Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
Wspomnienie NMP w sobotę [4 kl.]
Zawsze Wierni nr 3/2001 (40)

Ernest Hello

Św. Eliasz

święto 20 lipca

Rozważaliśmy poprzednio żywot Jana Chrzciciela. Uroczystość Eliasza, obchodzona 20 lipca, rozwiera przed nami podobne widnokręgi. Lecz widnokrąg rozszerza się w miarę, gdy się wspinamy ku szczytom. My rozpatrzyliśmy zaledwie kilka jego szczegółów. Całość, będąca widowiskiem wieków, zasługuje, aby wieki były jej widzami.

Eliasz karmiony przez kruka.

Onego czasu Ziemia Obiecana, ziemia, do której dążył Mojżesz, ziemia oddana Jozuemu, była podzielona na dwa królestwa. Izrael kłaniał się złotemu cielcowi, Izrael oddawał cześć Baalowi. Achab i Jezabel przeznaczyli osiemset pięćdziesięciu kapłanów dla składania ofiar demonowi czczonemu przez Simonitów. Eliasz przyszedł do Achaba zbrojny duchem swoim, duchem gorliwości, duchem chwały, duchem-mścicielem Jedności Bożej! „Chwała i cześć Panu, Bogu Izraela! – rzekł prorok do bałwochwalcy – od tej chwili nie spadnie ani jedna kropla dżdżu na ziemię bez mego rozkazu”.

I udał się na pustynię, jak później Jan Chrzciciel, a kruki otrzymały nakaz żywienia go, i pił tam wody strumienia. A niebo było rdzawe, jakoby z brązu, a ziemia była wyschnięta.

I to wyklęcie, rzucone jak grom przez Eliasza w duchu i w majestacie pańskim, odjęło żywiołom ich przyrodzony związek; coś jakby zakaz ciążyło nad stworzeniem. I strumień, z którego pił Eliasz, wysechł również, i prorok uczuł ciężar swego własnego słowa. Bóg posłał go do Sarepty, uprzedzając, że jedna wdowa ma polecenie nakarmić go i ugościć. Znalazł ją zbierającą chrust, a miała jeno garść mąki w całym domu:

Oto co zostało, rzekła, dla syna mego i dla mnie; potem z głodu pomrzemy”.

Uczyń placek z twej mąki, dla mnie jeden, dla siebie i dla twego syna. – Oto ci nigdy mąki, ani oliwy nie ubędzie, aż pokąd deszcz nie spadnie”.

Lecz zaszła rzecz niespodziana: oto umarł syn wdowie. Wdowa zwróciła się z wyrzutami do Eliasza; Eliasz jej ból i żale Bogu odesłał.

Daj mi twego syna”, rzekł do wdowy, a gdy mu dała, rzucił go na swoje łoże, a modlitwa jego poufała i śmiała, rozlega się poprzez wieki, jak krzyk rozpaczy, i krzyk ufności zarazem. „Panie, woła, Panie, ta wdowa, wdowa która mnie karmi, a Ty jej syna zabijasz, gdy mnie gościła!”. I położył się po trzykroć na dziecku i krzyczał, mówiąc: „Panie, Boże mój, błagam Cię, błagam, by żywot powrócił we wnętrzności tego dziecka!”.

I życie wróciło. Więc rzekł do wdowy: „Oto dziecko twoje żywe”. A wdowa odpowiedziała: „Zaiste, jesteś mężem Bożym”.

Jest to pierwsze zmartwychwstanie, o którym historia wspomina. Aż do tego dnia śmierć była nieprzezwyciężona. A głód i posucha grasowały dalej w Izraelu. Wielu proroków zostało pobitych. Achab i Jezabel, broniąc pod karą śmierci przystępu słowom prawdy, wygnali sprawiedliwość i światło.

Wskrzeszenie syna wdowy.

Zbrodnie i klęski mnożyły się bez miary i liku. Eliasz był przerażony skutkami swego gniewu. Niebo było jak spiżowe. Prorok, który je zawarł, musiał sam je otworzyć.

I tu rozegrał się jeden z wielkich dramatów ludzkiej historii, można by powiedzieć – jeden z wielkich dramatów boskich dziejów; dramat straszliwy, dziwny, w którym przeciwieństwo ma odegrać straszliwą rolę, w którym natura ludzka ma się nam ukazać, naprzód kierowana ręką Boga, potem pozostawiona samej sobie, naprzód podtrzymywana, potem opuszczona. I tu dopiero zrozumiemy zdanie świętego Jakuba: „Eliasz był człowiekiem jako my”.

