Bractwo Kapłańskie Świętego Piusa X
śś. Kleta i Marcelina, papieży i męczenników [3 kl.]
Zawsze Wierni nr 7/2006 (86)

Tomasz A. Droleskey

Pierwsza encyklika Benedykta XVI

Analiza krytyczna, cz. I

Żyjemy w czasach bezprecedensowych w historii Kościoła. To tragiczne, że encyklika papieska, poświęcona tak fundamentalnemu zagadnieniu jak miłość Boga do człowieka, musi być badana pod kątem wpływu modernistycznych myślicieli.

Dwa główne zarzuty, jakie można postawić pierwszej encyklice Benedykta XVI Deus caritas est, brzmią: 1° rezygnuje ona z precyzyjnego określenia, czym jest Boża miłość i co się na nią składa: pragnienie zbawienia każdego człowieka jako formalnego, ochrzczonego członka Kościoła katolickiego, 2° w sposób jawny odrzuca ona niezmienne nauczanie Kościoła katolickiego o społecznym panowaniu Chrystusa Króla. Jak można twierdzić, że encyklika ta „łączy ponownie” miłość z prawdą (jak gdyby rozdział taki miał miejsce kiedykolwiek w historii Kościoła), podczas gdy sugeruje ona fałszywą dychotomię pomiędzy „miłością” a prawdą o konieczności istnienia państw katolickich, którą wytrwale przypominali papieże od Grzegorza XVI po Piusa XI, w reakcji na błędy współczesnej filozofii i modernizmu? Benedykt XVI ukazał w swej encyklice, że nie jest zwolennikiem objawionej prawdy, wedle której Chrystus ma panować jako Król wszystkich ludzi i wszystkich narodów.

Poniższa analiza obejmować będzie dwie części. W pierwszej z nich postaramy się wskazać na modernistyczne wpływy w spekulatywnych rozważaniach Ojca Świętego odnośnie do natury miłości. W drugiej wykażemy absolutną sprzeczność pozytywnego stosunku papieża do współczesnego państwa z autentycznym nauczaniem Kościoła katolickiego.

Nowa teologia

Będący syntezą wszystkich herezji modernizm w przebiegły sposób maskuje się, usiłując zwieść przeciętnych katolików i przekonać ich, że jego rewolucyjne nowinki pozostają w całkowitej zgodzie z depozytem wiary. Nie ma żadnej przesady w twierdzeniu, że jest on najbardziej zgubną ze wszystkich herezji, ponieważ nierzadko bardzo trudno jest przebić się przez naszpikowane cytatami z Pisma św., katolicko brzmiące wielomówstwo i odkryć podstępny wpływ błędnych lub heretyckich koncepcji.

Jan Vennari, wydawca „The Catholic Family News”, jest bez wątpienia jednym z najbardziej wnikliwych analityków, potrafiących wykryć wpływy modernistyczne w oficjalnych wypowiedziach Kościoła. W swym wykładzie wygłoszonym podczas konferencji w Indianie 29 października 2005 r., poświęconym „nowej teologii” Henryka de Lubaca, Maurycego Blondella i Jana Ursa von Balthasara, w przekonujący sposób pokazał, jak modernizm został „przepakowany”, by przemycić heglizm (wedle którego Bóg i Jego prawdy są przedmiotem nieustannej zmiany) do nauki i życia Kościoła. Wykład ten jest wspaniałym streszczeniem zbioru błędów, które infekują dziś umysły wielu członków Kościoła, włączając w to śp. Jana Pawła II oraz Benedykta XVI, odchodzących za przykładem ojców nowej teologii od tradycyjnego tomizmu.

Nie wolno nam się oszukiwać, że owi twórcy nowej teologii, będący w rzeczywistości przefarbowanymi modernistami, nie wywierali znaczącego wpływu na kurs Kościoła w epoce posoborowej. Jesteśmy świadkami redefiniowania wszystkich niemal aspektów wiary, w myśl zasady, że w naturze Bożych prawd nie ma nic niezmiennego, nie ma dogmatycznej deklaracji Kościoła, której nie dałoby się zrewidować i „uwspółcześnić”, nie ma żadnego aspektu praktyki duszpasterskiej, która może pozostać nietknięta. W ten sposób kontynuowana jest zagrażająca zbawieniu dusz i znieważająca Boga rewolucja. (...)

