Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
św. Marka, Ewangelisty [2 kl.]
Zawsze Wierni nr 6/2001 (43)

Michał A. Nowak

Posoborowy High Church

W stronę doktryny „syntezy”

Historia wielu odstępstw od wiary pokazuje, że po początkowym okresie rewolucji i radykalnego odrzucenia katolickich dogmatów i tego wszystkiego, co tę wiarę przypomina, następuje okres pewnej stabilizacji, a nawet powrotu do pierwotnie wzgardzonych form. Tak było np. w okresie Reformacji: początkowo Luter przyjął heretycką zasadę wolnej interpretacji Pisma św., a heretyckie wspólnoty były ściśle związane ze strukturami państw. Jednak warunkiem przetrwania herezji czy schizmy jest pewne upodobnienie się do hierarchii prawdziwego Kościoła – dlatego po pewnym czasie stworzono protestancką hierarchię, w dużej mierze wzorowaną na ustroju Kościoła katolickiego, a zasadę wolnej interpretacji Pisma św. ograniczono przez oficjalne wypowiedzi protestanckich synodów.

Schizma anglikańska była od czasów Elżbiety I pod wpływem kalwińskim i zaprzeczyła katolickiej nauce o Mszy św. i nauce o kapłaństwie, a księża zrzucili stroje duchowne. Po pewnym czasie jednak ta sama królowa, w celu pozyskania katolików dla protestanckiej Reformacji, nakazała ponowne wprowadzenie niektórych elementów ubioru duchownego – jednak ówcześni anglikańscy duchowni nie byli już kapłanami, gdyż przerwana została sukcesja apostolska. W XIX w. w łonie anglikanizmu powstał nurt bardzo zbliżony do katolicyzmu, zwany ruchem oksfordzkim. Członkowie tego ruchu twierdzili, że wierzą dokładnie w to samo, co katolicy, i nawet Mszę świętą traktowali jako Ofiarę przebłagalną. To prawda, że z ruchu tego wywodzi się wielu wielkich konwertytów, takich jak Henryk kard. Newman, niemniej jednak wielu uczestników ruchu oksfordzkiego pozostało w herezji i schizmie, i obiektywnie ich msze nie były ważne, a ich nabożeństwa nie były katolickie. Charakterystyczne jest tu, że w anglikanizmie potrafiły się pomieścić tak przeciwstawne sobie nurty, jak radykalnie protestancki Low Church oraz konserwatywny High Church. Jest symptomatyczne, że o ile prawda nie może być przemieszana, złączona z błędem, o tyle błąd może przyswajać elementy prawdy.

Historia lubi się powtarzać. Po pierwszym etapie soborowej rewolucji, która wstrząsnęła samymi podstawami doktryny i życia Kościoła, wydaje się usprawiedliwione stwierdzenie, że obecnie realizowany jest drugi etap – umacnianie i potwierdzanie „zdobyczy” Vaticanum II. Znajduje to zresztą potwierdzenie w oficjalnych dokumentach, np. ostatnio w Novo millenio ineunte, Dominus Iesus czy Liturgiam authenticam. Obraz Kościoła posoborowego przedstawiany jest zazwyczaj przy pomocy źle pojętej idei „pojednanej różnorodności”. W tym przypadku oznacza to pojednanie prawdy z błędem, posoborowego ekstremizmu z postawą dość konserwatywną, Komunii świętej przyjmowanej z należnym szacunkiem ze świętokradczą praktyką Komunii na rękę, chorału gregoriańskiego z sacro-polo, a nawet rapem. Nowym kardynałem zostaje mianowany względnie konserwatywny prałat Leo Scheffczyk, który brał udział w sesjach teologicznych, organizowanych przez wiernych Bractwa Św. Piusa X, m.in. obok biskupa Tissier de Mallerais; kardynałem zostaje też skrajny modernista Walter Kasper, który w swej książce pt. Jesus der Christus podważa historyczność faktu zmartwychwstania Pana Jezusa.

Długo można by przedstawiać listę podobnych antynomii. Istotne jest to, że nowy etap posoborowej rewolucji ma być właśnie syntezą tych sprzeczności. Głównymi przedstawicielami doktryny „syntezy” są prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Józef Ratzinger oraz prefekt Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów kard. Jorge Arturo Medina Estévez. Z tymi dwoma osobami wiążą się ostatnie znaczące dokumenty i wydarzenia, aby przypomnieć tylko opublikowanie tekstu uważanego za Trzecią Tajemnicę Fatimską, deklarację Dominus Iesus, czy Liturgiam authenticam (krytyczną analizę tych dokumentów może Czytelnik znaleźć w poprzednim numerze Zawsze wierni – przyp. M. N.). Obaj kardynałowie mieli przecież wpływ na przebieg rozmów z Bractwem Św. Piusa X. Obaj zostali niedawno też członkami komisji Ecclesia Dei. Znamienny jest fakt, że tak wysoko postawieni hierarchowie zajmują się kwestiami, które dotyczą relatywnie małej liczby wiernych, jako że osób zainteresowanych tradycyjną liturgią jest nieporównanie mniej niż wszystkich katolików posoborowych.