I oto naprzód Eliasz w ręku Boga. Przychodzi sam do Achaba, swego śmiertelnego wroga, owego Achaba, który zmuszał proroków do ukrywania się w głębi pustyń i po pieczarach „Tyżeś to – rzekł potwór do proroka – który od lat trzech niepokoisz moje królestwo?”.

Nie, odrzekł prorok, to nie ja; to ty! To ty niepokoisz twoje królestwo, to ty i ród twój, to ty, odstępco i poganinie. Lecz przychodzę na pomoc Izraelowi. Zwołaj lud, zwołaj kapłanów Baala”.

Lud został zwołany, również i kapłani Baala: „Pokądże błądzić i chromać będziecie? – mówił do nich Eliasz. Rozstrzygnąć musicie. Jeśli Pan jest Bogiem, oddajcie Mu cześć. Jeśli Bogiem jest Baal, jemu się kłaniajcie. Otom pozostał jeden żywy, spomiędzy proroków Pana; Baal ma ich 850. Niechaj nam podadzą dwóch byków. Oni wezmą jednego i ja jednego. Oni i ja umieścimy ofiary na stosach drzewa, nie podpalając ich płomieniem ognia. Wezwiemy każdy swojego Boga i ujrzymy, gdzie ogień z nieba upadnie”.

Kapłani Baala rozpoczęli uroczystość. Był poranek; wznosili modły aż do południa. Nie było odpowiedzi; Baal nie dawał znaku życia.

Wołajcie głośniej, rzekł Eliasz; wasz bóg jest może w podróży. Może rozmawia. Może śpi, więc go zbudzić trzeba”.

Wreszcie kapłani Baala rozpłatali się własnymi nożami. Krew ich pociekła, lecz ogień nie spadał.

Eliasz wzniósł ołtarz z dwunastu głazów, na podobieństwo dwunastu pokoleń Izraela. Ułożył na ołtarzu stos drew i rozlał dokoła wodę, zamiast ognia. Na tak urządzonym ołtarzu położył byka i zawołał: „Panie, Boże Abrahama, Izaaka, i Jakuba, pokaż dzisiaj, iżeś jest Bogiem Izraela, iż jam jest sługą Twoim, iż mówiłem z rozkazu Twojego. Wysłuchaj mnie Panie, wysłuchaj, aby ten lud, dowiedział się, iżeś Ty jest Pan Bóg, ten, który raz jeszcze nawróci serca!”.

Uśmiercenie kapłanów Baala.

Spadł ogień z nieba, pochłaniając ofiarę i drwa, i głazy, i proch, i wodę nawet, wodę rozlaną dokoła ołtarza.

Lud rzucił się twarzą na ziemię. Porwano następnie kapłanów Baala i uśmiercono w pobliżu potoku Cyron.

Po spełnieniu wyroku, Eliasz rzekł do Achaba: „Teraz pożywaj i odejdź; bowiem upadnie wielki deszcz”. I prorok w towarzystwie swego sługi udał się na szczyt Karmelu. Tam usiadł na ziemi, twarz kryjąc między kolana. „Idź, rzekł do sługi, i patrz w stronę morza”. Sługa poszedł i powrócił. „Nic nie widzę” – rzekł, i tak aż do sześciu razy. A za siódmym razem: „Widzę, zawołał, małą chmurkę, szeroką na krok męża, wznoszącą się od strony morza”.

I w mgnienie potem strumieniami polał się deszcz. Trzeba zrozumieć łączność rzeczy widzialnych z niewidzialnymi, aby pojąć znaczenie tego zdarzenia. Deszcz, uwolniony przez Eliasza z więzienia, w którym przez trzy lata oczekiwał rozkazów przyszłych, skrępowany rozkazami przeszłymi, ten deszcz oznaczał wcielenie Słowa, a mała chmurka była postacią Dziewicy.

Lecz oto scena się zmienia. Jezabel, dowiedziawszy się o śmierci swych kapłanów, wpada we wściekłość. Posyła do Eliasza gońca, aby mu powiedział od niej: „Przysięgam na moich bogów, iż jutro ulegniesz podobnemu losowi”. I tutaj można się zdumiewać potwornością słabości ludzkiej.