Urs von Balthasar

Chociaż każdy ze wspomnianych wyżej teologów wywierał przez dekady wpływ na umysł Benedykta XVI, to właśnie Jan Urs von Balthasar zasłużył sobie na miano modernistycznego guru. Von Balthasar, który zmarł w roku 1988, zanim mógł otrzymać kapelusz kardynalski z rąk Jana Pawła II, wyznawał herezję powszechnego zbawienia, wedle której wszyscy ludzie, ochrzczeni i nieochrzczeni, osiągają życie wieczne. W swym artykule opublikowanym w „The New Oxford Review” z 1999 r. o. Roger Scanlon OFM poddał miażdżącej krytyce tezę Balthasara, że wszyscy ludzie, włączając w to Judasza Iskariotę, będą zbawieni:

Kolejnym ustępem Pisma św., który neguje możliwość powszechnego zbawienia i rozwiewa nadzieję Balthasara na to, że wszyscy ludzie osiągną życie wieczne, jest fragment Ewangelii wg św. Łukasza (13, 23–24). Św. Łukasz pisze: „I rzekł Mu ktoś: Panie, czy mało jest tych, co mają być zbawieni? On zaś rzekł do nich: Usiłujcie wejść przez ciasną bramę; bo powiadam wam, że wielu będzie chciało wejść, a nie będą mogli”. Tak więc «wielu nie będzie mogło wejść», czyli wielu nie będzie zbawionych.

Słowa Pana Jezusa z Ewangelii św. Łukasza nie mogą zawierać błędu. Pius X potępił twierdzenie, że „Boskie natchnienie nie rozciąga się na całe Pismo św. tak, że zabezpiecza każdą jego część od wszelkiego błędu” (Enchiridion symbolorum [Denzinger], wydanie 30, 2011, 2065a). Również II Sobór Watykański stwierdza, że księgi «Pisma św. nauczają prawdy Bożej bez błędu» (Dei verbum 11). Jest więc potwierdzone przez Boga i całkowicie pewne, że wielu ludzi nie wejdzie do królestwa Bożego.

Balthasar w książce Dare We Hope przyznaje, że pogląd św. Augustyna, iż wielu ludzi pójdzie do piekła, podzielali Ojcowie i doktorry Kościoła, jak Grzegorz Wielki, (...) Anzelm, Bonawentura i Tomasz [z Akwinu] oraz katoliccy uczeni, jak np. kard. Newman. Balthasar gani św. Augustyna za wprowadzanie Kościoła w błąd przez twierdzenie, że „jest wielu mieszkańców piekła”. Jednak w rzeczywistości to Pan Jezus, a nie św. Augustyn, mówił jako pierwszy, że «wielu» będzie potępionych (Łk 13, 23–24). Również w liście św. Judy Apostoła czytamy: «Jak Sodoma, Gomora i sąsiednie miasta, oddawszy się w podobny sposób wszeteczeństwu i poszedłszy za cudzym ciałem, stały się przykładem, cierpiąc kary ognia wiekuistego» (Jud 1, 7). Synod w Quiersy w roku 853 stwierdził: «Nie wszyscy będą zbawieni» (Denz 318), a trzeci synod w Walencji w roku 855 mówił o tych, «którzy od początku świata, aż do męki naszego Pana, umierali w swych niegodziwościach i zostali ukarani wiecznym potępieniem» (Denz 323). Pius II w roku 1459 potępił nawet opinię, że «wszyscy chrześcijanie będą zbawieni» (Denz 717b).

