Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Piotra Kanizjusza, wyznawcy i doktora Kościoła [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 4/2001 (41)

bp Bernard Fellay

List do Przyjaciół i Dobroczyńców

W niniejszym liście chciałbym przekazać informacje na temat stanu naszych stosunków z Rzymem. Wydaje się, że nadszedł właśnie czas, by podjąć się oceny sytuacji. Wiele pogłosek krąży na temat rozpoczętych w ubiegłym roku rozmów; część z nich jest fałszywa. Będąc świadomi, jak wysoka jest stawka i jaką wagę może mieć dla naszej przyszłości, przedstawiamy poniżej różne jej aspekty.

Patrząc na sytuację z naszej strony, zostaliśmy przez władze rzymskie zepchnięci na margines, by nie rzec – odrzuceni, z powodu naszej, doktrynalnie uzasadnionej, odmowy przyjęcia Soboru Watykańskiego II i posoborowych reform. Kiedy mówimy, że odrzucamy Sobór, nie oznacza to, że całkowicie odrzucamy wszystkie dokumenty Soboru, jako że zawierają one w dużej mierze proste powtórzenie tego, co nauczano w przeszłości. To, co atakujemy, to nowy język, wprowadzony w imię „duszpasterskiego” charakteru Soboru. Ten nowy język – niejasny, niedookreślony i dalece mniej precyzyjny – wyraża nową filozofię i jest podstawą nowej teologii. Usuwając jakiekolwiek utrwalone sposoby ujmowania istoty rzeczy, stara się raczej zwrócić uwagę na jej istnienie w danym momencie i pojąć ją stosownie do tego jak ulega zmianom. Skoro zmiana i ruch są częścią życia wszystkich istot żyjących, a więc idea zmiany wysuwa się na pierwszy plan i zaczyna być uważana za niezbędną część [istoty] Kościoła.

Dogmaty, uprzednio niezmienne, teraz stają się podatne na poprawianie i „udoskonalanie”, bądź zamyka się je w przeszłych wiekach, w których zostały sformułowane, jak gdyby miały przestać obowiązywać z powodu upływu czasu. Obstawanie przy rozumieniu ich w tym samym znaczeniu i w ten sam sposób, w jaki zawsze były przyjmowane, należy już do przeszłości. Wynika stąd coraz większa pokusa, aby jako absolut przyjąć coś, co jest niepełne. Ostatecznie to człowiek zostaje postawiony w centrum, a Bóg jest zepchnięty na dalszy plan. W ten sposób nadchodzi świt nowej religii. Moderniści są wystarczająco inteligentni, aby unikać bezpośredniej konfrontacji pomiędzy tym co nowe i stare. Prezentują oni swoje nowości jako wzbogacenie zawężonej drogi myślenia, obecnie udoskonalonej przez nowe idee. Niemalże wszystkie terminy, takie jak „zbawienie”, „łaska”, „objawienie”, „sakrament”, „tajemnica”, otrzymują nowe znaczenie. Proces ten w sposób szczególnie uderzający jest obecny w nowej liturgii, która w swych gestach i dostrzegalnych aspektach skupia się na człowieku i nie jest już hierarchicznie skierowana, poprzez kapłana, ku Bogu. Ofiara zastąpiona zostaje przez „Eucharystię” – wyraz używany uprzednio dla określania konsekrowanej Hostii. Odtąd nacisk kładzie się na posiłek, pomijając aspekt ofiarny. W tych zasadniczych zmianach widzimy źródło dzisiejszego upadku tego, co jeszcze pozostało po chrześcijaństwie oraz przyczynę obecnego kryzysu w Kościele katolickim.

Wolność religijna jest zasadniczo niezdolna do przeciwstawienia się fali zeświecczenia ogarniającej współczesny świat – w rezultacie świat staje się bezbożny; sam czyni się Bogiem. Gdy stworzenie raz zerwie zależność od swego Stworzyciela, aby ustanowić swoją autonomię i wolność, nie znajduje potem podstawy dla istotowej i całkowitej zależności od Boga. Tak więc, aby ocalić człowieka od totalitaryzmu nowoczesnego państwa, stworzenie usiłuje ustanowić osobę i jej wolność nadrzędną wartością, a stając na tej pozycji, nie jest w stanie dłużej godzić tak postawionej wolności z absolutną zależnością od Boga. Tedy z konieczności grzech, jako nieszczęście stworzenia buntującego się przeciwko swemu Stwórcy, nie jest dłużej zrozumiały, odpowiedzialność stworzenia staje się wątpliwa, a Zbawienie – jako Boża odpowiedź na to nieszczęście – traci w ludzkich oczach na znaczeniu.