„Reforma reformy”

W dniach 22–24 lipca 2001 w opactwie benedyktynów w Fontgombault (Francja) odbyły się Dni Liturgiczne z udziałem kard. Józefa Ratzingera oraz czterech innych prałatów. Uczestniczyli w nich również przedstawiciele większości grup i wspólnot związanych z Komisją Ecclesia Dei: opactw benedyktyńskich, Bractwa Św. Piotra, Stowarzyszenia Św. Jana, Bractwa Św. Wincentego Ferreriusza, Instytutu Chrystusa Króla i innych. Panującą na tym spotkaniu ideę „syntezy” i przemieszania dobrze obrazuje fakt, że odprawiane tam były zarówno Msze w rycie tradycyjnym, jak i Novus Ordo Missae. Główna myśl spotkania wyrażona została przez kard. Ratzingera w słowach „reforma reformy”. Jak to ujął prof. Robert Spaemann, założyciel i były przewodniczący niemieckiego stowarzyszenia Pro Missa Tridentina: „Na razie są dwa ryty rzymskie: Novus Ordo Missae Pawła VI i Missale Romanum według wydania typicznego bł. Jana XXIII z 1962”.W przyszłości można myśleć albo o „pokojowym i braterskim współistnieniu dwóch rytów”, albo o ich zbliżeniu, które prowadziłoby do zmian w nich obu.

Jako punkt wyjścia często podaje się Mszał z roku 1965. O. Daniel Field, benedyktyn z francuskiego Randol mówił o „uprawnionej różnorodności”. Mówiono o perspektywie stworzenia „nowego ruchu liturgicznego”. O. Charbel Pazat de Lys, benedyktyn z klasztoru Le Barroux przypomniał, że niedawna instrukcja Kongregacji Kultu Bożego Liturgiam authenticam zawiera zachętę do „przygotowywania nowego okresu odnowy”.

Co miałoby stanowić jednak podstawę dla tej „nowej odnowy”, dla „reformy reformy”?

Inkulturacja nowych zasad

W orędziu do Zgromadzenia Plenarnego Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, datowanym na 21 września 2001, Jan Paweł II napisał m.in.:

Święta Liturgia, którą konstytucja Sacrosanctum concilium uznaje za szczyt życia kościelnego, nie może być nigdy redukowana do zwykłej rzeczywistości estetycznej, ani być uważana za narzędzie do celów czysto pedagogicznych lub ekumenicznych. Lud Boży potrzebuje widzieć w kapłanach i diakonach zachowanie pełne szacunku i godności, mogące pomóc w przenikaniu rzeczy niewidzialnych, choćby z niewielu słowami i objaśnieniami. W Mszale Rzymskim, tzw. Mszale św. Piusa V – jak i w różnych liturgiach wschodnich – znajdujemy bardzo piękne modlitwy, w których kapłan wyraża najgłębsze poczucie pokory i szacunku wobec świętych misteriów: to one objawiają samą istotę wszelkiej Liturgii.

Jan Paweł II zachęca też Kongregację, aby kontynuowała prace nad weryfikacją tłumaczeń tekstów liturgicznych. „Powinny one być nie tyle wyrazem twórczych innowacji, ile staranną pracą nad zachowaniem sensu tekstów oryginalnych”. Na zakończenie przesłania Jan Paweł II dziękuje Kongregacji, którą ceni za „działanie na rzecz wiernego stosowania orientacji Soboru Watykańskiego II”, za wszystkie inicjatywy, które doczekały się realizacji od czasu poprzedniego posiedzenia w roku 1996, takie jak trzecie wydanie Mszału Pawła VI, pierwszą edycję nowego rytu egzorcyzmów oraz nowego Martyrologium (na podst.: KAI, 29 września, 17 października 2001).

Należy przyznać w tym miejscu, że ta konserwatywna wypowiedź Jana Pawła II jest o tyle zaskakująca, że nigdy wcześniej nie wypowiadał się on pozytywnie o tradycyjnej katolickiej Mszy świętej. Jednak biorąc pod uwagę kontekst „nowego ruchu liturgicznego” można zrozumieć, że chodzi tu o drugi etap posoborowej rewolucji – etap „syntezy”. Jeżeli jeszcze przypomnieć sobie, ile razy Jan Paweł II w podobny sposób chwalił ekstremistyczne ruchy posoborowe, takie jak Neokatechumenat (Low Church?), to łatwiej będzie można zrozumieć, że mamy do czynienia raczej z inkulturacją zasad modernistycznych wewnątrz wspólnot tradycyjnych. Dodajmy też, że nie minęło kilka dni, a Jan Paweł II podobne słowa szacunku zaadresował do muzułmanów w czasie pielgrzymki do Kazachstanu: „Pragnę potwierdzić szacunek Kościoła Katolickiego dla Islamu” (KAI, 24 września 2001), a z kolei następnego dnia w Armenii schizmatycką wspólnotę przedchalcedońską uznał za część Kościoła Chrystusowego (zob. Wiadomości. Jan Paweł II w Armenii).

Część wspólnot, zachowujących tradycyjną liturgię, poczuła się nagle „dowartościowana”. Niektórzy posoborowi hierarchowie zaczęli doceniać ruch tradycyjny. Mówi się o tym, że uczciwa byłaby „mea culpa” za liturgiczne nadużycia po Soborze. Obrońcy tradycyjnej Mszy nagle mogą znaleźć się na salonach, w ramach „uprawnionej różnorodności”. Tkwi w tym dość istotne niebezpieczeństwo: pożądanie uznania i akceptacja status quo nowego porządku i nowej doktryny („Sobór tak – wypaczenia nie”), „synteza”, „jedność”: z szacunkiem dla Islamu, z całowaniem Koranu, wspólne nieszpory z luterskimi „biskupkami”, jedność z doktryną Dominus Iesus, gdzie prawosławie uznane zostaje za część Kościoła Chrystusowego itd. W ten sposób powstaje swoisty posoborowy High Church, który po ludzku rzecz biorąc może przynieść, coś dobrego, tak jak z anglikańskiego ruchu oksfordzkiego wywodzi się wielu wybitnych konwertytów. Jednak rzeczywistym kryterium jakie należy stosować do oceny jest to, jak widzi to Pan Bóg. Czy podoba się Jemu to przemieszanie, synteza? Ω