Tak więc, choć Magisterium nie potępiło do tej pory Judasza z imienia ani nie potępiło samej nadziei na powszechne zbawienie, Kościół nie ma w tej kwestii wątpliwości. Pismo św., Tradycja i Magisterium poświadczają, że Judasz i wielu innych utracili życie wieczne. Konsekwentnie, nadzieja Balthasara na powszechne zbawienie sprzeciwia się Pismu św., Tradycji i Magisterium.

Rzut oka na filozofię Hegla pomoże nam zrozumieć, dlaczego Balthasar uważał, że mógł przeciwstawić twierdzeniu Pana Jezusa, iż Judasz jest potępiony, nadzieję, że osiągnął on jednak życie wieczne. XVIII-wieczny filozof Jerzy Wilhelm Fryderyk Hegel twierdził, że żadna prawda ani koncepcja religijna nie jest w sposób bezwzględny pewna. Wszystkie są w pewien sposób fałszywe lub względne. Jedynie Bóg jest absolutną prawdą. Tak więc, wedle Hegla, koncepcje religijne, pojęcia czy dogmaty mogą być wzajemnie sprzeczne, a jednak znajdować syntezę w Bogu, który jest prawdą absolutną. Każda koncepcja zawiera w sobie wewnętrzną sprzeczność. „Każda teza zawiera już w sobie antytezę, obydwie zaś zostają zniesione w syntezie”. (...) Encyklopedia definiuje dialektykę jako proces rozwoju rzeczywistości, w którym każde zjawisko staje się przeciwieństwem tego, czym było wcześniej, i przez negację tego przeciwieństwa wchodzi na nowy, wyższy etap rozwoju. Hegel twierdził, że «konieczność sprzeczności» w obrębie wszelkich koncepcji jest nieodzowna dla poznania absolutu, którym jest Bóg.

Również Balthasar wierzył, że „antyteza” jest częścią prawdy, a jedynie Bóg jest prawdą absolutną. (...) W swej książce Word and Revelation pisał, że sprzeczne mogą być ze sobą nawet prawdy zawarte w Piśmie św. – z czego wynika, że nie są one w sposób bezwzględny pewne. Każda z nich jest względna i w pewien sposób sprzeczna z innymi oraz fałszywa, osiągną one swą syntezę dopiero wówczas, kiedy wrócimy do Ojca, który jest prawdą absolutną. Na razie jednak nie możemy pokładać ufności nawet w słowach Chrystusa. Balthasar stwierdza: «Słowo Chrystusa, który mówił, jak nikt inny nie mówił, który jako jedyny przemawiał jak posiadający władzę, jest niemniej jedynie niepewnym mostem pomiędzy bezsłownością świata i supersłowem Ojca».

Balthasar dowodził w Dare We Hope, pomimo ustępów Pisma św. mówiących, że w piekle znajdują się potępieni, iż istnieją również fragmenty to negujące, „dające nadzieję na perspektywę powszechnego odkupienia”. Jako przykład podawał ustęp z Pierwszego Listu do Tymoteusza (2, 4), w którym czytamy, że Bóg chce, by wszyscy ludzie byli zbawieni. Twierdził, że te ustępy Pisma św. są «jawnie sprzeczne» z fragmentami mówiącymi o potępieniu grzeszników (np. «wielu (...) nie będzie w stanie wejść»). Uważał, że «nie możemy ani nie potrafimy dokonać ich syntezy». Ponieważ sprzeczność ta może być rozwiązana dopiero w życiu wiecznym, w chwili obecnej nie możemy mieć pewności. A więc Balthasar ma nadal nadzieję na zbawienie Judasza.

Jednak ustępy te wydają się sprzeczne jedynie dlatego, że Balthasar odnosi słowa mówiące, iż „Bóg pragnie, by wszyscy ludzie byli zbawieni” czy «wielu (...) nie będzie w stanie wejść», do przyszłości. Jednakże nie możemy tak traktować słów mówiących o woli Boga, jak gdyby odnosiły się do rzeczywistości przyszłej. Pomimo że wiemy, iż Bóg nie chciał, aby Adam i Ewa jedli «owoc z drzewa pośrodku ogrodu» (Gen 3,3), a więc na pewno jest Jego wolą, byśmy nie grzeszyli – jednak Adam i Ewa zjedli z tego drzewa i popełnili grzech. Konsekwentnie, wiara, że wszyscy będą zbawieni – podczas gdy Pismo św. mówi, że niektórzy są potępieni – jest podobna do nadziei, że nikt nigdy nie zgrzeszy, podczas gdy wiemy, że Adam i Ewa zgrzeszyli. Taka nadzieja byłaby absurdem.