Życie człowieka staje się zatem o wiele łatwiejsze – Boże przykazania odsuwa się na dalszy plan; dyscyplina, posłuszeństwo, skromność i wyrzeczenia – zanikają. Odkąd ustanowiona została „wielkość” człowieka, jego relacja z Bogiem – to znaczy religia – uzyskuje całkowicie odmienny wygląd. Ta nowa perspektywa chce być tak pozytywna i taki wysiłek podejmowany jest dla znalezienia „nasion Słowa” we wszystkich religiach, że idea powszechnego zbawienia jest obecnie mocno utwierdzona w umysłach bardzo wielu katolików. Wszystkie ekumeniczne celebracje i międzyreligijne deklaracje wiodą jedynie do potwierdzania tej nowej wizji życia. Efektem jest zatrważające rozprzestrzenianie się wśród wiernych przekonania, że nie ma znaczenia, jaką religię się wyznaje.

Stąd nasza postawa – trwałe trzymanie się wszystkiego tego, czego Kościół nauczał w przeszłości, tego wszystkiego, co zawsze kierowało chrześcijańskim życiem, lecz teraz jest odsunięte jako przestarzałe i nie na czasie. Nie zaprzeczamy, że pewien zakres zmian jest właściwy dla każdego życia społecznego, włączając w to także Kościół, lecz jednocześnie z pewnością wiemy, że na jabłoni zawsze wyrastają jabłka i jest absurdem oczekiwać, że w wyniku zmian jabłoń zacznie nagle rodzić pomarańcze.

Chrześcijańskie życie Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X niewątpliwie przynosi owoce zbawienia, co nawet Rzym przyznaje. Przyznaje także, że w Kościele panuje śmiertelny kryzys, przerażający upadek w nauczaniu doktrynalnym, brak zainteresowania sprawami wiary wśród wielu chrześcijan. Tego, że jedna z przyczyn zbliżenia się Watykanu do nas może leżeć w tych dwóch okolicznościach, nie można wykluczać. Jeśli Rzym woła nas jako strażaków, by pomóc w gaszeniu pożaru, to nie odmówimy naszej pomocy. Lecz zanim ruszymy w płomienie, prosimy, by najpierw odciąć dopływ gazu, który jest przyczyną pożaru!

Jakkolwiek głęboko pogrążony, Rzym przychodzi do nas z innego powodu. Ze strony Watykanu występuje obecnie zwielokrotnienie wysiłków i skupienie się ponad wszystkim na ustanowieniu „jedności”. Jeden szokujący i skandaliczny akt następuje po drugim – wszystkie jako próby przyciągnięcia do siebie chrześcijan rozłączonych i pozostających z dala od siebie. Determinacja w przezwyciężaniu różnic doktrynalnych poprzez wspólne akty liturgiczne bardzo mocno wyraża to nowe ekumeniczne dążenie. Nie można oprzeć się wrażeniu, że Watykan chce zepchnąć problem prawdy na drugi plan, aby pozostać ze wszystkimi w dobrych stosunkach. Niemniej jednak widoczne jest wyraźne pragnienie, by przezwyciężyć różnice doktrynalne poprzez wspólne działanie. W tym prawdopodobnie należy widzieć motywację Watykanu dla podjęcia zbliżenia w naszym kierunku ostatniej jesieni.

Oferowano nam praktyczne rozwiązanie, jednak bez podejmowania dyskusji w jakimkolwiek ważnym punkcie. Rzym ani nie zaprzecza, że są sprawy do dyskusji, ani nie odmawia zajęcia się później tymi kwestiami, lecz zaprasza nas do „powrotu do owczarni” bez dalszej zwłoki. Jako znak dobrej woli oferuje się nam rozwiązanie, co do istoty możliwe do przyjęcia, faktycznie zaś takie, które doprowadziłoby nas na dno – z czysto praktycznego punktu widzenia. Jednak jest to oferta, którą musimy odrzucić z następujących powodów: cała historia Bractwa Św. Piusa X pokazuje, że jesteśmy znakiem sprzeciwu, że nasze istnienie może wzbudzać gwałtowne reakcje, włącznie z nienawiścią ze strony wiernych, a zwłaszcza hierarchii kościelnej. Postawa wielu biskupów, którzy z jednej strony są otwarci na wszystkie rodzaje ekumenizmu, z drugiej zaś traktują nas z opryskliwością, dla której brak słów, zawiera głęboką sprzeczność.

Cierpimy z powodu tej sytuacji przez podziały, które mają miejsce w prawie wszystkich naszych rodzinach. Lecz ten bolesny podział nie może być zaleczony przez czysto praktyczne porozumienie. Rozwiązania tej sytuacji należy szukać gdzie indziej. W istocie Rzym nie rozumie naszej postawy wobec Nowej Mszy i reform posoborowych. Kiedykolwiek próbujemy przystąpić do głębi problemu, napotykamy każdorazowo na mur: nie wolno kwestionować reform Soboru. Można pozwolić nam na pewien stopień krytycyzmu, lecz z pewnością nie są dozwolone zarzuty tak zasadnicze, jak te, które ciągle nie przestają się pojawiać. Innymi słowy, jeśli zaakceptujemy rozwiązanie Rzymu dzisiaj, znajdziemy się jutro w obliczu tych samych problemów.

