prudenta zostało ochrzczone. Także matka przeszła katechizację i przyjęła chrzest. Na koniec rodzice wzięli ślub w Kościele. Wszystko to wydarzyło się dzięki temu, że Prudent nie chciał, by jego rodzina poszła na potępienie.

Podstawowym zadaniem misji jest oczywiście katechizacja, w ramach której dzieci uczestniczą w prowadzonych przez dwa dni w tygodniu lekcjach i niedzielnej Mszy św. W środy katechezie towarzyszy Msza św., w której poza celebrującym uczestniczy także ksiądz katecheta. Uczy on dzieci na bieżąco jak modlić się w czasie poszczególnych części liturgii oraz prowadzi śpiewy, które są przez dzieci wykonywane z największym zaangażowaniem i ekscytacją – do tego stopnia, że od pewnego czasu ksiądz katecheta zmuszony był ograniczyć ilość śpiewanych hymnów, gdyż kapłan celebrujący Mszę św. nie słyszał siebie przy ołtarzu.

Znaczna część trafiających do misji dzieci przychodzi z własnej woli, ponieważ rodzice nie troszczą się o to zupełnie. To nastolatkowie sami decydują, że pragną zostać katolikami. Fakt, że większość z nich uczestniczy w katechezach dlatego, że sama tego chce, potwierdza wartość pracy misjonarzy. Jednocześnie młodsi uczestnicy częściej opuszczają zajęcia, na co zasadniczy wpływ ma właśnie ów brak wsparcia ze strony ich rodziców.

W ubiegłym roku na katechezę zapisanych było 1350 osób, wśród których około 150 stanowili dorośli przygotowujący się do różnych sakramentów. Podczas gdy młodzi bez wyjątku mówią po francusku, to starsze osoby często posługują się wyłącznie narzeczami różnych plemion, co znacznie utrudnia naukę katechizmu. Aby jednak pokonać tę trudność, grupa katechetów w średnim wieku prowadzi nauczanie także w dialektach plemiennych.

Rozmiar prowadzonych w misji zadań katechetycznych przewyższa znacznie możliwości czterech księży i tyluż sióstr. Dlatego z pomocą przychodzi im zespół świeckich katechetów: panie opiekują się dziewczętami, panowie zaś – chłopcami. Najciekawsze jest to, że zdecydowana większość katechetów przyszła do misji porzucając pogaństwo. Oznacza to, że nigdy nie uczestniczyli oni w Nowej Mszy, ani też nie brali udziału w „nowoczesnej” katechezie.

Spora część przychodzących do misji to dzieci, które nie zostały wcześniej ochrzczone. W ich przypadku sakrament chrztu świętego poprzedzony jest co najmniej dwuletnim okresem uczestnictwa w katechezie. Pozwala to ugruntować podstawy wiary katolickiej oraz upewnić się o trwałości przekonań tych, które wytrwają. Głównym dniem chrztu jest corocznie uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Ostatnio w Zielone Świątki ochrzczonych zostało 80 dzieci. Niestety, Gabończycy mają zły zwyczaj odkładania chrztu św. swoich dzieci, jeżeli nie mają wystarczających środków na zorganizowanie odpowiedniego przyjęcia z tej okazji. W wielu przypadkach oznacza to odsunięcie chrztu nawet o lata. Dlatego sakrament chrztu św. udzielany jest także poza Zesłaniem Ducha Świętego, w niedziele – w praktyce 40 razy w czasie roku.

Z okazji uroczystości przyjęcia sakramentu chrztu dzieci ubierane są w nowe, piękne stroje. Na szczęście zakup materiału i uszycie ubioru jest jedną z niewielu rzeczy, które są w Gabonie tanie i dzięki temu dostępne. Znając warunki, w jakich żyją ludzie można wyrazić zdziwienie, jak udaje im się zachować tak piękne, czyste ubrania.

Chrzest stanowi zasadniczo początek chrześcijańskiego życia. Po upływie około 12 miesięcy przygotowań dzieci przystępują do pierwszej spowiedzi i otrzymują Pierwszą Komunię Świętą. Po Mszy pierwszokomunijnej organizowana jest procesja z Najświętszym Sakramentem po ulicach stolicy. Składa się ona z dwóch części. Pierwszą rozpoczyna osoba niosąca krzyż, za którą podąża mistrz ceremonii, 70 ministrantów i kapłan niosący Najświętszy Sakrament. W drugiej zaś idą poszczególne stowarzyszenia działające przy misji oraz 20 porządkowych, starających się zorganizować przemarsz liczącej w całości około 1400 osób procesji. Pewnego roku policja zapomniała zamknąć ruch na dwóch ważnych skrzyżowaniach, przez które przechodzi procesja. Porządkowi starali się przekonać kierowców, aby zechcieli zatrzymać się i poczekać. Ci jednak widząc krzyż i podążających za nim ministrantów nie bardzo chcieli zgodzić się na dłuższy postój. Dopiero na widok idącego ulicą tłumu zdali sobie sprawę, że tak naprawdę nie mają zbyt dużego wyboru...