Co ważniejsze jednak, filozofia Balthasara odnośnie do prawdy narusza pierwszą zasadę logiki (prawo naturalne) mówiącą, że tej samej rzeczy nie można twierdzić i negować w tym samym czasie. Nie można mówić, że Judasz jest potępiony i że potępiony nie jest. Nadzieja, że jest on zbawiony, podczas gdy Biblia twierdzi coś przeciwnego, jest sprzeczna z Pismem św. i nauczaniem Kościoła. Kościół naucza, że Bóg nie może nigdy sam sobie zaprzeczać (Denz 1797), co jest gwarancją, że znaczenie nauczania Pana Jezusa w Nowym Testamencie i dogmaty Kościoła nigdy nie mogą zmieniać znaczenia (Denz 1818).

Powyższa przenikliwa, a zarazem druzgocąca analiza, ukazująca podstawy światopoglądu Benedykta XVI, jest absolutnie konieczna do zrozumienia jego pierwszej encykliki – Deus caritas est. Nie trzeba polegać na słowie tradycyjnego katolika, by przekonać się, że jest ona elementem soborowej rewolucji, nawiązaniem do sloganu von Balthasara, że „jedynie miłość jest wiarygodna”. Wystarczy przypomnieć sobie słowa ks. Jesusa Vilagrasa z artykułu Rewolucyjna encyklika Benedykta XVI zamieszczonego przez agencję Zenit 5 lutego 2006:

Przyjrzałem się teologiczno-filozoficzno-religijnej strukturze pierwszej części encykliki, gdzie pojęcie miłości zanalizowano najpierw w świetle religii, a następnie filozofii i Biblii.

Filozofia pozwoliła oczyścić negatywne elementy obecne w religiach, niezdolna jest jednak do dania ostatecznej odpowiedzi na ludzkie pragnienie miłości. Jedynie Wcielone Słowo wyjaśnia tajemnicę człowieka i ludzkiej miłości.

Na założeniu tym oparł swą myśl wielki teolog Jan Urs von Balthasar. W swej książce Epilogue pragnął przedstawić ogólny zarys swej monumentalnej koncepcji. Posłużył się wyobrażeniem katedry i jej trzech części. Przedsionek zajmują religie i systemy [filozoficzne], co symbolizuje poszukiwanie znaczenia rzeczywistości i sensu ludzkiego bytu. Schody prowadzą do „sanktuarium” teologii, gdzie kontemplowane są chrześcijańskie tajemnice Wcielenia i Trójcy. Myślę, że struktura ta obecna jest w pierwszej części encykliki.

Ks. Bertrand DeMargerie SI tak podsumował na łamach „The Thomist” ze stycznia 2000 r. pogląd von Balthasara na naturę Trójcy Świętej:

Podobnie, wbrew poglądom Balhtasara, Ojciec i Syn nie zawdzięczają swej władzy przyzwoleniu Ducha Św. w większym stopniu, niż Ojciec posiada swe ojcostwo za przyzwolenia Syna. Wzajemne relacje pomiędzy Osobami Trójcy w żaden sposób nie implikują „braku pełnej boskości” – idea taka była całkowicie obca tradycji patrystycznej i średniowiecznej teologii. Można by powiedzieć o tych poglądach to samo, co o wyobrażeniach na temat cierpień i namiętności bogów greckich. Fundamentalny błąd polega tu na wyobrażaniu Trójcy na podobieństwo człowieka, zamiast trzymaniu się via negativa i via eminentiæ (...).