Z naszej strony – jesteśmy i chcemy pozostać katolikami. Sprawa naszego rzekomego odłączenia od Rzymu jest mniejszej wagi w porównaniu z głównym problemem, który wstrząsa Kościołem aż do jego fundamentów, a którego jesteśmy – wbrew sobie – zaledwie wymiernym znakiem. Ze strony Rzymu załatwienie sprawy naszego pozornego oddzielenia ma jednak pierwszorzędną wagę i priorytet ponad wszystko inne; kwestie doktrynalne mają być omawiane później. Poprzez tę pogoń za jednością Rzym naprawdę zmienił swe nastawienie wobec nas, rzeczywiście szuka rozwiązania, lecz jesteśmy zdania, że ciągle nie odkrywa istoty problemu. Z całą pewnością chcielibyśmy zobaczyć koniec kryzysu w Kościele. Z pewnością chcielibyśmy przestać być przeciwni Rzymowi. Lecz wymaga to zdecydowanie innego podejścia.

Brak zrozumienia naszej postawy ze strony Rzymu polega na tym, że jeśli dzisiaj zaakceptowalibyśmy porozumienie, jutro bylibyśmy narażeni dokładnie na to samo traktowanie, co Bractwo Św. Piotra, któremu nałożono kaganiec i zaprowadzono tam, gdzie nie chciało z własnej woli pójść – powoli, lecz konsekwentnie w kierunku Vaticanum II i reformy liturgicznej. Jeśli Bractwo Św. Piotra i pozostałe ruchy Ecclesia Dei ciągle dają sobie radę i trwają, najlepiej jak potrafią, to zawdzięczają to trwałości i stanowczości naszej postawy. Oczywiście jesteśmy wdzięczni za wszystko, co w zbliżeniu Rzymu wynika z dobrej woli, lecz wedle naszego osądu sprawy nie dojrzały jeszcze na tyle, by móc postąpić krok naprzód. Powody podane nam jako wytłumaczenie odmowy przyjęcia naszych wstępnych warunków, których spełnienie miało przywrócić nasze zaufanie, są wysoce znaczące: „Spowoduje to zbyt wiele sprzeciwów; może to oznaczać zarzucenie całej pracy Soboru”.

Widząc przed sobą ciągle ogrom zadań, nigdy nie odmówilibyśmy prawdziwej rozmowy, dotyczącej rzeczywistych problemów, lecz ten moment jeszcze nie nadszedł. Mamy także szczere i głębokie pragnienie Jedności Mistycznego Ciała; modlitwa naszego Pana „aby wszyscy byli jedno” jest także naszą modlitwą. Lecz chociaż praktykowanie miłości może wielce dopomóc w przyczynianiu się do jedności, niemniej jednak tylko wtedy, gdy umysły pozostają w zgodzie z prawdą. Wtedy wspólna dobra wola może być zjednoczona w drodze do wspólnego celu.

Nasze oczy zwrócone ku niebu, często odnawiamy w imieniu całego duchowieństwa błaganie Jezusa Chrystusa: Ojcze uświęć ich. Cieszymy się w myśli, że bardzo wielu wiernych (ze wszystkich stanów), biorąc do serca dobro swoich kapłanów i dobro całego Kościoła, łączy się z nami w tej modlitwie; nie mniej miłe dla nas jest wiedzieć, że jest także wiele wspaniałomyślnych dusz, nie tylko w domach zakonnych i klasztorach, lecz także żyjących wśród świata, które ofiarują siebie nieustannie jako święte ofiary Bogu w tej intencji. Niech Najwyższy przyjmie jako „woń wdzięczności” ich czyste i wzniosłe modlitwy i niech nie gardzi także naszymi najpokorniejszymi błaganiami; niech On w Swym miłosierdziu i opatrzności przyjdzie nam z pomocą, błagamy Go, i niech zleje na duchowieństwo te skarby łaski, miłości i wszystkich cnót zawartych w Najczystszym Sercu Jego najbardziej umiłowanego Syna (św. Pius X, encyklika Haerent animo).

Mocno polecamy waszym modlitwom, nie wątpiąc, że już wiele modliliście się w tej intencji, żeby Kościół odzyskał swoje prawdziwe oblicze – jasny, spokojny, wiekuisty, lśniący Bożą świętością i zapalający ziemię ogniem miłości Boga, który tak nas umiłował. Niech Matka Boża, która przewodzi tak jasno przez dzieje Kościoła, na tym początku milenium chroni was i błogosławi wam wraz z Dziecięciem Jezus, jak mówi liturgia – „cum prole pia”. Ω

5 maja 2001 r., wspomnienie św. Piusa V

+ Bernard Fellay
Przełożony Generalny Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X