Oto co się stało. Eliasz przeraził się i zadrżał. Zadrżał i zbiegł. Zadrżał. Jakimś niesłychanym przerażeniem, które Pismo pozwala nam dojrzeć poprzez powściągliwość swoich słów, ale które starożytne podania zachowały jako pomnik ludzkiej słabości. To przerażenie doszło do olbrzymiego rozgłosu u starożytnych. Opowiadano, że Eliasza ogarnęło przerażenie, przechodzące wszystko, co się da wyrazić. Opowiadano, że zjawił się wóz ognisty wywołany nadmiarem jego lęku, i że nie mogąc już znieść przerażeń ziemi, został uniesionym z daleka od niej, aby się uwolnić od jej napastowań. Nadmiar jego przerażenia posiadł skrzydła, aby ulecieć, a skrzydła jego były kołami ognistego wozu. To starożytne podanie, zawarte w jednej bardzo starej i niezmiernie rzadkiej książce, jest jednym z najcenniejszych dokumentów, jakie posiadamy co do natury ludzkiej. Eliasz, który wskrzesił syna wdowy, Eliasz, pierwszy zwycięzca śmierci, Eliasz którego sławę miało przechować samo Pismo św., Eliasz, który pokonał i upokorzył Achaba, Eliasz, który zamknął i otworzył niebiosa, Eliasz, który rozkazał spaść z niebios naprzód ogniowi, a potem wodom, Eliasz, którego imię oznacza: ‘Pan i władca’, ten Eliasz zadrżał, jak nigdy być może żaden mąż nie drżał przed kobietą, której obrońców pokonał i zniweczył. I zawodził, usiadłszy w pustyni, błagając o śmierć. A przecież od śmierci uciekał. Pismo św. opowiada nam szczegółowo o jego słabości, jak o upadkach św. Piotra, i serce ludzkie ukazuje się nam takim, jakiem jest w istocie – potworem niestałości.

Eliasz na górze Horeb.

I umęczył się sam sobą, obrzydł sam sobie i zasiadł pod jałowcem, aby umrzeć. Lecz oto Anioł Pański zbliżył się doń podczas snu, mówiąc: „Wstań i jedz”. Eliasz otworzył oczy, i ujrzał obok siebie chleb upieczony w popiele i dzbanek wody. „Podnieś się i jedz, rzekł doń wysłaniec Pański, masz przed sobą długą drogę”. Eliasz, mocą tego pokarmu, jak mówi Pismo, szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, aż do góry Horeb.

Horeb znaczy ‘widzenie’. Po upadku i przebyciu pustyni, Eliasz przychodzi do góry widzenia. I Pan zapytuje go: „Eliaszu, co tam czynisz?”. A prorok odpowiada: „Gorliwość mnie przeżarła i jestem zazdrosny o Pana Boga wojsk wszelkich, gdyż synowie Izraela zdradzili Jego przymierze. Zburzyli Twoje ołtarze; zamordowali Twoich proroków; pozostałem sam i teraz mnie ostatniego z żywych szukają, aby zabić”.

Wynijdź, rzekł Pan, i stań na górze przed Moim obliczem!”.

Scena jest potężna. Pan ma przyjść. Podnosi się straszliwa burza, rozbija w proch kamienie, lecz Pana jeszcze tam nie ma.

Po burzy trzęsienie ziemi, lecz Pana i w czasie trzęsienia nie ma. Po trzęsieniu – pioruny, lecz Pana i w piorunach nie ma; oto powstaje mały wietrzyk, lekkie tchnienie.

I prorok chwyta swój płaszcz, aby nim owinąć głowę. Jakaś przedziwna powściągliwość, głęboka i prawie przerażająca unosi się nad tą chwilą i nad tym wietrzykiem i nad tym, co on zawierał. Znamy ją tylko z jej skutków. Eliasz wziął swój płaszcz, aby sobie głowę zakryć. I nic więcej poza tym nie wiemy; ale największe wysiłki ludzkie nie osiągnęłyby tego i nie zawarłyby tylu rzeczy, co ten maleńki wyraz. Czuje się, że słowo, które go wymówiło – nie chce milczeć, ale się ukrywa w nieskończenie małym, pogrążone w przerażeniu nieskończenie wielkiego.

Potem Bóg mu rozkazał pomazać Hazaela, króla Syryi i Jehu, króla Izraela i Elizeusza proroka Pańskiego. Elizeusza spotkał uprawiającego ziemię dwunastoma wołami i zarzucił nań swój płaszcz, którego dotknięcie tajemnicze zmieniło oracza w innego człowieka: z rolnika stał się prorokiem i następcą proroka.

Śmierć Achaba.

Zdarzyło się wówczas, iż Jezabel zabrała winnicę Nabothowi. Znaczenie i doniosłość tego epizodu okaże się w całości dopiero w dolinie Jozafata. Winnica Nabotha! Jakiż drobiazg pozornie małoznaczny: król grabi majątek ubogiego; Eliasz znowu się udaje do Achaba. Odwaga powróciła prorokowi... Jezabel rzuciła na Nabotha oszczerstwo i pozbyła się go. „Królu, woła Eliasz do Achaba, zabiłeś i posiadłeś, lecz posłuchaj straszliwego słowa Pańskiego. W miejscu, gdzie psy lizały krew Nabotha, będą lizać krew twoją. Psy zjedzą żonę twoją na niwie Jezreela”.