Innym rozpowszechnionym w Gabonie nawykiem, który misja stara się wykorzenić, jest odkładanie sakramentu małżeństwa. Księżom zdarza się błogosławić małżeństwa pięćdziesięcio-, sześćdziesięcio-, a nawet siedemdziesięcioletnich nowożeńców – i to nie dlatego, że spotkali się oni dopiero w jesieni życia. Zasadniczo ludzie ci żywią głęboki szacunek dla katolickiego małżeństwa, wiedząc, że nie dopuszcza ono pod żadnym pozorem rozwodów lub poligamii. Odkładają jednak ślub argumentując, że chcą być pewni, że w Kościele poślubią właściwą osobę. W ten sposób dopiero będąc w wieku emerytalnym są całkowicie przekonani, że „to jest w końcu ta osoba”. Żyjące w konkubinacie pary coraz częściej przekonują się jednak o potrzebie zawarcia sakramentalnego małżeństwa. Rozumieją także, że w razie śmierci nie będą mogli otrzymać katolickiego pogrzebu, zaś ich duszom zagraża wieczne potępienie.

Wielkim wydarzeniem dla misji jest niedziela po Wielkanocy, w czasie której błogosławi się płody rolne, a także następuje błogosławieństwo dzieci. Starzy misjonarze zwykle powstrzymywali się od błogosławienia dzieci, zanim te nie zostały ochrzczone, ponieważ chcieli przede wszystkim doprowadzić do tego, by rodzice zatroszczyli się o przyjęcie przez dzieci tego sakramentu. Ta niedziela stanowiła jednak wyjątek, co jest nadal utrzymane w misji. Każde dziecko – ochrzczone, czy też nie – może być w tym dniu przyniesione do kapłana po błogosławieństwo. W Afryce jest to specjalna ceremonia i każde dziecko otrzymuje błogosławieństwo indywidualnie w pobliżu ołtarza. Do misji przynoszone są nie tylko dzieci z najbliższej okolicy, ale także z sąsiednich parafii, w tym z parafii katedralnej. Trudno uwierzyć, ale bywa, że w kościele naraz płacze 300 małych dzieci.

Gabończycy mają wielkie nabożeństwo ku Pani Fatimskiej. Co roku organizowane są przez misję dwie procesje „fatimskie”. 13 maja odbywa się tzw. mała procesja na pamiątkę pierwszego objawienia w Cova da Iria. Bierze w niej udział około 200 ludzi z płonącymi świecami. Z kolei 13 października ma miejsce duża procesja ku czci Matki Bożej Fatimskiej, upamiętniająca cud „tańczącego słońca”. Około 700 osób maszeruje wówczas główną ulicą stolicy śpiewając ze światłami w rękach. Jest to piękny wyraz miłości do Matki Bożej. Misja jako jedyna organizuje takie procesje.

Co jakiś czas organizowane są pielgrzymki. Ostatnio celem jednej z nich była miejscowość Lambarene, gdzie arcybiskup Lefebvre przez dwa lata pełnił funkcję proboszcza. Dla wielu ludzi Lambarene znane jest jako miejsce, gdzie pracował doktor Albert Schweitzer – pastor protestancki, organizator szpitala i laureat pokojowej nagrody Nobla. Mało kto wie, że pierwszy budynek dla szpitala Schweitzera został wybu­dowany przez braci z misji katolickiej w Lambarene.

Kapłani odwiedzają wiernych w domach na corocznych wizytach. W porze suchej poruszają się samochodem, zaś w miesiącach deszczowych niezbędny jest pojazd terenowy z napędem na cztery koła. Księża są także wzywani do chorych – przeciętnie 45 razy w tygodniu. Trafiając do domów zachęcają dzieci do obecności przy udzielaniu chorym Komunii św. Wobec braku katolickich kościołów czy szkół dzieci te nie mają żadnej okazji spotkać się z jakimkolwiek katolickim oddziaływaniem, z wyjątkiem tej krótkiej chwili, gdy kapłan udziela Komunii św. starej kobiecie.