Dla Balthasara na krzyżu dokonuje się jedynie dramat dotyczący wewnętrznego życia Trójcy: jeśli Ojciec daje siebie Synowi, opuszczając Go [najpierw], i jeśli Syn odpowiada z doskonałym posłuszeństwem, jeśli mamy do czynienia z nieskończenie dramatycznym aktem daru z samego siebie i odpowiedzią na niego, akt ten implikuje w równej mierze nieskończone rozdzielenie pomiędzy Ojcem a Synem, jak i ich nieskończoną jedność, gdyż ich rozdzielenie jest równocześnie podtrzymywane i przezwyciężane przez Ducha. Wpływ dialektyki heglowskiej na całą tę pneumatologię krzyża jest ewidentny.

Nie ma więc wątpliwości, że Deus caritas est i zawarte w niej rozważania nad Bożą miłością są produktem heretyckich poglądów Jana Ursa von Balthasara, głoszącego, że miłość Boga do człowieka jest tak wielka, iż żaden człowiek nie może być potępiony na wieczność. W encyklice nie sposób znaleźć żadnej formalnej definicji natury Bożej miłości. Ojciec Święty wydaje się celowo rozwlekać te rozważania, by uniknąć stwierdzenia prostej prawdy, że miłość Boga jest aktem Jego woli. To nie uczucie. To nie sentyment. Bóg darzy miłością siebie, który jest samą prawdą. Jego miłość do człowieka jest więc wyrazem miłości do siebie samego, przez którą kocha On w człowieku to, co widzi w nim z siebie, tj. nieśmiertelną, rozumną duszę, wyposażoną w intelekt i wolę. A najwyższym wyrazem Bożej miłości do człowieka jest Jego pragnienie, by współpracował on z łaskami, jakie wysłużył mu na drzewie krzyża, by trwał do ostatniego tchnienia w stanie łaski uświęcającej, jako członek Kościoła katolickiego. Innymi słowy, Bóg pragnie, by każdy człowiek zbawił swą nieśmiertelną duszę jako katolik. Do człowieka należy odpowiedź na tę Bożą miłość, współpraca z Jego nieprzebranymi łaskami.

Wpływ von Balthasara na Deus caritas est dostrzec możemy również w tym, co tekst ten pomija, m.in. fundamentalną katolicką prawdę, że miłość, również miłość Boża, jest aktem woli. Tak, Ojciec Święty pisze w jednym miejscu, że „historia miłości pomiędzy Bogiem a człowiekiem” pociąga za sobą „komunię woli”, nigdzie jednak nie definiuje precyzyjnie, jaka jest wola Boża w stosunku do człowieka: by żył i umarł jako katolik.

Inne dwuznaczności

Chociaż Ojciec Święty uwzględnia fakt, że miłość nie jest jedynie sentymentem i zakłada „komunię woli” pomiędzy Bogiem a człowiekiem, nigdzie jednak nie wspomina, w jaki sposób musimy kochać Boga i że musimy kochać bliźnich dla miłości Boga. Jego odpowiedź na różne obiekcje odnośnie do natury miłości są mętne i brak im katolickiej doktrynalnej jasności.

Zbawiciel nauczał nas jasno o prawdziwej naturze miłości Boga i bliźniego: „Będziesz miłował Pana, Boga twego, z całego serca twego i z całej duszy twojej i z całego umysłu twego i z całej siły twojej. (...) A drugie jest temu podobne: Będziesz miłował bliźniego twego, jako samego siebie. Nad te nie masz innego większego przykazania” (Mk 12, 30–31).

Nikt nie kocha bliźniego w sposób autentyczny, jeśli nie pragnie dla niego tego, czego chce Bóg dla wszystkich ludzi: by osiągnęli zbawienie jako członkowie Kościoła katolickiego. To nie uczucie. To odzwierciedlenie niezrównanej miłości Boga do swych rozumnych stworzeń, miłości, która sprawiła, że stał się jednym z nas we wszystkim oprócz grzechu, by spłacić w swym Boskim człowieczeństwie krwawy dług za grzech, który byliśmy Mu winni jako Bogu. Musimy pragnąć kochać Boga właśnie i wyłącznie w taki sposób, jaki objawił On przez swój prawdziwy Kościół. Kochać Boga oznacza więc kochać bezwarunkowo wszystko, co zawarte jest w depozycie wiary, powierzonym przez Niego Kościołowi katolickiemu.