Achab został ugodzony strzałą i psy lizały jego krew. Jezabel była zrzucona z murów swego pałacu. „Pogrzebcie tę przeklętą, powiedział Jehu, gdyż jest córką królewską”. Lecz, gdy zeszli na dół, aby ją pogrześć, znaleziono tylko czaszkę i końce rąk i nóg; resztę psy pożarły.

Rozgniotły ją kopyta końskie, a potem rozszarpały psie zęby, a przechodnie widząc końce jej palców, pożarte w trzech czwartych, mówili do siebie: „Oto jest wielka Jezabel!”. Naboth był pomszczonym. Naboth, to jest ‘biedny’. (...)

Ochozjasz pobłądził. Posłał do Belzebuba zapytać wyroczni, jaki los go czeka. Eliasz wyszedł na spotkanie wysłańców. „Czyż nie ma już Boga w Izraelu, rzekł, iż Belzebuba zapytujecie o losy? Król umrze, jeśli zapytacie wyroczni”.

Król wysłał setnika z pięćdziesięciu żołnierzami, aby pochwycili proroka. „Człowieku Boży, rzekł setnik, król ci rozkazuje, abyś zszedł z góry”. A prorok odrzekł: „Jeślim jest człowiekiem Bożym, niechaj ogień niebieski pochłonie ciebie i twoich”. Spadł ogień z nieba i spełniło się żądanie proroka.

Ostatnia godzina się zbliżała. Eliasz miał opuścić ziemię.

Zwykle „opuścić ziemię” znaczy umrzeć, lecz tu stajemy wobec wyjątkowego wypadku. „Zatrzymaj się, rzekł Eliasz do Elizeusza, gdyż Pan mnie woła do Jerycha”. „Nie porzucę cię”, odpowiada Elizeusz. A synowie proroka otoczyli Elizeusza, mówiąc: „Eliasz ma porzucać ziemię”. „Cicho!, odparł Elizeusz, wiem o tym”.

Eliasz rozdzielił wody Jordanu, dotykając ich swym płaszczem i przeszedłszy przez koryto, rzekł do Elizeusza: „Co chcesz, abym ci dał?”. „Aby twój podwójny duch spoczął na mnie”, odpowiedział Elizeusz. „Prosisz o rzecz trudną, odparł Eliasz, wszelako jeśli mnie ujrzysz w chwili, gdy będę znikał, otrzymasz, czego żądasz”.

Wniebowzięcie Eliasza.

I oto wóz ognisty i konie rozdzieliły dwu ludzi i Eliasz został uniesiony w trąbie powietrznej. „Mój ojcze, mój ojcze, krzyknął Elizeusz, wóz Izraela i jego woźnica”. I ujrzał znikającego Eliasza i płaszcz Eliasza upadł do nóg Elizeusza.

Uderzył Elizeusz Jordan płaszczem, a ponieważ Jordan się nie rozstąpił, oburzył się jego nieposłuszeństwem. „Gdzież jest teraz Bóg Eliasza?”. I po raz wtóry Jordan się rozwarł.

Eliasz zniknął, aby tam w górze oczekiwać godziny swego powrotu. Piotr, Jakub i Jan widzieli go później wraz z Mojżeszem na Taborze.

Uniesienie Eliasza, jest według wykładaczy postacią Wniebowstąpienia. Aniołowie zaś powiedzieli apostołom: „Jezus Chrystus powróci w ten sam sposób, jak widzieliście, iż wstępował”. Wniebowstąpienie i Sąd Ostateczny są więc ze sobą w jakimś tajemniczym związku.

Tak więc harmonie łączą się i odpowiadają sobie wzajemnie. Ten Eliasz, którego chwalcą uczynił się Duch Święty, rozpostarł cień swój nad dziejami świata. Rozkazywał wodzie, krwi i ogniowi w Starym Zakonie. Ukazał się na Taborze. Jest wysłańcem drugiego wydarzenia, a zakon Karmelitański uważa go za swego założyciela. Zakon Karmelu wzniósł się na kamieniu węgielnym, położonym przez Eliasza; a św. Jan [od Krzyża] i św. Teresa [z Avilla] przygotowywali się w oddali wieków, i kiedy ogień niebieski spadał na ofiarę proroka, oko przenikliwsze od naszego mogłoby zobaczyć rozbłyskujące w Bogu przeznaczenie wiekuiste tych dwojga, pełne wieńców i promieni, pełne gromów i błyskawic. Ω

Niniejszy artykuł jest rozdziałem z książki Ernesta Hello Żywoty świętych, Warszawa 1910.