W jednej z odwiedzanych wiosek ks. Carlile, który do tego roku pracował na misji w Gabonie, trafił do umierającego wodza wioski. Nie chciał on umrzeć jako poganin i poprosił o chrzest, którego przyjęcia do tej pory odmawiał, ponieważ żył w konkubinacie. Oczywiście fakt, że żyje się z kimś, nie jest przeszkodą do przyjęcia chrztu, o ile jest się gotowym do zawarcia małżeństwa w Kościele. Jednak człowiek ten jako wódz wioski miał w swoim życiu dziesięć żon, z których pięć nadal żyło, co ciągle stanowiło przeszkodę. Ksiądz wyjaśnił, że w Kościele katolickim można mieć tylko jedną żonę – po prostu pierwszą – pozostałe zaś musiałyby zostać odesłane. Jedna z żon jednak trzeźwo zauważyła, że mąż leży na łożu śmierci i prawdopodobnie nie pożyje już długo, mając zaś ponad osiemdziesiąt lat, złożony poważną chorobą, nie jest już zdolny do pożycia małżeńskiego. To postawiło pod znakiem zapytania możliwość zawarcia przez niego ważnego małżeństwa. W końcu zdecydowano rozwiązać problem ogłaszając wodza wioski celibatariuszem, zaś jego pięć żon podjęło się sprawowania opieki nad chorym. Trzy z nich były katoliczkami, lecz od wielu lat nie były zdolne do przyjęcia żadnego sakramentu z powodu poligamii. Teraz mogły przystąpić do spowiedzi i po­wrócić na łono Kościoła. Pozostałe dwie żony, które były pogankami, wkrótce przyjęły chrzest.

System edukacji w Gabonie, pomimo zmian, ciągle jest bardzo niedoskonały. Klasy w szkołach podstawowych liczą przeciętnie po 80 uczniów. Czasami na jednego nauczyciela przypada aż 110 dzieci. Na pytanie, czy jest w stanie uczyć taką liczbę dzieci w jednej klasie, młoda nauczycielka odpowiedziała szczerze, że uczy tylko dzieci z pierwszych dwóch rzędów. Rząd stara się kształcić nauczycieli i budować nowe szkoły tak szybko, jak to możliwe. Dochodzi do sytuacji, w której dyplom nauczyciela można otrzymać po trzech miesiącach nauki zawodu.

W 1995 roku przy misji powstał zaczątek szkoły w postaci klasy liczącej 9 dzieci. Dwa lata później w trzech oddziałach uczyło się już 65 dzieci. Każdego roku przybywa kolejny oddział, przez co szkoła w naturalny sposób „rośnie” wraz z liczbą uczniów.

Sytuacja ta wymusiła konieczność poszukiwania obiektu nadającego się na szkołę. W pobliżu misji znaleziono odpowiedni budynek, stanowiący własność Ambasady Stanów Zjednoczonych w Gabonie. Jednak jego cena – 600 tysięcy dolarów – zdawała się być przeszkodą nie do pokonania. Kiedy pani ambasador dowiedziała się o zamiarze przeznaczenia budynku na szkołę, zgodziła się obniżyć jego cenę do 400, a następnie do 200 tysięcy dolarów. Do sfinalizowania transakcji konieczne było jednak uzyskanie aprobaty prezydentów Gabonu i Stanów Zjednoczonych. Obecnie w szkole uczy się ponad 100 dzieci; w tym roku została utworzona pierwsza klasa gimnazjum.

Gdy bp Williamson przybył do Gabonu udzielić sakramentu bierzmowania, miał jednocześnie okazję poświęcić obiekt oraz dokonać w nim intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa. Na uroczystość przybyła także pani ambasador Raspolic wraz z konsulem i radcą finansowym jako oficjalna delegacja Ambasady Stanów Zjednoczonych w Gabonie. Budowa szkoły jest jednym z głównych zadań misji w Gabonie.

Innym z najważniejszych zadań stojących przed misją jest rozszerzenie obszaru działania na inne kraje zachodniej Afryki. Aby stało się to możliwe, potrzebne są nowe powołania. Nie są one obecnie zbyt liczne, jednak biorąc pod uwagę trudną sytuację duchową w Afryce każde z nich można uznać za mały cud.

Praca Bractwa Św. Piusa X w Gabonie została uznana wobec całego świata przez wydanie znaczka pocztowego, upamiętniającego dziesiątą rocznicę istnienia misji. Pomysł, który powstał wśród księży Bractwa, został podchwycony i wkrótce zrealizowany. Znaczek ukazał się w na­kładzie 100 tysięcy egzemplarzy, tj. czterokrotnie większym niż zazwyczaj. Ojcowie Ducha Świętego mieli powód do zadowolenia, ponieważ po raz pierwszy wizerunek Przełożonego Generalnego ich zgromadzenia pojawił się na znaczku pocztowym. Ω

Na podstawie: ks. Damian Carlile, Africa. Mission Higlight: Gabon, „Angelus”, październik 1997. ss. 4–16. Z języka angielskiego przetłumaczył i opracował Arkadiusz Górski.