Streszczając: Miłowanie Boga oznacza, że musimy przez akt naszej woli kochać zarówno doktryny jak i tradycje (włączając w to Mszę św.), które powierzył On Apostołom, by przekazali je dalej nam, przy nieomylnej asystencji Ducha Świętego. Jednak Benedykt XVI w swej encyklice nigdzie o tych prawdach nie wspomina.

Porównajmy modernistyczny styl Benedykta XVI z jasnością encykliki Piusa XII Haurietis aquas z 15 maja 1956 roku, dotyczącej kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa:

To przecież tylko siła miłości to sprawia, że dusze ludzkie oddają się całkowicie i doskonale pod panowanie Boga, a uczucia ludzkie tak łączą się z wolą Bożą, że stają się czymś jednym: „Kto łączy się z Panem, jest z Nim jednym duchem””.

Rozważmy też słowa Doktora Anielskiego, św. Tomasza z Akwinu, dotyczące natury Bożej miłości, jako aktu Jego Boskiej woli, zawarte w Sumie teologicznej – nie cenionej już niestety przez obecnych dzierżycieli tronu św. Piotra:

Odpowiadam, że musimy twierdzić, iż w Bogu jest miłość: ponieważ miłość jest pierwszym poruszeniem woli i każdej skłonności. A ponieważ akty woli i każde upodobanie skłania się ku dobru albo złu, jako swym właściwym celom, i ponieważ to dobro jest zasadniczo i w szczególny sposób przedmiotem woli i upodobania, podczas gdy zło jest ich przedmiotem jedynie w sposób drugorzędny i niebezpośredni, jako przeciwstawne dobru, wynika z tego, że akty woli i upodobania, które odnoszą się do dobra, muszą być w sposób konieczny uprzednie w stosunku do tych, które odnoszą się do zła, tak więc np. radość jest uprzednia w stosunku do żalu, miłość w stosunku do nienawiści, ponieważ to, co istnieje samo z siebie, jest zawsze uprzednie w stosunku do tego, co istnieje przez coś innego. I znów, to, co jest bardziej powszechne, jest uprzednie w stosunku do tego, co jest mniej powszechne. Stąd intelekt skierowany jest najpierw ku powszechnej prawdzie, a na drugim miejscu ku prawdom szczegółowym i pojedynczym. Istnieją pewne akty woli i skłonności, które odnoszą się do dobra pod pewnym szczególnym względem, jak radość i zadowolenie z dobra obecnego i posiadanego, podczas gdy pragnienie i nadzieja odnoszą się do dobra jeszcze nie posiadanego. Miłość jednak odnosi się zawsze do dobra, niezależnie od tego, czy je posiadamy, czy nie. Stąd miłość jest w sposób naturalny pierwszym aktem woli i upodobania, z którego to powodu wszystkie inne pragnienia implikują miłość, jako swoje źródło i początek. Nikt bowiem nie pożąda niczego, ani nie cieszy się niczym, oprócz dobra, które kocha; nic nie jest obiektem nienawiści, poza tym, co jest w sprzeczności z obiektem miłości. Podobnie jasne jest, że żal i inne podobne rzeczy muszą być odnoszone do miłości jako do swej pierwszej zasady. Stąd u kogokolwiek jest wola i pragnienie, musi być również miłość, ponieważ gdy jej brakuje, brakuje również wszystkiego, co ona za sobą pociąga. Wykazaliśmy, że wola jest w Bogu (19, 1), stąd więc musimy przypisać Mu miłość.

Jednakże w Deus caritas est nie znajdujemy rozważań na ten temat.

Ponadto w encyklice tej Benedykt XVI poczynił znaczącą wzmiankę dotyczącą pogańskiego greckiego terminu oznaczającego miłość: eros, który papież odnosi do samego Boga, co jest naprawdę bez precedensu w historii Kościoła. Papież poświęca cały akapit, by wykazać, że rozmaite biblijne fragmenty mają odważnie „erotyczny” charakter, pokazując w ten sposób, że jest raczej wielbicielem Zygmunta Freuda, niż Ojców i doktorów Kościoła. Stosowanie względem natury Bożej miłości do człowieka i miłości człowieka do Boga terminów mających swoje źródło w pogańskiej filozofii – które zostały entuzjastycznie wskrzeszone przez świeckich psychologów ostatnich stuleci – jest bluźnierstwem. Przykład ten zachęci jedynie modernistycznych biskupów i kapłanów do obrazowego przedstawiania tej miłości w swych pismach i naukach (...). Jest to jeszcze jeden przykład wpływu von Balthasara, usiłującego wprowadzić pojęcia obce wierze w imię „Bożej miłości”.

Czego nie ma w Deus caritas est

Chociaż druga część tego artykułu skupi się raczej na usiłowaniu usprawiedliwienia przez encyklikę Deus caritas est odrzucenia społecznego panowania Chrystusa Króla i na zanegowaniu konieczności odbudowy państw wyznających publicznie religię katolicką, wspomnijmy jeszcze, że w jej fragmencie poświęconym praktykowaniu miłości w życiu katolików nie wspomina się w ogóle o duchowych dziełach miłosierdzia. Jest to całkowicie zgodne z etosem soboru i heretycką teologią von Balthasara. Nie ma już potrzeby wymieniania, ani tym bardziej praktykowania, duchowych dzieł miłosierdzia: 1° pouczania nieświadomych, 2° doradzania wątpiącym, 3° napominania grzeszników, 4° znoszenia cierpliwie zła, 5° chętnego darowania zniewag, 6° pocieszania cierpiących, 7° modlitwy za żywych i umarłych. Benedykt XVI nie wymienia tych duchowych dzieł miłosierdzia, ponieważ jasne jest, że nie wierzy, by ktokolwiek, czy to w Kościele katolickim, czy poza nim, znajdował się w bliskim niebezpieczeństwie wiecznego potępienia.

Papież nie powiedział tego oczywiście wprost. Nigdy jednak nie wyraził dezaprobaty wobec tez, które można znaleźć w pismach von Balthasara. Wręcz przeciwnie, wychwalał go pod niebiosa z okazji stulecia jego urodzin, zaledwie kilka miesięcy temu. Jak donosiła agencja Zenit 7 października 2005 roku:

Papież Benedykt XVI złożył hołd swemu przyjacielowi, nieżyjącemu już teologowi Janowi Ursowi von Balthasarowi, w przesłaniu wydanym 7 października 2005 r. Papieskie przesłanie skierowane jest do uczestników seminarium odbywającego się w ten weekend na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim. Ma ono miejsce w stulecie urodzin szwajcarskiego teologa i poświęcone jest znanemu zdaniu Balthasara: „Jedynie Bóg jest wiarygodny”.

W swym przesłaniu, które zostało odczytane uczestnikom seminarium przez bpa Rino Fisichella, rektora Uniwersytetu Laterańskiego, papież Benedykt mówi o swej bliskiej przyjaźni z von Balthasarem i podkreśla, że dzieło szwajcarskiego teologa „nadal zachowuje swą całkowitą aktualność”. «Jan Urs von Balthasar – pisze papież – był teologiem, który poświęcił swe życie służbie Kościołowi, ponieważ był przekonany, że teologia jest użyteczna jedynie w kontekście katolickiej praktyki. Mogę zaświadczyć, że jego życie było autentycznym poszukiwaniem prawdy» – dodał papież. Benedykt XVI wyraził nadzieję, że obchody stulecia urodzin [Balthasara] ożywią zainteresowanie jego dziełem, przypominając przy tym twierdzenie Henryka de Lubaca, że szwajcarski teolog był «najbardziej wykształconym człowiekiem naszego stulecia». Seminarium odbywające się na Uniwersytecie Laterańskim było częściowo sponsorowane przez Communio, międzynarodowy periodyk założony przez Balthasara we współpracy z innymi teologami, m.in. Józefem Ratzingerem (obecnym Benedyktem XVI) i Angelo Scola (obecnym patriarchą Wenecji). W dyskusji wzięli udział m.in. kard. Scola, kard. Jakub Stafford i kard. Marek Quellet.

Papież chwali Jana Ursa von Balthasara za życie poświęcone „autentycznemu poszukiwaniu prawdy”. Cóż... Ale my nie musimy poszukiwać prawdy. Została ona już przekazana przez Prawdę Wcieloną Kościołowi katolickiemu. Jedyne, co człowiek powinien zrobić, to podporządkować swą wolę prawdzie, która została objawiona przez Boga oraz sformułowana doktrynalnie przez papieży i sobory dogmatyczne, a nie bawić się w redefiniowanie przekazanego depozytu wiary wedle własnego widzimisię. Tak więc życie von Balthasara zostało zmarnowane przez jałowe poszukiwanie prawdy, która cały czas była dla niego dostępna w depozycie wiary.

Co ciekawe, encyklika Deus caritas est, która nie zawiera nawet jednego odsyłacza do jakiejkolwiek encykliki przedsoborowych papieży (i jedynie dwa nieuzasadnione do nich odwołania w samym tekście głównym), nie wspomina nic o Bożej sprawiedliwości. Jak encyklika traktująca o miłości Bożej może nie rozważać Jego sprawiedliwości?

Bóg pragnie, byśmy współpracowali z Jego łaską, byśmy trwali aż do ostatniego tchnienia w stanie łaski uświęcającej. Jeśli jednak człowiek do swych ostatnich chwil nie okazuje skruchy, Bóg wyraża swój szacunek do wolnej woli człowieka, nie narzucając mu w momencie śmierci tego, czego nie wybrał on za życia. Wołanie: „O mój Jezu, miłosierdzia!” może wystarczyć do zdobycia przez grzesznika nagrody dobrego łotra – Dyzmy. Jednak nie odwołując się do Bożego miłosierdzia, grzesznik nie daje Bogu wyboru. To grzesznik wybiera piekło. Bóg kocha człowieka tak bardzo, że pozwala, by wybrał on wieczność bez Niego, jeśli odrzuci współpracę z łaskami, jakich mu udziela, by uratował swą duszę za pośrednictwem Kościoła katolickiego. Żadne rozważania na temat Bożej miłości nie mogą być kompletne, bez wzmianki o możliwości wiecznego potępienia. Dlatego właśnie modlitwy tradycyjnej Mszy, zawierające odniesienia do takiej możliwości (...), są tak znienawidzone przez modernistów. Benedykt XVI nie mógł wspomnieć o tej rzeczywistości w Deus caritas est i pozostać wiernym swemu mentorowi, Janowi Ursowi von Balthasarowi, czy teologom w rodzaju de Lubaca.

Pierwsza część tej encykliki (której tekst objęty został prawem autorskim, by zapobiec jego swobodnemu powielaniu), daleka od „jasności” w wyrażaniu „prawdy”, jaką przypisują jej niektórzy gorliwi apologeci papiescy, włączając w to księży z niektórych wspólnot Ecclesia Dei, jest w istocie doskonałym przykładem ulubionej przez modernistów praktyki, polegającej na wprowadzaniu niejasności i dwuznaczności. Jak wspomniałem wcześniej, jej druga część odrzuca w sposób wyraźny społeczne panowanie Chrystusa Króla i konieczność przywrócenia państw katolickich (...). Nie ma to nic wspólnego z miłością do Boga i Jego niezmiennych prawd. Jest co najwyżej przejawem umiłowania modernizmu i współczesnej filozofii. cdn.

Dokończenie analizy w następnym numerze Zawsze wierni. Tekst za „Catholic Family News”. Przełożył Tomasz Maszczyk.

Pozostałe części: